To dlatego Decoy wzbudziła moje zainteresowanie. Pojawienie się szczeniaka na nowo odrodziło we mnie to coś. Tę silną chęć. Zwyczajnie utknąłem w przeszłości, która, o dziwo, przynosiła mi pewnego rodzaju ukojenie. Chciałem znów poczuć tę satysfakcję płynącą z chwil spędzonych z młodymi, ponownie móc przygotowywać ich do dorosłego życia. Było jednak coś, dzięki czemu mogłem z powrotem robić to, co kiedyś uważałem za swój cel w życiu. Stanowisko mentora. Coś, co było w moim zasięgu, ale jednak nie do końca. Stan szczeniaków w sforze wynosił okrągłe, nienaruszone zero. Roboty nie było, a więc musiałem zająć się czymś innym, czymś, co pomoże nam przetrwać. Dopóki nie zjawiła się ona.
Sprawdziłem się jako zielarz i nawet polubiłem moją nową, codzienną rutynę. Zioła dobrze na mnie wpłynęły, a moja torba w końcu się przydała do czegoś więcej. Gdybym jednak miał możliwość zmiany rangi, zapewne wybrałbym mentora. Zapewne.
Ruth zawsze przypominała mi, abym zaczął myśleć o sobie. O swoich potrzebach, o założeniu rodziny, o ewentualnym potomku, jednak wyraźnie podkreślała, że powinienem odpocząć od młodych, o tak, dla zdrowia i urody. Doskonale pamiętam jej sprzeczkę z Jessie... NIE SIEDŹ MU NA OGONIE. Gdyby go tylko pilnował! POZWÓL MU CZERPAĆ PRZYJEMNOŚĆ. Gdyby tylko zajął się czymś bardziej pożytecznym! POGUBIŁ SIĘ WE WŁASNYCH POTRZEBACH. Lepiej dla niego, żeby gubił się w lesie! POWINIEN ZWRÓCIĆ NA SIEBIE WIĘKSZĄ UWAGĘ. To samotnik!
W tej sekundzie Decoy ściągnęła mnie na ziemie, zwracając na siebie uwagę w niebywale oryginalny sposób. Zachichotałem pod nosem i pokręciłem głową, nie wierząc własnym oczom.
— Takie inspirujące.
Decoy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz