▲
Witaj ponownie, Romulusie. Czyżby życie było ci nie miłe, że znów mnie odwiedzasz? Czy obrażenia odniesione przez ciebie ostatnim razem nie były wystarczającą przestrogą? Jak chcesz, głupcze. Naraź swoje zdrowie po raz kolejny, może tym razem nie uda ci się tak łatwo uniknąć mojego gniewu.
Xavier, jak zawsze, nie był najmilszy i najbardziej wyrozumiały. Mimo tego, że wyraźnie zaznaczyłeś, iż nie czujesz się dzisiaj najlepiej, bezwzględny generał nie zamierzał dać ci wolnego. Odmówił nawet nieznacznego skrócenia godzin pracy czy też przydzielenia ci łatwiejszego zadania. Przypadło ci rutynowy patrol ulic Miasta - ciężka robota jak na przydział wykonywany w pojedynkę. Nie kryłeś swojego niezadowolenia, lecz niewiele mogłeś zrobić. Krótko pożegnałeś się z Decoy i Catelyn, nie omieszkałeś także rzucić zabójczego spojrzenia Erge, i opuściłeś kwaterę główną. Mimo pulsującego boleśnie łba i lejącego się z nieba żaru, starałeś się zachować zdrowe zmysły i jak najlepiej wykonać swoje obowiązki. Na szczęście dla ciebie, okolica była stosunkowo spokojna. Zdarzało ci się co prawda nabrać podejrzeń, gdy usłyszałeś jakiś dziwny dźwięk, bądź też wyłapałeś nietypowy zapach, nigdy nie było to jednak nic poważnego. Zmęczenie i fatalne samopoczucie coraz bardziej dawało ci w kość, nie pozwalając się skupić na niczym. To pewnie przez te okoliczności zupełnie nie zwróciłeś uwagi na to, że jeden z budynków przy drodze zawalił się od czasu twojej ostatniej wizyty, nieco zmieniając krajobraz. Zlustrowałeś wzrokiem obraz przed sobą, myśląc, że najwyraźniej musiałeś obrać złą ścieżkę. Cofnąłeś się i, święcie przekonany o swojej racji, zmieniłeś kierunek marszu. Chwilę później, nie do końca świadomie, znalazłeś się w alejce gęsto porośniętej Białym Mchem. Słodkawy zapach szybko cię zmorzył, powodując halucynacje. Położyłeś się na środku wąskiej uliczki, zupełnie zapominając o zdrowym rozsądku. Leżałeś tak niczym kamień przez kilka godzin, cudem unikając śmierci z łapsk czających się za każdym rogiem wrogów. Przebudzenie nie należało jednak do najmilszych. Od razu zostajesz uraczony widokiem paskudnego szwendacza. Szwendacza, a może wytworu swojej własnej wyobraźni?
Co zrobisz? Możesz zaatakować niepewną zjawę, mając nadzieję, że faktycznie jest tym, na co wygląda. Czy naprawdę aż tak mocno wierzysz we własne umiejętności? Pamiętaj, że twoja głowa dalej pęka w tępym bólu, a twoje reakcje zapewne zostały spowolnione przez halucynogenne właściwości rośliny.
Jeśli walka, będąc półprzytomnym, nie jest według ciebie najlepszą opcją, zawsze możesz ratować się ucieczką, mając nadzieję, że za zakrętem nie spotka cię coś o wiele gorszego.
Xavier, jak zawsze, nie był najmilszy i najbardziej wyrozumiały. Mimo tego, że wyraźnie zaznaczyłeś, iż nie czujesz się dzisiaj najlepiej, bezwzględny generał nie zamierzał dać ci wolnego. Odmówił nawet nieznacznego skrócenia godzin pracy czy też przydzielenia ci łatwiejszego zadania. Przypadło ci rutynowy patrol ulic Miasta - ciężka robota jak na przydział wykonywany w pojedynkę. Nie kryłeś swojego niezadowolenia, lecz niewiele mogłeś zrobić. Krótko pożegnałeś się z Decoy i Catelyn, nie omieszkałeś także rzucić zabójczego spojrzenia Erge, i opuściłeś kwaterę główną. Mimo pulsującego boleśnie łba i lejącego się z nieba żaru, starałeś się zachować zdrowe zmysły i jak najlepiej wykonać swoje obowiązki. Na szczęście dla ciebie, okolica była stosunkowo spokojna. Zdarzało ci się co prawda nabrać podejrzeń, gdy usłyszałeś jakiś dziwny dźwięk, bądź też wyłapałeś nietypowy zapach, nigdy nie było to jednak nic poważnego. Zmęczenie i fatalne samopoczucie coraz bardziej dawało ci w kość, nie pozwalając się skupić na niczym. To pewnie przez te okoliczności zupełnie nie zwróciłeś uwagi na to, że jeden z budynków przy drodze zawalił się od czasu twojej ostatniej wizyty, nieco zmieniając krajobraz. Zlustrowałeś wzrokiem obraz przed sobą, myśląc, że najwyraźniej musiałeś obrać złą ścieżkę. Cofnąłeś się i, święcie przekonany o swojej racji, zmieniłeś kierunek marszu. Chwilę później, nie do końca świadomie, znalazłeś się w alejce gęsto porośniętej Białym Mchem. Słodkawy zapach szybko cię zmorzył, powodując halucynacje. Położyłeś się na środku wąskiej uliczki, zupełnie zapominając o zdrowym rozsądku. Leżałeś tak niczym kamień przez kilka godzin, cudem unikając śmierci z łapsk czających się za każdym rogiem wrogów. Przebudzenie nie należało jednak do najmilszych. Od razu zostajesz uraczony widokiem paskudnego szwendacza. Szwendacza, a może wytworu swojej własnej wyobraźni?
Co zrobisz? Możesz zaatakować niepewną zjawę, mając nadzieję, że faktycznie jest tym, na co wygląda. Czy naprawdę aż tak mocno wierzysz we własne umiejętności? Pamiętaj, że twoja głowa dalej pęka w tępym bólu, a twoje reakcje zapewne zostały spowolnione przez halucynogenne właściwości rośliny.
Jeśli walka, będąc półprzytomnym, nie jest według ciebie najlepszą opcją, zawsze możesz ratować się ucieczką, mając nadzieję, że za zakrętem nie spotka cię coś o wiele gorszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz