– Więc właściwie... to skąd ją masz i jak tu trafiłaś? – Mruknąłem, spoglądając na jej skazę.
Przez chwilę zapanowała między nami cisza, a samica spojrzała na mnie.
– Zaatakował mnie szwendacz. Nie pamiętam za wiele, przyniosła mnie Blodhundur. – Odpowiedziała w końcu.
Kiwnąłem jedynie łbem, nie pytając o nic więcej. Może nie chciała opowiadać o swojej przeszłości, a może rzeczywiście nic nie pamiętała, bynajmniej nie chciałem na nią naciskać, by przypadkiem nie trafić na jej czuły punkt. Jeszcze raz przeskanowałem wzrokiem okolicę, a gdy upewniłem się, że w pobliżu nie znajduje się żadne zagrożenie, nieco bardziej rozluźniony, chciałem zacząć kierować się już w stronę metra. Nim jednak zdążyłem cokolwiek zrobić, samica skutecznie mnie zatrzymała.
– A Ty jak tu trafiłeś? – Zapytała cicho.
Odwróciłem łeb w jej stronę, delikatnie go przekrzywiając. Nie przywykłem do opowiadania o sobie i swojej przyszłości, starałem się wręcz unikać tych tematów, uznałem jednak, że tym razem zrobię wyjątek. Westchnąłem cicho, próbując zebrać myśli.
– Po stracie ojca opuściłem zamieszkiwany przez moją rodzinę teren, wskoczyłem w pociąg i jakimś cudem dotarłem właśnie tu. – Odparłem, dokładnie przypominając sobie każde wydarzenie, które wywarło na mnie jakiś większy wpływ i na dobre zmieniło moje życie.
Nie chciałem jej zanudzać szczegółowym opisem miejsc, w których byłem, czy dziwnych przedmiotów, które dane mi było zobaczyć, uważałem to za mało istotne.
– Co się stało Twojemu tacie? – Zadała kolejne pytanie, nieco bardziej pewnie.
Od początku mojego pobytu w sforze wiedziałem, że w końcu przyjdzie taki dzień, gdy będę musiał powrócić myślami do tej bardziej bolesnej część mojej przeszłości i choć miałem trudność z odpowiedzią, a nasilający się ścisk, który odczuwałem w klatce piersiowej, nie zmniejszał się, postanowiłem raz na zawsze przestać uciekać przed tym, co było kiedyś i ruszyć do przodu.
– Został postrzelony przez ludzi. – Umilkłem na chwilę, spuszczając wzrok. – A zrobił to tylko dlatego, bym mógł uciec. Wiesz... to głównie z tego powodu zostałem szeptaczem, chcę ich odnaleźć i pomścić ojca. – Odparłem.
Zapadła między nami niezręczna cisza, uznałem więc, że to odpowiedni moment, by powoli zacząć kierować się w stronę tuneli. Podniosłem się z ziemi i zacząłem pewnie kroczyć przed siebie.
– Uważasz, że to głupie? – Zapytałem, co prawda nie widząc jej miny, jednak zdając sobie sprawę z tego, że po mojej odpowiedzi jest nieco zmieszana.
Stanąłem przed wejściem, czekając, aż w ciszy do mnie dołączy, byśmy mogli bezpiecznie, a przy tym niezauważeni wrócić do metra.
***
Czas mijał, Decoy dorosła, a mnie pochłonęły obowiązki. Widzieliśmy się dość często, w końcu nic w tym dziwnego skoro ja, jaki o ona, pracowaliśmy jako szeptacze, nie mieliśmy jednak zbyt dużo czasu na luźne pogawędki, w szczególności przez ostatnie kilka dni, gdy nastała plaga. Wszyscy byli zajęci walką o przetrwanie, toteż uznałem, że to nie najlepszy czas na takie rzeczy.
Tego dnia obudziłem się dość wcześnie, nie do końca wiedziałem, co mogę w tej sytuacji zrobić, gdyż do porannego patrolu miałem jeszcze sporo czasu, jednak szybko przypomniałem sobie o wczorajszej ulewie, a także moich donicach, z których w nocy musiała się wręcz wylewać deszczówka. Na samą myśl o nowej porcji świeżej wody stałem się pobudzony, postanowiłem więc dobrze spożytkować dodatkową energię i zadbać o bezpieczne przetransportowanie cieczy do metra. Wydostałem się na powierzchnię jednym z częściej używanych tuneli i powolnym krokiem ruszyłem w stronę wysokich budynków.
Wlekąc się jedną z tych "strasznych", ciemnych uliczek, natknąłem się na coś, co mogłoby znacznie przyśpieszyć transport prowizorycznych pojemników, bez wylewania choćby kropli wody, a mianowicie zwykły, sklepowy wózek. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wywlekając go spod góry śmieci, dokładnie przeskanowałem go wzrokiem. Wydawało się, że był w całkiem dobrym stanie, a na pewno w lepszym, niż wszystko inne w zasięgu mojego wzroku. Nieco namęczyłem się z wykręcaniem go w stronę mojego celu, lecz kierowany wolą wykonania tego zadania najlepiej jak potrafiłem, w końcu mi się udało. Jednym mocnym pchnięciem zmusiłem go do ruchu, wyjeżdżając nim na główną, a następnie nie ceglaną, acz naturalnie wydeptaną, tudzież wyjeżdżoną drogę, która ku mojemu zdziwieniu była całkiem gładka i prosta. Uradowany nieco za mocno popchnąłem wózek i nim zdążyłem go złapać, rozpędził się na tyle, by wpaść w kogoś z impetem. Zamrugałem dwa razy, przez chwilę nie zdając sobie sprawy z tego, co się właśnie stało, szybko się jednak otrząsnąłem i podbiegłem do mojej "ofiary".
– Bardzo przepraszam, ja... – Zamilkłem, widząc znajomy pysk.
Decoy spojrzała na mnie, następnie lekko się uśmiechając i podnosząc z ziemi, ku mojej uciesze, bez żadnych poważniejszych obrażeń.
– Nie sądziłam, że na Ciebie wpadnę – Rzekła, spoglądając na wózek. – Tak właściwie... co Ty tutaj robisz z "tym"? – Dodałam po chwili przerwy.
– Ah, to... padało w nocy, więc idę zebrać wodę, która się nazbierała. – Odparłem krótko.
Ta jedynie skinęła głową i zaoferowała mi swoją pomoc. Nie widziałem potrzeby, żeby jej odmawiać, szczerze mówiąc, wsparcie bardzo by mi się teraz przydało, a jeżeli przy okazji będę miał chwilę, by porozmawiać z samicą, widziałem w tym same plusy.
Droga specjalnie nam się nie dłużyła, do miejsca umiejscowienia donic szliśmy może parę minut, tym razem uważając, by nikogo wózkiem przypadkowo nie przejechać. Suczka widząc owoc mojej pracy, otwarcie przyznała, że wykonałem kawał dobrej roboty i mimo iż nie zależało mi na pochwałach, cieszyłem się, że ktoś docenił mój trud, gdyż sam uważałem, iż nieźle się w tym przypadku spisałem. Zaczęliśmy ostrożnie pakować donice do wózka, bazując na współpracy, Decoy przytrzymywała, jak się później okazało, ruchomą, tylną ściankę "pojazdu", a ja, z racji, iż byłem o wiele wyższy, układałem wodę w środku. Sprawnie zapełniliśmy całą dostępną powierzchnię, układając jeszcze parę donic na sobie, a gdy skończyliśmy, ruszyliśmy powoli w drogę powrotną.
Rozmawialiśmy o życiu, początkach w pracy samicy, a także naszych przemyśleniach i obawach na temat plagi, która nas dotknęła, oboje byliśmy zgodni, że nie damy rady żyć tak w nieskończoność, bo w końcu nasze zapasy szczęścia się skończą i nie będziemy mieli najmniejszych szans na przetrwanie. Zbieraliśmy przypadkowo napotkane wiadra, plastikowe pudełka i inne pojedynczo porozstawiane pojemniki, które zostały napełnione w nocy przez ulewę i mogłyby nam się przydać, a dokładniej ich zawartość i w taki oto sposób dotarliśmy do metra, obładowani nowymi zapasami cieczy. Z małą pomocą przypadkowych psów, rozładowaliśmy cały wózek, zostawiając go osobnikom, które również chciały go wykorzystać i ruszyliśmy w stronę siedziby szeptaczy, by otrzymać od Xaviera nowe zadania.
Decoy?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
▲
Erge, mimo że droga, po której prowadziłeś wózek była całkiem prosta jak na czas apokalipsy, to i tak nie udało ci się dowieźć wypełnionych po brzegi pojemników. Wstrząsy sprawiły, że nieco wody ubyło, niemniej większość dostarczyłeś bezpiecznie do metra. Dzięki tobie Stora przerwa kolejny dzień!
Zdobywasz: +1 SIŁA, +2 SZYBKOŚĆ, +1 WYTRZYMAŁOŚĆ, +8 KOŚCI
Zdobywasz: +1 SIŁA, +2 SZYBKOŚĆ, +1 WYTRZYMAŁOŚĆ, +8 KOŚCI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz