[Czas: podczas drugiej plagi, przed trzecią]
Przez chwilę Hana trwała w dziwnym bezruchu, targana wieloma emocjami.
Miejsca, które dotknęła Blodhundur, wywoływały dreszcze na całym jej ciele -
zaczęły od karku, by skończyć na stawach tylnych łap. Nerwy w jej ciele
grzmiały. Ale Haneczka tylko się patrzyła. Ignorowała wszelkie sygnały od
swojego organizmu, jakoby ich w ogóle nie było. Zawiesiła swoje spojrzenie
na pewnych błękitnych ślepiach, które właśnie teraz wpatrzone były w nią.
Tylko w nią. Wydawało się jej, jakby stanęła pośrodku ciemności a ją
obserwowały dwa słońca, które jakimś cudem zmieniły swoją barwę na nieco
ciemniejszą. Przypomniała sobie, jak przy ich pierwszym spotkaniu porównała
ślepia Blod do dzikiego ognia zamkniętego w okowach lodu. Nadal przy tym
obstawała, aczkolwiek z drobną zmianą. Warstwa szadzi się zmniejszyła, bądź
całkowicie zniknęła.
— A mi nie jest ciężko. — Hana wzięła głęboki oddech, czując, jak drży.
Spojrzała się czule na ciemną, delikatnie się uśmiechając — Także czuję do
ciebie coś więcej. Siedziało to już we mnie od pewnego czasu, ale...
Hana wtuliła się w bok Blodhundur, nie czekając na jej reakcję. Feralna muzyka nadal dudniła jej w uszach, nie pozwalając złapać spokojnego oddechu. Nie miała tylko pojęcia, jakim cudem. Jakim cholernym trafem urządzenie zadziałało, wybrało akurat tę melodię i odtworzyło ją w taki sposób, że każde słowo piosenki było dobrze zrozumiałe? Cóż, nie miała zamiaru narzekać a tym bardziej, zastanawiać się. Nigdy w życiu nie czuła się taka szczęśliwa.
Hana wtuliła się w bok Blodhundur, nie czekając na jej reakcję. Feralna muzyka nadal dudniła jej w uszach, nie pozwalając złapać spokojnego oddechu. Nie miała tylko pojęcia, jakim cudem. Jakim cholernym trafem urządzenie zadziałało, wybrało akurat tę melodię i odtworzyło ją w taki sposób, że każde słowo piosenki było dobrze zrozumiałe? Cóż, nie miała zamiaru narzekać a tym bardziej, zastanawiać się. Nigdy w życiu nie czuła się taka szczęśliwa.
Hana nie potrafiła zasnąć. Czuła, jak w jej środku tli się istna esencja
szczęścia i jak właśnie to życiodajne paliwo, w postaci zwykłej radości, ją
napędza. Dawało jej energię do wszystkiego. Sprawiało nawet, że wszystkie
myśli Haneczki kręciły się wokół rzeczy zaiste pozytywnych - do jej łebka
nie wkradł się żaden czarny scenariusz czy żadna zła myśl. Trzeba przecież
świętować! Uczucie, jakie pomału w niej dorastało i niemalże zaczynało
tłamsić, dzisiaj w pełni zakwitło. Odwzajemniona miłość była czymś o wiele
lepszym, niż gdy Hana kiedyś to sobie wyobrażała. Nie chciała jeszcze wracać
do metra. Wolała być tutaj. To miejsce nabrało dla Haneczki całkowicie nowe
brzmienie, zostało w jej oczach wyidealizowane i wyniesione piedestał.
Zapytała więc, czy mogą zostać. Blod się zgodziła. Chwilę pozostały w
pokoju, ciesząc się własną obecnością i tym, co się przed chwilą stało.
Wróciły w pewnym momencie na dach i zwróciwszy się do siebie, obserwowały
gwiazdy. Tak po prostu. Uwaga Hany krążyła pomiędzy gwiazdami a Blodhundur,
która na ich tle wyglądała równie zjawiskowo. W pewnym momencie Haneczka
prawie się rozbeczała, ale siąknęła tylko nosem i oparła łeb o bok
Blod.
Hana była w stanie wyłapać najmniejsze poruszenie w całym swoim ciele.
Dosłownie. Gdy tylko poczuła, jak drży jej końcówka ogona, zawinęła go wokół
ciała i zamruczała cicho. Leżała skulona w objęciach Blodhundur, ciesząc się
jej obecnością i ciepłem, jakie dawała.
— Też nie możesz spać? — Haneczka poczuła na sobie spojrzenie błękitnych
ślepi. Ciemna wpatrywała się w jej pysk z szeroko otwartymi oczyma, jakoby
czekając na jej najdrobniejszy ruch czy reakcję. Czyli ona też.
— Nie. — przyznała cicho łaciata i uśmiechnęła się delikatnie, pomału
zmniejszając odległość pomiędzy nimi. Gdy jej ślepia znajdowały się kilka
centymetrów od nosa ciemnej, Haneczka zatopiła cały swój pysk w gęstej kufie
Blod. Odetchnęła głęboko. Już dawno chciała tak zrobić.
Gdy trwała w tej pozycji przez kilka sekund, poczuła, jak Blod obejmuje ją
łapą i także zastyga w bezruchu.
— Wygodnie ci tak?
— Tak.
— No... To dobrze.
Hana przymknęła oczy.
Do metra wróciły dopiero późnym popołudniem. Nie śpieszyły się jakoś
przesadnie, z a resztą, po co miałyby to robić? Ostrożnie opuściły najwyższe
piętra, schodząc po dziesiątkach piętrzących się im przed oczyma schodów. Hana
była pewna, że jeszcze chwila i zacznie się jej kręcić w głowie. Chociaż...
schody były niepotrzebne. Sama obecność ciemnej wystarczała, żeby Hana
odrywała się od rzeczywistości, jakby nie wierząc, że obie znajdują się w tym
samym miejscu i czasie.
Haneczka w połowie drogi przystanęła. Ulica, po której się poruszały, była
"czysta". Szwędacze zlazły się w sąsiedniej przecznicy; mogły więc spokojnie
przejść tą trasą do skarpy, za którą znajdowało się wejście do metra. Gorący
asfalt palił jej opuszki ogniem, ale nie był to ból, którego Hana by nie
zniosła. Haneczka uniosła do góry łebek i zamrugała kilkakrotnie oczyma,
mrużąc je przeraźliwie, próbując wyostrzyć wzrok. Próbowała dojrzeć najwyższą
kondygnację wieżowca, ale obraz rozmazywał się jej przed oczyma. Czemu nie
może dojrzeć szczytu? Słońce świeciło, tak, jak powinno, dlaczego więc...
—
Hana? — ciepły głos Blod sprawił, że obróciła się w jej stronę. Zaraz potem
źrenice ciemnej rozszerzyły się nieznacznie — Hana! Czemu ty płaczesz?
Haneczka
znowu zwróciła się w stronę budynku, z którego wyszły kilka minut temu.
Wczorajsza noc wyryła się jej w pamięci na tyle, że była w stanie odtworzyć
każde słowo ich rozmowy. Widziała przed oczyma każdy ruch, słyszała każdy
trzask starego wnętrza, a gramofon chyba dołączy w poczet jej bogów.
Niekoniecznie wpasowywał się w klimat leśnych duszków, ale trudno. Miejmy
jedynie nadzieję, że przyjmą go życzliwie. Dopiero po chwili dotarły do niej
słowa ciemnej. Miała rację. Na betonie widniały trzy pojedyncze krople.
Zgadzałoby się też, czemu nie może dojrzeć miejsca ich wyznania.
— Ja
płaczę — powtórzyła cicho, jakby nie dowierzając. Nigdy w życiu by nie
przypuszczała, że znajdzie taką osobę, która obdarzy ją uczuciem.
Dziwne.
Była też pewna, że się uśmiecha.
— Płaczesz. — ciemna przytaknęła,
przymykając nieco ślepia i zbliżając się do Hany ostrożnie — Słuchaj,
jeśli...
— Nie chciałam teraz... — Haneczka weszła Blod w słowo, z
udawanym wyrzutem — Wiesz, jakoś ciężko mi w to uwierzyć, że to wszystko
jednak się wydarzyło... To się wydaje tak odrealnione.
W końcu udało im się dotrzeć na podziemny peron. Haneczka całą drogę podążała
za Blod, trzymając się dość blisko ogromej kupy futra, jaką aktualnie była
ciemna. Akurat średnio można ukrywać, że różnica wzrostu obu pań była
niewielka. Nie przesadnie duża, ale jednak, mimo wszystko, jakaś była.
Haneczce to nie przeszkadzało. Wręcz odwrotnie - postura Blodhundur dawała jej
jakiegoś rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Nie żeby też odczuwała lęk związany
z ciemnością - wiele razy miała okazję przemierzać tunele metra samotnie,
aczkolwiek... Nadal nie potrafiła uwierzyć w to, co wydarzyło się wczoraj.
Miała wrażenie, że jest to jakiegoś rodzaju sen, z którego zaraz się wybudzi i
zostanie wrzucona do szarej rzeczywistości. Takiej bez Blodhundur.
Okazjonalnie odłączyła się jednak, by przegonić kręcące się wokół nich
szczury. Choćby z tego względu, że te niezmiernie ją irytowały.
Jakimś cudem stanęły w końcu przed długim rzędem wagonów. Ominęło ich kilka
mniej czy bardziej zabieganych psów, aczkolwiek dopiero teraz Hana wróciła na
ziemię. Zerknęła ukradkiem na wóz ze zwierzyną, który świecił pustkami. W
jednej chwili ogarnęło ją przerażenie, które dorwało ją znienacka. Łapy jej
zadrżały, ale przełknęła ostrożnie ślinę. Przecież do sfory dołaczyła Nya.
Pewnie szeptacze się najadli szczurów, ci co polować nie mogli skorzystali ze
spiżarki a ona sama, nowy łowca w sforze, pewnie jest na polowaniu. Dzięki
niebiosom... Ciekawe, czy ciemnej też umknęły jakieś obowiązki... Chociaż...
nie było ich raptem jeden dzień. Hana zauważyła, że Blodhundur się nad nią
nachyla. Gdy poczuła jej oddech na policzku, przyjemnie zadrżała.
Niebieskooka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz