Na dźwięk swojego imienia zatrzymałem się momentalnie. Ot, takie pozostałości po dawnym życiu. Nawet gdybym chciał zignorować suczkę, nie mógłbym. Moje ciało, niczym maszyna, działało zupełnie automatycznie, wyrwane spod mojej kontroli. Różnica polegała na tym, że nie spiąłem się w sobie. Ze spokojem odwróciłem głowę w stronę Loreen.
Stała kilka metrów dalej, na szeroko rozstawionych łapach, nisko przy ziemi. Kuliła ogon pod siebie, a jej długie, złociste uszy, odsłaniały dużą część przyjaźnie wyglądającej mordki. Bała się. Wcale się jej nie dziwiłem. Sam, gdybym znalazł się w zupełnie obcym miejscu, nawet otrzymując gwarancję bezpieczeństwa, czułbym niepokój. Wiedziałem, że świetnie się odnajdzie w naszych szeregach. Przeczuwałem to od samego początku, gdy tylko odważnie stanęła do konfrontacji ze mną. Znajdzie tu swoje drugie miejsce na ziemi, może z czasem szczerze pokocha opuszczony skład metra.
Daleka droga przed nią, jednak wierzę, że świetnie się tu odnajdzie.
- Ach tak, słuszna uwaga - rzuciłem, skinieniem głowy zapraszając ją do siebie. Suczka wykonała kilka niepewnych kroków, niwelując odstęp między nami. - Aczkolwiek, po co fatygować się, skoro jednego z zielarzy masz przed sobą?
Loreen zmierzyła mnie od łap, po same koniuszki uszu. Zmarszczyła oczy, łypiąc na mnie podejrzliwie. Niemalże czułem jej wzrok na swoim ciele, tak jakby starała się mnie przeszukać.
- Zaraz, zaraz, chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? Oprócz tego, że jesteś kryptosuperbohaterem, przywódcą i do tego zielarzem? - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, całe napięcie z jej ciała ulotniło się, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Teraz, całą swoją energię skupiała na mnie.
- Nie sądziłem, że to może być dla ciebie problematyczne - skwitowałem kąśliwie. Zupełnie celowo i całkiem z premedytacją. - Skoro tak, zaprowadzę cię do zielarzy.
- Nie! - krzyknęła na tyle głośno, że jakiś zabłąkany gołąb poderwał się do lotu, szukając wyjścia z podziemi. Sam aż podskoczyłem, przestraszony tak nagłą i niespodziewaną reakcją suczki. - Znaczy, nie... Nie trzeba. Jestem trochę zaskoczona, że obejmujesz tyle stanowisk...
Jej ton był znacznie spokojniejszy, choć początkowo zawahała się, tak jakby starała się znaleźć w głowie bardziej odpowiednie słowo. Prychnąłem pod nosem.
- Och, Loreen, znasz mnie zaledwie kilka godzin, a chciałabyś już wszystko wiedzieć! - teatralnie wywróciłem oczami, choć szczerze suczka znacznie poprawiła mi humor.
Spanielka zmieszała się na moje słowa, których wydźwięk, choć chłodny, miał charakter z goła żartobliwy. Pozostawała jednak rozluźniona.
- Najpierw byłeś przywódcą, czy zielarzem? - niewinne pytanie mojej towarzyszki zupełnie zbiło mnie z tropu. Odruchowo, zgodnie z prawdą, chciałem odpowiedzieć, że przywódcą. Jednak słowo uwięzło mi w gardle, a ja zachłysnąłem się, próbując złapać oddech. Czy to było adekwatne określenie dla mnie? Suczka nie zwróciła uwagi na moje pokasływania, zbyt zaabsorbowana podziwianiem architektury stacji metra. Prawdopodobnie umknęło jej to, ponieważ całe zainteresowanie przełożyła na łuki i sklepienia, a nawet gdyby zapytała, zrzuciłbym winę na suche powietrze i pył, który siał dookoła spustoszenie.
- Przywódcą - odchrząkałem. - Aczkolwiek wraz z Blodhundur, która również pełni wspomnianą rolę, zdecydowaliśmy się objąć rangi z niższych szczebli, aby pomóc pozostałym psom. Z czasem stwierdziliśmy też, że to dobre rozwiązanie, aby lepiej się wzajemnie poznać - odpowiedziałem jej, najdokładniej i najlepiej jak tylko mogłem. Z niebieskooką wiedzieliśmy doskonale, że bez więzi z członkami, nie stworzymy niczego, co byłoby w stanie przetrwać kryzysy.
Z Loreen udaliśmy się w krótką podróż po metrze, w trakcie której opowiedziałem jej, że jako zielarka, będzie musiała nauczyć się rozpoznawać rośliny i bazując na tej wiedzy, tworzyć maści, czy eliksiry. Opisałem jej wygląd ziół, na których opiera się nauka, a gdy tylko napotykaliśmy roślinność na swojej drodze, od razu przystępowałem do charakterystyki. Skupiłem się na trzech podstawowych gatunkach występujących powszechnie w tunelach. Choć dosyć pospolite, bardzo ważne i Spanielka koniecznie musiała posiadać odpowiednią wiedzę do ich rozpoznawania, w szczególności, że z czasem będzie wychodzić na zewnątrz, w celu zdobycia innych, rzadszych składników. Wówczas skupię się na wprowadzeniu nowych nazw i opisów.
- Aby stworzyć eliksir, bądź maść, musisz wybrać się w podróż. Do przygotowania wszystkich sześciu znanych, potrzebne są składniki, które nie występują powszechnie w metrze. Maści możesz sprzedawać, możesz je wyrabiać na własny użytek. Wszystko, według uznania, cała trudność polega na zdobyciu odpowiednich roślin, ot co - powoli kończyłem wykład. Nie było sensu w opowiadaniu jej o wszystkich roślinach, prawdopodobnie i tak nie zapamiętałaby większości rzeczy. Ograniczając informacje, mogłem liczyć na większe prawdopodobieństwo przyswojenia nabytej wiedzy. Dzień i tak był pełen wrażeń, jeszcze na długo przed kilkunastominutowym monologiem dotyczącym ziół. Sam zapomniałem, że potrafię mówić przez tak długi czas.
Przysiedliśmy na krawędzi peronu, znajdującego się na sąsiedniej stacji. Oboje potrzebowaliśmy odsapnąć, w ciszy przyglądaliśmy się walce dwóch szczurów, która toczyła się w dole, na torach. Gryzonie przepychały się wściekle, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Na ich ciałach dostrzegałem gołe plamy, a gdy skupiałem wzrok, w drobnych łapkach widziałem kępki sierści przeciwnika.
- Uroki mieszkania w kanałach - mruknęła Loreen. Przeniosłem na nią wzrok. Marszczyła mocno brwi, a na jej pysku malowało się obrzydzenie. Kącik moich ust powędrował nieznacznie w górę.
- Uważaj na co narzekasz, czasem to jedyna forma rozrywki - skwitowałem cicho, aby nie przestraszyć młodych wojowników. Suczka zrozumiała, niechętnie skupiając się na szczurach.
Choć przez chwilę to my mogliśmy być obserwatorami czyjejś potyczki. Czasy, w których przyszło nam żyć, skupiały się głównie na nieustannej walce, aczkolwiek dobrze było, od czasu do czasu, nie brać w niej bezpośredniego udziału. W przeciągu następnych kilku minut populacja szczurów zmniejszy się o jednego, co dla nas, konkurencji, było bardzo korzystne, w szczególności, że nie wkładaliśmy to żadnego wysiłku. Sami się wyniszczali, pozostawiając nam więcej przestrzeni.
Szczury uciekły w głąb tunelu, pozostawiając nas zupełnie samych, bez jednoznacznej odpowiedzi o wygranym, pogrążonych niemalże w idealnej ciszy. Dla zobrazowania sytuacji, było tak cicho, że słyszałem, jak woda kapie z sufitu i uderza w kafelki na podłodze, gdzieś przy wejściu do stacji. Dźwięk roznosił się echem, docierając do naszych uszu.
- Malcolm, wracajmy do centrum - przerwała cicho. Kątem oka dostrzegłem, jak suczka ziewa. Przez całą tą pogawędkę, wypadło mi z głowy, że przecież ona musi być wykończona. Natychmiast wstałem i cierpliwie poczekałem na Loreen, aż ta pokona sen i będzie w stanie dołączyć do mnie. Narzuciłem dość szybkie tempo. Tym razem pozostawałem czujny, upewniając się, że nie śledzi nas żaden szwendacz. Wiedziałem, że dodatkowe obciążanie Spanielki było nie na miejscu, dlatego postanowiłem zdjąć z niej ten niewidzialny ciężar. Prowadziłem ją do jednego z bezpiecznych wagonów.
Daleka droga przed nią, jednak wierzę, że świetnie się tu odnajdzie.
- Ach tak, słuszna uwaga - rzuciłem, skinieniem głowy zapraszając ją do siebie. Suczka wykonała kilka niepewnych kroków, niwelując odstęp między nami. - Aczkolwiek, po co fatygować się, skoro jednego z zielarzy masz przed sobą?
Loreen zmierzyła mnie od łap, po same koniuszki uszu. Zmarszczyła oczy, łypiąc na mnie podejrzliwie. Niemalże czułem jej wzrok na swoim ciele, tak jakby starała się mnie przeszukać.
- Zaraz, zaraz, chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? Oprócz tego, że jesteś kryptosuperbohaterem, przywódcą i do tego zielarzem? - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, całe napięcie z jej ciała ulotniło się, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Teraz, całą swoją energię skupiała na mnie.
- Nie sądziłem, że to może być dla ciebie problematyczne - skwitowałem kąśliwie. Zupełnie celowo i całkiem z premedytacją. - Skoro tak, zaprowadzę cię do zielarzy.
- Nie! - krzyknęła na tyle głośno, że jakiś zabłąkany gołąb poderwał się do lotu, szukając wyjścia z podziemi. Sam aż podskoczyłem, przestraszony tak nagłą i niespodziewaną reakcją suczki. - Znaczy, nie... Nie trzeba. Jestem trochę zaskoczona, że obejmujesz tyle stanowisk...
Jej ton był znacznie spokojniejszy, choć początkowo zawahała się, tak jakby starała się znaleźć w głowie bardziej odpowiednie słowo. Prychnąłem pod nosem.
- Och, Loreen, znasz mnie zaledwie kilka godzin, a chciałabyś już wszystko wiedzieć! - teatralnie wywróciłem oczami, choć szczerze suczka znacznie poprawiła mi humor.
Spanielka zmieszała się na moje słowa, których wydźwięk, choć chłodny, miał charakter z goła żartobliwy. Pozostawała jednak rozluźniona.
- Najpierw byłeś przywódcą, czy zielarzem? - niewinne pytanie mojej towarzyszki zupełnie zbiło mnie z tropu. Odruchowo, zgodnie z prawdą, chciałem odpowiedzieć, że przywódcą. Jednak słowo uwięzło mi w gardle, a ja zachłysnąłem się, próbując złapać oddech. Czy to było adekwatne określenie dla mnie? Suczka nie zwróciła uwagi na moje pokasływania, zbyt zaabsorbowana podziwianiem architektury stacji metra. Prawdopodobnie umknęło jej to, ponieważ całe zainteresowanie przełożyła na łuki i sklepienia, a nawet gdyby zapytała, zrzuciłbym winę na suche powietrze i pył, który siał dookoła spustoszenie.
- Przywódcą - odchrząkałem. - Aczkolwiek wraz z Blodhundur, która również pełni wspomnianą rolę, zdecydowaliśmy się objąć rangi z niższych szczebli, aby pomóc pozostałym psom. Z czasem stwierdziliśmy też, że to dobre rozwiązanie, aby lepiej się wzajemnie poznać - odpowiedziałem jej, najdokładniej i najlepiej jak tylko mogłem. Z niebieskooką wiedzieliśmy doskonale, że bez więzi z członkami, nie stworzymy niczego, co byłoby w stanie przetrwać kryzysy.
Z Loreen udaliśmy się w krótką podróż po metrze, w trakcie której opowiedziałem jej, że jako zielarka, będzie musiała nauczyć się rozpoznawać rośliny i bazując na tej wiedzy, tworzyć maści, czy eliksiry. Opisałem jej wygląd ziół, na których opiera się nauka, a gdy tylko napotykaliśmy roślinność na swojej drodze, od razu przystępowałem do charakterystyki. Skupiłem się na trzech podstawowych gatunkach występujących powszechnie w tunelach. Choć dosyć pospolite, bardzo ważne i Spanielka koniecznie musiała posiadać odpowiednią wiedzę do ich rozpoznawania, w szczególności, że z czasem będzie wychodzić na zewnątrz, w celu zdobycia innych, rzadszych składników. Wówczas skupię się na wprowadzeniu nowych nazw i opisów.
- Aby stworzyć eliksir, bądź maść, musisz wybrać się w podróż. Do przygotowania wszystkich sześciu znanych, potrzebne są składniki, które nie występują powszechnie w metrze. Maści możesz sprzedawać, możesz je wyrabiać na własny użytek. Wszystko, według uznania, cała trudność polega na zdobyciu odpowiednich roślin, ot co - powoli kończyłem wykład. Nie było sensu w opowiadaniu jej o wszystkich roślinach, prawdopodobnie i tak nie zapamiętałaby większości rzeczy. Ograniczając informacje, mogłem liczyć na większe prawdopodobieństwo przyswojenia nabytej wiedzy. Dzień i tak był pełen wrażeń, jeszcze na długo przed kilkunastominutowym monologiem dotyczącym ziół. Sam zapomniałem, że potrafię mówić przez tak długi czas.
Przysiedliśmy na krawędzi peronu, znajdującego się na sąsiedniej stacji. Oboje potrzebowaliśmy odsapnąć, w ciszy przyglądaliśmy się walce dwóch szczurów, która toczyła się w dole, na torach. Gryzonie przepychały się wściekle, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Na ich ciałach dostrzegałem gołe plamy, a gdy skupiałem wzrok, w drobnych łapkach widziałem kępki sierści przeciwnika.
- Uroki mieszkania w kanałach - mruknęła Loreen. Przeniosłem na nią wzrok. Marszczyła mocno brwi, a na jej pysku malowało się obrzydzenie. Kącik moich ust powędrował nieznacznie w górę.
- Uważaj na co narzekasz, czasem to jedyna forma rozrywki - skwitowałem cicho, aby nie przestraszyć młodych wojowników. Suczka zrozumiała, niechętnie skupiając się na szczurach.
Choć przez chwilę to my mogliśmy być obserwatorami czyjejś potyczki. Czasy, w których przyszło nam żyć, skupiały się głównie na nieustannej walce, aczkolwiek dobrze było, od czasu do czasu, nie brać w niej bezpośredniego udziału. W przeciągu następnych kilku minut populacja szczurów zmniejszy się o jednego, co dla nas, konkurencji, było bardzo korzystne, w szczególności, że nie wkładaliśmy to żadnego wysiłku. Sami się wyniszczali, pozostawiając nam więcej przestrzeni.
Szczury uciekły w głąb tunelu, pozostawiając nas zupełnie samych, bez jednoznacznej odpowiedzi o wygranym, pogrążonych niemalże w idealnej ciszy. Dla zobrazowania sytuacji, było tak cicho, że słyszałem, jak woda kapie z sufitu i uderza w kafelki na podłodze, gdzieś przy wejściu do stacji. Dźwięk roznosił się echem, docierając do naszych uszu.
- Malcolm, wracajmy do centrum - przerwała cicho. Kątem oka dostrzegłem, jak suczka ziewa. Przez całą tą pogawędkę, wypadło mi z głowy, że przecież ona musi być wykończona. Natychmiast wstałem i cierpliwie poczekałem na Loreen, aż ta pokona sen i będzie w stanie dołączyć do mnie. Narzuciłem dość szybkie tempo. Tym razem pozostawałem czujny, upewniając się, że nie śledzi nas żaden szwendacz. Wiedziałem, że dodatkowe obciążanie Spanielki było nie na miejscu, dlatego postanowiłem zdjąć z niej ten niewidzialny ciężar. Prowadziłem ją do jednego z bezpiecznych wagonów.
Loreen?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz