Hanka strasznie chciała dodać, że ciemna nie jest już dla niej obca. Dziwnym by było, jakby Blood miałaby być dla łaciatej obojętna - nie po tym, co w ciągu kilku dni razem przeżyły. Że zrobiła dla niej więcej, niż wiele psów razem wziętych czy nawet własne rodzeństwo, które bez litości przepędziła ją ze swej grupy.
— Cieszę się z tego, co mówisz — Hanka uwielbiała, gdy Blood zerkała na nią tymi dziwnymi ślepiami. Tym razem obdarzyła ją długim, aczkolwiek zmęczonym spojrzeniem spod przymkniętych powiek.
— I najważniejsze, nic ci nie jest. No, jednak jest, ale już zdrowiejesz. Ku chwale wszystkiemu. O ile zwykle nie przesypiam całych nocy spokojnie, to teraz w ogóle nie zmrużyłam oczu — wymamrotała nerwowo, zdając sobie sprawę ze znaczenia swoich słów i dodając po chwili radośniej — To co? Rundka wokół peronu na rozprostowanie kości? Jeszcze ci odbije od tego kurzu i bezruchu a wiedz, że kurz też jest naszym wrogiem. Włazi w sierść, męczy oczy i drażni nos. Muszę cię także od niego chronić, bo twój brat mnie zje, jeśli coś ci się stanie. Żywcem.
Na te słowa, jak na zawołanie, patetycznie kichnęła, przymykając ślepia i wydając z siebie stłumione parsknięcie. Bloodhudur stała przez chwilę w ciszy, z niepewnym spojrzeniem utkwionym w skrzywionej suczce, by po chwili niemalże się roześmiać.
— Wychodzimy, szybciutko! — łaciata bez oporów przyśpieszyła, nie bacząc na ledwo stojącą właścicielkę niebieskich oczu. Znowu zaczynało ją kręcić w nosie a pajęczyny w rogach pomieszczenia skutecznie wywoływały w suni drgawki — Nie wytrzymam tu ani sekundy dłużej. Czy wy tutaj kiedykolwiek sprzątaliście?
Hanka podczas tego krótkiego spaceru zerkała czasami na Blood z ukosa, która ostrożnie człapała oparta o jej bok. Podnosiła wysoko odrętwiałe łapy, jakby bojąc się potknąć o cokolwiek - mając zarazem w sobie ten dziwny spokój czy inaczej pojętą grację. Ta okazjonalnie odwzajemniała uśmiechy psów i witała członków sfory krótkimi formułkami - czasami zdarzyło się jej zatrzymać i porozmawiać, choć nie trwało to jakoś przesadnie długo. Przed oczyma Hany zdążyło przewinąć się kilka znajomych pyszczków, jednak pojawiło się kilka nowych twarzy. Gęste, ciemne futro było naprawdę przyjemne w dotyku, więc suczka z wewnętrzną radością korzystała z sytuacji, w jakiej się znajdowała. Całym swoim ciałkiem podpierała atletyczną sylwetkę Blood, której upstrzona w białe plamki sierść przyjemnie łaskotała ją w żebra. Haneczka cieszyła się w duchu, że może jakoś pomóc rannej i sprawić, że przyjemniej spędzi czas rekonwalescencji. Uważała, że ciężko jest usiedzieć w miejscu i się wręcz nie ruszać - dosłownie.
Hanka długo czekała na sprzyjający moment i czynnie działała w tym kierunku, codziennie chadzając nad rzekę i sprawdzając jej stan - były jednak rzeczy, których za cholerę obejść się nie dało. Choćby pogoda czy ilość szwędaczy, którzy bezwiednie krążyli po okolicy bez ładu i składu. Haneczka miała świadomość, że każda, nawet drobniusieńka potyczka byłaby dla ciemnej samicy niebezpieczna - w końcu jej rany dopiero się zagoiły a ona sama ledwo doszła do siebie. Od feralnej napaści dwunogich minęło już kilka, kilkanaście dni, ale Haneczka nie potrafiła zapomnieć wystrzałów czarnych patyków, nazywanych bronią czy ich dziwnych chichotów. Była wręcz do bólu podejrzliwa i jakakolwiek wątpliwość od razu skreślała wszystko. Jednak nadszedł ten piękny dzień, w którym zoombie było o wiele mniej niż zazwyczaj a cudne ślepia Bloodhundur zabłyszczały niezmordowaną siłą, jak dawniej. Gdy Hana złapała się na wewnętrznym celebrowaniu ocząt ciemnej samicy podczas jej codziennej wizyty w wagonie, skarciła się w duchu i odepchnęła te myśli na bok. Chciała się odwdzięczyć i jakoś wynagrodzić Przywódczyni jej rany, które będąc szczerym, nabyła wyłącznie z jej winy. To Hana dostała się w łapy ludzi i to Blood bez wahania ruszyła jej z pomocą. Gdyby nie ona... ugh, Hanka nie chciała sobie nawet zaprzątać głowy takimi zamysłami. No i gnębiło ją poczucie winy - zdążyła się już przywiązać do suczki i nie chciała, by tamta doświadczała nieprzyjemnych rzeczy z jej powodu. Wyciągnęła więc prędko niebieskooką z obszernego wagonu przywództwa i pod pretekstem polowania, zaczęła ją prowadzić na powierzchnię.
— Skoro dobrze się już czujesz, to co powiesz na krótką przechadzkę? — zapytała radośnie, widząc, że kolejne kilkanaście godzin spokojnego snu odmieniło sukę po raz kolejny — Znam świetne miejsce na bezpieczny spacer.
— Mam nadzieję, że będzie on... strasznie spokojny — Bloodhundur wymamrotała bez głębszego przekonania i chwilę po tym ziewnęła, szeroko otwierając pysk — Po naszych ostatnich wyprawach chyba mam jeszcze większy uraz do takich sytuacji i wybryków fatum.
— Tym razem wszystko powinno być dobrze — Hana wyszczerzyła się od ucha do ucha, ukazując mimowolnie część białawych zębów.
Pogoda była dzisiaj przychylna wobec Hany i jej planów. Po wyjściu z metra jej ślepia zostały napadnięte przez promienie słoneczne, które niemalże od razu zaatakowały także Bloodhundur. Na niebie nie jawił się ani jeden białawy kłębek, który zwiastowałby deszcz czy inną zmianę sprzyjającej pogody. Panowała niewyobrażalna duchota, która skutecznie pogrążyła szwędaczy w dziwnym, zwalniającym letargu - jeśli być szczerym, to nie tylko ich. Z początku Hanka starała się omijać większe skupiska potworów, ale w końcu przestała zwracać na to większą uwagę - większość trasy i tak biegła pomiędzy murami bądź w płytkich zgłębieniach pełnych zbawiennego cienia. Asfalt przypominał bardziej rozgrzany metal hutniczy aniżeli stabilne i bezpieczne podłoże, jakim kiedyś był. Trzymały się w cieniu, dzięki czemu były też mniej widoczne niźli pod ciężkimi promieniami słońca.
— Wyprowadzanie cię z metra w tym stanie jest trochę głupie jak i nieodpowiedzialne, ale powiedzmy, że chcę ci sprawić przyjemność i wyrwać z tej nory. Ja bym tyle nie wytrzymała w tym zakurzonym wagonie... — wymamrotała, skupiając się na dobrym prowadzeniu przez wąskie tunele ruin — Ostatnim razem to ty mnie prowadziłaś, pamiętasz?
— Jak mogłabym zapomnieć? W szczególności, że na końcu trasy się zagapiłaś i wpadłaś na mnie.
— Wtedy jeszcze byłam zbyt wystraszona, wszystko było nowe i jedyne co mnie prowadziło, to twój kołyszący się na boki ogon — Hanka zachichotała, przypominając sobie niefortunną sytuację — Był straaasznie mięciutki, jeśli mam być szczera.
W końcu dotarły do celu podróży, jakim były jasne brzegi równo płynącej rzeki. Przez upały woda obniżyła się nieco, ale nadal w korycie płynęła niezliczonymi strumieniami. Zimna i orzeźwiająca. Hanka nie czekała, widząc coś w rodzaju ziemskich połaci nieba i wbiegła na płyciznę, rozpędzając się na krótkim odcinku pokrytym piachem. Z jej tylnych łap wystrzeliły grudki ziemi a ona sama zanurzyła się po kufę w chłodnej cieczy. Sekundę później poczuła, jak obok niej znalazła się jej towarzyszka. Przymknęła oczy z zadowolenia, przynajmniej do momentu, kiedy woda w dużej ilości nie wylądowała na jej pyszczku z cichym plaśnięciem. Suczka wydała z siebie głośne fuknięcie, kiedy jej ślepiom ukazała się Bloodhundur z szelmowskim uśmiechem na obliczu.
— Ładnie tak atakować nieświadomego? — wymamrotała niemalże się śmiejąc i wypluwając wodę — Wybacz, ale jestem zmuszona ratować swój honor.
— Blood, zagrajmy w grę. Ładnie proszę — na pyszczek biało-czarnej wpełznął uśmiech, choć i tak Hana nie potrafiła ukryć swojego zaniepokojenia. Myśl dopadła ją dosłownie przed chwilą, kiedy to kilka ptaków poruszyło krzakiem — Muszę się czegoś dowiedzieć. Czegoś ważnego. Czegoś, co od pewnego czasu nie daje mi spokoju.
Obie siedziały pod dużym drzewem, bo na niebie swe panowanie objął zenit i wytrzymanie w pełnym słońcu było równoznaczne z próbą samobójczą. A z resztą, nabiegały się już wystarczająco i z wyglądu przypominały coś bliżej nieokreślonego.
— Co ci chodzi po głowie? — ciemna uśmiechnęła się nieznacznie, naprzemiennie rozciągając palce przednich łap — Jak chcesz się pogonić i sprawdzić, która szybsza, to może przy innej okazji? Zmęczyłam się trochę. Teraz, w moim stanie, jestem z góry skazana na porażkę. Daj ozdrowieć!
— Nie o to chodzi — pokręciła głową z niezadowoleniem. Po krótkiej przerwie na głęboki oddech, wystękała to, co miała na myśli — Pytanie za pytanie.
— Zależy, jakie ono będzie — odparła ostrożnie, mrużąc swe zaciekawione i błyszczące ślepia. Hana mogłaby się na gapić całymi dniami.
— Co sądzisz o ludziach? — palnęła bez zastanowienia i od razu kontynuowała cichszym głosem — Mój człowiek był inny. On by nigdy takiego czegoś nie zrobił. Chronił mnie, karmił i dbał a ja broniłam jego osoby bez wahania. Wiele razy pokazał, że mu na mnie zależy. Czemu więc ci dwunodzy byli tacy źli wobec nas? Zaszli mnie i otoczyli, nie chcąc puścić wolno a ciebie...
Hance głos się załamał z powodu wracających wspomnień a ona sama zamilkła chwilę później, zdając sobie sprawę, że nie dała jeszcze nic powiedzieć siedzącemu obok rozmówcy.
Blood?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz