Pogodynka
Pora roku: lato
Oto czas, który niegdyś kojarzył się i ludziom, i ich czworonogom z wakacjami. Niektórym dopisywało szczęście i towarzyszyli swym właścicielom w rozmaitych podróżach, inni zaś, przerzucani z rąk do rąk, od babci do ciotki, czuli się odrzuceni i niechciani. W dzisiejszych czasach lato przynosi jedynie nieznośne upały, które błagają o wywieszenie jęzora, a wraz z przygrzewającym słońcem wzmacnia się odór szwendaczy, wędrujących między lasem a ruinami. To także sezon najsilniejszych burz, tornad i innych anomalii pogodowych, siejących chaos. Deszcze są ciepłe, powyłupywane chodniki miasta rozgrzane i gotowe do smażenia na nich jajek, bekonu i poduszek psich łap, a zombie - rozleniwione i spowalniane szybszym rozkładem ciał.
Wędrowny Handlarz
Aktualnie jest nieobecny.
Hej, dzieciaki, chcecie może trochę świeżego towaru? Mam tu coś na młodość, na starość, na szybkiego samobója... A może chcesz żyć wiecznie albo urodzić bachora... ekhem, szczeniaka, bez niczyjej pomocy? No już, chodź, rozejrzyj się, nie pożałujesz! Charcik, zadowolony z zysków, zapewnił psiaki, że niebawem wróci na tereny stada, by ich skroić z kolejnej porcji Kostek. Zrozumiał, że kluczem do sukcesu są zniżki!
Stan Sfory
Stan: Zagrożenie klęską
Mroczne dni nadeszły... Sforzan dopadły rozmaite, ciężkie do zgryzienia nieszczęścia, które przepowiedziała im dwójka przybyszów - A'lel i Viy Curay. Ponadto skąpa ilość łowców w stadzie z wolna zaczyna zbliżać psy do wielkiego głodu, bo ileż pożywienia może zapewnić jeden czy dwójka polujących? Dziś pewne jest jedno: dopóki plagi trwają, nikt nie zazna spokoju, żaden żołądek nie zapełni się do cna, a suchość w pyskach i strach będą nam stale towarzyszyć. Strzeżcie się, bo biada tym, którzy nie dołączą do grupowej akcji ratowania Sfory albo spróbują przetrwać w pojedynkę!

12 czerwca 2020

Od Hany CD. Blodhundur

Suczka uśmiechnęła się nieznacznie i ponownie skierowała swe spojrzenie na skrzące się na nieboskłonie małe, białe punkciki. Wątpiła, aby Blodhundur dostrzegła w tej ciemnicy jej ubaw z rozterek, jakie miała suka nad dwoma podobnymi słowami, więc bez obaw uniosła kąciki pyska wysoko do góry. Wiedziała, że to nie przystoi, ale nie potrafiła się powstrzymać. Hanka zerknęła z ukosa na ciemną, której spojrzenie błękitnych oczu było zanurzone w gwiezdnej toni. Suczka miała wrażenie, że tamta pożera swymi ślepiami nieboskłon lub co najmniej kradnie jego sporą część. Od bardzo, bardzo dawna nie czuła się tak swobodnie i tak spokojnie w czyimś towarzystwie, nie martwiąc się przy tym o swój marny żywot. Wzięła głębszy wdech i ponownie zaczęła się gapić na pogrążone w ciemności niebo. Gwiazdy dzisiaj mrugały do niej jakoś tak nijako, jakby niechętnie i łaciata miała wrażenie, że tutaj, w mieście, są one nieco inne. Chociaż... jedna wydawała się żywsza od pozostałych. Jak gdyby wszystkie tamte zasnęły znudzone a ta, zaniepokojona poczynaniami Hany, pozostała w świecie wolnym od snów czy koszmarów i postanowiła trzymać nad nią pieczę. Czy gwiazdy w ogóle mogą śnić...? Czy one same w sobie istnieją i mogą się kimś opiekować? Mają jakąś świadomość, mają bratnie dusze czy może własne, przez nikogo nie odebrane, myśli? Czy jest tak, jak powiedziała to Blodhundur, potrafią wpłynąć na ciążące na nas fatum i odmienić losy istot, właśnie takich jak my?
— O gwiazdach — powiedziała cicho, nadal nie spuszczając z niebiańskiej faworytki swych bursztynowych ocząt — Widzisz ją? Tę jasną.
Ciemna przekręciła nieco łeb, choć odnalezienie tego, co zaciekawiło Hanę, zajęło jej dosłownie kilka sekund.
— Jeśli się nie mylę, to chyba jest to... — niebieskooka zrobiła krótką przerwę, podczas której zmrużyła nieco powieki — Gwiazda Polarna. To musi być ona. Cześć jakiegoś kolejnego popieprzonego wozu.
— Jest... piękna — Hanka tylko to zdołała wyszeptać, ciągle zajęta podziwianiem tego małego cholerstwa. Miała dziwne wrażenie, jakby gdzieś je już widziała.
Jak w ogóle takie małe coś może sprawić, że ktoś się nim zachwyci? Kolejna sprzeczność do rozwiązania nasunęła się Haneczce na myśl, choć ta przegoniła ją dość głośnym fuknięciem - nie chciała psuć sobie przyjemnej chwili. Niestety, głośnym na tyle, by siedząca obok suczka zastrzygła nerwowo swymi stojącymi uszami i niemalże się podniosła.
— To ja. Coś mnie zakręciło w nosie.
— Chyba wiem, co masz na myśli — odparła i ziewnęła przeciągle, opierając swój łeb na łapach — Wiosna, wszystko kwitnie, a te idiotyczne pyłki włażą, gdzie się da i nie oszczędzają nikogo. Choć akurat to nie na twoje kichnięcie chciałam wstać. Kilka szwędaczy chyba kieruję się w tę stronę, ale mamy jeszcze trochę czasu. Bądźmy teraz... nieco ciszej.
— Nigdy wcześniej nie patrzyłam na gwiazdy z takiej perspektywy, jaką opisałaś i jest to dla mnie w pewnym sensie dość przerażające spostrzeżenie — stwierdziła ostrożnie, jakby bojąc się wypowiedzieć te słowa w obecności śpiących, ale nadal tam będących gwiazd — Nie powiem, że były dla mnie całkowicie obojętne, ale jakoś nigdy... no wiesz...
— Nie było okazji?
— Dokładnie — Hana urwała na sekundę, zastanawiając się, czy aby na pewno powiedzieć to, co przyszło jej na myśl — moja matka, w porównaniu do twojej, nigdy mi o nich nie opowiadała. Mówiła legendy o leśnych stworzeniach z zawijanymi kłami, złych duchach utraconych czy o pani licho i nie wiadomo o czym jeszcze, ale nigdy, przenigdy, nie wspominała o gwiazdach.
— Pani licho? A cóż to takiego? Jakieś bóstwo nieszczęścia z waszych okolic?
— Ludzka samica z jednym okiem, która szuka szczęścia i radości innych istot.
— Aby je ukraść, prawda?
— Coś podobnego. Pożreć, posilić się i sprowadzić na swe ofiary choroby i śmierć. Ponoć uwiązują się ofiar na długo, aby je doszczętnie pozbawić wszystkiego - nawet życia.
— I ona opowiadała ci takie historie jako bajki do snu? — ciemna zachichotała po tym, jak Hanka niemalże parsknęła śmiechem, zaskoczona jej nagłym wtrąceniem.
— Jak by to ująć... tak trochę. Inaczej się kiedyś w lesie żyło, a ja własnego ludzia...
— Człowieka się mówi.
— No to własnego, człowieka, nie miałam. Znaczy się, miałam, ale nie gdy byłam młodsza. Mój ojciec miał jakiegoś dwunogiego za pana, ale ja nigdy go nie widziałam. Zresztą, to nie był dobry pan dla mego rodziciela, więc nie wiem, czy w ogóle można go tak nazywać — Hanka westchnęła, zirytowana swym nagłym gadulstwem — Ogólnie chciałam powiedzieć, że wszystkie zjawiska trzeba było jakoś na własny sposób wytłumaczyć a my, bezpańskie psy, nie mieliśmy dostępu do wiedzy ludzkich istot. Dopiero później, ja sama, zdałam sobie sprawę, że niemożliwe jest istnienie większości tego, co opowiadała mi mama. Nie udało się polowanie trzeci raz z rzędu? Licho się uwiązało. Ktoś utonął w płyciźnie czy względnie bezpiecznych wodach? Rusałka musiała go omotać. Ale nikt nie pomyślał, że może ktoś jest za słaby i wolny, aby dogonić królika, lub po prostu miał pecha i wpadł w wir, czy gruby muł?
Hanka pewnie, wbrew wszystkiemu, podałaby jeszcze jeden czy dwa przykłady, ale Blodhundur uciszyła ją, wręcz zatykając jej usta łapą. Suczka nerwowo się rozejrzała, nic nie dostrzegając, ale błękitnooka posłała jej stanowcze spojrzenie. Dopiero po chwili tamta zoorientowała się, że kilkadziesiąt metrów od nich, za płotem, muszą iść martwi. Ich człapiaste kroki wyraźnie było słychać już z tej odległości, ale... czy martwi mogą ze sobą rozmawiają? Ich głosy śmiesznie się mieszały a
— Wiedziałam... — wymamrotała ciemna i skinęła łbem na Hanę — Idziemy.
Łaciata dziękowała wszystkim bóstwom, tym istniejącym i nie, za to, że nie oddaliły się daleko od wejścia do metra. Nie była zadowolona, że ich rozmowa została przerwana, ale co innego niż ucieczka, zrobić w obliczu zagrożenia? Dwie suczki zeskoczyły do betonowej wnęki mniej więcej w tym samym czasie, pozwalając, aby ich ciała zanurzyły się w jeszcze większej ciemności. W porównaniu do nieba, podziemia nie mały żadnego księżyca.
Hana nie potrafiła zasnąć. W wagonie była sama i jedynie ciche oddechy innych psów utwierdzały ją w przekonaniu, że tylko ona ma tutaj problem ze snem. Po raz kolejny przewróciła się na drugi bok, tym razem pozwalając, aby na jej łapy i łeb spadła kotara z siwej siatki. Złudne promienie białawego światła wpadały przez szpary w deskach, tworząc istny teatr tańczących cieni. Jej człowiek kiedyś taki robił. Swymi specyficznymi dłońmi potrafił powołać do życia przepiórki o smukłych pyszczkach, małe króliki czy nawet ją samą, choć ona w głębi serca nie potrafiła zrozumieć, jak może być do ciemnej plamy na ścianie podobna. Ale nie potrafiła zaoponować, kiedy podekscytowany chłopiec wołał jej imię i wydawał z siebie coś w rodzaju szczeknięć. Lizała go wtedy po twarzy a w nocy odwdzięczała się, ogrzewając wątłe ludzkie ciało i czuwając całą noc. Niemalże, jak ona teraz. Od rozmowy z Blodhunur nie zmrużyła powiek, choć miała wrażenie, że tym razem odrobinka snu naprawdę by jej nie zaszkodziła. W szczególności, że zaczęły nawiedzać ją nieprzyjemne wspomnienia.
Wszystkie poprzednie znajomości w jej życiu nie opierały się na dobrowolnej chęci przebywania z jakimś psem - wyznacznikiem były sojusze czy siła, jaką dysponował jej potencjalny towarzysz czy ich cała grupa. Układ był prosty - ona użyczała swej inteligencji, przebiegłości i sprytu a ten drugi masy mięśni, dzięki której zwalał z nóg ogromne zdobycze o monumentalnych porożach czy ostrych kłach. Zazwyczaj były to układy chwilowe, na jeden, najwyżej dwa wspólne wypady - Hana przecież głupia nie była. Kłów siostry na jej własnym grzbiecie nie zapomniała i stroniła od jakiejkolwiek formy przynależności do stada czy psiej watahy. Choć patrząc przez pryzmat zalet należenia do silnej organizacji, można było znaleźć coś pozytywnego, łaciata zawsze znajdowała jakiś wystarczający powód, dzięki któremu uciekała zaraz po spożyciu należnej jej części mięsiwa. Niekiedy ją oszukiwano, pozbawiano posiłku i bezczelnie przeganiano od zwierzęcego trupa, pozwalając jedynie oglądać parującą posokę. Przeklinała wtedy swą własną głupotę, wołając w myślach o pomstę i błagając o dar spełnionej zemsty. Rzadko dane jej było zanurzyć nozdrza w mięsie i jeść na równi ze swymi pobratymcami. Jak ona chciałaby w takich chwilach warknąć złowrogo, najeżyć sierść i samą swą posturą przegonić inne psy. Nienawidziła za to siebie, a przynajmniej części odpowiadającej za jej słabość fizyczną. Jak taka licha istota ma prawo przetrwać w dzisiejszym świecie? Czy nie powinna być silniejsza, choćby odrobinę bardziej? Czemu jej chuderlawe łapy nie mogą być nieco lepiej umięśnione a pysk większy? Przecież ona była niemalże jak szczenię. Będąc szczerym, dawno nie spotkała tak skrajnie przyjaznej wobec niej istoty jak Blodhundur. Czarna oddała jej upolowanego szczura, pozwoliła dokończyć własny posiłek i wbrew wszystkiemu nie zaatakowała jej, gdy miała takową okazję. Haneczka nie potrafiła tego zrozumieć, choć wydawało się jej, że już wcześniej zakończyła ten temat. Gdyby doszło do walki, Hana z niejakim trudem uciekłaby przed dwoma rzędami ostrych zębisk. O ile w ogóle dałaby radę jej umknąć, bo smukłe boki tamtej świadczyły nie tylko o jej sile czy zwrotności, ale także o sile mięśni gotowych do biegu. Na myśl o ciemnej Hanka uśmiechnęła się nieznacznie i wstała, rozciągając zastałe od leżenia mięśnie. Wychyliła głowę z wagonu, chcąc dostrzec choć kawałek nieba. Postrzępione końce nadzwyczajnego okna nieco utrudniały jej zadanie, choć ta zobaczyła upragniony skrawek. Na wielkiej czerni malowały się chyba konstelacje, a przynajmniej ich fragmenty. Hana mimowolnie wymamrotała coś o konsternacji, na co wyszczerzyła się jeszcze bardziej. Czyżby znalazła kogoś w rodzaju przyjaciela? Suczka nie była pewna, tak naprawdę znała Blodhundur jedynie od kilku dni i nie chciała się nad tym zastanawiać. Wróciła do wagonu i ponownie spróbowała pogrążyć się w śnie, choć bez większego skutku.
Poranek powitał ją czymś mokrym i to na jej pysku, dosłownie. Ktoś bezczelnie lizał ją po łbie, nie oszczędzając nawet czoła. Suczka odskoczyła wystraszona od jakiegoś psa, który z rozbawieniem się w nią wpatrywał. — Pora wstawać — powiedział i wyskoczył z wagonu, zanim tamta zdążyła kłapnąć na niego zębami. Sądząc po pojękiwaniach z innych miejsc leżakowania, nie tylko ona została ofiarą tutejszego koguta, budzącego wszystkich niezależnie od dnia i okoliczności. Hana nie wiedziała, co ma myśleć o swoim obślinionym obliczu i nieco rozeźlona zaczęła wycierać się o leżący w rogu koc. Materiał, o dziwo, pachniał czymś przyjemnym i Hana z przyjemnością zaciągnęła go na swoje legowisko po przeciwnej stronie. Jak na razie spała tu sama, ale w razie, gdyby ktoś do niej dołączył, była gotowa podzielić się jednym czy dwoma kocami. Albo wpierw pogonić delikwenta, jeśli wniósłby na swych łapach błoto.
W końcu się zebrała i opuściła wagon, kierując się w stronę siedziby łowców. Mało psów kręciło się po stacji, a Hana mimowolnie czuła się z tego powodu dość nieswojo. Miała wrażenie, że jest dzisiaj na siłach, aby wyruszyć na duże łowy - obawiała się jednak, że i tym razem nie znajdzie żadnego partnera do polowania. Zazwyczaj łowcy wyruszali samotnie, ale na większą zwierzynę zbierali się grupami. Ciężko byłoby powalić sarnę w pojedynkę, nie mówiąc już o czymś większym. Hana nie ukrywała, że przy dobrej taktyce i jej własnych, wyćwiczonych do tego mięśniach, takie zadanie nadal nie należało do najłatwiejszych. Suczka rozejrzała się po pomieszczeniu, które świeciło pustkami - jedynie mały stosik świeżej zwierzyny świadczył o tym, że ktoś inny też jeszcze poluje. Hana ostrożnie podeszła do równo ułożonych zdobyczy i chwyciła za kark chuderlawego zająca. Nie miała ochoty na szczury czy ptactwo a zając wydawał się posiłkiem idealnym. Zjadła go dość szybko i niemalże natychmiast rzuciła się w stronę wyjścia na powierzchnię, chcąc odetchnąć czystym powietrzem i zakopać obgryziony kręgosłup i łebek zająca. Czerń kanałów ją deprymowała, a po za tym chciała się spotkać z Blodhundur. Wpierw jednak postanowiła, że powiększy zapasy watahy o coś lepszego niż te głupie szczury i w końcu się do czegoś przyda.
Gdy go dojrzała, była zbyt przestraszona, aby się ruszyć i jeszcze bardziej zaskoczona wyglądem potencjalnego napastnika. Przez wiele miesięcy w jej łbie, ludzie kreowali się na istoty podobne do jej dawnego pana - wysocy o chudych, patykowatych kończynach i pięciopalczastych palcach. Ten osobnik był jednak niemalże dwa razy większy, pulchniejszy i miał na twarzy uśmiech, który ani trochę nie przypominał czegoś przyjemnego. Suczka podkuliła ogon i zaczęła się cofać, do momentu, kiedy nie poczuła na swym grzbiecie szorstkiej powierzchni ściany. Chropowaty tynk wbił się w jej skórę i ani trochę nie miał zamiaru ustąpić. Hana przełknęła ślinę dosłownie w momencie, kiedy dostrzegła Blodhundur w oknie budynku. Samica stała w nim nieruchomo niczym jakaś utrwalona konstelacja na nocnym niebie. Hana nie chciała, aby dziwny człowiek obrócił się w kierunku jej spojrzenia i zobaczył sukę, więc ponownie wlepiła spojrzenie w jego twarz i dłonie. Za cholerę nie potrafiła odczytać, o czym myśli ten ubrany na zielono napastnik. Czemu nie może jej zostawić w świętym spokoju? Obecność niebieskookiej dodała jej czegoś w rodzaju brawury, bo ona sama by tego odwagą raczej nie nazwała. Suczka najeżyła na karku sierść i wydawała z siebie coś w rodzaju fuknięcia, ale nie warkotu. On nie był martwy, ale się ruszał i żył, co przerażało Hanę jeszcze bardziej. Miał świadomość w porównaniu do tych dziwnych istot, które bezwiednie spacerowały na granicy żywotu i śmierci - myślał. Ciało Haneczki zatrzęsło się na samą myśl o potencjalny starciu, więc suczka wybiła się i uskoczyła w kierunku jego nóg. Przebiegła pod nim, szaleńczo chcąc się wydostać z pułapki. Szukała oczyma sylwetki suki, jednak chwilowo nie potrafiła jej dostrzec i skupiła się na tym, aby nie potknąć się na gruzowisku.

Niebieskooka?

Bonus

dodatkowa nagroda za +1000 słów
+ 5 Kości, + 1 szybkość

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz