Malcolm spojrzał na mnie z niedowierzaniem, na sekundę zwalniając krok, wyraźnie zbity z tropu. Szybko jednak otrząsnął się z zaskoczenia, odzyskując swoją zwyczajową powagę i dyplomatyczny wyraz pyska.
- A co to ma do rzeczy? - zaczął, z trudem panując nad swoim głosem. Przez większość czasu wydawał zimny i zdystansowany, lecz tym razem odrzucił swoją obojętność. Blod istotnie musiała znaczyć dla niego dużo, przynajmniej sądząc po ożywionej reakcji samca.
Delikatnie, niemal niezauważalnie, zmarszczyłem pysk. Przyglądałem się białemu owczarkowi bez zainteresowania, powoli gubiąc się w toku własnych myśli. Nie rozumiałem relacji, jakie panowały między tą dwójką. Nigdy zresztą nie dążyłem do tego, by dowiedzieć się o tych więzach czegoś więcej. Wystarczyło mi pamiętać, kto tu przewodzi i z kim lepiej utrzymywać przyjazne stosunki.
Niedługi monolog Malcolma trwał, zupełnie nie przykuwając mojej uwagi. Zupełnie odpłynąłem po tym, jak wspomniał o mojej matce. Choć żaden mięsień na moim pysku nawet nie drgnął - wszak byłem naprawdę dobry w udawaniu niewzruszonego - w duszy uśmiechnąłem się z politowaniem. Może on miał rodzinne, szczęśliwe dzieciństwo, kiedy to całymi godzinami bawił się z rodzeństwem, pod czujnym okiem matki i ojca, lecz ja nie. Byłem typowym psem z podrzędnej, wątpliwej hodowli, a z rodzicielką przebywałem tylko tyle, ile absolutnie musiałem. Nie żebym z tego powodu ubolewał. Utrzymywanie przyjaznych relacji z kimkolwiek, a już szczególnie z krewnymi, nigdy nie było moją mocną stroną.
Krótko po tym jak zapadła cisza, zostałem wyrwany z potoku myśli przez malujący się przede mną widok. Tunel rozszerzał się, stawał się wyższy i nieco mniej klaustrofobiczny, a przede wszystkim - jaśniejszy. Do moich nozdrzy wpadały zapachy diametralnie różniące się od zgnilizny i wilgoci, których to smród zdążył niemalże wwiercić mi się w mózg. Woń innych psów, ciepła i jedzenia. Normalności, którą za wszelką cenę próbowaliśmy utrzymać w samym środku apokalipsy.
~*~
Bezceremonialnie wyskoczyłem z wagonu, nie dbając o to, by zachować ciszę. Zostawiłem półotwarte drzwi, pozwalając na to, by do środka prowizorycznej sypialni wpadły smugi światła. Nie miałem najlepszego humoru, a uprzykrzenie życia innym wydawało się choć na chwilę pomagać w radzeniu sobie z własnymi bolączkami. Z pomieszczenia dobiegły mnie niezadowolone pomruki, zapewne wydane przez sen.
O dziwo dzisiaj spotkanie w kwaterze głównej zostało zaplanowane na znacznie późniejszą godzinę niż zwykle. Pozwalało mi to nie tylko na spokojne dojście do zmysłów, zamiast gnania co sił w łapach w kierunku Miasta, ale również na zjedzenie porządnego śniadania bez pośpiechu. Nie było to jednak takie łatwe zadanie. Sfora się rozrastała, lecz, z jakiegoś nieznanego mi powodu, dalej brak nam było łowców. Prawie nikt nie kwapił się też do pomocy, więc magazyn stale świecił dobijającymi pustkami.
W akcie zadziwiającej solidarności ze stadem przez większość czasu nie korzystałem z możliwości zjedzenia posiłku upolowanego przez kogoś innego. Robiłem to tylko w sytuacjach niemalże kryzysowych, choć i w takich niekiedy wolałem głodować, niż uszczuplać, już i tak przerażająco skromne, zapasy. W dodatku uznawałem polowanie za interesujące zajęcie, które zdecydowanie odpłaca cały włożony weń wysiłek. Lubiłem to robić, a z każdym kolejnym wypadem szlifowałem także swoje, już i tak niemałe, umiejętności.
Nie bez znaczenia był również fakt, że ostatnio w okolicy zaroiło się od szczurów. Dawniej również były stałymi bywalcami tych terenów, lecz od tygodnia czy dwóch zalewały Metro całymi falami. Miałem także wrażenie, że urosły jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe. Szczury wielkości królika nigdy nie były niczym szczególnie niespotykanym, lecz niedawno coraz częściej natykałem się na wredne gryzonie rozmiarami przypominające bardziej domowego, spasionego kota niżeli normalnych przedstawicieli swojego gatunku. Od Xaviera dostaliśmy odgórne polecenie, zwięzłe i proste, jak to miał w zwyczaju - eliminować wszystko co się rusza, ma długi ogon i parę pożółkłych zębów. Przystałem na taki obrót sprawy bez problemu. Choć walka z tymi potworami bywała trudna, uznawałem ją także za satysfakcjonującą. Moje kubki smakowe przywykły także do tego, niezbyt wyszukanego, mięsa. Same plusy.
Zaletą było też to, że nie musiałem szczególnie się wysilać, by znaleźć niewielką grupę agresywnych intruzów. Co prawda z ich zuchwalstwem wiązało się też to, że nieraz można było wpaść na nie zupełnie niezamierzenie na samym środku głównego peronu, ale we wszystkim trzeba dostrzegać pozytywne strony, prawda? Odbiegłem raptem kilkanaście kroków od wagonów, gdy moje nozdrza zostały podrażnione przez znajomą woń. Poszedłem za tropem, zatrzymując się przed samym wejściem do jednego z tuneli. Dwa, niezbyt duże, osobniki. Bez wahania skoczyłem ku temu, który stał bliżej, zaciskając zęby na tułowiu zwierzęcia. Kilka szybkich i gwałtownych szarpnięć łbem, którym wtórowały rozwierane i na powrót zamykane raz po raz szczęki. Życie z mojej ofiary uszło zaskakująco szybko. Wyplułem zakrwawione ciało, szukając wzrokiem drugiego przeciwnika. Spodziewałem się ataku, lecz nic takiego się nie stało. Szarobrązowa sylwetka oddalała się w szybkim tempie w nieznanym mi kierunku. Odruchowo rzuciłem się w pogoń, nie myśląc nawet nad tym, jak nierozsądny był to pomysł.
Gryzoń okazał się wyjątkowo szybki. Bez trudu przemykał znanymi sobie drogami, przebierając drobnymi łapkami jak szalony. Goniłem go z rosnącym zacięciem, pokonując kolejne dziesiątki, a potem setki metrów. Choć nie brakowało mi wytrzymałości, nie byłem w stanie zmniejszyć dystansu między nami. Dawno straciłem rachubę co do tego, gdzie właściwie się znajduję. Monotonny krajobraz i przytłaczająco podobne zapachy wypełniające korytarze sprawiały, że nie sposób było połapać się w tej plątaninie, jeśli nie skupiało się na tym całej uwagi. Bez namysłu skręcałem w dyktowane przez szczura uliczki, bezwiednie klucząc w czeluściach Metra. Gdy już, już siedziałem mu na ogonie, gotowy na to, by za kilka kroków schwycić za pulsujący ciepłem kark, zwierzę niespodziewanie dało susa w bok. Zatrzymałem się gwałtownie, z trudem unikając zarycia pyskiem w ziemię. Na ścianie tunelu widniała wąska wyrwa, sięgająca prawie po sam sufit. Tylko przy samej ziemi znajdowała się znacznie szersza dziura, przez którą bez problemu mógłby przecisnąć się szczur, o czym zresztą przekonałem się na własne oczy.
Z rezerwą podszedłem do szczeliny, tylko po to, by zostać uderzony ostrym zapachem szczurzych odchodów i zgniłego mięsa. Na domiar złego z otworu dobiegały mnie przeraźliwe piski, wydawane przez dziesiątki, jeśli nie setki paszcz, nakładając się na siebie złowieszczo, niemalże mrożąc krew w żyłach.
- Cholera. - nachyliłem się jeszcze trochę bardziej, by dostrzec coś w ciemnościach. - Gniazdo.
~*~
Ta myśl kołatała się po mojej głowie od czasu, gdy tylko zdałem sobie sprawę, co znalazłem. Szybkim krokiem, ignorując narastające zmęczenie, wróciłem do serca Metra. Zlustrowałem wzrokiem peron, szukając znajomej sylwetki samca. Poszczęściło mi się. Akurat wychodził z wagonu, dalej nieco zaspany i średnio przytomny. Spojrzałem na niego z wahaniem. Było stosunkowo późno, a on dopiero wstawał. Dziwne jak na przywódcę.
Odszukałem w bieli pyska jego ciemne, nieprzytomne oczy. Nawiązanie kontaktu wzrokowego musiało nieco go rozbudzić, albo przynajmniej próbował sprawiać pozory po tym, jak zorientował się, że zmierzam prosto do niego. Malcolm wyprostował się, w pełni eksponując swoją smukłą sylwetkę. Rysy pyska ściągnęły się gwałtownie, wygnawszy z jego lica wyraz rozespania. Był już gotowy do słuchania.
- W Metrze jest gniazdo. Szczurów - huknąłem, próbując ukryć podekscytowanie zmieszane ze zdenerwowaniem. Wbijałem w niego wzrok, niecierpliwie czekając na odpowiedź.
- Niejedno. Wiemy o tym od jakiegoś czasu. Co ty robiłeś przez ostanie dwa tygodnie, co? - odburknął lekceważąco, całkiem gasząc mój zapał.
Koniec.
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
▲
Romulusie, mam szczerą nadzieję, że uda Ci się ponownie odnaleźć wspomniane gniazdo szczurów. Sam przyznasz, że nieodpowiedzialnym posunięciem było zostawienie znaleziska i udanie się do przywódcy... Otrząśnij się z resztek letargu i zniszcz gniazdo jak najszybciej.
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, +8 KOŚCI.
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, +8 KOŚCI.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz