Malcolm zaczepił Hanę, gdy ta opuszczała przestronny wagon dowództwa. Jej sprawa w tym miejscu była wiadoma chyba już dla każdego jego mieszkańca - przyszła, by zamienić słowo z Blodhundur i spróbować ją gdzieś wyciągnąć. Ciemna jednak skutecznie zaoponowała, tłumacząc się natarczywym zmęczeniem, obolałymi łapami i silną potrzebą pobycia samą ze sobą - Hana na tę próbę izolacji fuknęła i udała obrażoną. Dopiero pod wpływem błagalnego spojrzenia ciemnej, łaciata parsknęła śmiechem i się pożegnała. Nie chciała być natarczywa a każdy miał swoje gorsze dni. I choć Hana chciała Blod jakoś podnieść na duchu, to nie mogła przecież tego robić na siłę, prawda? Już miała ruszać w stronę swojego legowiska, popędzana pustym żołądkiem, lecz głos drugiego Przywódcy skutecznie odwiódł ją od tego pomysłu. Haneczka odwróciła się i zdenerwowana stanęła przed białym owczarkiem, który wlepił w nią intensywne spojrzenie swoich ciemnych oczu. Basior przystanął kilka kroków przed nią, dumnie się prostując. Hana z bólem zauważyła, że samiec jest od niej nieco wyższy. Nieco bardzo. Nie miała wcześniej okazji stanąć obok niego tak blisko i z bólem serca przeklinała swój wzrost małego kalibru. Już przy Blodhundur czuła się o wiele lepiej, choć ta także nad nią górowała. Westchnęła w duchu i uniosła nieco łeb, chcąc złapać z nim kontakt wzrokowy. Nie był olbrzymem, choć jego wielkość i tak wprawiała Hanę w niejakie zakłopotanie.
— Dobrze, że cię złapałem — pies leniwie zmrużył ślepia i wziął oddech, zapewne chcąc szybko przekazać jej to, co chodziło mu po głowie — Hana, mam dla ciebie wiadomość.
Hanka zerknęła na niego z nieukrywaną ciekawością. Nie miała bladego pojęcia, co samiec chciałby jej przekazać, ale sądząc po jego wyrazie pyska, nie była to jakaś błahostka. Zapewne coś odnośnie jej fachu. Może jakieś zadanie, który ma odbiegać od jej dotychczasowych obowiązków? Wyprawa, specyficzne polowanie... Może nowy teren łowiecki? Możliwości był ogrom.
— Słucham cię, Malcolmie. Czy to coś ważnego? — Haneczka całą swoją uwagę poświęciła swemu rozmówcy, który wyraźnie się gdzieś śpieszył. Końcówka jego ogona drżała nieznacznie a przednie łapy ustawione były tak, jakby za chwilę musiał gdzieś biec. Lub przynajmniej taki miał zamiar.
— Zostałaś wytypowana jako jeden z potencjalnych członków Zgromadzenia — powiedział zagadkowo, nie spuszczając z Hany spojrzenia. Pewnie doszukiwał się jej reakcji, chcąc wyłapać tę pierwszą. Suczka jedynie zmrużyła oczy, zaciekawiona nowym terminem.
Zgromadzenie, cóż to może być? Po głowie łaziło jej wiele skojarzeń, ale na razie żadne nie pojawiło się w czołówce domysłów. Blodhundur coś kiedyś o nim wspominała pod czas jednej z ich przechadzek... gdyby tylko Hana sobie o tym przypomniała! Była na siebie wściekła, że akurat teraz wypadło jej to z głowy. Zwykle była w stanie odkopać w pamięci każde słowo ciemnej.
— Zgromadzenia? Czy jest to coś na miarę... jakiejś rady? — zaczęła nieśmiało, nie będąc przekonanym do swoich słów.
— Coś w tym stylu — odpowiedział basior, zerkając z ukosa na łaciatą — Na tych spotkaniach podejmujemy najważniejsze decyzje dotyczące sfory i stwierdziliśmy, że twoja osoba nadawałaby się na członka tejże komisji. Mówiąc prościej, uważamy, że twój głos w niektórych sprawach może być pomocny.
— To... świetnie — wydukała, nie wiedząc, co więcej może w tej sprawie powiedzieć. Musiała to przemyśleć na spokojnie, musiała — Cieszę się, że w ogóle wzięliście mnie pod uwagę.
Biały owczarek w odpowiedzi ziewnął. Hana wpatrzona była w farbę, która zeschniętymi płatami odklejała się od wagonu. Ona... jako członek Zgromadzenia? Nie miała bladego pojęcia, czy się nadawała. Czy byli jeszcze inni, którzy wybrani zostali na to stanowisko?
— Idziemy? — dopiero po chwili łaciata zwróciła na samca, który zdążył się już przemieścić kilka kroków dalej. Stał obrócony i z niecierpliwością ją obserwował.
— Zaraz do was dołączę — Hana wycofała się spod cienia, który rzucał pojazd i obdarowała Malcolma przepraszającym wyrazem pyska — Muszę coś załatwić.
Basior przewrócił oczyma i wydał z siebie sapnięcie, które miało zapewne wyrazić jego najszczerszą irytację. Odwrócił się jednak i ruszył w stronę wagonu, w którym wszyscy mieli się spotkać.
— Idę jeszcze po ostatniego członka Zgromadzenia, więc masz krótką chwilę — przystanął i rzucił jej groźne spojrzenie — Nie spóźnij się tylko.
Biegiem dotarła do swojego wagonu, wskoczyła do niego z rozmachem i osunęła się pod ścianę, siadając z cichym westchnięciem. Czy Malcolm naprawdę nie mógł jej o tym uprzedzić wcześniej? To nie była decyzja na kilka minut! Musiała się zastanowić - choć przez chwilę. Miała świadomość, że na miejscu musi się stawić już z podjętą decyzją. Głupotą byłoby powolne wystękiwanie odpowiedzi przy kilku psach, które mają tutaj pełnię władzy. Ale czy Hana powinna się zgadzać? Czy jest odpowiednim kandydatem do tejże profesji? Wątpliwości targały całą Haneczką, nie pozwalając się jej uspokoić. Wzięła głęboki wdech i kilka sekund później ostrożnie wypuściła powietrze z płuc, starając się powtórzyć cały proces. Szaleńcze myśli latały w koło, ale w końcu suczce udało się je wszystkie uspokoić. Skoro ktoś wysunął jej kandydaturę, zapewne uważa, że jej zdanie nie jest głupie. A skoro nie jest głupie, to może przydać się sforze. Czyli nie ma przeszkód, aby Hanka jakoś wspomogła sforę. Ale i tak nie potrafiła się przekonać do tego, że jej opinia być może będzie niewłaściwa. Że wywoła nieodwracalne szkody w przyszłości, nieodwracalnie raniąc wiele psów. Suczka otrząsnęła się nieznacznie - bez przesady, co to w ogóle są za wizje? Po prostu musi być ostrożna i tyle.
I jednak się spóźniła. Na miejsce rozmów Hana przybyła ostatnia, za co w duchu żałowała i biła się w pierś. Nie mówiąc już o tym, że cała była w nerwach przez te głupie szczury - wpadła na jednego, gdy karkołomnym galopem tu pędziła. Gdy w pośpiechu wskoczyła do wagonu, spotkała się z ostrożnymi spojrzeniami trzech psów. Czyli nie była jedyna. Pewnie za złe jej mieli jej spóźnienie, choć nie była tego pewna i nie mogła tego stwierdzić po ich zachowaniu - w sali panowała drętwa cisza. Od razu rozpoznała Romulusa, który nie obdarzył jej nawet jednym spojrzeniem - jeśli się nie myliła był szeptaczem. Nie znała gościa dobrze, ale raczej nie zaliczyłaby go do wąskiego grona, przy którym rozluźniłaby swobodnie mięśnie. Hana odwróciła wzrok, lustrując całe pomieszczenie. Ot, zwykły wagon. Tak jak we wszystkich, skrzypiała w nim podłoga pod naciskiem łap a pająki wesoło ucztowały nad insektami złapanymi w sieciach. Hana skrzywiła się w duchu, gdy zahaczyła łapą o białawą siatkę z bogatą zawartością. Przeklinała na czym świat stoi, gdy cholerstwo nie chciało się od niej odczepić. Nie dała po sobie poznać, że taka drobnostka zwróciła jej uwagę i nie chcąc się zdradzić, zaprzestała nerwowych ruchów łapą. Z radością jednak zauważyła, że na miejscu jest także Catelyn wraz z Decoy. Posłała im blady uśmiech i zajęła miejsce nieopodal wyjścia. Nieswojo czuła się na tak małej przestrzeni, ale po chwili dostrzegła Blodhundur i wszystkie jej zmartwienia zniknęły. Łaciata dziękowała w duchu niebiosom, że ciemna będzie obecna przy całości.
Została wybrana pierwsza i jako pionier wkroczyła do pomieszczenia, które znajdowało się dokładne siedem kroków od jej wcześniejszego miejsca. Nie różniło się ono jakoś od poprzedniego - było tutaj jednak więcej miejsca. Hana nieznacznie przełknęła ślinę, gdy czworo par oczu wlepiło w nią swe spojrzenia. Tylko jednego się nie obawiała, ba, jasne oczy o niebieskim odcieniu wręcz ją uspokajały. Wzięła oddech, opanowała łapy i usiadła naprzeciwko psów. Przywódcy wyglądali, jakby nie mieli wobec niej dobrych intencji. Siedzieli prosto, niemalże z wymuszoną postawą.
— Z decyzji jednego z naszych Przywódców — Hana doskonale wiedziała, za sprawą którego się tutaj znalazła — zostałaś wybrana jako członek Zgromadzenia. Jaka jest twoja decyzja, Hano? Jesteś gotowa zostać częścią naszej grupy?
Nastała cisza, przerywana skrzypieniem starego drewna. Akurat teraz deski znalazły sobie czas na ćwiczenie nowych melodii. Hana zacisnęła nieznacznie łapy. Co w końcu robić
— Uważam... że mogę się przydać —zaczęła ostrożnie i po chwili zamilkła, zdając sobie sprawę, że to, co powiedziała, nie było jakieś przesadnie mądre.
Żadne z przywództwa nadal się nie odezwało, jakby czekając, aż Hana rozwinie swoją wypowiedź. Po kilku sekundach Hana podniosła nieco łeb i spojrzała każdemu z nich prosto w ślepia i zatrzymała się dopiero na tych, których z całego serca nie chciała zawieść.
— Zgadzam się i zrobię wszystko, aby pokazać wam, że dobrze wybraliście.
Haneczka trutkę znalazła przypadkowo.
Gdy przetrząsała stary dom w poszukiwaniu wody, natrafiła na dość dużych rozmiarów metalową puszkę. Blaszanka okropnie cuchnęła czymś, co Hance niewinnie kojarzyło się ze śmiercią. Dosłownie. Zapach był mdły, przesadnie cukrowy i łaciata nie podkusiła się nawet, aby do niej zajrzeć czy choćby podejść. Zapamiętała jednak, że pojemnik miał na sobie nalepkę z czarnym szczurem, który przekreślony był krwawą krechą. Nie zwróciła wtedy na to większej uwagi, lecz to właśnie tej nocy przypomniała sobie o znalezisku.
Z samego rana wyruszyła w miejsce, gdzie wcześniej widziała ten przedmiot. Jeśli trutka nadal tam była, to Hana miała w zanadrzu dobry sposób, aby pozbyć się szczurów. Przynajmniej na dłuższy czas. Na razie nie chciała szukać alternatyw, ale słyszała od innych członków sfory, że ogień też się nieźle sprawdza - Hana jednak obawiała się, że nie byłaby w stanie go rozniecić na tyle szybko i że gryzonie by się zorientowały co się święci. Jednak do odważnych świat należy i kto wie, czy łaciata nie spróbuje wykonać tego manewru w przyszłości? Haneczka mimowolnie się uśmiechnęła. Humor jej dzisiaj dopisywał i suczka nie ukrywała, że w dużej mierze przyczyniało się do tego przyjęcie jej osoby do Zgromadzenia. Tak, czuła się przydatna i tego nie ukrywała. Jeśli będzie w stanie, to służyć będzie sforze z całej swojej siły. Nie robiła tego z poczucia wyższości czy nieuzasadnionych marzeń wspięcia się na sam szczyt - chciała się po prostu odwdzięczyć grupie za to, że ją przyjęła z otwartymi łapami. Nie każdy był jej tu przychylny, ale na większość pobratymców mogła liczyć i chyba o to chodziło, prawda? Grupa, która się wspiera i razem walczy o to, co dla jednostki jest nieosiągalne.
Do tunelu weszła z duszą na ramieniu. O ile kilka minut temu tryskała pozytywną energią, to gdy z podziemnego korytarza dobiegł cichy warkot szwendacza, cała radość z niej szybciutko uleciała. Hana przybrała bardziej poważny wyraz pyska i w ciągu chwili doprowadziła się do porządku. Skarciła się w myślach za swoje bezmyślne i idiotyczne zachowanie - już pal licho to, jak zaczną odbierać jej wymysły inni. Stanęła pewniej i uważnym spojrzeniem obarczyła ciemne wejście. To właśnie tutaj mieściła się najszybsza droga na powierzchnię. Czyżby musiała ją okrążyć? Jasne spojrzenie przeniosła na szeptaczy, którzy pomału wychodzili ze swoich wagonów. Psy dopiero rozciągały zastałe od snu mięśnie i nie zapowiadało się, aby w najszybszym czasie ruszyli na łowy. Hanka zmarkotniała i ruszyła w odmęty innego tunelu. Nie było jej to po drodze, ale pal licho. Miała jakiś cel i chciała go szybko osiągnąć.
Puszkę znalazła tam, gdzie ostatnim razem ją widziała. Hana odetchnęła z ulga. Srebrne, pół okrągłe pudełko stało na półce, zakryte kilkoma warstwami kartonów czy drewnianych pojemników. Etykietka ze szczurami nieco wyblakła, ale pojemnik śmierdział tak, jak wcześniej. Suczka uznała to za dobry omen i chwyciła całość, niemalże dusząc się od słodkawego zapaszku. Woń, którą czuć było od trutki doprowadzała jej nozdrza do istnego szaleństwa.
Nienawidziła szczurów z całego serca, nawet jeśli zapewniały im względną stałość w ich diecie. Z wielką radością rozsypała pół puszki trutki w miejscu, gdzie znalazła gniado. Zrobiła to z trudem, ale czego nie robi się dla chwały? Nawet, jeśli ów sława miała być tylko w jej głowie. Oczy przeraźliwie ją piekły, ale nie wypuściła pojemnika. Puszka ślizgała się jej pomiędzy zębami, choć nawet to nie sprawiło, że przeszła jej po głowie myśl o zaprzestaniu działań wojennych. Tak, była na wojnie. Jatce, skierowanej przeciwko gryzoniom. Ona i szczury stały po odmiennych stronach barykady, której otoczką było metro. Środowisko sprzyjało obu rasom, więc przeciwnicy mieli podobne szanse. Haneczka jednak nie zamierzała się poddać i oddaliła się o krok, gdy rozsypała niemalże całą trutkę. Spojrzała się na pojemnik, dochodząc po chwili, że zatrutego jedzenia zostało tyle, co nic. Westchnęła więc i wysypała jeszcze to, co zostało. Na drugi raz nie będzie, więc nie było sensu zostawiać tego na później.
Gdy wypuściła z pyska puszkę, odetchnęła z wyraźną ulgą. Od ściskania metalu bolały ją zęby, nie mówiąc już o piekielnie szczypiących dziąsłach. A o biednych ślepiach już nawet nie wspominając. Gdy będzie wracać, musi odwiedzić rzekę i spróbować pozbyć się mdłego zapachu szczurzej karmy.
— No to co, szczurki? Jak tam obiadek? Smakują wam chrupeczki od cioci Hany? — wymamrotała cichutko i usiadła pod ścianą, chcąc mieć oko na gniazdo.
Przyuważyła po chwili, że wokół rozrzuconych ciastek zbierają się szczury. Ale czy gryzonie wyczują podstęp? Hana z całego serca miała nadzieję, że nie. Że wpieprzą wszystko bez mrugnięcia zaropiałbym okiem.
Bonus
dodatkowa nagroda za +2000 słów
|
▲
Hanka, trutka to bardzo prosty sposób na wyeliminowanie szkodników, ale za to bardzo skuteczny. Dobrze, że udało ci się znaleźć tę puszkę i szybko rozsypać całą zawartość, w naszym świecie nie ma litości. Możesz być z siebie dumna.
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, + 1 SIŁA + 9 KOŚCI
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, + 1 SIŁA + 9 KOŚCI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz