Czarne cienie zalegające na pokrytej grubą warstwą śniegu ziemi wydawały się ożywać, kiedy na piętrzące się nad moją głową drzewa padało światło księżyca. Po nocnym niebie snuły się pojedyncze chmury, co chwilę zasłaniając jasną tarczę. Przesunąłem wzrokiem po tarczy księżyca rozświetlającej ponury granat nieba i towarzyszących jej gwiazdach. Zaczerpnąłem jeszcze jeden wdech chłodnego powietrza. W oddali majaczyła ciemna sylwetka ruin. Kilka zimnych kropel spadło mi na pysk. Poczułem osiadający na skórze chłód, jeżący sierść i powodujący gęsią skórkę. Wokół mnie panowała nieprzenikniona, przyjemna cisza, która otulała mnie jak ciężki koc. Leżąc na miękkim śniegu i patrząc w niebo, rozmyślałem. Zimny śnieg zaczął topić mi się na futrze. Ogarnęło mnie uczucie chłodu, i zaczęły mi szczękać zęby. Moje myśli przerwał trzask łamanej gałęzi, cichy, niemal niesłyszalny oddech i człapanie łap na śniegu. Zerwałem się na nogi, niepewny kto lub co się do mnie zbliża. Nocą w lesie może być niebezpiecznie. Odetchnąłem z ulgą, kiedy spośród drzew wychyliła się psia sylwetka. Podeszła bliżej, i zatrzymała się przede mną. Z bliskiej odległości mogłem dostrzec, że to Mirage. Ciepłe ciało czarnego owczarka ocierało się o moje, a ogień, który płonął w mojej piersi, odgradzał mnie od chłodu zimowego wieczoru. Moje ciało było dziwnie spięte. Chmury nad naszymi głowami zgęstniały, wypuszczając z siebie drobinki śniegu, które z biegiem czasu robiły się coraz większe. Zaproponowałem towarzyszowi schowanie się w jakiejś jaskini, dopóki nie przestanie padać. Chętnie przystanął na moją propozycję, i przeczesywał wzrokiem okolicę, szukając suchego schronienia. Po kilkunastu minutach udało nam się znaleźć małą grotę. Jaskinia ledwie zmieściła dwa przyciśnięte do siebie psy, ale przynajmniej pozbawiona była wilgoci. Razem z Mirage leżeliśmy niemalże jeden na drugim, cicho rozmawiając. Na moim nosie wylądował suchy liść. Podniosłem głowę i spojrzałem na sklepienie jaskini. Pod sufitem na wstążce ktoś zawiesił gałązkę jemioły. Kiedy cisza się przedłużała, a my siedzieliśmy spokojnie na śniegu, oparci o siebie nawzajem, moje myśli uciekły do pocałunku. Rzuciłem okiem na towarzysza, i nasze spojrzenia się spotkały. Nie wiedząc jak zareagować, skamieniałem, tymczasem Mirage zbliżył swoją głowę do mojej...
Otworzyłem oczy. Leżałem na podłodze w metrze. Śniłem. Chciałem sobie przypomnieć cokolwiek, ale wszystko wskazywało na to, że nic nie pamiętałem. Jedynie jakieś nieznaczne urywki przemykały przez moje myśli, jakby ktoś wyciął kilka kadrów z kliszy i grał ze mną w podchody. Rozglądałem się, chcąc zaczepić wzrok na czymś interesującym. Blodhundur prowadziła dyskusję z Mirage, na którym swój wzrok zatrzymałem na dłużej. Rozległo się ciche trzaśnięcie, co oderwało od siebie rodzeństwo. Rozeszli się, oboje krytykując pod nosem zachowanie drugiego. Podniosłem się niechętnie ze swojego miejsca przy białej pleśni i, oblizując pysk, ruszyłem w ciemność. Stanąłem na samym skraju oświetlonej przestrzeni. Z ciemności, w której wcześniej rozległ się dziwny szmer, dało się słyszeć pośpieszne, lekkie kroki. Malcolm chodził po torach, co jakiś czas zatrzymując się i zataczając koła. Zignorowałem go.
Olbrzymie, czarne, mokre szczury, bez żadnego uprzedzenia wysypały się z jednego z ciemnych bocznych tuneli. Mirage, który wyrósł niczym grzyb po deszczu, warknął i klapnął szczęką, płosząc gryzonie gubiące za sobą sierść w popłochu. Machinalnie złapałem z nim kontakt wzrokowy. Przewróciłem oczami, nieco zgorszony. Pomimo, że znaliśmy się już kawał czasu, nie można było powiedzieć, że łączyła nas ciepła, prawie braterska relacja. Nie. Mirage nie wzbudzał we mnie zainteresowania ani tym bardziej głębszych emocji, może prócz, złagodzonego przez czas, gniewu. Spierdolił sprawę. Pozwolił na śmierć oddziału szeptaczy i innych psów, zbyt pewnym wygranej. I pomyśleć, że byłem mu kiedyś podporządkowany... Zawsze, gdy znajdował się w pobliżu, nie powstrzymywałem się od uszczypliwości i wypominania mu tamtej nocy. Najczęściej zbywał mnie lub, gdy starczało mu na to sił, odgryzał się. Beztrosko, z tępym wyrazem pyska, rozejrzał się dookoła, aż coś go podkusiło i zbliżył się do mnie o kilka kroków. Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, kręcąc głową na boki.
Mirage?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz