Pogodynka
Pora roku: lato
Oto czas, który niegdyś kojarzył się i ludziom, i ich czworonogom z wakacjami. Niektórym dopisywało szczęście i towarzyszyli swym właścicielom w rozmaitych podróżach, inni zaś, przerzucani z rąk do rąk, od babci do ciotki, czuli się odrzuceni i niechciani. W dzisiejszych czasach lato przynosi jedynie nieznośne upały, które błagają o wywieszenie jęzora, a wraz z przygrzewającym słońcem wzmacnia się odór szwendaczy, wędrujących między lasem a ruinami. To także sezon najsilniejszych burz, tornad i innych anomalii pogodowych, siejących chaos. Deszcze są ciepłe, powyłupywane chodniki miasta rozgrzane i gotowe do smażenia na nich jajek, bekonu i poduszek psich łap, a zombie - rozleniwione i spowalniane szybszym rozkładem ciał.
Wędrowny Handlarz
Aktualnie jest nieobecny.
Hej, dzieciaki, chcecie może trochę świeżego towaru? Mam tu coś na młodość, na starość, na szybkiego samobója... A może chcesz żyć wiecznie albo urodzić bachora... ekhem, szczeniaka, bez niczyjej pomocy? No już, chodź, rozejrzyj się, nie pożałujesz! Charcik, zadowolony z zysków, zapewnił psiaki, że niebawem wróci na tereny stada, by ich skroić z kolejnej porcji Kostek. Zrozumiał, że kluczem do sukcesu są zniżki!
Stan Sfory
Stan: Zagrożenie klęską
Mroczne dni nadeszły... Sforzan dopadły rozmaite, ciężkie do zgryzienia nieszczęścia, które przepowiedziała im dwójka przybyszów - A'lel i Viy Curay. Ponadto skąpa ilość łowców w stadzie z wolna zaczyna zbliżać psy do wielkiego głodu, bo ileż pożywienia może zapewnić jeden czy dwójka polujących? Dziś pewne jest jedno: dopóki plagi trwają, nikt nie zazna spokoju, żaden żołądek nie zapełni się do cna, a suchość w pyskach i strach będą nam stale towarzyszyć. Strzeżcie się, bo biada tym, którzy nie dołączą do grupowej akcji ratowania Sfory albo spróbują przetrwać w pojedynkę!

16 lipca 2020

Od Riry cd. Tokio

  Słońce paliło mnie tak jak wtedy gdy tutaj trafiłem, nakładając na mój kark ciężką płachtę gorąca. Powietrze dookoła było suche, a oddychanie nim to była katorga, wszędzie było parno. Nienawidzę tej pogody, przygważdża mnie ona do zimnej podłogi, do tych podziemi, w których tak bardzo nie chce siedzieć. Wolałbym zakopać się w ziemi, na powierzchni, by móc chociaż poczuć ciepło promieni słońca na moim futrze, niż tylko czuć jego bezlitosne gorąco. Miałem zwyczajnie dość. W lasach, drzewa dawały mi cień, a mech, wciąż delikatnie wilgotny, ochładzał moje gorące ciało. Obudziłem się zaledwie parę dni temu, a wiedziałem, że będę nienawidził tego miejsca. Psy tutaj wyglądały jak obdarte z godności i wszelkiego szczęścia, jakie mogło ich spotkać, żyjące wspomnieniami dawnego życia, a nie na kogoś kto by poradził sobie podczas walki. Nie wierzyłem w to, że udało im się przeżyć tak długo.   Chcieli mnie zaprowadzić do lecznicy. Poprosiłem o drogę i poszedłem sam. Ta chwila na dworze, była tak cudowna. Ignorowałem ból w moich stawach, suchość w moim pysku, czy palące poduszki podłoże. Nie obchodziło mnie to, byłem na zewnątrz. Przez ten cały czas dla ''mojego bezpieczeństwa'' z powodu ''osłabionego ciała'' trzymali mnie w środku. Teraz byłem wolny, a mimo tego, że droga do starego pubu była krótka, czułem się chyba tak dobrze jak nigdy. Szedłem z uniesioną głową, przyglądając się każdej roślinie w około mnie. Gdy jednak przekroczyłem próg lecznicy, od razu zmieniłem się o sto osiemdziesiąt stopni. Zwolniłem, spuściłem głowę, ciągnąc łapami po ziemi. Powietrze tutaj znowu było ciężkie i suche, tak jak tam gdzie mnie przechowywali.
 - Dzień dobry - powiedziała do mnie z szerokim uśmiechem, najpewniej medyczka.
  Odwróciłem głowę. Nie potrzebowałem nadmiernej uprzejmości, nawet nie chciałem tutaj być, nie potrzebowałem tutaj być, nic mi przecież nie było. To oni mieli jakiś problem.
Medyczka zajęła się na chwilę sobą, lecz nie na długo.
 - Jak masz na imię?
Odpowiedziałem jej ciszą, ale ta nie przestawała.
 - Ja jestem Tokio i miło mi, że cię poznałam. Cieszę się też, że do nas trafiłeś. Tu będziesz bezpieczny.
Prychnąłem w duszy. Byłem bezpieczny samemu, dołączyłem tu tylko na chwilę.
 - Hej, bez twojej zgody nie mogę cię zbadać, a chciałabym upewnić się, że wszystko jest okej. Jeśli czujesz, że coś cię boli, powiedz mi, od razu łatwiej będzie znaleźć przyczynę...
Znowu zapadła cisza.
Parsknąłem w końcu pod nosem, kręcąc głową.
 - Nic mi nie jest - mruknąłem, patrząc na nią spod łba.
  Jej mina nagle się zmieniła, z przyjaznej i ciepłej, na wręcz zszokowaną. Wywróciłem oczami i postawiłem jedną z moich łap do przodu, ciągle się na nią patrząc w ten sposób. Moje ciało zadrżało, starałem się jednak utrzymać równowagę i pewność siebie.
 - Proszę, chce wiedzieć czy wszystko z tobą okay - posłała mi wręcz anielski uśmiech, robiąc parę kroków w moją stronę.
Już wtedy wiedziałem, że się nie odczepi. Pokręciłem głową zrezygnowany i parsknąłem.
 - Dobrze, byle szybko - wycedziłem przez zęby.
  Nie zwracałem zbytnio uwagi na jej reakcje, zwyczajnie zamknąłem oczy, dając jej się oglądać. Dotykała mnie w różnym miejscach swoim nosem, czasem łapami, przeczesując moje futro. Nie byłem przyzwyczajony do czegoś takiego. W pewnym jednak momencie, przy oględzinach mojego boku, pisnąłem głośno, odskakując. Najeżyłem się, ustawiając swój ogon do góry, powarkując przy tym głośno.
 - Wszystko dobrze? - spytała.

Tokio?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz