Pogodynka
Pora roku: lato
Oto czas, który niegdyś kojarzył się i ludziom, i ich czworonogom z wakacjami. Niektórym dopisywało szczęście i towarzyszyli swym właścicielom w rozmaitych podróżach, inni zaś, przerzucani z rąk do rąk, od babci do ciotki, czuli się odrzuceni i niechciani. W dzisiejszych czasach lato przynosi jedynie nieznośne upały, które błagają o wywieszenie jęzora, a wraz z przygrzewającym słońcem wzmacnia się odór szwendaczy, wędrujących między lasem a ruinami. To także sezon najsilniejszych burz, tornad i innych anomalii pogodowych, siejących chaos. Deszcze są ciepłe, powyłupywane chodniki miasta rozgrzane i gotowe do smażenia na nich jajek, bekonu i poduszek psich łap, a zombie - rozleniwione i spowalniane szybszym rozkładem ciał.
Wędrowny Handlarz
Aktualnie jest nieobecny.
Hej, dzieciaki, chcecie może trochę świeżego towaru? Mam tu coś na młodość, na starość, na szybkiego samobója... A może chcesz żyć wiecznie albo urodzić bachora... ekhem, szczeniaka, bez niczyjej pomocy? No już, chodź, rozejrzyj się, nie pożałujesz! Charcik, zadowolony z zysków, zapewnił psiaki, że niebawem wróci na tereny stada, by ich skroić z kolejnej porcji Kostek. Zrozumiał, że kluczem do sukcesu są zniżki!
Stan Sfory
Stan: Zagrożenie klęską
Mroczne dni nadeszły... Sforzan dopadły rozmaite, ciężkie do zgryzienia nieszczęścia, które przepowiedziała im dwójka przybyszów - A'lel i Viy Curay. Ponadto skąpa ilość łowców w stadzie z wolna zaczyna zbliżać psy do wielkiego głodu, bo ileż pożywienia może zapewnić jeden czy dwójka polujących? Dziś pewne jest jedno: dopóki plagi trwają, nikt nie zazna spokoju, żaden żołądek nie zapełni się do cna, a suchość w pyskach i strach będą nam stale towarzyszyć. Strzeżcie się, bo biada tym, którzy nie dołączą do grupowej akcji ratowania Sfory albo spróbują przetrwać w pojedynkę!

19 czerwca 2020

Medicine



Podstawowe informacje
Medicine • Zdrowa  5 lat  Uzdrowiciel  Panseksualna
Statystyki
Siła — 3  Wytrzymałość — 2 • Szybkość — 5
Aparycja
 Rasa — ot zwykły kundelek, będący mieszanką genetyczną wielu ras.
• Wygląd zewnętrzny — Medicine na pierwszy rzut oka, sprawia wrażenie delikatnej i wiotkiej. Nie da się ukryć, jej sylwetka jest szczupła, ale przy tym mocna i wdzięczna. Zwinna i szybka, ma bardzo dobrze rozwinięte mięśnie łap, które są nieco krótsze niż długość ciałka - jest dłuższa niż wyższa. Pysk krótki i wąski o trójkątnym kształcie, zakończony różowiutkim noskiem z brązową plamką na jego grzbiecie. Oczy mają kształt migdałów, często są przymrużone, by dochodziło do nich jak najmniej światła. Kolor jej oka wpada w bardzo jasny błękit, drugie - prawe za to w krwistą czerwień; to właśnie na nim straciła wzrok. Uszy miękkie i aksamitne w kształcie płatka róży, pokryte długimi piórami. Krótka szyja ze średnią długości kryzą; sierść na grzbiecie tej samej długości. W przeciwieństwie do reszty ciała, które wręcz razi swoim śnieżnobiałym kolorem, długi i puszysty płaszcz w okolicach zadu oraz ogona przyjął całą paletę brązów, od koloru brunatnego po nawet rudy kasztan.
 Waga — 11 kilogramów
 Wzrost — 40 centymetrów w kłębie
 Głos Stella Jang


Charakter
Medicine nie jest typem psa, który chowa swój charakter i zastępuje go jakąś prymitywną wersją, ale tworzy wokół siebie pewną otoczkę, umiejącą nieźle namieszać w głowach. Psy z ulicy nazwałyby ją rozpieszczoną damulką z białego domu lub francuskim pieskiem, co niedaleko odbiega od rzeczywistości. Przede wszystkim, Medicine to sunia poukładana, wychowana w środowisku porządnym i nieskażonym prostackimi manierami. Nauczona kultury i odpowiedniego zachowania, w sytuacjach tego wymagających reprezentuje sobą klasę i poziom. Jest damą, pełną szacunku i elokwencji. Zachowuje opanowanie w każdej sytuacji, mając doskonałą kontrolę nad swoimi emocjami. Myśli sama za siebie, mając własne zdanie na każdy temat, nie poddaje się tak łatwo i nie ulega cudzym wpływom. Bywa uparta, jednak wysłuchuje i rozważa każdą możliwą opinię. Wszelkie słowa krytyki, gniew i inne źle kojarzące się czyny skierowane w jej stronę przyjmuje z uniesioną głową i bez żadnego wyparcia, chyba że jest możliwość kulturalnej, nieinwazyjnej dyskusji .Z natury jej złość nie trwa długo, pokojowe relacje stawia na pierwszym miejscu i są dla niej najważniejszymi wartościami, każdy spór stara się rozwiązać w sposób bezkonfliktowy. Czasami jednak mimo na ogół spokojnego zachowania, odmienne racje mogą ją rozzłościć; impulsywnie może zaskomleć francuskim przekleństwem, lecz na co dzień mięsem w nikogo nie rzuca. Nie używa przemocy psychicznej czy fizycznej wobec nikogo; nawet posiadając wrodzoną wolę walki i przetrwania, w sytuacji zagrażającej życiu, woli wykonać unik niż zaatakować. Długotrwała agresja, gnębienie, a nawet morderstwo, to czyny, jakich nie jest w stanie wykonać i zaakceptować, dlatego też boi się i brzydzi tych, którzy są w stanie zabić. Wcale nie jest egocentryczną sztywniarą, bo zapewne pojawiła się taka myśl, wręcz przeciwnie! Tryska pozytywną energią, a uśmiech nie opuszcza ją na krok. Nie da się ukryć, że jest niezmiernie towarzyska; miłośniczka wszelkich spotkań w gronie zarówno znajomych, jak i osób nowo poznanych. Charyzmatyczna i taktowna, nierzadko wywołując pewnego rodzaju respekt, a dzięki szeroko rozwiniętej empatii szybko i trafnie dostosowuje się do innych. Tak samo, jak łatwo idzie wywołać u niej uśmiech, tak samo łatwo odzyskuje panowanie nad sobą, i choć potrafi mieć gadane, istnieją tematy, które jak za sprawą magicznej różdżki zamykają jej pyszczek. Z awersją podchodzi do rozmów dotyczących śmierci, niechętnie opowiada o swoim kalectwie, a przy szczeniakach bardzo prawdopodobnym jest, a że radość ustąpi miejsca dziwnemu otępieniu, a nawet przygnębieniu. Śnieżynka nie jest wyjątkiem i również posiada swoje demony, z którymi czasami musi stoczyć uporczywą walkę. Łzy spływające po policzkach i gorzkie łkanie - jeszcze nikt osobiście nie miał tego widoku przed sobą. Każdy smutek nasza biała kulka przeżywa na osobności, gdyż nie chce zadręczać innych swoimi problemami. Nie lubi, afiszować swojej słabości, paradoksalnie twierdząc, że to wcale nic złego.
Znajome pyski z pewnością opiszą Medicine jako psa samodzielnego, wolącego wykonywać zadania indywidualnie i bez niczyjej pomocy, aczkolwiek nie boi się sięgać po pomoc, kiedy wie, że nie da rady w pojedynkę. Pomimo niezależności, jest pragmatykiem - praktycznie spogląda na podejmowane działania czy sposoby myślenia i potrafi trafnie przewidzieć ich skutki. Posiada ogromne poczucie lojalności, a przyjaźń, jak i miłość - każdy jej rodzaj, te więzi okazują się dla niej bardzo ważne. Dba i pielęgnuje owe uczucia, starając się, by nikogo nie zawieść. Niesamowicie wyrozumiała, cierpliwa i wytrwała. Stawia dobro innych wyżej niż swoje, dlatego jedną z cech definiujących Medicine jest jej silna, nawet do granic przesady, miłość i opiekuńczość. Posiada mocno zakorzenione poczucie odpowiedzialności - to prawdziwy anioł, troszczący się o wszystko, co tylko wpadnie w jej łapy. Dzięki nabytym umiejętnościom i szerokiej wiedzy potrafi nastawić niejedno złamanie czy zszyć nawet groźnie wyglądającą ranę. Jest w stanie zrezygnować ze swoich przyjemności i wygód dla innych. Wierna do tego stopnia, iż może ponieść konsekwencje za ukochaną osobę, a w momencie, gdy popełni jakiś błąd, widoczne są tego konsekwencje. Męczą ją wyrzuty sumienia i nie marnuje czasu na odbudowę tego, co zostało utracone.
Historia
Medicine urodziła się na ulicy w warunkach trudnych i mało prawdopodobnych do przeżycia zarówno osłabionej matki, jak i parze szczeniąt. Zmarznięta i przemoczona od deszczu suka zmarła niedługo po porodzie, lecz los nowo narodzonych psiaków nie został przesądzony. Odnalezione przez ludzi i wywiezione do przytułku, przez kilka tygodni odzyskiwały siły pod okiem weterynarzy i pracowników schroniska, by po wszystkim móc o własnych siłach stanąć na łapkach. To właśnie w tym miejscu, nadano jej imię. Medicine, Medi, Medisia; nazywano ją różnie. A co z bratem? Nie zapamiętała go dobrze. Z azylu zabrano go w mgnieniu oka, więc pozostał tylko mglistym wspomnieniem, które z dnia na dzień staje się coraz bardziej transparentne. Nasza biała kuleczka swój pierwszy rok życia spędziła wśród psów niechcianych, zagubionych bądź jak ona - znalezionych na ulicy. W schronisku nauczyła się wytrwałości, pokory, a przede wszystkim czerpania radości z małych rzeczy. Starsze psy, opiekując się nią od najmłodszych lat, przekazały masę mądrości, z których korzysta po dziś dzień. Dwa miesiące po swoich pierwszych urodzinach, Medicine poddana została zabiegowi sterylizacji, a kilka dni po tym została adoptowana, otwierając przed nią furtkę do nowego, lepszego życia.
Rodzina Latourelle okazała się tym, czego Medi potrzebowała od dawien dawna. W przeciągu kolejnych lat biała sunia nie tylko spędzała czas na beztroskiej zabawie, ale i nauce. Posłuszeństwo było podstawą, jaką osiągnęła w zaskakująco szybkim czasie, a kulturę i szyk podpatrzyła dodatkowo. Jakby tego było mało, praktycznie od początku była wiernym towarzyszem dzieci państwa L. podczas ich prywatnych lekcji, chociażby języków obcych. W taki sposób Medi przyswoiła nie tylko rodzimy język francuski, ale i angielski czy włoski. Życie całej rodziny układało się pozytywnie, choć w telewizji informowano o pierwszych przypadkach nietypowej grypy. Wszyscy dzięki temu zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, przywiązując większą uwagę do bezpieczeństwa. Nic jednak nie trwa wiecznie. Im gorzej działo się na świecie, tym coraz więcej niepokoju wkradło się do domowego zaciszu. Zaczęło się od najzwyklejszych kłótni, nieporozumień, gdy tylko udowodnione zostało, że nosicielami śmiertelnego wirusa są czworonożni przyjaciele, rozpętało się istne piekło. Niegdyś kochający ludzie, tworzący bezpieczne sacrum, w mgnieniu oka stali się dzicy, niczym zwierzyna prosto z lasu. To właśnie na pierwszą falę pandemii przypadło jej kalectwo, powstałe w wyniku rozbicia na głowie szklanego naczynia. Przepełnieni nienawiścią i obrzydzeniem ludzie, rzucali w psa, czym popadnie. Medicine uciekła ledwo przytomna. Miała nie tylko złamane serce, pełno odłamków szkła w oczach i krwawiących rozcięć. Przerażenie wymieszane z dezorientacją o mały włos nie zaciągnęło jej pod koła samochodu - ostatnie, co pamięta z tamtego dnia, to głośny pisk opon.
Kiedy ponownie otworzyła swoje ślepia, była pewna, że umarła. Myślała tak, dopóki nie dotarł do niej ostry i rwący ból głowy. Jednak nie została potrącona. Szczęśliwie uciekła śmierci, wpadając w ramiona anioła stróża. Kenneth był psem z sąsiedztwa, podobnie jak Medicine kundlem z ulicy. Już przy pierwszym spotkaniu coś między nimi zaiskrzyło. Nie raz spotykali się, czy to na wspólne spacery, czy to na rozmowy przez płot. Pasowali do siebie jak dwie połówki pomarańczy, chciałoby się rzec. Gdyby nie szybka interwencja również wyrzuconego na zbity pysk przyjaciela i ogromny łut szczęścia, Medi przedwcześnie opuściłaby ten świat. Kenneth zaopiekował się ranną, z wielkim trudem uratował oko, jednak nie na tyle, odzyskać na nim wzrok. Niedługo po zregenerowaniu sił, para przyjaciół dołączyła do większej grupy ocalałych psów. Tam Medicine uzupełniła swoją medyczną wiedzę, najbardziej wykorzystując swoje drobne łapki przy chirurgicznych zabiegach. W liczącej kilka psów grupie spędziła kolejne miesiące, ucząc się jak żyć w postapokaliptycznym świecie. Była wierna nowym towarzyszom, nawet kiedy jako pierwsza miała okazję uniknąć zagrożenia ucieczką. Wystarczyło chwila nieuwagi, by pod osłoną nocy czworonogi zaatakowane zostały przez żywe trupy. Panika, jak po pstryknięciu palcem ogarnęła grupę, pozbywając się jej członków raz za razem. Jedni zdołali uciec, drudzy pożarci zostali żywcem, trzeci, tak jak Kenneth ponieśli poważne rany. Medicine nie mogła zostawić swojego przyjaciela, dlatego ryzykując własne życie pomogła wydostać się z tej rzezi. Posiadając nie najlepsze narzędzia, zrobiła co w jej mocy, by zatamować krwawienie, zszyć potworną szramę na brzuchu. Jednak mimo starań pies tracił siły. Niestety nie udało mu się przeżyć. Osłabiony ranami i rozprzestrzeniającym się wirusem we krwi, umarł na następny dzień. Medicine została z nim do samego końca. Z bólem serca kopała mu grób i patrzyła w bezruchu na zamglone oczy, zanim przykryła go gleba. Ze łzami w oczach wydrapywała w korze drzewa jego imię. Nie czuła takiej bezradności od czasów wypędzenia z ludzkiego domu
„Obiecaj mi jedno, Medicine, obiecaj mi, że twój uśmiech nieprzerwanie świecić będzie na twoim pysku, ażeby jego światło zaprowadziło mnie do ciebie w następnym życiu”.
Pozostałe informacje
Photo by suttonandkit  Jelonek#6770


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz