Pogodynka
Pora roku: lato
Oto czas, który niegdyś kojarzył się i ludziom, i ich czworonogom z wakacjami. Niektórym dopisywało szczęście i towarzyszyli swym właścicielom w rozmaitych podróżach, inni zaś, przerzucani z rąk do rąk, od babci do ciotki, czuli się odrzuceni i niechciani. W dzisiejszych czasach lato przynosi jedynie nieznośne upały, które błagają o wywieszenie jęzora, a wraz z przygrzewającym słońcem wzmacnia się odór szwendaczy, wędrujących między lasem a ruinami. To także sezon najsilniejszych burz, tornad i innych anomalii pogodowych, siejących chaos. Deszcze są ciepłe, powyłupywane chodniki miasta rozgrzane i gotowe do smażenia na nich jajek, bekonu i poduszek psich łap, a zombie - rozleniwione i spowalniane szybszym rozkładem ciał.
Wędrowny Handlarz
Aktualnie jest nieobecny.
Hej, dzieciaki, chcecie może trochę świeżego towaru? Mam tu coś na młodość, na starość, na szybkiego samobója... A może chcesz żyć wiecznie albo urodzić bachora... ekhem, szczeniaka, bez niczyjej pomocy? No już, chodź, rozejrzyj się, nie pożałujesz! Charcik, zadowolony z zysków, zapewnił psiaki, że niebawem wróci na tereny stada, by ich skroić z kolejnej porcji Kostek. Zrozumiał, że kluczem do sukcesu są zniżki!
Stan Sfory
Stan: Zagrożenie klęską
Mroczne dni nadeszły... Sforzan dopadły rozmaite, ciężkie do zgryzienia nieszczęścia, które przepowiedziała im dwójka przybyszów - A'lel i Viy Curay. Ponadto skąpa ilość łowców w stadzie z wolna zaczyna zbliżać psy do wielkiego głodu, bo ileż pożywienia może zapewnić jeden czy dwójka polujących? Dziś pewne jest jedno: dopóki plagi trwają, nikt nie zazna spokoju, żaden żołądek nie zapełni się do cna, a suchość w pyskach i strach będą nam stale towarzyszyć. Strzeżcie się, bo biada tym, którzy nie dołączą do grupowej akcji ratowania Sfory albo spróbują przetrwać w pojedynkę!

30 kwietnia 2020

Od Xaviera do Mirage

Czarne cienie zalegające na pokrytej grubą warstwą śniegu ziemi wydawały się ożywać, kiedy na piętrzące się nad moją głową drzewa padało światło księżyca. Po nocnym niebie snuły się pojedyncze chmury, co chwilę zasłaniając jasną tarczę. Przesunąłem wzrokiem po tarczy księżyca rozświetlającej ponury granat nieba i towarzyszących jej gwiazdach. Zaczerpnąłem jeszcze jeden wdech chłodnego powietrza. W oddali majaczyła ciemna sylwetka ruin. Kilka zimnych kropel spadło mi na pysk. Poczułem osiadający na skórze chłód, jeżący sierść i powodujący gęsią skórkę. Wokół mnie panowała nieprzenikniona, przyjemna cisza, która otulała mnie jak ciężki koc. Leżąc na miękkim śniegu i patrząc w niebo, rozmyślałem. Zimny śnieg zaczął topić mi się na futrze. Ogarnęło mnie uczucie chłodu, i zaczęły mi szczękać zęby. Moje myśli przerwał trzask łamanej gałęzi, cichy, niemal niesłyszalny oddech i człapanie łap na śniegu. Zerwałem się na nogi, niepewny kto lub co się do mnie zbliża. Nocą w lesie może być niebezpiecznie. Odetchnąłem z ulgą, kiedy spośród drzew wychyliła się psia sylwetka. Podeszła bliżej, i zatrzymała się przede mną. Z bliskiej odległości mogłem dostrzec, że to Mirage. Ciepłe ciało czarnego owczarka ocierało się o moje, a ogień, który płonął w mojej piersi, odgradzał mnie od chłodu zimowego wieczoru. Moje ciało było dziwnie spięte. Chmury nad naszymi głowami zgęstniały, wypuszczając z siebie drobinki śniegu, które z biegiem czasu robiły się coraz większe. Zaproponowałem towarzyszowi schowanie się w jakiejś jaskini, dopóki nie przestanie padać. Chętnie przystanął na moją propozycję, i przeczesywał wzrokiem okolicę, szukając suchego schronienia. Po kilkunastu minutach udało nam się znaleźć małą grotę. Jaskinia ledwie zmieściła dwa przyciśnięte do siebie psy, ale przynajmniej pozbawiona była wilgoci. Razem z Mirage leżeliśmy niemalże jeden na drugim, cicho rozmawiając. Na moim nosie wylądował suchy liść. Podniosłem głowę i spojrzałem na sklepienie jaskini. Pod sufitem na wstążce ktoś zawiesił gałązkę jemioły. Kiedy cisza się przedłużała, a my siedzieliśmy spokojnie na śniegu, oparci o siebie nawzajem, moje myśli uciekły do pocałunku. Rzuciłem okiem na towarzysza, i nasze spojrzenia się spotkały. Nie wiedząc jak zareagować, skamieniałem, tymczasem Mirage zbliżył swoją głowę do mojej...
Otworzyłem oczy. Leżałem na podłodze w metrze. Śniłem. Chciałem sobie przypomnieć cokolwiek, ale wszystko wskazywało na to, że nic nie pamiętałem. Jedynie jakieś nieznaczne urywki przemykały przez moje myśli, jakby ktoś wyciął kilka kadrów z kliszy i grał ze mną w podchody. Rozglądałem się, chcąc zaczepić wzrok na czymś interesującym. Blodhundur prowadziła dyskusję z Mirage, na którym swój wzrok zatrzymałem na dłużej. Rozległo się ciche trzaśnięcie, co oderwało od siebie rodzeństwo. Rozeszli się, oboje krytykując pod nosem zachowanie drugiego. Podniosłem się niechętnie ze swojego miejsca przy białej pleśni i, oblizując pysk, ruszyłem w ciemność. Stanąłem na samym skraju oświetlonej przestrzeni. Z ciemności, w której wcześniej rozległ się dziwny szmer, dało się słyszeć pośpieszne, lekkie kroki. Malcolm chodził po torach, co jakiś czas zatrzymując się i zataczając koła. Zignorowałem go.
Olbrzymie, czarne, mokre szczury, bez żadnego uprzedzenia wysypały się z jednego z ciemnych bocznych tuneli. Mirage, który wyrósł niczym grzyb po deszczu, warknął i klapnął szczęką, płosząc gryzonie gubiące za sobą sierść w popłochu. Machinalnie złapałem z nim kontakt wzrokowy. Przewróciłem oczami, nieco zgorszony. Pomimo, że znaliśmy się już kawał czasu, nie można było powiedzieć, że łączyła nas ciepła, prawie braterska relacja. Nie. Mirage nie wzbudzał we mnie zainteresowania ani tym bardziej głębszych emocji, może prócz, złagodzonego przez czas, gniewu. Spierdolił sprawę. Pozwolił na śmierć oddziału szeptaczy i innych psów, zbyt pewnym wygranej. I pomyśleć, że byłem mu kiedyś podporządkowany... Zawsze, gdy znajdował się w pobliżu, nie powstrzymywałem się od uszczypliwości i wypominania mu tamtej nocy. Najczęściej zbywał mnie lub, gdy starczało mu na to sił, odgryzał się. Beztrosko, z tępym wyrazem pyska, rozejrzał się dookoła, aż coś go podkusiło i zbliżył się do mnie o kilka kroków. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, kręcąc głową na boki.

Mirage?

Mirage



Podstawowe informacje
Mirage  Zdrowy • 9 lat  Egzaminator  Biseksualny
Statystyki
Siła — 18 • Wytrzymałość — 28 • Szybkość — 12
Aparycja
Rasa — mieszanka owczarka z husky. Najprawdopodobniej owczarka, bo ojca na oczy nigdy nie widział, ale co się będzie kłócić o swoją rasę, nie zależy mu. Po prostu kundel.
Wygląd zewnętrzny — sierść czarna jak smoła, niezwykle szorstka i niemiła w dotyku, ciasno przylegająca do idealnie wyrzeźbionego przez męczarnie ciała, a ten blask na niej nigdy nie dał się stłumić. Mięśnie niemające odpoczynku, zawsze napięte i w pełnej gotowości. Iskra w jego oku już dawno zblakła, lecz bursztynowy kolor wciąż ujmuje i opowiada przejmującą historię, opowiada smutek i żal jaki się w nim mieści. Swoją postawą prezentuje pewność oraz dumę przewyższającą każde góry i najwyższą sosnę, agresja swoim dłutem rzeźbi w jego pysku czystą wściekłość, rosnącą z każdą sekundą, żeby zaraz emocje opadły, oddając miejsce onieśmielającemu chłodowi, jest to ostrzeżenie, nie mają podchodzić, nie mają czego tu szukać.
Waga — 52 kilogramy
Wzrost — 70 centymetrów
Głos — Bastille


Charakter
  Mirage jest jak butelka po spirytusie. Cała obdarta, z licznymi pęknięciami. Data ważności już dawno minęła, pokrył ją kurz, a etykieta od długiego czasu żółknie coraz mocniej. Nie jest łatwo ją otworzyć, ale po wielu bolesnych próbach można zajrzeć do środka i zobaczyć złoty nektar. Słodki, otulający miękkim smakiem zapada w pamięć.
  Ma wokół siebie chłodną, ciężka aurę. Nie da się przez nią przebić żadnym sposobem, jeśli wystarczająco się przy tym nie namęczy. Zbudował wokół siebie mur, czuje potrzebę wzbudzania respektu i onieśmielenia, by nikomu nie przyszło na myśl, aby do niego podejść. Męczą go głębsze relacje, i boi się dać komuś dostęp do swojego środka. Nie mówi za wiele, ani nie pokazuje. Wszystko, co go rani i cieszy zostawia dla siebie. Interesuje go wyłącznie cisza, nie zaufa nikomu i niczemu. Wie, że każdy może się od niego odwrócić i wbić nóż w plecy, a on chce oszczędzić własnej osobie tyle nerwów i czasu, energii której i tak już nie ma praktycznie w ogóle. Będzie się odgryzał i uciekał od dłuższego kontaktu, wypracował sobie taktykę, szorstka gadka i wyższość nad osobą przed nim. Jest melancholijny do bólu. Mało go rusza nienawiść czy niechęć skierowana do niego, ba, nawet go to cieszy.
   I tak, jak wszystko chowa w sobie, może to wybuchnąć. Nakręcony, wyrzuca z siebie całą agresję, każdy cierń który był wbity w jego serce, tak bolące od dawien dawna. Jak byk rozdrażniony czerwoną płachtą, jest niebezpieczny. Będzie się mścił, będzie się rzucał, dopóki ktoś go nie zatrzyma wbiciem ostrza w pierś. Wprowadzony raz w trans nie potrafi sam z niego wyjść, oczy będą zasłonięte mgłą. Jest niestabilny, nie wiadomo kiedy coś rozbudzi w nim tę ognistość, musi dać uciec jakoś całemu napięciu które się w nim kłębi.
   I żadne słowa nie są w stanie wyjaśnić, jak tego nienawidzi. Jak nienawidzi tego, że nie potrafi się kontrolować, tego jak bardzo potrzebuje pomocy innych, a jednocześnie tak nachalnie odsuwa potencjalnych bliskich. Jego psychika już dawno się złamała, nie czuje do siebie żadnego ciepła. Nie może wyjść z wstrząsu, jaki nim zawładnął. I nie pojmuje, że już dawno się wykruszył, usilnie stara sobie wmówić, że niezależnie jaka to sytuacja, będzie potrafił ją udźwignąć, to wyłącznie złudzenie.
   A próbuje to utrzymać ze względu na Blodhundur. Od młodości przysięgał sobie, że będzie jej chronił całym sobą. Nie pozwoli na więcej krzywd, weźmie całe rany i dla niej będzie parł do przodu. Widocznym jest, że jedynie ta chęć jest powodem dla którego jeszcze żyje i nie poddaje się. Jego miłość do siostry przewyższy każde tsunami i każde góry, widzi się w roli Altasa, noszącego na barkach świat, swój mały świat jakim jest Blodhundur. Przez nią nauczył się nie pokazywać żadnych słabości i cierpień, jakie przechodzi. Ale jedynie przy niej może wypuścić na zewnątrz szczeniaka, ukrytego od wielu lat, szczery uśmiech, którego mięśnie twarzy już dawno zapomniały. Sam się rozluźnia, cała maska upartości i twardości opada, dając miejsce swawoli i nieśmiałym żartom.
   Mirage czeka wiele nauki, aby jego życzliwa strona przywitała się ze światem. Mimo, że przejmuje się Sforą, brakuje mu wciąż empatii dla innych. Desperacko sięga po każdy promień, by nie zgasnąć całkiem i prowadzić Blodhundur, stado, naprzód.
Historia
  Wiatr brzmi jak ciężki płacz, znajomo, jak smętne wycie psa którego nigdy nie miałeś.
 Rozczulony pysk jego matki jest pierwszym wspomnieniem, jakie posiada. Rozmarzony uśmiech i pełne zachwytu oczy, była w nich ta złota iskierka, która mówiła, że wszystko będzie w porządku. Miał dobry dom, dobrą rodzinę, czyste powietrze i ciepłe ręce swojego pana. Nieobecność ojca zastąpiło mu niezmierzone morze miłości Memphis, a mimo to i tak z tyłu głowy miał to, że jednak nie powinien od nich odchodzić. Nie mógł wyzbyć się uczucia, że to pierwsze upadające domino, które ma przynieść im nieszczęście. I miał rację. Złota iskierka skłamała.
  Tygodnie sielanki zamieniały się w miesiące, a miesiące w lata, wiosna za wiosną, Mirage rósł na pięknego młodzieńca, Memphis nie mogła się wyzbyć komplementów i czułości do swojego jedynego syna. Nieświadomy zła świata, nie wiedział, że niewinność jego matki zostanie skalana, zostawiając z jej kruchej psychiki sypki proszek. Miała załzawione oczy i zmierzwioną sierść, jej płacz na zawsze zakleszczył się w pamięci przerażonego owczarka. Jedyne co czuł, to wściekłość. Gdyby był z nią tego wieczora, nic by się nie stało... Gdyby pierwszy partner matki nie odszedł, nie byłoby tych ciągłych, samotnych wycieczek po mieście. Mogła być bezpieczna. Chciał rozgryźć gardło temu cholernemu ścierwu, które postanowiło tknąć Memphis. Uważał się za winnego. Ale teraz oboje modlili się, aby nie doszło do jeszcze gorszego.
  Kolejne domino upadło.
  Na świat przyszła najsłodsza mała dziewczynka, z sierścią miękką i puszystą jak pierze, biała chmura wolno płynąca na niebie. Mimo, że była owocem gwałtu, oboje nie byli w stanie jej nienawidzić. Jako starszy brat przysiągł, że nie pozwoli, by i ją spotkało coś złego. Mały, kolejny promyczek. Razem z Memphis dawali jej wszystko co mogą, by odgrodzić małą od brutalności świata. Nie była wpadką, była ostatnim dzieckiem ojca Mirage. Zostawił ich po jej narodzinach. Nigdy nie było mowy o niefortunnym wyjściu Memphis, mieli do grobu zabrać tajemnicę o tamtej nocy. Natomiast nastawienie ich właściciela zaczęło się zmieniać. Stawał się coraz bardziej poirytowany tymi "kundlami", i postanowił wykastrować sukę. Zaufanie Mirage do wysokiego mężczyzny zmniejszało się z każdym spojrzeniem na jego wykrzywioną z obrzydzenia twarz.
  Kolejne domino upadło.
 Blodhundur zaczęła uciekać w swoje strony, gdy w ich życiu zawitał Feroce, kolejny kochanek matki. A Blod ostatecznie wyrosła z zabaw z Mirage. Wyrosła z tulenia się do jego łapy, łaknąc całej uwagi od większego psa, żartobliwego łapania go za ogon i mokrych buziaków w policzki za wyciągnięcie piłki spod budy. Wolała oddać się samotnym spacerom, które tylko zapalały czerwoną lampkę w umyśle owczarka. Nerwowy czekał na późne powroty siostry, upewniając się czy nic się nie stało. A gdy już znajdowała się u jego boku, dzielili ogromną niechęć do skundlonego owczarka niemieckiego. Memphis nie widziała jego prawdziwych zamiarów, opierających się wyłącznie na zbliżeniach i wykorzystywaniu ciała. Był dla niej kimś lepszym od ojca Mirage, bo przecież postanowił zostać, był dla niej jak rycerz, a dla rodzeństwa zwyczajnym obleśnym stworzeniem. Mirage jednak nie był w stanie przewidzieć, co ze swych wędrówek sprowadzi do domu Blodhundur.
  Kolejne domino upadło.
  Oszalał i chciał wybić każdego na swojej drodze. Szum w jego uszach był nieznośny, chciał rozpruć go z obu stron i zniszczyć, rozszarpać, chciał poczuć jego malejące tętno na języku. Targały nim wściekłość i smutek, jakby jego umysł automatycznie przełączył się, gdy tylko zobaczył łeb Memphis opadający bezwładnie na brudną ziemię, jej oczy wywrócone białkami do góry, bez żadnej iskry, krew tryskająca na boki. Zerwał się z miejsca, musiał zabić tego skurwiela. To co przysiągł chronić, właśnie zniknęło na zawsze, a ostatnie co czuła, to strach. Czas wokół jakby zwolnił, całkowicie się zatrzymał. Nie odczuł kłów siostry na swoim karku, odciągających go powoli od powalonego niegdyś właściciela, chciał zabić.
  Ostatnie domino upadło.
 Śniły mu się koszmary. Jego matka nie chciała go opuścić. Jej truchło. Jej wrzaski. Miał dość. Pomimo kompletnego wycieńczenia, nie mógł pokazać Blodhundur, w jak słabej kondycji jest. Ma być przykładem, teraz nie może cofnąć się przed żadnym wyborem. Winił się za wszystko. Gdyby podniósł się wcześniej, zanim siekiera spotkała się z pniakiem. Ona nadal by żyła. Teraz musi poprowadzić ku światłu jakie zawsze widział w jej ślepiach, swoją Sforę. Ale nie potrafił.
  Podczas białego szału, ponownie skazał wszystkich na śmierć. Wpierw jego matka, a teraz dziesiątki biednych dusz.
  Jest śmieciem, potworem, kosiarzem niezasługującym na szczęście.
Pozostałe informacje
Photo by Jelena Jovanovic  kamerzysta#4003  Ace [Howrse]

Xavier



Podstawowe informacje
Xavier  Zdrowy • 6 lat  Generał  Biseksualny
Statystyki
Siła — 14 • Wytrzymałość — 14 • Szybkość — 15
Aparycja
Rasa — Mimo niezwykle majestatycznego wyglądu nie jest niczym więcej niż zwykłym kundlem.
Wygląd zewnętrzny — Cała sylwetka Xaviera przeorana jest niezliczonymi bliznami, śladami przypominające mu o przeszłości. Wiadomo, jak to jest – musiał walczyć, aby przeżyć. Raz na wozie, raz pod wozem. Głowa szeroka, osadzona na dobrze umięśnionej, wygiętej szyi. Trójkątne uszy, dzięki silnej chrząstce wysoko stojące, zdolne wykonywać przeróżne akrobacje. Największym atutem wyglądu Xaviera są jego oczy. Ślepia samca są w odcieniu jasnego bursztynu, duże i okrągłe, niestety podkrążone i wiecznie z poważnym, zmęczonym wyrazem. Czarny, smolisty nos dumnie zwieńcza jego kufę. Tułów silny, szeroki i proporcjonalny, o wyjątkowo dobrze zarysowanych mięśniach. Sierść jest średniej długości, stanowiące wspaniałą ochronę przed wiatrem, deszczem, mrozem i innymi niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi. Ciasno przystaje do umięśnionego ciała samca, jedynie w okolicach kryzy jest nieco zmierzwiona i dłuższa. Białe tło futra naznaczone jest szarymi i czarnymi łatami o nieregularnych krawędziach. Niekrótkie łapy są uwieńczeniem proporcjonalnego ciała, poddawanego stałym aktywnościom. Dzięki licznym grom losu nauczył się dobrze pływać i wspinać na drzewa, lub dachy domów. Długi ogon, nieporuszający się nawet przy przypływie emocji. Nosi na szyi nieśmiertelnik; awers blaszki zdobi jego imię, a na rewersie wygrawerowany jest adres lekarza, byłego właściciela Xaviera.
Waga — Zazwyczaj trochę ponad dwadzieścia kilogramów. Jego styl życia jednak sprawia, że nieraz to traci, to zyskuje trochę na wadze.
Wzrost — Xavier jest średniej wielkości psem, mierzy około pięćdziesiąt siedem centymetrów w kłębie.
Głos — Mówi z siłą, dobitnie, dynamicznie. Potrafi zapanować nad swoim głosem, ubierając wnioski w stosowny, paraliżujący krzyk, albo subtelny mruk unoszący włoski na karku. Hozier.


Charakter
    Emocje w obecnym świecie miały prawo wziąć nad nim górę. Dlatego postawił na bycie skurwysynem.
    Xavier wprost promieniuje arogancją oraz pewnością siebie – bezustannie sili się sprawiać wrażenie jakby znajdował się dokładnie tam, gdzie powinien, a swoje wady i słabości starannie skrywa, by nikt nie mógł wykorzystać ich przeciw niemu. Nikogo nie traktuje poważnie. Nie szuka również żadnych przyjaciół, uważając coś podobnego za zbędny balast. Niemniej nikomu nie broni uważania swojej osoby za kogoś bliskiego lub miłość życia. Nieodzowną jego częścią są huśtawki nastrojów, wieczne mieszanie zasobu poszczególnych cech charakteru w inne kombinacje. Ciężko ocenić jego charakter i właściwe cechy, który określiłyby jego osobowość, co sprawia, iż jest nieobliczalny. Jest raczej małomówny, aczkolwiek rozmowny, potrafi mieć niezwykle cięty język. Lakoniczny w słowach, umiejętnie je miarkuje i wylicza, dzieląc się z innymi dokładnie odmierzoną ilością własnych myśli. Z trudem przyjdzie określić, jaka będzie jego reakcja w danym momencie. Raz zachowa stoicki spokój i opanowanie, a drugim razem wybuchnie agresją. Wbrew powszechnej opinii nadzwyczajnie ciężko wyprowadzić go z równowagi. Może właśnie dlatego staje się nieco ambarasującym przeciwnikiem, gdyż nawet młody wyszczekany gówniarz nie będzie w stanie sprawić, aby jego wnętrze wylało się niczym lawina na zewnątrz i zniszczyło wszystko to, co spotka na swojej drodze. Rozdrażniony, co jest niebywale rzadkim widokiem, staje się brutalny, a jego umysł wypiera hasło "litość".
    Charakteryzuje go bezwzględność. Mimo tego, że zawsze pomyśli, zanim coś zrobi, nie kieruje się instynktem. Jest egoistyczny, nie zwykł się dzielić. Jego zaufanie jest czymś trudno uchwytnym. Rzadko spotyka się jego uśmiech. Jest jedną, wielką tajemnicą, i taką, którą chce się rozwiązać za wszelką cenę, chociaż nie jest to zbyt dobre posunięcie. Na co dzień jest cyniczny, tajemniczy i nonszalancki. Jak na swoją osobę wykazuje się niebywałą przebiegłością, sprytem i inteligencją. Nonsensowne byłoby go określić mianem uprzejmego czy dobrodusznego, aczkolwiek niezwykle rzadko bywa dla kogokolwiek otwarcie podły. Nie upokarza nikogo wprost. Zwykle uszczypliwości z jego strony zawoalowane są pod postacią ironii czy sarkazmu, którymi uwielbia operować. Potrafi być lojalny, moralny oraz spolegliwy, ale tylko do tych, którym wiele zawdzięcza i które mu zaimponowały, czy wzbudziły u niego respekt. Jak wbicie noża w plecy czy przejście na stronę przeciwnika nie jest dla niego niczym złym, tak nie ucieka się do zdrady wobec swoich.
    Nie przejmuje się limitami, fizycznymi, jak i moralnymi. Czasem nad wyraz lubi pokazać jak głęboko zakopał prywatne kajdany dobrego wychowania. Gdzie go pobiją i poszarpią, tam się pcha, a gdzie pojawi się myśl, że ma dość, to sam ugryzie w dupę. Nonszalancja, ignorancja i pewność siebie potrafią wylewać się z niego wodospadem. Nigdy jednak nie traci okazji, gdy pod łapy nawinie mu się słabszy okaz. Xavier jednakże za tarczami pustych, pozbawionych wyrazu ślepi wiele jeszcze może ukryć. Jest tykającą bombą, ktoś jednak nie pokusił się o montaż zegara – nie zobaczysz ostrzegawczego "3, 2, 1" przed wybuchem. Nie ma w naturze wstawiania się za czymś, co z góry jest przegrane. Umysł Xaviera nie dopuszcza pomyłek. Przyznawanie się do błędów przychodzi mu wyjątkowo ciężko, choć sam je zauważa. Wyznaje zasadę "oko za oko, ząb za ząb". Spokojnie można o nim powiedzieć, że urodził się z dwoma mózgami i tylko połówką serca.
    Drzemie w nim ogromny potencjał. Bez oporów wykona brudną, wymagającą poświęceń robotę tylko po to, by zgarnąć za zlecenie obfite wynagrodzenie. Urodzony z niego przywódca. Xavier dobrze czuje się w roli lidera i zwykle dąży do objęcia tej pozycji niezależnie od tego, czy pracuje w grupie, czy jedynie duecie – zdecydowanie woli mieć kontrolę, aniżeli zaufać komuś innemu. Gdy jest w sporym stresie, może mieć zbyt wysokie oczekiwania wobec grupy. Wykorzystuje różne sposoby, żeby zdobyć przewagę nad innymi. Notorycznie stara się przeforsować swoje zdanie, narzucić innym własną, tę lepszą, wolę. "Wiem, że mam rację. Dlaczego mam iść na kompromis?" Taka już jego natura, to po prostu silniejsze od niego. Zawsze wie co i kiedy powiedzieć, by zyskać czyjeś uznanie i poklask czy obrócić nieciekawą sytuację na własną korzyść.
    Dążenie do postawionych wyzwań, czy wyznaczonych celów bierze na swe barki jak codzienne wyzwania, usiłuje zrobić to jak najlepiej i poświęca się temu bez reszty. Posiada silną wolę, nie ma żadnych zahamowań, gdy chce coś zdobyć lub osiągnąć. Brak mu przy tym absolutnie żadnych oporów przed manipulacją innymi czy kłamstwem, a raczej, jak sam zwykle twierdzi, naginaniem rzeczywistości na własne potrzeby. Rzadko kiedy nie radzi sobie z presją otoczenia, stara się stawać na wysokości postawionego wcześniej zadania. Zachowanie zimnej krwi także nie pozostaje mu obce, zdaje się wyczytywać emocje i zamiary innych oraz postępować tak, jak powinien. Jest odporny na stres, nie pozwoli, by ten czynnik przejął kontrolę nad jej umysłem.
    Zdoła zmieszać cię z błotem, duma i honor są dla niego ważne, jak nie najważniejsze. W kasze nie będzie dawać sobie dmuchać. Ma tendencję do wpychania nosa w nie swoje sprawy – ceni sobie szczerość, potępia lenistwo i brak odwagi. W kwestiach sercowych na pewno nie jest nieśmiały. Miłość można uznać za jego jedyną słabość, a raczej wroga, na którego wciąż wytrwale czeka, aby móc zmierzyć się z nim jak należy. Nie jest rozrywkowy, nie wygłupia się i nie bawi w pozbawione sensu żarciki, ciężko mówić u niego o poczuciu humoru, a bardziej o jego braku. Śmieszą go dość osobliwe rzeczy, dla innych często mało śmieszne bądź niezrozumiałe. Nie przepada za szczeniakami, ani ogółem za żadnymi zbytnio wesołymi i gwałtownymi osobnikami. Na ból jest obojętny, ale go odczuwa. Tyle go w życiu doświadczył, że w pewnej chwili zaczęło mu być wszystko jedno. Śmierć traktuje jak konieczność, może o niej rozmawiać bez ogródek.
    Xaviera lepiej nie spotkać w środku nocy, w jakimś ciemnym zaułku poza metrem lub poza Strefą. Nie przepuści takiej sytuacji, by wystarczyć, czy wykorzystać lub nawet też zabić dla frenezji. Działa na dwa fronty i nie ma nic ważniejszego dla niego niż on sam. Na okrągło, bez wyjątków, stawia siebie i swoje potrzeby na pierwszym miejscu. Często doszukuje się podstępu tam, gdzie go zupełnie nie ma. Wyjątkowo kiedy kieruje nim poczucie przywiązania, pozostaje sprawiedliwy, nikogo nie wynosi na piedestał, będąc trwały w swoich uczuciach i przekonaniach. Nie akceptuje sprzeciwu, kpiąc sobie, kiedy ktoś uważa, że może nakłonić go do zmiany zdania, biorąc na litość lub podsuwając pod nos Kości. Gardzi pyskaczami i osobami, które więcej mówią, niżeli robią.
Historia
    Nie pamiętam nic z okresu wczesnego dzieciństwa. Jedynie uczucie bezpieczeństwa, dostatku i miłości, zimny nos mojej mamy i szorstka ziemia pod łapami. Im bardziej staram się przypomnieć wizerunek swojej matki oraz miejsca, w którym spędziłem pierwsze dni życia, tym bardziej te wspomnienia mi umykają. Moja pamięć sięga jedynie do momentu, kiedy leżałem na pastwisku owiec, sam jak palec, czując zimny oddech jesiennego poranka. Odkąd pamiętam, byłem sam. Zawsze. Samotność zbratała się ze mną, dotrzymywała mi towarzystwa w chwilach zwątpienia.
    Ciemna postać, która stanęła nade mną, oraz jej czarny cień padający na moje skulone ciało. Ręce w skórzanych rękawicach, podnoszące mnie i niosące do miejsca, z którego biło ciepło. Mężczyzna, który mnie przygarnął, był doktorem. Całe dnie spędzał przy biurku, przeglądając materiały na temat ludzkiego ciała. Leżałem wtedy przy kominku, obserwując go. Czasami wzywany był do ludzi ciężko rannych, tak zwanych "beznadziejnych przypadków". Kiedy tylko dostawał informacje na temat obrażeń oraz miejsca, gdzie ma przyjechać, od razu biegł do przylegającej do naszej chaty przybudówki. Tam, gdzie mieszkaliśmy, nie było dróg i instalacji elektrycznych, nie było również dostępu do paliwa, więc mój właściciel trzymał konia. Narzucał na jego szyję sznur, aby nie tracić czasu na siodłanie go, i pędził do pacjenta.
    Był dobrym człowiekiem, wyżej ceniącym dobro innych niż własne. Zapewne nadal wiódłbym spokojne życie, leżąc na dywanie w pobliżu pieca, gdyby nie on. Mój właściciel pojechał właśnie do kolejnego rannego, kiedy wejściowe drzwi się otworzyły. Wyjrzał przez nie pies, zatrzymując się na progu. Po chwili się cofnął. A ja ruszyłem za nim.
    — Tutaj już nie jest bezpiecznie.
I tak porzuciłem wszystko, co znałem. Wyruszyłem w podróż. Pies przez większość czasu towarzyszył mi. Razem znosiliśmy trudy wędrówki, chłodnymi wieczorami grzejąc się wzajemnie, polując i szukając miejsc, gdzie moglibyśmy przenocować.
    Pewnej nocy zostawił mnie samego, mówiąc, że pójdzie zdobyć jedzenie. Nie chciał mojej pomocy. Zaufałem mu, i położyłem się w miejscu, które wybraliśmy na nocleg, cierpliwie oczekując jego powrotu. Kiedy nie wracał przez kilka godzin, odczułem obawę, i wybrałem na poszukiwania. Znalazłem go jakiś czas później. A właściwie to, co z niego zostało. Ciało zostało porąbane siekierą. Ludzką siekierą. Mój druh umarł od upływu krwi. Obok jego ciała leżała para innych, martwych psów.
    Obudziłem się w kałuży krwi, ale nie swojej... Wszyscy ludzie leżeli martwi, z rozszarpanych gardeł rozlewała się szkarłatna posoka. Nie mogłem tego znieść. Moja sierść przesiąkła od smrodu gnijących ciał. Wybiegłem w las, a potem jeszcze dalej. Biegłem bez wytchnienia, czasem tylko polując, lub drzemiąc w którejś z napotkanych po drodze jaskiń.
    Przed śmiercią uratowało mnie spotkanie z psem. Był środek nocy. Wędrowałem po pozornie opuszczonym lesie, kiedy usłyszałem za sobą trzask pękającej gałęzi. Zignorowałem to, obojętny, czy jestem zagrożony, czy nie. Usłyszałem głos. Nastroszyłem sierść, ale nie odważyłem się warknąć. Tamten popatrzył na mnie spokojnie, dając do zrozumienia, że nie ma w stosunku do mnie złych zamiarów.
    Trafiłem do małej grupy psów – Blodhundur, jej brata Mirage, Malcolma i reszty. Nim się spostrzegłem, siedziałem wśród nich. Śmiali się, traktując mnie jak przyjaciela. I wtedy i ja, po raz pierwszy w życiu, również się uśmiechnąłem.
    Zrobili ze mnie szeptacza, zajmowałem się oczyszczaniem Strefy z zombie. Jak każdy w grupie podlegałem generałowi, którym był Mirage. Zabijaliśmy bez jakiegokolwiek planu, bez żadnej przemyślanej strategii. Któregoś dnia zasmakowaliśmy tego błędu, ponieważ szeptacze ginęli jeden po drugim. Mogłem liczyć tylko na siebie. Udało mi się ocalić siebie i brata Blodhundur. Sfora skurczyła się do naszej czwórki, po czym postanowiliśmy ją odbudować. Od tamtego momentu, zgodnie z wolą Blodhundur, przejąłem dowodzenie nad grupą szeptaczy.
Pozostałe informacje
Photo by Sydney Ryan  Margo#2946 • Avatiny [Howrse]

Malcolm



Podstawowe informacje
Malcolm  Zdrowy • 6 lat  Przywódca, Zielarz  Heteroseksualny
Statystyki
Siła — 26 • Wytrzymałość — 27 • Szybkość — 28
Aparycja
 Rasa — owczarek szwajcarski
 Wygląd zewnętrzny — raczej nie ma się nad czym rozwodzić. Typowy przedstawiciel swojej rasy, lekko wychudzony przez prowadzony tryb życia, o wyjątkowo dobrze zachowanych proporcjach, mocnych łapach i jeszcze silniejszych szczękach. Duże uszy, hebanowe oczy i czarny jak węgiel nos. Dodatkowo wiecznie zadumany wyraz pyska.
 Waga — 32 kg
 Wzrost — 68 cm
• Głos — Arctic Monkeys


Charakter
Spójrz na Malcolma. Duma i uprzedzenie to jedne z tych cech, zarówno towarzyszących mu na co dzień, jak i najbardziej u nim uwielbianych. Chodzi z uniesioną głową, można powiedzieć, że wysoko w chmurach. Bowiem pies często jest zamyślony, pogrążony we własnym świecie, w którym analizuje to, co go spotkało. Zamknięty na innych, nie słucha głosu rozsądku reszty społeczności, a zasłuchany we własne przekonania, bywa obojętny na opinie głoszone przez pozostałych, chyba, że te dotyczą samca. Trzeba wiedzieć, że Malcolm przejawia cechy megalomanii. Dba o swoje dobre imię, tak jakby była to kwestia życia i śmierci. Żyje w przekonaniu, że dla innych jest obrazem doskonałości. I pielęgnuję ową myśl, wszak zawsze był tym dobrym.
Z pewnością nasz wątpliwy bohater posiadł pożądaną przez wszystkich umiejętność - cierpliwość - cnotę, której niejeden mógłby mu pozazdrościć. Wszystkie kłody rzucane przez los pod nogi, omijał ze stalowymi nerwami. Zaciskał zęby i jeśli trzeba było, czołgał się dookoła. Trzeba zaznaczyć, że pies nieczęsto wpada w gniew... Jednakże...
Wciąż ten sam, pozbawiony wyrazu, obraz pyska, zniechęca społeczność do nawiązywania bliższych kontaktów z Malcolmem. Nie należy do najmilszych. Tak jak wspomniałam, przejawia oznaki wszelkiego narcyzmu oraz egoizmu. Dbając o dobre imię, często służy pomocą. Jeśli ktoś odważy się wyruszyć do Malcolma z jakąkolwiek prośbą, nie zostanie z pustymi łapami. Pies dba o dobre samopoczucie wśród sforzan, tak, jak najlepiej potrafi.
Wracając do rzadkich, ale jednak, momentów, w których traci kontrolę - sprawnie atakuje słowami, gdy uzna, że sytuacja tego wymaga. Sarkastyczne oraz ironiczne odpowiedzi są u niego na porządku dziennym. Gdy trzeba, tak dobierze słowa, że wbiją się one w serce przeciwnika pozostawiając pulsujące rany. Urażenie go równa się z chłodnym traktowaniem, narażeniem na kąśliwe uwagi. Szczery do bólu ceni ową cechę w innych osobistościach. Kłamstwo jest jednoznaczną definicją tchórzostwa, którego trzeba wystrzegać się niczym ognia.  Nie można porównać go do psów małomównych, z drugiej jednak strony nie jest również wygadany. Jego odpowiedzi uzależnione są od pytań, które zostały skierowane w jego stronę. Stanowczy, nie znosi słowa sprzeciwu, jakiekolwiek przejawy niezgodności powodują u niej gniew i rozwścieczenie. Sam nie przepada za podporządkowywaniem się innym, odkąd uciekł od swojego właściciela, nikt nie ma nad nim władzy.  Kierowany dumą, nie przyznaje się przed innymi do swoich uczuć, a często również dotyczy to własnego oblicza. Podejmuje się każdego rzuconego w jego stronę wyzwania, nawet jeżeli jest nie godne uwagi, gdyż ceni się i uważa za odważnego. A przede wszystkim honorowego. Ambitny i pewna siebie, wszak ma ku temu powody. Zdaje się, że przeżył i zobaczył już wszystko. Ma ogromne problemy z zaufaniem. Sam łapie się na tym, że czasem sprawdza nawet Blodhundur, a jest to jedyna istota, do której żywi pozytywne uczucia. Jakiekolwiek uczucia. To, jak potraktował go jego właściciel, to jak jego świat się skończył, odcisnęło na nim ogromne piętno. Nie potrafi przed nikim się otworzyć. Dusi w sobie wszystko, strach, tajemnice, niepewność, ból. Wszystko to pod maską nad wyraz opanowanego i spokojnego przywódcy. Nie ma godziny, w której mógłby odetchnąć. W której mógłby wykrzyczeć światu, jak bardzo nie chce tu być i jak strasznie się sobą brzydzi. W jego przekonaniu bowiem mógł zapobiec tragedii, która miała miejsce tuż pod jego nosem... Przez to, że z nikim o tym nie rozmawia, przekonanie się tylko potęguje.
Historia
Przyszedłem na świat w prawdziwie cudownym miejscu. Okres mojego dzieciństwa przepełniony jest ciepłem, poczuciem bezpieczeństwa, stabilnością. Dorastałem wraz z licznym rodzeństwem. Wspólnie spędzaliśmy czas na zabawie. Czule opiekowała się nami nasza matka, doglądała czy nasze brzuchy są pełne, a futerka czyste - słowem, do szczęścia nie brakowało mi absolutnie niczego.
Szybko rośliśmy. W domu coraz częściej pojawiali się w ludzie w ciemnych ubraniach z błyszczącymi odznakami. Zawsze bardzo mnie ciekawili, wnosili mnóstwo zapachów. To oni zabrali mnie na pierwszy spacer. Z nimi dowiedziałem się co to trawa, jakie to uczucie mieć ją pod łapami. Jednak roślinność pod miękkimi poduszeczkami, jak szybko się pojawiła, tak samo szybko zniknęła na rzecz paneli hali treningowej. Tam spędziłem kilka, a może kilkanaście miesięcy swojego życia - nie wiem ile dokładnie, całą uwagę skupiałem na coraz cięższych treningach. Nauczyłem się wielu komend, rozpoznawania zapachów, samoświadomości swojego ciała, a przede wszystkim polegania na moim partnerze, bezgranicznego zaufania. Po ciężkim okresie szkolenia zdążyłem odbyć parę misji. Powrót z jednej szczególnie zapadł mi w pamięci. Wydawało się, że to zwykłe popołudnie. Siedziałem na miejscu pasażera, czasem tylko wystawiałem łeb za szybę. Nie mogłem doczekać się, aż wrócimy do domu i tam będę mógł wylegiwać się na kanapie. Piosenkę w radiu przerwał komunikat. Męski głos trzy razy powtórzył, że obostrzenia zostaną zaostrzone, ponieważ nowy wirus wciąż bardzo szybko się rozprzestrzenia. Mój właściciel pokiwał przecząco głową i zaśmiał się w głos. Powiedział, że chyba tym na górze nie podoba się układ sił na świecie i wymyślają sobie problemy. Uwierzyłem mu. Następny komunikat dotyczył nosicieli. Naukowcy odkryli, że są nimi psy i że to my roznosimy zarazę, będąc tym samym niebezpieczeństwem dla ludzi. Od tego czasu właściciel regularnie jeździł ze mną do gabinetu weterynaryjnego, wykonywano mi mnóstwo testów, aż do czasu, gdy zamknięto lecznice. Państwo ogłosiło niewypłacalność, gospodarka legła w gruzach, a wraz z nią cały świat, jaki znałem. Nikt już nie traktował mnie jak członka rodziny. Unikano kontaktu ze mną. Nikt się ze mną nie bawił, nie jeździłem do pracy. Siedziałem zamknięty w garażu na kocyku, który mój pan dostał wraz ze szczeniakiem z hodowli. Nie wiedziałem co dzieje się w domu. Wnioskując po częstych krzykach, nie było to nic dobrego. Szczerze nie wiem ile trwało moje odosobnienie. Ale wiem, że gdy zobaczyłem mojego opiekuna ze smyczą i moją obrożą, ostatni raz w życiu poczułem szczęście. Serce zabiło mi jak dawniej. Byłem przekonany, że to zapowiedź spaceru, powrotu do normalności. Nigdy tak bardzo się nie pomyliłem. Mężczyzna nic do mnie nie powiedział. Po zapięciu mnie, otworzył drzwi garażowe, nie przeszliśmy nawet dziesięciu metrów, on zatrzymał się przy płocie. Tam przywiązał moją smycz. Wrócił się po coś do domu, tym czymś okazał się być kij do golfa. Powiedział tylko kilka słów. Okazało się, że jego syn jest najprawdopodobniej chory, a winą postanowił obarczyć właśnie mnie. Swój gniew przelał. Wziął zamach i... Pierwsze uderzenie. A później drugie i trzecie. Bił bez opamiętania. Tak długo, aż z mojego boku ciekła krew, a cały grzbiet piekł niemiłosiernie. Na ziemi widziałem krople własnej krwi. Zupełnie nie wiedziałem jak reagować. W końcu to była osoba, jedyna na świecie, której miałem ufać bezgranicznie. Wszak tego mnie nauczono. Padłem ogłuszony ciosem w głowę, do dziś w głowie, gdy tylko zamknę oczy, słyszę skrzypnięcie drzwi i krzyk kobiety. Czy to anioł? Chciałbym. Bo nawet jeśli, to postanowił zostawić mnie na tym łez padole. Zupełnie samego. Bezbronnego. Niestety żywego. Po przebudzeniu byłem już sam. Jakim cudem nie miałem połamanego kręgosłupa? Zastanawiam się do dzisiaj, za to już dziś wiem, że mój kręgosłup moralny dawno nie istnieje. Parę żeber na pewno było pękniętych. Miałem trudności z oddychaniem. Zapewne za sprawą instynktu, ruszyłem przed siebie, uciekając z miejsca zbrodni jak niedobity szczur, który miał więcej szczęścia w starciu z pułapką. Z tą różnicą, że ja niekoniecznie byłem z tego powodu zadowolony. Rany na ciele z czasem się wygoiły. Na mojej drodze wpierw stanęli Blodhundur i Mirage, z którymi dobrze mi się dogadywało. Na tyle, że postanowiliśmy trzymać się razem. Wspólna egzystencja doprowadziła do naturalnego podziału władzy, z czasem dołączały do nas nowe dusze. Dawaliśmy schronienie każdemu. Nie bacząc na jego przeszłość, stan zdrowia. Byliśmy ostoją w trudnych czasach. Mogliśmy ofiarować choć namiastkę tego, co psy straciły. I wtedy przyszła kolejna tragedia. Mirage poprowadził na pewną śmierć cały oddział Szeptaczy. Co gorsza, szwendacze złapały trop i zaatakowały naszą Sforę. Wyrżnęli wszystkich. Zostało tylko lepkie jezioro krwi, ja, Blodhundur, Mirage i Xavier. Ciężko nam było się pozbierać. Sam straciłem nadzieję, że to kiedykolwiek nastąpi. Wiedzieliśmy jedno. Nikt, poza naszą czwórką nie może się o tym dowiedzieć. Ta tajemnica związała nas silniej, aniżeli jakiekolwiek istniejące przysięgi. To coś jak więzy krwi. Krwi naszych wspólnych ofiar.
Pozostałe informacje
Photo by Kristyna Kvapilova  Salva#6953 • Orphan [Howrse]

Blodhundur



Podstawowe informacje
Blodhundur  Nosicielka • 6 lat  Przywódca, Uzdrowiciel  Homoseksualna
Statystyki
Siła — 22 • Wytrzymałość — 23 • Szybkość — 22
Aparycja
Rasa — Mieszaniec, u którego wyryły się znacząco geny husky
Wygląd zewnętrzny — Blodhundur to dobrze zbudowana suka o ciemnym umaszczeniu, które akcentują srebrne tudzież kremowe kępki sierści rozrzucone po całym jej ciele, a także jasne plamy na brzuchu i łapach. W intensywnym słonecznym świetle jej futro zdaje się być brązowe, zaś w mroku i w stłumionym oświetleniu raczej przypomina ciemnoszarą pustkę. Obwiedzione kawowymi łatkami oczy są silnie błękitne. Nie spotkasz drugich takich. Niektórym przypominają bezkresny, niekończący się ocean, innym zaś - kawał lodu, który byłby w stanie zatopić kolejnego Titanica. Być może to, jak je postrzegasz jest kwestią sposobu, w jaki na ciebie spojrzy. Posiada trójkątne, stojące uszy, zlewające się z umaszczeniem głowy, a do określenia jej ogona najbardziej precyzyjne zdaje się być: szczotkowaty. Przypomina puchatą, wilczą kitę, dzięki długim włosom, odstającym od skóry.
Waga — 25 kg
Wzrost — 59 cm
Głos — Ashley Johnson


Charakter
Niemożliwym jest, by jednoznacznie określić charakter Blodhundur; by przypiąć jej jakąkolwiek łatkę, która świadczyłaby o tym, kim jest. Może dlatego, że sama nie potrafi do tego dojść? Jej zachowania i cechy krzyżują się ze sobą - są na tyle sprzeczne, że ciężko uwierzyć, iż tworzą jakąkolwiek spójną (przynajmniej pozornie) całość.
Jest wybuchowa. Często emocje wymykają jej się spod kontroli, co zaś prowadzi do agresywnych reakcji wszelkiej maści, od krzyków poprzez wściekłe miotanie przedmiotami i aż do najgorszego - ciszy. Ciszy, która w jej przypadku zabija. Nie tylko ją, powoli i od środka, ale i każdego, kto zostanie przez jej chłód wchłonięty. To się czuje, bez względu na to, czy pozostaje się z nią w bliższych, czy w dalszych relacjach. Nie ma na to lekarstwa, Blodhundur musi sama z powrotem poczuć grunt i stanąć twardo na ziemi, bez zbędnej pomocy czy kłapania pyskiem nad uchem. Czasem osiąga swą nirwanę poprzez dewastację otoczenia, czasem poprzez milczenie, innym razem odreagowując negatywne emocje na przypadkowych ofiarach lub sobie, gdy łupie głową o ścianę do pierwszej kropli krwi. Nie powie, gdy nadchodzi furia, bo sama o tym nie wie. Zaczyna się równie gwałtownie, jak i kończy. Nie znasz dnia ani godziny, powiadają. Bywa również, że odreagowuje w inny sposób: w samotności mruczy pod nosem o bogach i prosi ich o ulgę w jej męce.
Często wykazuje egoistyczne zachowania. Nie potrafi przyznać się do błędu. Znacznie lżejszym rozwiązaniem jest dlań zrzucenie ciężaru winy na przypadkową osobę, bez względu na to, czy ma to jakikolwiek sens bądź związek z rzeczywistym przebiegiem wydarzeń. Ona zwyczajnie pragnie ulgi dla swych zszarganych nerwów. To niesamowicie niesprawiedliwe z jej strony, ale nie potrafi zapanować nad natychmiastowym odruchem odbicia piłeczki, gdy ktoś zarzuca jej popełnienie gafy. Mało tego, staje się jadowita i oschła, kiedy nie zyskuje aprobaty dla swoich oskarżeń.
Choć nie zapowiada się na to, by jej charakter miał zostać przedstawiony w jakichkolwiek superlatywach, to wbrew pozorom suka ma także zalety, a jest nią z pewnością lojalność, o jaką - rzecz jasna - niewiarygodnie trudno w jej wykonaniu. Gdy się przywiąże, albo i pokocha szczerą miłością, staje się osobistym ochroniarzem i wiernym stróżem. Może nie przygotuje wykwintnej kolacji w ramach randki, za to z pewnością stanie przed tobą jak żywa tarcza, gdy nieprzyjaciel weźmie cię na muszkę. Z tego wyłania się kolejna cecha. Blodhundur jest ryzykantką. Można by rzec: jeden gram brawury, trzy gramy głupoty. Nie raz i nie dwa wpadła w tarapaty, bo nie potrafiła utrzymać języka za zębami (a musicie wiedzieć, że jest strasznie cięta na większość rówieśników, i nie tylko, oraz nieznośnie pyskata, nie stroni również od wulgaryzmów) lub pojawiła się w złym miejscu i o złej porze. Zdawać by się mogło, iż jej przeznaczeniem jest wczesna śmierć; zupełnie jakby unikała jej, wciąż wymykała się z jej szponów. I w istocie, tak właśnie jest, odkąd jej właściciel zabił jej matkę, a potem zamierzał skrócić o głowę ją i jej brata na pieńku, z pomocą ostrego niczym brzytwa toporu. Od wtedy regularnie walczy o przetrwanie.
Charakteryzuje się specyficznym poczuciem humoru. Czasem ciężko zrozumieć jej sugestie lub pojąć, na czym miał polegać rzucony żart. Równie ciężko jest ją rozbawić. Matka potrafiła to zrobić. Tylko z nią wykształciła głębszą więź, jako że ojciec rzekomo zaginął nim pojawiła się na świecie, a samiec, który przybiegał do suki jako jej domniemany partner był bucem i pajacem, z którym nie chciała mieć nic wspólnego. Do czasu odnosiła wrażenie, że Memphis jako jedyna rozumie ją choć w najmniejszym stopniu, potem, gdy pojawił się Feroce, rolę tę przejął jej starszy brat, Mirage, z którym szczególnie zacieśniła stosunki, odkąd wspólnie umknęli z rodzinnego domu u początków apokalipsy.
Czuje się opuszczona. Jest smutna. Zawsze. Choć tego nie przyzna, choć ukryje pod szeroko uśmiechniętą maską... tak właśnie mają się fakty. Daleko jej do myśli samobójczych, aczkolwiek często trzyma się jej silne poczucie beznadziejności i samotności.
O ile w dzieciństwie żal jej było każdego zabitego stworzenia i unikała spożywania mięsa jak ognia, o tyle na ten moment nieszczególnie przejmuje się tym, jak pokarm trafił pod jej nos. Objada się tym, na co tylko ma ochotę. Nie zawsze wybór pada na mięso. Nie ma również żadnego problemu z zamordowaniem stworzenia, które miałoby jej posłużyć jako posiłek. Ot, jej wrażliwość zwyczajnie zmalała do minimalnego stopnia, jeśli w ogóle jakaś jej cząstka zdołała się zachować.
Uwielbia szwendać się samotnie z daleka od osób, które ją znają. Często wędruje po torach kolejowych. W czasach, gdy świat był jeszcze normalny i funkcjonował dawny porządek, igrała w ten sposób z pędzącymi pociągami. Szuka swoistych samotni, w których mogłaby się zaszywać, gdy życie zaczyna ją przytłaczać szczególnie mocno; małych fortów, o których wiedziałaby tylko ona, i nikt inny. Takich, gdzie nikt żywy ani martwy nie zakłóci jej spokoju. Lubi chować się przed światem i myśleć. Zdarza jej się, że pije alkohol, który zostanie znaleziony w mieście opuszczonym przez ludzi.
Z dzieciństwa, poza swoistym wyalienowaniem, zostały jej także artystyczne zapędy. Rzadkością są psy potrafiące czytać, ona jednak należy do tej grupy. Tworzy piękne wiersze białe (często największą inspirację czerpie z pogrzebów czy też z kopania dołów na tego typu uroczystości, czasem nawet wykopuje kilka dziur na zapas czując obowiązek bycia miejscowym grabarzem, a gdy w sforze dojdzie do tragedii podobnych tej, którą wywołał jej brat, staje się istną maszyną do pisania).
Historia
Uciekała. Ciemnymi korytarzami miasta, zaułkami. Przecinała ulice, wciskając się pomiędzy trąbiące samochody, ledwo uchodząc z życiem. Zasapana, wykończona i obolała wpadła jednak w pułapkę, zapędzona do ślepej, miejskiej uliczki niczym niewinna owieczka przez wygłodniałego wilka. Memphis z sercem w gardle patrzyła na swego oprawcę, potężnego wilczura, trochę skundlonego, gdy ten zbliżał się do niej, zdyszany i zarazem ucieszony swą wygraną; swą nową zdobyczą. Suka żałowała, że zapuściła się tak daleko od domu. To był ostatni raz, kiedy opuściła bezpieczny ogródek swojego pana we wsi oddalonej raptem o pięć kilometrów.
Sześćdziesiąt pięć dni później na świat przyszła kuleczka uderzająco podobna do matki. Można by rzec, że ot, rasowy husky! Niestety, geny ojca zaburzyły czystość linii, lecz szczęśliwym trafem nie przypominała w niczym dawcy genów, toteż matka, patrząc na owoc gwałtu, nie czuła tak intensywnego bólu, jakiego spodziewała się, gdyby szczenię przypominało reproduktora. Chcąc chronić córkę przez brutalną prawdą, nigdy nie powiedziała jej, jak przyszła na świat, od urodzenia wmawiając małej, że ojciec odszedł, usłyszawszy tę nowinę, choć tak naprawdę samiec, o którym mówiła zniknął po narodzinach jej pierwszego potomka i zarazem brata samiczki, Mirage. Wraz z nim upewniali Blodhundur w kłamstwie, aby mogła cieszyć się dzieciństwem. Przekazanie prawdy odwlekali coraz bardziej w czasie, aż w końcu zdecydowali, by pozostało to ich tajemnicą do grobowej deski. Tymczasem właściciel psów, zirytowany kolejnym futrzakiem do wykarmienia, podjął decyzję o kastracji ich matki, by na zawsze zażegnać problem jej "rozwiązłości".
Z czasem na podwórku zaczął pojawiać się pies, przypominający wyglądem standardowego owczarka niemieckiego. Nazywał się Feroce i w oczach dorastającej Blodhundur był istnym bałwanem, którego nie potrafiła znieść. Kiedy tylko stawali sobie nawzajem na drodze, wojowali na słowa, póki nie wkroczyła między nich matka. Gdy stał się jej stałym partnerem, młoda suka poczuła się odtrącona, mając wrażenie, że matka absolutnie nie liczy się z jej zdaniem. Wtedy zaczęła się alienować. Jedynym psem, z którym - okazjonalnie - dobrowolnie spędzała czas stał się jej brat. Czuła do niego pewną dozę zaufania i widziała w nim poczciwego burka, z którym byłaby skłonna przebywać do końca życia, a nawet jeden dzień dłużej.
I właśnie wtedy wybuchła pandemia.
Blodhundur miała tendencję do samotnych wędrówek poza dom, choć każdy taki wypad przyprawiał Memphis o niemalże zawał serca. Wciąż nękały ją koszmary sprzed lat, nie chciała zatem, by jej ukochana córka skończyła podobnie do niej, wałęsając się czort wie gdzie. Tymże sposobem trzyletnia samica, wchodząc w liczne kontakty z bezdomnymi psami, przyniosła do domu nie tylko opowieści o legendach miejskich, przekazywane bratu z wielkimi, błyszczącymi ślepiami, ale i wirus Sen-h19, który doprowadził do choroby ich właściciela. Dopóki nie wiedział, że przyczyną jego stanu zdrowia jest któryś z czworonogów trzymanych pod dachem, wszystko było w porządku. Potem naukowcy ogłosili wiadomość, które zwierzęta roznoszą zarazę.
Jak przez mgłę Blodhundur pamięta chwilę, w której wierzgająca, piszcząca ze strachu Memphis była dociśnięta do pieńka, na którym zwykle właściciel rąbał drwa na opał. Niebawem jedynym ruchem, który poruszał jej ciałem były ostatnie konwulsje pośmiertne, kiedy jej głowa potoczyła się po trawniku, a krew zalała ziemię obficie. Mężczyzna obrócił się z umorusanym toporem w jej stronę, a gdy stała w osłupieniu, on ruszył ku niej. Nie potrafiła nawet drgnąć, ponieważ dotarło do niej, że to ona sprowadziła śmiertelną chorobę na swego pana. Na jego nieszczęście, nim zdążył do niej dotrzeć, został brutalnie powalony przez Mirage, który podjął się okrutnego ataku na swoim panu, szarpiąc go za skórę, podczas gdy ten wrzeszczał. Dopiero to sprawiło, że wróciła do życia i odciągnąwszy brata z niemałym trudem, aby nie rozszarpał leżącego człowieka na kawałki, zarządziła natychmiastową ucieczkę, czując przy tym, jak budzi się w niej instynkt przywódczy.
Tak rozpoczęła się ich wędrówka, podczas której poznali Malcolma, z którym tworzyli zgrany tercet. Podczas prób przetrwania wśród ludzi, którzy stopniowo zanikali, a na ich miejscu pojawiały się szwendacze, znajdywali coraz więcej psów, w tym Xaviera, z którymi tworzyli coraz liczniejszą grupę, aż finalnie zdecydowali się nazywać Sforą. Jako trójka dowódców jednoczyli pokrzywdzone przez los czworonogi, nie bacząc na to, czy byli nosicielami, czy też w pełni zdrowymi. Gdy myśleli, że wszelkie kryzysy zostały zażegnane i czeka ich życie w stale powiększającym się, zaufanym gronie, zdarzył się poważny incydent, który zaważył o losach prawie całego stada. Mirage, który w ramach swojej części zarządzenia Sforą kierował grupą szeptaczy, pod wpływem nieopanowanych emocji zdecydował o natarciu na hordę zombie, której pokonanie znacząco przekraczało możliwości oddziału. Nie zważał na błagania i sprzeciwy. Wszyscy zginęli, oprócz Xaviera, któremu udało się ocalić i siebie, i Mirage. Szwendacze dostały się do Sfory, pożerając żywcem bądź śmiertelnie kalecząc tutejszych łowców, uzdrowicieli i szeptaczy. Ocalała jedynie czwórka, która postanowiła odbudować Sforę, jednak w konsekwencji nieodpowiedzialności wcześniejszego, trzeciego przywódcy, zdegradowano go do roli egzaminatora, zaś Xaviera, który odznaczył się niewątpliwą odwagą i sprytem uhonorowano rangą generała, by odtąd on dowodził szeptaczami.
Stało się to ich tajemnicą, której nie wolno im rozpowszechniać wśród nowych psów. Podobnie osobistym sekretem Blodhundur jest fakt bycia nosicielką, choć doskonale wie, że nie zostałaby wykluczona. Do ukrywania tego zmuszają ją wyrzuty sumienia, bowiem czuje, że przez jej nieodpowiedzialne wycieczki i kontakt z nieznajomymi zginęła ich matka, którą w pierwszej kolejności właściciel oskarżył o nosicielstwo.
Pozostałe informacje
Photo by thehuskyjoey  your local catgirl#5067  Rejnboł [Howrse]

Otwarcie!

Zaczęło się od niewinnej propozycji, która potem popłynęła z nurtem, i tak oto z duetu, który nakreślił wspólnie fabułę, rozrośliśmy się w czteroosobowy squad, w którym każdy dostał swoje zadania. Gdyby zabrakło w naszym gronie choć jednej z duszyczek, blog prawdopodobnie wyglądałby zupełnie inaczej, nie tylko pod względem czysto kodowo-graficznym (choć szablon i niektóre elementy stworzone w HTML-u zasługują na gromkie brawa ze względu na wysoki poziom umiejętności, jaki przedstawiła nam Margo), ale i w opracowaniu całej mechaniki i wprowadzeniu nowości, z jakimi dotychczas blogosfera miała niewiele wspólnego. Razem, w grupie, udało nam się po raz pierwszy połączyć działanie słynnych forów PBF (play by forum) z mechanizmem blogów PBP (play by post).
Gdyby nie Salva, nie mielibyśmy tak wspaniałych urozmaiceń, jak choćby Ustawki, podział zadań przywódców czy brak ograniczeń w rangach, tylko stopień zapotrzebowania. Ba, nawet motywacja do zebrania pomysłów do kupy i wprowadzenia coraz nowszych mordek z teamu w cały plan nie udałyby się, jeśli nie zrobiłaby tego ona. Gdyby nie Kenny, nie byłoby tak dopracowanych Wypraw, a Margo z pewnością miałaby więcej zagwozdek, kiedy kody zaczynały się buntować, bo właśnie wtedy wchodził on, cały na czarno, słuchający swojej emo muzyki i pomagał je okiełznać jak prawdziwy bohater. A gdyby nie Margo, dla niektórych znanych również jako Ava, o której już wspominałam, cała szata graficzna, wszelkie ramki, kody i estetyka ległyby w gruzach, bo prędzej czy później mielibyśmy dość kapryśnych zachowań HTML-u. Osobiście ja, Rejgej, jestem dumna z nich, bo włożyli w ten blog całe swoje serce i zaangażowali się o wiele bardziej niż podejrzewałam, że będzie to możliwe. Wierzę, że nasza współpraca będzie owocna.


Nawet nie wiecie, z jak wielką dozą dumy i olbrzymią przyjemnością pragniemy ogłosić Wam jako administracja, że oficjalnie otwieramy bloga The Barking Dead!