W końcu udało jej się zaczerpnąć palący w gardło oddech. Wykorzystała to, by w końcu wyrwać się z sennego odrętwienia. Skoczyła na równe nogi, jedną z łap potrącając stojącą w pobliżu blaszaną miskę. Narobiła rabanu, lecz prawdopodobnie nie aż tak dużego, żeby kogokolwiek obudzić. Usiadła, dysząc ciężko. Dusiła się tu, musiała wyjść z tego cholernego wagonu. Musiała wyjść z tego przeklętego metra.
Nie miała gdzie się udać. Nie mogła wrócić do domu swoich właścicieli, choć to była jej pierwsza myśl. Nie mogła opuścić Strefy. W ogóle nie powinna była opuszczać w nocy podziemi. Tu była przecież bezpieczna, z tymi wszystkimi innymi psami śpiącymi w sąsiednich wagonach. Tu nie była zdana wyłącznie na samą siebie. Tu była częścią społeczności, do której z dnia na dzień czuła coraz większe przywiązanie.
Świtało, lecz na powierzchni wciąż nie widziała żadnej żywej duszy - nieżywej zresztą na szczęście też nie. Gdzieś w okolicy słyszała jednak skrobanie i popiskiwanie, czyli odgłosy bez dwóch zdań wydawane przez szczury. Nie chciała wracać do metra, więc ruszyła w kierunku owych dźwięków, od czasu do czasu wspomagając się swoim węchem. Jeśli i tak już była na łapach, to dlaczego nie miałaby przysłużyć się jakoś sforze?
Weszła do budynku, przy którego ścianie do tej pory dreptała, lecz tam zaczęły się przysłowiowe schody. Chodziła w kółko, nie mogąc znaleźć kryjówki tych parszywych gryzoni. Nasłuchiwała, węszyła, ale bez skutku. Choć tego nie wiedziała, gdzieś za jej plecami, za murami domostwa, w którym przebywała, kolejne psy wychodziły z metra. Strefa budziła się do życia, a ona nadal nie odkryła, gdzie siedzą szczury. Usiadła więc na tyłku, niewyobrażalnie sfrustrowana, próbując się uspokoić. Nerwy i tak nic jej tu nie dawały. Musiała oczyścić umysł, wziąć kilka głębokich wdechów i spokojnych wydechów. Dopiero wtedy mogła wrócić do swojego zajęcia. Zwłaszcza, że miała coraz mniej czasu do momentu, kiedy będzie musiała się udać do siedziby szeptaczy na przydział zajęć na ten dzień.
- Ale ja jestem głupia - szepnęła sama do siebie, dostrzegłszy wreszcie to, czego wypatrywała już od dłuższego czasu i co, jak się okazało, miała tuż pod nosem.
Wystarczyło podejść do drewnianej komody. Wystarczyło zajrzeć do jej wnętrza przez uchylone drzwiczki. Były tam, zakopane w porozdzieranych ubraniach, które teraz przypominały raczej brudne szmaty niż coś, co ktoś kiedyś nosił.
- Catelyn? - głos, który usłyszała, był przyjemny dla jej ucha, lecz nie miało to zbyt dużego znaczenia, jeśli pod uwagę wzięło się wszystkie inne okoliczności.
W jednej chwili wpatrywała się w szczurze gniazdo, w drugiej ktoś odezwał się tuż zza niej. Oczywiście, że się przestraszyła. Nie skuliła się jednak, jak to by zrobiła jeszcze tak niedawno temu. Od razu się obróciła, tak, że jej pysk z obnażonymi kłami znalazł się prawie że tuż przy pysku nieoczekiwanego przybysza. Przybysza, który okazał się nie być wrogiem, a wysokim śnieżnobiałym psem, którego do tej pory znała głównie z opowieści innych, jedynie od czasu do czasu mijając się z nim tu i ówdzie, zapewne nawet nie kiwając sobie łbami na powitanie. Odchrząknęła zawstydzona, zmieniła postawę ciała na bardziej przyjazną, odsunęła się od Malcolma o krok czy dwa i dopiero wtedy się odezwała:
- Przepraszam. Nie usłyszałam kroków, zaskoczyłeś mnie - uśmiechnęła się delikatnie, nieco niepewnie. - Ale to oczywiście tylko i wyłącznie moja wina, powinnam być bardziej czujna. Zajęłam się... szczurami - dodała szybko, obawiając się, że jej poprzednie słowa mogłyby zostać odebrane jako oskarżenie w jego stronę.
- W porządku, nic się nie stało - pokręcił głową. - Porozmawiamy? Mam do ciebie ważną sprawę.
- Tak, tak, okay - pokiwała głową, nieco zbyt żywiołowo, jednocześnie zachodząc w głowę, jaką to sprawę mógł mieć do niej przywódca. - Może stąd wyjdziemy? - zaproponowała, rzucając jeszcze jedno spojrzenie komodzie.
Zielarz jedynie pokiwał głową i przepuścił ją przodem. Już po chwili stali przed domostwem, które, jak dopiero teraz zauważyła Catelyn, otoczone było przez mnóstwo identycznych budynków.
- Poczekaj chwilkę, dobrze? - mruknęła do owczarka i, nie czekając nawet na jego odpowiedź, odeszła szybko w kierunku śmietnika.
Tuż obok kubła, z którego, nawiasem mówiąc, wydobywał się najgorszy smród, jaki do tej pory w swoim życiu czuła Cat, dostrzegła wstążkę - nie byle jaką zresztą, a uderzająco wręcz jaskrawej czerwonej barwy. Ostrożnie chwyciła ją w zęby, przeniosła te kilka kroków i zaczepiła solidnie o uszkodzoną ramę okienną. Powinna wytrzymać, jeśli nie miała rozpętać się wichura stulecia.
- Już. Przepraszam. O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - powróciła do jednego z dwóch najważniejszych osobników w sforze.
- O Zgromadzeniu - rozpoczął i już chciał kontynuować, gdy ona zmuszona była mu przerwać.
- Zgromadzeniu? A Zgromadzenie to...? - spytała, czując ogromny wstyd spowodowany jej własną niewiedzą.
- To nasza rada. Podejmuje najważniejsze decyzje w sforze - wyjaśnił Malcolm.
- Wybacz bezpośredniość - rozpoczęła, krzywiąc się ledwo dostrzegalnie, słysząc to, w jaki sposób się wysławia. Starych nawyków nie da się tak łatwo porzucić, przez co Cat przemawiała tak, jak miesiące temu, gdy spotykała się z pupilami znajomych swego właściciela - ale co ja mam wspólnego ze Zgromadzeniem? - tak, ta część jej wypowiedzi brzmiała już bardziej... swojsko?
- Zostałaś wybrana na jednego z czterech kandydatów, którzy mogą zasilić jego szeregi - skinął ledwo zauważalnie łbem.
- Och - wypaliła jedynie, nie będąc w stanie odnaleźć jakichkolwiek słów, którymi mogłaby zareagować na takie nowiny.
- Zapraszam cię na wstępną rozmowę. Tam dowiesz się więcej na ten temat.
- W porządku - skinęła łbem, lecz już po chwili, gdy zauważyła, że Malcolm gestem łapy zachęca ją do wyruszenia w drogę. - Czekaj, czekaj... Ale że teraz? - pokręciła głową. - Nie mogę, mam pracę. Jeszcze chwila i spóźnię się na podział zadań.
- Na czas rozmowy jesteś zwolniona z tego obowiązku. Xavier i tak będzie w niej uczestniczył, jako członek Zgromadzenia. Chodź, szybko - zmienił ton i ruszył w drogę, nie oglądając się nawet na nią.
Nie miała innego wyboru, poszła za nim. Zeszli do metra, gdzie Malcolm zostawił ją przed wagonem, w którym, jak już zdążyła się zorientować, często spotykali się wszyscy ważniejsi członkowie sfory - Blodhundur, Malcolm, Mirage i Xavier. Na miejscu znajdowali się już Romulus, którego widok zdecydowanie nie ucieszył Catelyn, oraz Decoy. Szeptaczki skrzyżowały spojrzenia, Catelyn zdobyła się nawet na delikatny uśmiech, którego jednak Decoy, która zdążyła już odwrócić głowę, nie zobaczyła. Kolejnym i, jak się po chwili okazało, ostatnim psem który pojawił się w wagonie, była Hana Cynthia. Ją również szeptaczka znała jedynie z wiedzenia, lecz wiedziała, że to obecnie jedyny łowca w Strefie. Dobry wybór, jeśli ktokolwiek miałby pytać Cat o zdanie, zwłaszcza w tej zgrai szeptaczy, którzy zjawili się tu oprócz niej.
- Wiecie, dlaczego tu jesteście - odezwał się w końcu Malcolm. - Wasza ciężka praca, wysiłek włożony w utrzymanie sfory przy życiu i zaangażowanie nie pozostały niezauważone - Catelyn tylko za sprawą jakiegoś cudu udało się powstrzymać prychnięcie. Ona tylko wykonywała swoją pracę, do tego często dość nieudolnie. Nie miała pojęcia, co tu robiła. - Chcemy zaproponować wam członkostwo w Zgromadzeniu. Jak pewnie się orientujecie, jest to nasza rada, która podejmuje najważniejsze decyzje w stadzie, zasiadając u boku przywódców - tak, Catelyn była tego świadoma od... jakichś kilkunastu minut. - Zachęcamy was do włączenia się w szeregi grupy. Oczywiście wybór należy do was i możecie odmówić z dowolnego powodu - przebiegł wzrokiem po wszystkich kandydatach, na najdłużej zawieszając go na Romulusie.
Jak po chwili zauważyła, każdy z psów należących już do Zgromadzenia, w pewnym momencie utkwił wzrok w którymś z potencjalnych jego członków. Czterech członków i czterech kandydatów - czyżby każdy z nich wskazał jednego? Malcolm zapewne wskazał Romulusa, a Blodhundur Hanę - przyglądała się jej o wiele dłużej niż pozostałym zebranym w wagonie. Większe problemy szeptaczka miała ze wskazaniem, kogo spośród dwóch szeptaczek wskazali Xavier i Mirage. Była jednak prawie pewna, że generał wskazał swą najlepszą podwładną, a nią była bez dwóch zdań Decoy. A to by oznaczało, że ona została wybrana przez Mirage. Ale dlaczego...?
- Odbędziemy teraz indywidualną rozmowę z każdym z was - przemówił ponownie Malcolm, wyrywając Cat z zamyślenia. - Hana, zapraszam.
Gdy biało-czarna suka zniknęła za drzwiami kolejnego wagonu w towarzystwie czterech członków Zgromadzenia, suka wyraźnie poczuła, jak bardzo zagubiona była. Została wybrana na członka Zgromadzenia. Jej kandydaturę najprawdopodobniej wysunął Mirage. To wszystko nie trzymało się kupy. Czas mijał, ona była coraz bliżej momentu, w którym będzie musiała podjąć te bardzo ważną decyzję, a w głowie miała pustkę.
Jedynie piąte przez dziesiąte docierało do niej, że Romulus mówi coś do Decoy. Kątem oka zauważyła, jak niewysoka suczka wstaje, przepycha się obok niej i opuszcza wagon. Zerknęła jedynie szybko w tę stronę, potem na Romulusa, lecz już po chwili znowu pogrążyła się w zamyśleniu. Do pełni świadomości powróciła dopiero, gdy metalowe drzwi znów się otworzyły. Z pyska Hany niewiele dało się wyczytać, Cat nie miała więc pojęcia, jaką decyzję podjęła łowczyni. Miała jednak nadzieję, że się zgodziła - jako jedyna łowczyni w sforze mogła okazać się niezwykle ważnym głosem w Zgromadzeniu.
Osobą, która jako następna miała odbyć rozmowę z przywódcami, generałem i egzaminatorem, była Decoy. Sprzed wagonu nie dosłyszała najwyraźniej wezwania, Catelyn postanowiła więc, że ją zawoła. Gdy to uczyniła, znowu usiadła na tyłku, w tym samym miejscu co poprzednio i czekała. Ta narada trwała krócej niż poprzednia. Już po chwili Decoy minęła się z Cat zmierzającą, by przejąć pałeczkę. Biała samica z brązowymi znaczeniami uśmiechnęła się delikatnie do swej znajomej i zniknęła poza wagonem. Catelyn przekroczyła drzwi, które od razu za sobą zamknęła.
Zasiadła przed czworgiem psów i przesunęła po nich wzrokiem. Żadne z nich nie zdradzało nic a nic przez swą mimikę czy postawę. Rodowodowa suka poczuła się jeszcze mniej pewnie niż do tej pory.
- Decyzją naszego egzaminatora zostałaś wybrana jako jeden z czterech potencjalnych nowych członków Zgromadzenia - rozpoczął Malcolm, który to, pomimo swego wyraźnie niezbyt dobrego stanu fizycznego, najwyraźniej zajmował się całą gadaniną. Catelyn bezwiednie uśmiechnęła się delikatnie, dowiedziawszy się, że miała rację, lecz po chwili znów zastygła. Nie znała jego motywacji, a to chyba było w tym wszystkim najgorsze. Nie miała czego się chwycić.
- Dlaczego ja? - wyrwało jej się. Spojrzała prosto na Mirage.
Czy czuł się winny po tym, jak zaatakował ją w przypływie szału i amoku? Czy tak właśnie chciał jej to zrekompensować? Czy była to wyłącznie łaska? Mirage milczał. Po chwili się poddała.
- Nieważne. Przepraszam. Możemy kontynuować - odezwała się ponownie, westchnąwszy.
- Jak już wspominałem, zostałaś tu zaproszona, tak jak wszyscy inni, których wybrali pozostali członkowie naszego Zgromadzenia, ponieważ dostrzegliśmy twój wkład w życie sfory - wyręczył Mirage Malcolm. Nie o takie wyjaśnienia chodziło oczywiście Catelyn, lecz jedynie uprzejmie pokiwała łbem.
- Rozumiem. Ale nie sądzę, bym się do tego nadawała... Wychowałam się wśród ludzi i luksusów. Nie mam wiedzy na temat życia w sforze, nie wiem, jak wygląda wasza praca - zaczęła, lecz po chwili umilkła.
Ale czy nie chodziło w tym wszystkim o to, by zostawić przeszłość za sobą? Miała nowe życie, które z dnia na dzień lubiła coraz bardziej, nawet jeśli za każdym rogiem mógł się tu czaić żywy trup, który chce odgryźć jej głowę. Dzięki treningom i pracy szeptacza, wręcz z dnia na dzień robiła się coraz silniejsza, szybsza i wytrzymała. Nie zginęła po tych kilku dniach, które to dawał jej Romulus na początku jej życia w Strefie. (Och, Romulus, jakby mu chciała wreszcie porządnie utrzeć nosa. A jej przynależność do Zgromadzenia mogła być do tego idealnym sposobem.)
Była szeptaczem, ale wiedziała, że przy odrobinie wysiłku mogła być kimś więcej. Zawsze lubiła być "kimś więcej". Miejsce w Zgromadzeniu mogło być do tego świetnym krokiem. Kolejne też istniały, kiedyś była świadkiem czyjejś rozmowy o innych stanowiskach niż te podstawowe. Była na dobrej drodze do odbicia się od dna.
Ale to wszystko było pobudkami czysto egoistycznymi, a członek Zgromadzenia nie powinien się nimi kierować, zajmując w nim miejsce.
- Jesteście pewni, że mogę coś dobrego wnieść do tej grupy decyzyjnej? - wymruczała w końcu, znów przesuwając wzrokiem po członkach rady.
- To zależy tylko i wyłącznie od ciebie - odezwał się któryś z nich. Suka nie była jednak w stanie wskazać który.
Miał rację, kimkolwiek by nie był. To wszystko zależało od niej. Mogła siedzieć na ogonie i nawet nie ruszyć łapą - nie przykładać się jakoś szczególnie do swojej pracy, nie zdobywać tej wody, gdy jej naturalne zbiorniki były skażone, zostawić szczury w spokoju - ale mogła też, tak jak już to czyniła, robić co w jej mocy, by pomóc sforze. Te psy uratowały jej życie, dając jej społeczność, w której mogła żyć. Oni byli w pewnym sensie jej rodziną. Chciała nadal robić wszystko, co mogła, by im pomóc.
- Jeśli żadne z was nie ma wobec tego obiekcji... zgadzam się - podjęła ostateczną decyzję.
Bonus
dodatkowa nagroda za +2000 słów
|
▲
Catelyn, gratulacje, znalazłaś kolejne gniazdo szczurów. Choć niewielkie, jego eliminacja na pewno pomoże Sforze uporać się z paskudną falą tychże gryzoni. Brawa za pomysłowość i oznakowanie swojego znaleziska. Niezwłocznie wróć do niego i pozbądź się nieproszonych gości.
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, + 8 KOŚCI
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, + 8 KOŚCI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz