Pogodynka
Pora roku: lato
Oto czas, który niegdyś kojarzył się i ludziom, i ich czworonogom z wakacjami. Niektórym dopisywało szczęście i towarzyszyli swym właścicielom w rozmaitych podróżach, inni zaś, przerzucani z rąk do rąk, od babci do ciotki, czuli się odrzuceni i niechciani. W dzisiejszych czasach lato przynosi jedynie nieznośne upały, które błagają o wywieszenie jęzora, a wraz z przygrzewającym słońcem wzmacnia się odór szwendaczy, wędrujących między lasem a ruinami. To także sezon najsilniejszych burz, tornad i innych anomalii pogodowych, siejących chaos. Deszcze są ciepłe, powyłupywane chodniki miasta rozgrzane i gotowe do smażenia na nich jajek, bekonu i poduszek psich łap, a zombie - rozleniwione i spowalniane szybszym rozkładem ciał.
Wędrowny Handlarz
Aktualnie jest nieobecny.
Hej, dzieciaki, chcecie może trochę świeżego towaru? Mam tu coś na młodość, na starość, na szybkiego samobója... A może chcesz żyć wiecznie albo urodzić bachora... ekhem, szczeniaka, bez niczyjej pomocy? No już, chodź, rozejrzyj się, nie pożałujesz! Charcik, zadowolony z zysków, zapewnił psiaki, że niebawem wróci na tereny stada, by ich skroić z kolejnej porcji Kostek. Zrozumiał, że kluczem do sukcesu są zniżki!
Stan Sfory
Stan: Zagrożenie klęską
Mroczne dni nadeszły... Sforzan dopadły rozmaite, ciężkie do zgryzienia nieszczęścia, które przepowiedziała im dwójka przybyszów - A'lel i Viy Curay. Ponadto skąpa ilość łowców w stadzie z wolna zaczyna zbliżać psy do wielkiego głodu, bo ileż pożywienia może zapewnić jeden czy dwójka polujących? Dziś pewne jest jedno: dopóki plagi trwają, nikt nie zazna spokoju, żaden żołądek nie zapełni się do cna, a suchość w pyskach i strach będą nam stale towarzyszyć. Strzeżcie się, bo biada tym, którzy nie dołączą do grupowej akcji ratowania Sfory albo spróbują przetrwać w pojedynkę!

30 czerwca 2020

Od Catelyn CD. Romulusa

   Mijały kolejne sekundy, czy może wręcz zaledwie ułamki sekund, które w głowie Catelyn rozciągały się pod względem odczuć do całych stuleci, a wraz z nimi zmieniało się jej podejście do całej tej sytuacji, w której się znalazła. Przez pierwszą chwilę zdawało jej się, że stojący przed nią samiec jedynie żartuje. Później, coraz mniej pewna siebie, łudziła się, że może robił on jedynie z niej idiotkę, za którą zapewne ją uważał. Czas jednak mijał, a Romulus nie zmieniał swej postawy ciała, więc i ona przestała mieć jakąkolwiek nadzieję. Nadzieja wszakże jest matką głupich, czyż nie?
   Czy fakt, że, nawet pomimo własnych coraz to większych wątpliwości, nie ugięła się pod naporem znacznie od niej większego psa świadczył o odwadze, czy może jednak o bezbrzeżnej wręcz głupocie rasowej suki? Z powodów zapewne oczywistych, do których należała na przykład chęć zachowania choć resztek wiary w siebie, ona sama skłaniałaby się chętniej ku pierwszej z tych dwóch opcji, lecz im dłużej tak stała, wbijając wzrok w okolice klatki piersiowej mieszańca, tym mniej pewnie się czuła. Jej ciało zdawało się jednak zupełnie nie zwracać na to uwagi, jakby tracąc połączenie z umysłem. Jej łapy ani drgnęły, sprawiając wrażenie, że wtopiły się w podłoże, a wszystkie kości, mięśnie i więzadła najwyraźniej zapomniały, że współpracując odpowiednio z mózgiem były w stanie wprawić cały ten układ zwany jej ciałem w ruch. Utknęła w pułapce stworzonej przez połączonego w dziwnej koalicji z jej własnym, jak się okazało, zdradzieckim organizmem psa odnoszącego się do niej z wyraźną niechęcią. Gdyby tylko udało jej się poruszyć, w razie potrzeby móc się obronić... Gdyby odpowiednio się wysiliła, może jakimś cudem udałoby jej się dobrać do jego gardła?
   Nie, nie udałoby jej się - marzenia ściętej głowy. Świetnie udowodnił jej to fakt, że, podczas gdy ona pogrążała się coraz głębiej i głębiej w swoim nerwowym zamyśleniu, Romulus przeszedł do czynów, wykonał ruch. Gdy została jednym pchnięciem powalona na twardą ziemię peronu, zdołała jedynie wydać z siebie bliżej nieokreślony dźwięk stanowiący połączenie pisku wywołanego jej zaskoczeniem i sapnięciem spowodowanym przez to, że upadek wycisnął jej powietrze z płuc. Zanim on łapą jeszcze mocniej docisnął ją do podłoża, zdążyła jeszcze obrócić się tak, by móc na niego spojrzeć. "Patrz na mnie, jak to robię. Patrz na mnie, jak cię zabijam.", mimowolnie zabrzmiało w jej uszach, zapewne jako pozostałość z jakiegoś oglądanego przez jej ludzi filmu, który w tej chwili wolałaby wymazać z pamięci.
   To, jak dociskał ją do podłogi, mimowolnie skojarzyło jej się z pewną głupawą zabawą, którą czasami, zazwyczaj rano lub wieczorami, inicjował jej - były, powinna się już do tego przyzwyczaić - właściciel. Wystarczyło, by zobaczył, że leżała na boku, zazwyczaj w swym ulubionym miejscu na dywanie przed kominkiem, a on sam stopy miał nie obute, by to głupstwo przyszło mu do głowy. Ona oczywiście nie narzekała, wielbiła wręcz tę zabawę, podczas której mężczyzna opierał delikatnie stopę na jej łopatce (zazwyczaj lewej, gdyż w większości przypadków kładła się na prawym boku) i delikatnie ją masował.
   No cóż, jeśli miała za chwilę zginąć, zdecydowanie miło było móc zaczerpnąć swój ostatni oddech w głowie mając tak słodkie wspomnienia.
   śmiertelny cios, którego oczekiwała, nie nadszedł jednak. Zamiast niego poczuła natomiast ciepły oddech psa gdzieś w okolicy jej prawego ucha.
   - Szybko się uczysz, księżniczko? - Prychnął. Gdyby okoliczności były inne, zapewne nie wahałaby się przed zwróceniem mu uwagi, że zdecydowanie nie była księżniczką. Sytuacja wyglądała jednak tak, jak wyglądała, więc Catelyn milczała jak zaklęta, bojąc się nawet zbyt głośno przełknąć ślinę. - W takim razie mam dla ciebie lekcję: nie daj się zabić. - Kolejne słowa stanowiące nie do końca przydatną samą w sobie lekcję cedził powoli, każde słowo oddzielając od tego je poprzedzającego efektowną pauzą. Jeśli miał zamiar za pomocą tego zabiegu wzbudzić w niej jeszcze większy strach, udało mu się. Jeśli nie kryły się z tym żadne ukryte zamiary... No cóż, i tak ją jeszcze bardziej zaalarmował. Mimo tego, że w jego głosie wciąż słychać było echo warkotu, on sam zdawał się jednak być już mniej agresywny. Zdążył się już nieco uspokoić? Puścił ją także wolno, zdejmując z niej ciężką łapę? A może chciał jedynie uśpić jej czujność?
   Tak, uczyła się szybko, nie były to jedynie puste słowa. Jako dowód na to mogła przestawić natomiast fakt, że teraz zachowywała większą, znacznie większą, czujność i ostrożność. Podniosła się szybko, ale nie na tyle szybko, by w pełni zdradzić swój stan psychiczny, który był już bliski paniki, i od razu stanęła przodem do niego. Uważnie mu się przyglądała, nie spuszczając go wręcz z oka. Jednocześnie starała się również przyjąć taką postawę ciała, która jednocześnie byłaby w stanie zapewnić jej jak najszybszą reakcję na ewentualny kolejny atak bardziej doświadczonego od niej szeptacza, ale i nie zdradzałaby Romulusowi, jak bardzo w rzeczywistości była zaniepokojona.
   Widząc uśmieszek, który pojawił się na jego pysku, wiedziała z całą pewnością, że nie osiągnęła zamierzonego efektu.
   - Nie przeżyjesz tu tygodnia. Naprawdę nie będę zaskoczony, gdy za kilka dni usłyszę od kogoś, że znaleźli twojego trupa rozszarpanego przez szwendacze. Zapamiętaj moje słowa. - Warknął. Jak szybko się upewniła, nie zapowiadało się jednak na kolejny atak z jego strony, co pozwoliło jej się odrobinę, choć nie na tyle, by w razie zaskoczenia znów dać się bez trudu podejść, jak to miało miejsce chwilę temu, rozluźnić.
   - Miałabym większe szanse przeżycia, gdyby ktoś nauczył mnie kilku rzeczy. - Odezwała się, głosem ku jej własnemu zdziwieniu naznaczonym jedynie odrobinę nerwowym drżeniem. Nagły przypływ genialnego wręcz w jej oczach pomysłu szedł najwyraźniej w parze z zastrzykiem pewności siebie. - "Nie daj się zabić" to dobry początek, ale chyba trudno trzymać się tej myśli, gdy nie zna się nawet podstaw przetrwania w takim miejscu, w takich warunkach. - Mówiła ostrożnie, powoli.
   Kiedyś jej niski głos był jej największym atutem - wystarczyło jedynie odpowiednio nim się bawić, władać z rozwagą, by dostać wszystko, czego zapragnęła. Miała wszystkich samców u swych łap gdy tylko otworzyła pysk. Ale czy działał on również na tego samca? A może, o zgrozo, zależność ta nie działała zupełnie w tym miejscu, w tych czasach?
   - Co masz na myśli? - Spytał, mówiąc równie wolno jak ona, choć wyraźnie wiedział, lub przynajmniej się domyślał, jakie miała zamiary.
   - Ja potrzebuję nauczyciela. Ty masz wiedzę. Czyż nie składa się to idealnie? - Uśmiechnęła się, starając się, by nie był to nerwowy uśmieszek.
   W tej chwili nie mogła być tą nerwową Cat. Powinna zapomnieć o całej swej niepewności, o wszystkim, co ją tak bardzo teraz przerażało. Miała cel i nie wybaczyłaby sobie, gdyby go nie osiągnęła. Musiała znów być tą starą Catelyn, która zgubiła się gdzieś po drodze do tego miejsca. A Romulus mógł jej w tym pomóc, mógł pomóc jej ją odnaleźć.

Romulus?

Bonus

dodatkowa nagroda za +1000 słów
+ 5 Kości, + 1 siła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz