Czyli nie jest ciotą. Skoro wyruszył sam, aby się jej pozbyć, miał w sobie choć odrobinę odwagi. Ljubica zmierzyła basiora ostrym spojrzeniem, choć jego słowa względnie ją uspokoiły. Pokazała mu, że nie ma ochoty zatopić kłów w jego kufie. Przynajmniej na razie. Nie ufała białawemu owczarkowi, mimo, że jego ton głosu i postawa mogły do tego zachęcać. Był urodzonym przywódcą. Ona jednak nie była zdolna mu zaufać, nauczona, że ów pies wcale nie musiał być kimś dobrym. Zbliżyłby się do niej na krok, gdy ona, głupia, podziwiałaby perspektywę dołączenia do jego głupiej sforki. Przebierałby łapami tak długo, aż jej gardło znalazłoby się w zasięgu jego zębów. Tak, pewnie by zrobił coś podobnego. Skąd miała wiedzieć, czy basior będzie grał czysto? Ljubica przybrała pogardliwy wyraz pyska i uniosła nieco łeb. Musiał mieć plecy i nie zdziwiłaby się, gdyby wokół nich zaczajeni byliby jego wojownicy. Musiał mieć jakieś zabezpieczenie.
— Masz mi coś do powiedzenia? — fuknęła niecierpliwie, jakby wyczekując słów samca. Tamten przymknął jedynie ślepia i wziął wdech, zapewne ledwo trzymając zszargane nerwy na wodzy. Ljubica uśmiechnęła się złośliwie — Z zafascynowaniem posłucham o tej twojej grupce dzikich piesków, które trzymasz na smyczy.
— To świetnie, naprawdę! — wysyczał wściekle, by po chwili taktownie się odchrząknąć i przybrać bardziej poważny wyraz pyska — Bo sprawa jest niewiarygodnie prosta. Jesteś po naszej stronie, walczysz razem z nami lub odchodzisz z miasta. Natychmiast. Nie chcemy mieć tutaj żadnych wyrzutków, którzy będą wyławiać nam zwierzynę i ściągać na nasze legowiska szwendaczy.
Ljubicę ogarnęła złość. Ten wariat rościł sobie prawa do ruin miasta? Do całego ludzkiego imperium, które choć w gruzach, zachowało swoje dobra? Ku zdegustowaniu szarej, to on w tej chwili nad nią górował. Miał tę swoją sforkę, która wszędzie by za nim pobiegła. To gdzie ona miała iść? Tułać się po lasach w obliczu miejsca, gdzie miała możliwość zdobycia łatwego posiłku? Szara nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Mieszane odczucia kotłowały się w jej łbie, doprowadzając ją do istnego szału. Czym ta sfora była? Jeśli psy były takie, jakie znała z jej dawnego miejsca zamieszkania, to powinna uciekać jak najdalej. Ludzkie więzienie trzymało na uwięzi zwierzęta, których już nigdy nie chciałaby w swoim życiu spotkać. Ale łowca, którego wczoraj widziała, nie wydawał się w żaden sposób zaszczuty. Łaciata miała ciało bez ran od kłów a jej ruchy były swobodne. I to jej ciągłe pieprzenie o kimś tam. Skoro miała czas się zakochiwać, to chyba była szczęśliwa, prawda? Jeśli Ljubica miałaby być szczera, to suka prezentowała się całkiem znośnie jak na psa żyjącego w tym świecie. Analogiczne wrażenie sprawiał biały samiec, który roztaczał wokół siebie aurę władzy i poważania. Nienawidziła tego, że mimowolnie chciał narzucić jej swoją wolę. Nie znała go i coraz bardziej marzyła, aby pokazać mu, że jest wolna i nikt nie będzie jej mówił, co ma robić.
— Nie będziesz mi rozkazywać — odparła głośno, mrużąc przy tym oczy. Zacisnęła szczęki, mimowolnie odczuwając presję wyboru. Czuła się coraz mniej pewnie w całej tej absurdalnej sytuacji. Sama już nie wiedziała, jaka decyzja będzie słuszna i zapewni jej dobry żywot. Ciągłe tułaczka nie była przecież czymś, o czym marzyła po nocach.
— Czyżby? Lepiej dobrze przemyśl swoją sytuację i zastanów się nad tym, kto tutaj ma władzę — agresja przebijała się w głosie psa, lecz jakimś cudem żadne nie skoczyło drugiemu do gardła. Ljubica z trudem przyswoiła wiadomość, że samiec także ma władcze zapędy. Gorzko zaśmiała się w duchu.
Podobał jej się. Jego postawa w tej sytuacji wyraźnie mówiła o tym, że byłby gotów bronić swojej sfory i nie zostawiłby jej tak łatwo. Na wiadomość, że ktoś zaatakował jego łowcę, wyruszył i stawił się osobiście. Skoro stanął na przeciwko niej w interesie jego grupy, to coś dla niego znaczyła. Ljubica zdjęła ze swego pyska żmijowaty wyszczerz i zerknęła na niego z większą powagą. Coś tam jednak był wart.
— Jak cię zwą, białasku? — tym razem Ljubica pozwoliła, by samiec do niej podszedł. Ta jego nieskazitelnie jasna sierść coraz bardziej irytowała sukę. Trzymała dystans, ale nie większy niż niecałe dwa metry. Basior obrzucił ją obojętnym spojrzeniem, choć czuła, że traktuję ją z powagą. I względnym szacunkiem mimo tego, jak go potraktowała.
— Jeśli dowiem się, jak wołają na ciebie, to z pewnością podzielę się z tobą moim imieniem — odpowiedział gładko, kładąc nacisk na pierwszą część swej wypowiedzi.
— Ljubica.
— Malcolm.
Taka krótka wymiana informacji była wystarczająca - przynajmniej dla Ljubicy. Dowiedziała się tego, czego chciała i nie musiała zbędnie strzępić języka. Szara nigdy w życiu nie spotkała się z takim imieniem, więc kilkakrotnie powtórzyła je w myślach, starając się je zapamiętać i przypisać do stojącej przed nią sylwetki. Pomału podniosła spojrzenie jasnych ocząt i wlepiła je w przywódcę ów sfory. Co robić? Przecież nie poprosi jak głupia o miejsce w tym dziwnym ugrupowaniu. I choćby chciała, nie poniży się aż tak, aby kogoś o coś błagać. Jej honor ucierpiałby na tym nieodwracalnie.
— Co tu robisz, Ljubica? Chcesz czegoś od nas? — samiec wziął głębszy oddech a jego nozdrza zadrżały.
— Słuchaj, białasku. Wydajesz się być... dobrym przywódcą. Jakimś cudem masz u mnie punkcik więcej do poważania. Ale rozejdźmy się tu. Ja nie będę wam przeszkadzać a wy dacie mi spokój. I wszyscy będą zadowoleni.
— Nie byłbym tego taki pewien — samiec uciął, marszcząc swe oblicze — Słyszałaś, co powiedziałem. Warunków nie zmienię. Nie mogę pozwolić, aby po okolicy szlajał się jakiś bezdomny i dręczył moje psy — Ljubica paskudnie się skrzywiła, gdy usłyszała zaimek.
Ljubica nie widziała, co może odpowiedzieć. Z jednej strony miał rację. Jeśli byłaby na jego stanowisku, to zagryzłaby intruza bez wahania - nie zamieniłaby z nim nawet słowa. A on? Gadał z nią już od dłuższej chwili i nie wydawał się chętny do jatki.
— Może pokażesz swoją siłę? Co ty na to? Szybki pokaz umiejętności — Ljubica w ciągu jednej chwili całkowicie pozbyła się odległości, która ich oddzielała. Ślepia jej błysnęły a mięśnie zadrżały, gdy poczuła, że za chwilę być może będzie walczyć — Pokonaj mnie. Pokonaj mnie a dołączę do was. Nie jestem bezużyteczna. Choćbym miała zabijać umarlaki, to jakoś się przysłużę.
Od psa emanowała siła. Ljubica była pewna swej przegranej, ale postawiła wszystko na jedną szalę. Pieprzyć tę walkę. Lepsza była dla niej porażka w bitce, niźli ukłon w postaci prośby. Zniesie wszystko z wyjątkiem żebractwa. A perspektywa dołączenia do sfory... nie brzmiała aż tak źle.
Malcolm?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz