Podstawowe informacje
Statystyki
Aparycja
• Rasa — Kundel
• Wygląd zewnętrzny — Sierść Decoy jest biała z nielicznymi brązowymi łatami, które są widoczne na głowie, karku i nasadzie ogona. Naturalną długość futra suczki można określić jako średnią, dłuższe kosmyki rosną na łapach i podbrzuszu. Jej ogon jest bardzo puszysty, sięga niemal do ziemi. Suczka uważa, że to naraża ją na niebezpieczeństwo i przeszkadza w poruszaniu się, sierść stara się skracać kiedy tylko może a kolor maskuje poprzez nakładanie na futro różnych kamuflujących substancji. Dlatego też przez większość czasu jej futro nie prezentuje się najpiękniej i nie przypomina swojego prawdziwego wyglądu. Decoy jest dosyć mała pod względem rozmiaru, ale nie można odmówić jej wysportowanej sylwetki. Dobrze zarysowane mięśnie i błysk w ciemnobrązowych oczach świadczą o zdrowym organizmie. Wrażenie to psuje jedynie duża blizna, której nie sposób przeoczyć. Ma nieregularne krawędzie, ciągnie się poziomo przez szyję i przypomina ogromny różowy uśmiech.
• Waga — 10 kg
• Wzrost — 33 cm
• Głos — Decoy ma poważną kobiecą barwę głosu. Nie ma umiejętności wokalnych a jej głoś nie jest szczególnie przyjemny dla ucha ani czysty, można go opisać jako lekko zachrypnięty i szeleszczący w wymowie, jakby jego właścicielka była zmęczona lub przygnębiona. Zwykle mówi lekko przyciszonym neutralnym tonem, emocje nie zmieniają zabarwienia jej głosu.
• Wygląd zewnętrzny — Sierść Decoy jest biała z nielicznymi brązowymi łatami, które są widoczne na głowie, karku i nasadzie ogona. Naturalną długość futra suczki można określić jako średnią, dłuższe kosmyki rosną na łapach i podbrzuszu. Jej ogon jest bardzo puszysty, sięga niemal do ziemi. Suczka uważa, że to naraża ją na niebezpieczeństwo i przeszkadza w poruszaniu się, sierść stara się skracać kiedy tylko może a kolor maskuje poprzez nakładanie na futro różnych kamuflujących substancji. Dlatego też przez większość czasu jej futro nie prezentuje się najpiękniej i nie przypomina swojego prawdziwego wyglądu. Decoy jest dosyć mała pod względem rozmiaru, ale nie można odmówić jej wysportowanej sylwetki. Dobrze zarysowane mięśnie i błysk w ciemnobrązowych oczach świadczą o zdrowym organizmie. Wrażenie to psuje jedynie duża blizna, której nie sposób przeoczyć. Ma nieregularne krawędzie, ciągnie się poziomo przez szyję i przypomina ogromny różowy uśmiech.
• Waga — 10 kg
• Wzrost — 33 cm
• Głos — Decoy ma poważną kobiecą barwę głosu. Nie ma umiejętności wokalnych a jej głoś nie jest szczególnie przyjemny dla ucha ani czysty, można go opisać jako lekko zachrypnięty i szeleszczący w wymowie, jakby jego właścicielka była zmęczona lub przygnębiona. Zwykle mówi lekko przyciszonym neutralnym tonem, emocje nie zmieniają zabarwienia jej głosu.
Charakter
Decoy to niesamowicie samodzielna suczka. Stała się taka już od wczesnego dzieciństwa. Epidemia wywarła na nią duży wpływ, przez co zaczęła myśleć jedynie o własnym przetrwaniu. Trudno od niej oczekiwać jakiegokolwiek przejawu empatii czy chęci pomocy innym przez wewnętrzną potrzebę czynienia dobra. Ona po prostu nie uznaje dobra i zła. Jednostki słabe i bezużyteczne nie mają wartości w jej oczach, podobnie jak ci, którzy jedynie polegają na innych i nie biorą swojego losu we własne łapy. Suczka robi tylko to, czego chce i co jest jej potrzebne. Nie oznacza to jednak, że jest samolubna i źle nastawiona do innych psów. Pomoże tym, których uważa za sojuszników, nawet przy pewnych osobistych kosztach, licząc na odwzajemnienie w przyszłości. Otacza się znajomymi, by w razie czego móc poprosić o pomoc, nawet jeśli nie są to prawdziwi przyjaciele. Lubi ich mieć, pod warunkiem, że to do niczego jej nie zobowiązuje. Nie angażuje się w potyczki słowne, jeśli wie, że nic tym nie ugra. Woli pokornie okazać swoją niższą pozycję niż na siłę próbować coś udowodnić. Posłuszna, nie łamie zasad (jeśli tylko idzie to w parze z jej własnymi interesami). Docenia towarzystwo starszych i mądrzejszych od siebie, którzy są skłonni dzielić się z nią wiedzą, ponieważ cechuje się ciekawością świata i szybko się uczy. Może być postrzegana jako natrętna i nieustępliwa, ponieważ gdy się kogoś uczepi, rzadko kiedy odpuszcza, nawet przy otwarcie wrogiej postawie drugiej strony. Samica zajmuje się przede wszystkim sobą i swoim własnym rozwojem. Nie ma dla niej znaczenia czy pracuje sama czy w grupie, liczy się dla niej cel do zrealizowania. Jeśli istnieje szybki i łatwy sposób na osiągnięcie go, nawet wątpliwy etycznie, oczywiście skorzysta z niego. Nie szuka pozycji władzy nad innymi, raczej stawia na działanie po cichu, którym doprowadzi do pożądanej sytuacji. Nie jest typem ryzykanta, ale zawsze waży wszystkie za i przeciw. Jeśli korzyści będą duże, podejmie ryzyko. Zrównoważona, nie kieruje się emocjami, raczej chłodnym osądem sytuacji. Nie ma skłonności do wpadania w gniew i wybuchów. Suczka jest mniej strachliwa niż w dzieciństwie i bardziej obyta ze światem, ale wciąż stara się być czujną i przygotowaną na niespodziewane sytuacje. Nie można jednak nie zauważyć, że zachowuje się z o wiele większą pewnością siebie niż wcześniej, również w kontaktach z innymi. Nie zmieniło się za to jej poczucie przestrzeni osobistej, samica nie lubi, gdy się ją narusza, nie znosi też zbytniej poufałości i dotykania.
Historia
Decoy dorastała tak, jak dorasta większość bezpańskich psów (oczywiście, jeśli mają szczęście znaleźć podobne miejsce) - w jakimś opuszczonym budynku, śmierdzącym śmiercią i rozkładem. Przyzwyczajona do widoków brutalnych i nieprzyjemnych, nie przeżyła szoku, gdy nadeszła epidemia. Może jedynie nieobecność ludzi była pewną zauważalną zmianą. Bezdomni, którzy dokarmiali jej matkę, pewnego dnia zawlekli ją w kąt pomieszczenia i zatłukli rozbitą butelka. Dwumiesięczna wówczas Decoy została zapakowana do worka, w którym razem z rodzeństwem wyniesiono ją na zewnątrz. Szczenięta wołały matkę, która jednak nie mogła im odpowiedzieć, ponieważ w tym samym czasie jej ciało przysypywane było ziemią. Uwięzieni w ciasnej ciemnej przestrzeni, czekali. Czekali, choć nic się nie działo. Stopniowo zaczynali robić się głodni, chciało im się pić. Krzyczeli na zmianę, lecz nikt nie reagował. Trwali w ciemności, przerażeni, usiłując się wydostać. Aż w końcu pojedyncze głosy zaczynały cichnąć. Stawały się coraz słabsze, coraz mniej słyszalne. Po jakimś czasie zamilkły.
Wtedy też jedyną pozostałą przy życiu, wycieńczoną Decoy zalały promienie słońca. Fala zapachów, kolorów, wrażeń. Zimne, zaczynające się rozkładać, ciała rodzeństwa po kolei zostawały wznoszone w górę i niknęły w ciemnej gardzieli wielkiego ciemnego potwora pokrytego zakrzepłą krwią i pyłem. Potrafiła się zebrać jedynie na cichy pisk, gdy bestia podniosła ją, również z zamiarem pożarcia. Pies zatrzymał się, z jego gardła dobiegł mrożący krew w żyłach głęboki pomruk. Postawił ją na ziemi i przypatrzył jej się dokładnie. Mark nie był zadowolony, że jego posiłek jeszcze oddycha. Obrzucił ją ostatni raz obojętnym spojrzeniem i położył się, by dokończyć obiad. W końcu został jeszcze jeden martwy szczeniak, którego do tej pory swoim ciałem przykrywała Decoy. Przyglądała mu się podczas gdy nieznajomy rozrywał brzuch brata i wyjadał z niego co smaczniejsze organy. A potem już nic nie było takie same.
W pierwszych dniach jej obecność denerwowała dorosłego psa. Kłapał szczękami i warczał, ilekroć zbliżała się do niego na mniej niż dwa metry. Nie zwracał na nią uwagi, przekonany, że w końcu dopadnie ją szczur, wpadnie gdzieś, skąd już nie wyjdzie, albo zwyczajnie się zgubi. Decoy jednak na przekór tym nadziejom nadążała za Markiem, a nawet niekiedy wyprzedzała, gdy skradał się powoli, usiłując nie wywołać hałasu swoimi ciężkimi krokami. Ona bezszelestnie przemykała obok i zawsze odskakiwała na czas, gdy rzucał się w jej kierunku, zirytowany jej obecnością.
Lecz stopniowo zaczął dostrzegać plusy małego szczenięcia chodzącego za nim krok w krok. Naśladowała go, uczyła się, obserwując. Nie potrzebowała słów, by wywnioskować, po co Mark codziennie szuka gnijących zwłok i tarza się w nich. Nie potrzebowała ich również, by zrozumieć, jakich miejsc należy unikać i jakie stworzenia mogą ją skrzywdzić, a jakie nadają się do jedzenia. Żywiła się resztkami jego posiłków, których on nie mógłby już chwycić swoimi wielkimi zębami. Do tego była mała, zwinna i szybka. Mogła przejść ścieżkami niedostępnymi dla niego albo umknąć przed szwendaczami, które mogła zwabić w określone miejsce.
Wkrótce jej rolą stało się odciąganie szwendaczy, w czasie, gdy on pożywiał się lub eksplorował jakieś miejsce. Była dobrym wabikiem. Nie zawracał sobie głowy nadaniem jej imienia, pewny, że podczas którejś z tych ryzykownych akcji, zwyczajnie nie zdąży się wywinąć zombie. Określeniem tym sama zaczęła się nazywać w myślach. Mark jednak miał rację i już wkrótce nadszedł czas, gdy noga Decoy dosłownie jej się podwinęła. Upadła, nie zdążyła się odsunąć, poczuła straszliwy ból. Mark obserwując to z daleka odwrócił się i odszedł, pewien, że przegryzione gardło równa się śmierci.
Decoy została zarażona, ale jakimś cudem udało jej się uciec. Ranna, starała się przetrwać. Szczęśliwym zrządzeniem losu odnalazła ją Blodhundur, przyniosła do sfory i opatrzyła. Od tamtego czasu suczka mieszkała na stacji, poznając jej mieszkańców i dowiadując się dzięki nim nowych rzeczy o otaczającym ją świecie. Od początku wiedziała, że jako dorosła podejmie się pracy, która umożliwi jej eksplorację i życie w ruchu, którego tak bardzo jej brakowało. Obecnie jest świeżo upieczonym szeptaczem, gotowym na wszelkie wyzwania, które przed nią stoją.
Wtedy też jedyną pozostałą przy życiu, wycieńczoną Decoy zalały promienie słońca. Fala zapachów, kolorów, wrażeń. Zimne, zaczynające się rozkładać, ciała rodzeństwa po kolei zostawały wznoszone w górę i niknęły w ciemnej gardzieli wielkiego ciemnego potwora pokrytego zakrzepłą krwią i pyłem. Potrafiła się zebrać jedynie na cichy pisk, gdy bestia podniosła ją, również z zamiarem pożarcia. Pies zatrzymał się, z jego gardła dobiegł mrożący krew w żyłach głęboki pomruk. Postawił ją na ziemi i przypatrzył jej się dokładnie. Mark nie był zadowolony, że jego posiłek jeszcze oddycha. Obrzucił ją ostatni raz obojętnym spojrzeniem i położył się, by dokończyć obiad. W końcu został jeszcze jeden martwy szczeniak, którego do tej pory swoim ciałem przykrywała Decoy. Przyglądała mu się podczas gdy nieznajomy rozrywał brzuch brata i wyjadał z niego co smaczniejsze organy. A potem już nic nie było takie same.
W pierwszych dniach jej obecność denerwowała dorosłego psa. Kłapał szczękami i warczał, ilekroć zbliżała się do niego na mniej niż dwa metry. Nie zwracał na nią uwagi, przekonany, że w końcu dopadnie ją szczur, wpadnie gdzieś, skąd już nie wyjdzie, albo zwyczajnie się zgubi. Decoy jednak na przekór tym nadziejom nadążała za Markiem, a nawet niekiedy wyprzedzała, gdy skradał się powoli, usiłując nie wywołać hałasu swoimi ciężkimi krokami. Ona bezszelestnie przemykała obok i zawsze odskakiwała na czas, gdy rzucał się w jej kierunku, zirytowany jej obecnością.
Lecz stopniowo zaczął dostrzegać plusy małego szczenięcia chodzącego za nim krok w krok. Naśladowała go, uczyła się, obserwując. Nie potrzebowała słów, by wywnioskować, po co Mark codziennie szuka gnijących zwłok i tarza się w nich. Nie potrzebowała ich również, by zrozumieć, jakich miejsc należy unikać i jakie stworzenia mogą ją skrzywdzić, a jakie nadają się do jedzenia. Żywiła się resztkami jego posiłków, których on nie mógłby już chwycić swoimi wielkimi zębami. Do tego była mała, zwinna i szybka. Mogła przejść ścieżkami niedostępnymi dla niego albo umknąć przed szwendaczami, które mogła zwabić w określone miejsce.
Wkrótce jej rolą stało się odciąganie szwendaczy, w czasie, gdy on pożywiał się lub eksplorował jakieś miejsce. Była dobrym wabikiem. Nie zawracał sobie głowy nadaniem jej imienia, pewny, że podczas którejś z tych ryzykownych akcji, zwyczajnie nie zdąży się wywinąć zombie. Określeniem tym sama zaczęła się nazywać w myślach. Mark jednak miał rację i już wkrótce nadszedł czas, gdy noga Decoy dosłownie jej się podwinęła. Upadła, nie zdążyła się odsunąć, poczuła straszliwy ból. Mark obserwując to z daleka odwrócił się i odszedł, pewien, że przegryzione gardło równa się śmierci.
Decoy została zarażona, ale jakimś cudem udało jej się uciec. Ranna, starała się przetrwać. Szczęśliwym zrządzeniem losu odnalazła ją Blodhundur, przyniosła do sfory i opatrzyła. Od tamtego czasu suczka mieszkała na stacji, poznając jej mieszkańców i dowiadując się dzięki nim nowych rzeczy o otaczającym ją świecie. Od początku wiedziała, że jako dorosła podejmie się pracy, która umożliwi jej eksplorację i życie w ruchu, którego tak bardzo jej brakowało. Obecnie jest świeżo upieczonym szeptaczem, gotowym na wszelkie wyzwania, które przed nią stoją.
Pozostałe informacje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz