Hana nieznacznie podniosła powieki, ciągle jeszcze będąc w sennym letargu. Powodem było coś dziwnego, co wydało z siebie cichy szelest. Coś lub ktoś ewidentnie musiało znajdować się w bliskiej odległości - czuła to. Niebezpiecznie bliskiej, choć Haneczka wątpiła, aby był to jakiś pies. Żadnych kroków nie słyszała, a takowe na pewno by jej nie umknęły. I znowu, powtórka. Ciche drapanie, potem jakby tupot łap o drewnianą podłogę wagonu. Wyczulone uszy Haneczki od razu podjęły próbę zawiadomienia o tym drzemiącej łaciatej i dopiero, gdy odgłos się powtórzył, tamta nieśmiało podniosła swoje spojrzenie znad rozespanych rzęs. Była pewna, że futro miała rozczochrane. Problem z niedoborem wody się skończył i od kilku dni Hana próbowała odespać wszystkie noce - o dziwo, zasypiała bez większego problemu. Wykończył ją nadmiar obowiązków, z każdym dniem stawała się coraz słabsza. Teraz odsypiała, wolna od dodatkowych wypraw po deszczówkę czy zbieranie butelek. Jak wspaniale, że plaga wreszcie się skończyła. Nie pocieszał ją jednak fakt, że dwójka dziwnych psów o nieznanym bóstwie ponownie zawędrowała na tereny sfory. Przylazła nie wiadomo skąd, znowu mając ze sobą dziwną groźbę i wsparcie w postaci spełnionej pierwszej groźby. Pierwsza plaga nie sprawiła, że psy jakoś przesadnie ucierpiały. Miały pewne utrudnienia, oczywiście, ale dzięki dobrej współpracy każdy był w stanie funkcjonować i przetrwać niedobór wody bez większych skutków. Ale jak będzie teraz? Co znowu nas nawiedzi i utrudni nam żywot? Czy znowu wszyscy się zjednoczą i dadzą sobie radę? Hana była jednak spokojna. Są przecież stadem i będzie dobrze. Na pewno. Nagle coś wydało z siebie pisk, który pozbawił Hanę aktualnej myśli. Dobrze wiedziała, jakie zwierzę wydało z siebie ten dźwięk. Szczur. Cholerny szczur. Na widok ciemnego kształtu w rogu wagony warknęła nieznacznie, odsłaniając rząd białawych zębów. Nie miała nic przeciwko śniadaniu do łóżka.
— Podziwiam za wpakowanie się do mojego wagonu, przeklęty zwierzaku — Hana uśmiechnęła się i podniosła, pomalutku wstając. Pojawienie się szczura w tak dziwnym miejscu zaskoczyło ją, ale nie narzekała. Przynajmniej będzie mogła już o tej porze choć trochę zapełnić ich spiżarkę. Nie aprobowała szczurów jako pożywienia, ale kto by tu narzekał? Chyba tylko ona. Dlatego tak rzadko można było ją spotkać w mieście, polującą na szczury czy inne gryzonie. Wolała przepiórki czy zające. Albo sarenki. Dla niej o wiele smaczniejsze niż jakieś głupie szczurzyska, które nie mają w sobie prawdziwego sadła i mięsa. I ani grama rozumu. Jednak ten, który stał przed Haną, był jakiś dziwny. Z pewnością zaliczał się do tych większych, bo jego rozmiar dorównywał młodemu królikowi. Hanka odcięła gryzonia od wyjścia z wagonu i nie czekając aż tamten ucieknie, rzuciła się na niego. Bez problemu chwyciła go zębami. Mocniej zacisnęła szczęki i poczuła charakterystyczny chrzęst łamania kości. Cichutko przyznała mu aprobatę, bo zwierzątko jakoś nie chciało zwiotczeć w jej pysku i dzielnie o swe życie walczyło. Hana w odpowiedzi mruknęła coś niezrozumiałego i skierowała się w stronę wyjścia z wagonu. Gdy tylko jej oczy ujrzały stację, suczka niemalże wypuściła szczurka z pyska.
Metro było nasiąknięte szczurzym odorem, który drażnił psie nosy i sprawiał, że Hana miała ochotę zwymiotować. W wagonie musiała być mocno wtulona w koce i wąchać ich stęchliznę, bo wcześniej nie zdawała sobie sprawy o panującym wokoło smrodzie. Na torach kłębiły się grupy szczurów a z tunelów wydobył się chóralny pisk, jakby na powitanie Hany. Łaciata przez chwilę stała nieruchomo, nie będąc w stanie przetrawić aktualnej sytuacji. Suczka martwiła się o pożywienie dla sfory - teraz jednak szczurów było tak wiele, że każdy mógł jeść ich mięso do syta. Jeśli tutaj jest ich tyle, to co z tunelami na powierzchnię? Podziemne korytarze musiały być ich pełne. O ile nie zatracone w kłębiących się gryzoniach i ich liczbie. Oby dało się przejść... Suczka siąknęła nosem. Pierwszy raz od dawna w głowie Hany wykiełkowała nuta strachu. Nigdy wcześniej nie obawiała się czegoś takiego jak szczur, ale mimowolnie zaczynała uginać głowę przed siłą ich stad. Nie chciała, aby znowu musiała przeżywać szok związany z asymilacją do nowej sytuacji. Nigdy więcej. Powtórzenie dziwnych wydarzeń było tylko kolejną plagą, z którą musieli sobie poradzić, jeśli chcieli przetrwać. Głupotą byłoby nierozważne działanie i bycie zbyt pewnym siebie. Haneczka zmarszczyła swe oblicze i po cichym fuknięciu, ruszyła w stronę wagonu pełniącego rolę spiżarni. Teraz nikt nie będzie chodził głodny. Łaciata rozmarzyła się, że może uda im się trochę przytyć. Szczury były ohydne, ale jakiś tłuszcz w sobie miały, prawda?
Hana zrobiła krok do przodu i wylądowała na torach, trzymając w pysku szczura ociekającego krwią. Ciepła jucha skapywała po pysku łaciatej, przyjemnie ogrzewając dziąsła i tym samym zaskakując swym gorącem. Krew nie była jednak dzisiaj czymś, co podniecało Hanę i wprawiało ją w stan podekscytowania. Zjadła wczoraj dużą część upolowanego koźlęcia, więc była przyjemnie syta. Pewnie dopiero jutro zacznie odczuwać głód. I dobrze. Myśl o zwierzynie oddaliła na bok, zaciekawiona aktualną sytuacją sfory i pewną panią, którą chciała znaleźć. Choć było wcześnie, większość psów była już na nogach. Niektóre grupkami wychodziły z metra a jeszcze inne ziewały, chwiejnie się kiwając na boki. Tłumu jednak nie było. Haneczka objęła spojrzeniem całą stację i zasmuciła się, nigdzie nie dostrzegając Blodhundur. Pewnie zajęta jest czymś ważnym lub po prostu śpi. Może Hana powinna ją poszukać? Nie chciała się narzucać i sama miała swoje zajęcia, ale... krótkie spotkanie nikomu jeszcze nie zaszkodziło, prawda? Obok niej nerwowym krokiem przebiegła medyczka, której imię ledwo kojarzyła. W myślach skarciła się za swoje zapominalstwo. Lepiej znała tylko Loreen. Jej bok otarł się o Hanę, która zerknęła na nią z niepokojem w oczach.
— Wszystko dobrze?
Suczka obrzuciła ją przelotnym spojrzeniem, zatrzymując się w półkroku. Końcówka jej ogona drżała nieznacznie i ewidentnie było widać, że uzdrowicielka nie jest w najlepszym humorze.
— Horda szczurów pogryzła szeptacza z patrolu — wymamrotała i nie czekając na odpowiedź Hany, poleciała dalej — Przepraszam, ale się śpieszę. Obiecałam im, że zjawię się jak najszybciej.
— Bywaj!
Łaciata skinęła głową i ruszyła dalej, niemrawo wodząc wzrokiem po tunelach, których czarne otwory zionęły szczurzym smrodem. Zapowiada się dość ciekawie jak na początek dnia. Niech licho zeżre tych głupich wędrowców, którym się chyba nudzi, jeśli nie mają nic innego do roboty niż zsyłanie na innych plag.
Hana wskoczyła do wagonu z pożywieniem i odłożyła martwego szczura. W pomieszczeniu panował chłód i półmrok - pojazd miał wąskie okna prawie pod sufitem. Pod ścianą leżał już stosik gryzoni, których zakrwawione ciałka ułożone były w równy rządek a w kącie leżały resztki koźlęcia - powinny starczyć na dość obfity posiłek dla dwóch psów. Taka ilość powinna wystarczyć na jeden w miarę odżywczy posiłek dla całej sfory. Tylko jeden. Ale co oni będą jeść jutro? Jeśli poszłaby dzisiaj na polowanie nad rzekę... Hanka zaśmiała się pod nosem z własnej głupoty. Chyba już z przyzwyczajenia się umartwia. Całe metro wypełnione jest ogromnymi gryzoniami a byle szczenię potrafi złapać jednego szczura. Nikt głodny nie powinien chodzić - przynajmniej do zakończenia plagi. Potem znowu zacznie się jej ciężka praca. Gdyby nie to, że szczurów jest masa, to zesłanie mnóstwa jedzenia do metra... nie było niczym złym.
Haneczka ruszyła w stroną serca podziemnej stacji z myślą, że dostrzeże gdzieś kogoś, kogo bardzo chciała spotkać. O kimś, o kim myślała cały wieczór i połowę nocy. Ku jej szczęściu, niemalże od razu dostrzegła ciemną sylwetkę, która wygrzebywała się spod wagonu. Podbiegła do niej od razu.
— Szczury się na to nabiorą? — zapytała cichutko Haneczka, nie chcąc spłoszyć kłębiących się wokół rozrzuconego jedzenia mas szczurów. Mimo iż zwierzaki były pod maszyną, to ich szarawe futra można było bez większego problemu dostrzec, stojąc obok lokomotywy. Nic się nie zmieniło, Hana nadal się ich brzydziła i właśnie dzięki temu uczuciu cofnęła się o krok w stronę Blod, mimowolnie czując się bezpieczniej w jej otoczeniu.
Odpowiedź na pytanie była wręcz oczywista, ale łaciata nie chciała pozostać bierna, gapiąc się na ich gniazdo bez słowa. Gryzonie były głupie i to na tyle, by zjeść truciznę razem z gruzem. Gdy Blodhundur dumnie skinęła łbem, Hana uśmiechnęła się szeroko w jej stronę. Uwielbiała, gdy ciemna emanowała czymś innym niż smutkiem czy żałością - wyglądała wtedy znacznie lepiej. Spojrzenie miała jasne i pełne życie a ona sama wydawała się jakby... spokojniejsza. Haneczka zapatrzyła się w te oczy, które od dawna adorowała całym swym istnieniem. A gdy błękitne ślepia po chwili zwróciły na nią uwagę, Hana niepewnie wymamrotała coś o szybkim odejściu spod pociągu. Nagle uciekły wszystkie znane jej słowa i była zdolna jedynie wymamrotać coś o powrocie do mieszkalnej części metra. Ciągle zadurzona w niebieskiej otchłani z trudem zrobiła pierwszy krok, mając je ciągle przed oczyma. Odeszły filigranowym krokiem od pociągu, nie chcąc straszyć szczurów i weszły po schodkach na peron. Przeszły krótki kawałek i znalazły się przed wagonem Hany, stojącym nieopodal spiżarki - w której stronę z zaciekawieniem zerknęła Blod. Łaciata siadła tuż obok niej.
— Zeszły już nasze kochane sarenki? — ciemna po chwili dodała coś jeszcze pod nosem na temat jelenia, lecz tego Hana już nie dosłyszała. Domyślała się, czego to mogło dotyczyć.
— Już wczoraj wieczorem zjedli pierwszą, ale chyba coś jeszcze zostało z drugiej — Hanka zaśmiała się pod nosem. Podświadomie biła się jednak w pierś, że nie udało się jej złapać tego trzeciego — Następnym razem urządzimy obławę na tego jelenia i uwierz mi, dorwiemy go pierwsze. Zabijemy i ładnie zjemy. Całego. Gdyby nie ty, mógłby mnie nieźle poturbować. Znowu... znowu mnie uratowałaś.
Po całym ciele Hany przeszedł przyjemny dreszcz w momencie, kiedy wypowiadała ostatnią część swej wypowiedzi. Ta piękna osóbka ponownie uchroniła jej dupsko, tym razem przed jeleniem i jego niewyobrażanie niebezpiecznym porożem. Nie chciała stanowić balastu i obiecała sobie, że następnym razem na zagrożenie rzuci się osobiście - nie chciała być balastem a uwielbiała czas, który spędzały razem. Nie wiedziała, jak to nazwać, ale w towarzystwie ciemnej czuła się... inaczej. Bezpieczniej? Na pewno - Blod była przecież taka atletyczna i silna, jakby udźwignąć mogła wszystkie problemy tego świata. Zauważona? Gdyby nie ona, Haneczka nie miałaby bladego pojęcia, jakby potoczyły się jej losy w sforze. Czy ktokolwiek w ogóle zwróciłby na nią choćby cień uwagi? Zaopiekowałby się nią tak, jak ona? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Swoje zainteresowanie ciemną odkryła już wcześniej, ale dopiero teraz zrozumiała, że nie jest to coś łatwego do wyrażenia. Nie mogłoby być. Hana musiała się zauroczyć w Blodhundur. Po prostu. Na ostatnie słowa zareagowała cichym, aczkolwiek pozytywnie nasączonym westchnięciem, które zwróciło uwagę ciekawskiego owczarka, siedzącego tuż obok niej. Gdyby tylko ona wiedziała, o czym Hana w tej chwili myśli... byłoby może prościej. Do łebka Hany wkradł się cień wątpliwości. Czy to właśnie ona skradła jej uczucia? Po kilku sekundach bitwy myślami potwierdziła tezę - przecież ciemna była idealna w każdym calu. Dosłownie. Ale co z Haną? Blod na pewno ją lubi. Ale czy lubi ją aż tak? Czy ona w ogóle lubi psy... tej samej płci? Może i było to głupie, ale Haneczka nie zauważyła, by ciemna wykazała jakieś większe zainteresowanie jakimkolwiek psem w sforze. Suczka mimowolnie skuliła się w sobie, nie mając bladego pojęcia, co ma o tym myśleć i co ze swoimi uczuciami zrobić. Czy ona... odwzajemniłaby jej uczucia? Raczej by jej nie wyśmiała, ale taka myśl zakiełkowała w umyśle Hany. Nie, nie zrobiłaby tak. Szybko wyparła taką koncepcję wydarzeń i rozciągnęła łapy w geście poddania się woli niebios.
— No to jesteśmy kwita. Tu uratowałaś mnie, ja uratowałam ciebie — Blod powiedziała to w sposób, jakby było to dla niej oczywiste. Haneczka szerzej otworzyła swoje miodowe ślepia, nie dowierzając temu, co usłyszała. Dla niej każde z tych wydarzeń było krokiem od zawału, załamania nerwowego i nie wiadomo, czego jeszcze. Jak nie śmierci.
— To nieuczciwe — poddenerwowana Hanka fuknęła pod nosem — Ty, moja droga, uratowałaś mnie dwa razy. Nie, czekaj, trzy razy!
— Przesadzasz — ucięła krótko, przyjacielsko odpychając łapą bok Hany — Łaciata wariatka. Nie myśl o takich rzeczach w ten sposób. A po za tym nie doliczyłam się trzech, tylko dwóch.
— No a jak mam myśleć? — dodała ciszej Hana, aktywnie człapiąc za właścicielką błękitnych oczu, która na widok swojego brata zerwała się w jego stronę. O ile na początku łaciata z entuzjazmem podchodziła do każdego spotkania z samcem, to ten pomalutku zaczynał ją przerażać i mimowolnie do siebie zrażać. Mirage posłał jej tym razem spojrzenie pełne wściekłości, które będzie się jej chyba śnić po nocach. Przynajmniej przez kilka dni. Nie wiedziała, co zrobiła, że basior się tak na nią uwziął i choć Hanka zawsze takie rzeczy wiedziała, to tym razem w jej głowie świeciła pustka.
Blod kolejnego dnia nie znalazła nigdzie. Oblazła całe metro trzy razy i odważyła się nawet zajrzeć do wagonu dowództwa, który jednak świecił pustką. Hana zmarszczyła brwi, widząc, jak wiele kurzu się tam uchowało. Blodhundur nie było, ale łaciata miała nadzieję, że suczka jest zajęta czymś ważnym i że wszystko z nią dobrze. Trochę się martwiła o ciemną, bo z tego co słyszała od uzdrowicielki, problem ze szczurami nie był błahostką. Ale uspokoiła się po chwili, widząc, że kilka przerośniętych myszy nie stanowi najmniejszego problemu dla tak silnego psa jak ona. I choć nie znalazła swojego obiektu westchnień, to została obdarzona zadaniem do wykonania. Tak naprawdę sama się go podjęła, ale uznała, że nie musi polować na swoich zwyczajowych terenach łowieckich. Przynajmniej nie przez pewien czas. Szczury były plagą. A plagę trzeba zażegnać lub szybko sobie z nią poradzić - jedno z dwóch. Jeszcze chwila i te pieprzone istoty będą im włazić do posłania podczas snu. Na tę myśl Hana mimowolnie się wzdrygnęła. Nigdy w życiu nie wyobrażałaby sobie sytuacji, w której budzi się wraz z kilkoma nowymi przyjaciółmi wokół jej starannie ułożonego futra. Apogeum dla niej był szczur w wagonie a co dopiero mówić tu o czymś więcej... Miłą rzeczą wydawała się jej natomiast myśl, w której budzi się tuż obok ciepłego futra Blod... Sprawa jest prosta - intruzów trzeba zlikwidować lub ograniczyć ich ilość, żeby nie wchodziły psom pod łapy. Jeszcze chwila i zaczną się o nie potykać. Nie mówiąc już o szkodach, jakie mogą wyrządzić każdemu członkowi.
Przygotowania do poszukiwania ich siedliska trwały dość krótko. Hana rozprostowała swoje łapy, naprzemiennie rozciągając i prostując zesztywniałe kończyny. Tylne łapy zapiekły ją, gdy tamta mocniej ją wyciągnęła do tyłu. Gdy się już porządnie rozgrzała, wybrała korytarz, z którego najbardziej cuchnęło szczurami. W międzyczasie kilka sztuk zdążyło przebiec jej pomiędzy łapami, doprowadzając serce łaciatej do palpitacji. Po grzbiecie Hany przeszedł dreszcz, gdy jeden gryzoń rzucił się na nią. Suczka z łatwością odparła atak jednej sztuki, którą odepchnęła łapą. Zwierzę potoczyło się po betonie i z piskiem spróbowało ponownie ugryźć Hanę. Tym razem suczka nie wytrzymała i rzuciła się na przerośnięty problem z całą agresją, jaką zdążyła w sobie skumulować. Sprawę załatwiła szybko. Martwe truchło odniosła do spiżarni i wróciła na to samo miejsce. Z tego tunelu wychodziło więcej szczurów niż z innych - istniało więc wysokie prawdopodobieństwo, że właśnie tam znajduje się ich domek. Im więcej szczurów w jednym miejscu, tym większa szansa na znalezienie ich gniazda. I zniszczenie, to oczywiste. Z jednej strony współczuła zwierzakom, z drugiej - szczerze ich nienawidziła.
— Nie tym razem, kochanieńki szczurku czy puchata kuleczko, nie wiem jak, wolisz — łaciata ruszyła truchtem w stronę tunelu a słowa skierowała to szczura, który wygrzebywał coś spod ściany. Pacnęła delikwenta w łebek, chcąc, aby tamten odsunął się od ściany. Im szybciej upora się z problemem, tym lepiej — Idź w cholerę, słyszysz? Halo. Powiedziałam, żebyś stąd spieprzał, paskudo jedna. Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Won!
Zwierzak posłał jej zawistne spojrzenie, syknął i uciekł w odmęty ciemności. Łatwo poszło. Za łatwo. Hana przekonana nie była, ale przynajmniej jeden ze stacji sobie poszedł - więcej miejsca dla prawowitych mieszkańców podziemnej kolei. Suczka westchnęła i szybkim krokiem wlazła w półmrok tunelu.
Zapach w tunelu był niemożliwy. Łaciata ledwo znosiła każdą minutę w tym miejscu, ale dumę schowała do kieszeni i wydusiła z siebie jedynie cichy jęk. Zdołała się wysilić jedynie na taki akt buntu przeciw wszechobecnemu nieporządkowi. Nienawidziła każdej pajęczyny, która swobodnie zwisała z okrągłego sufitu. Nienawidziła kurzu i plam pleśni na ścianach. Nienawidziła syfu. A teraz jeszcze dorzucili im szczury do towarzystwa? Ah, dziwni wędrowcy z mocą sprowadzania zła. Pieprzcie się. Hana z trudem przemierzała każdy metr tunelu, który nie zmieniał swej struktury od kilkudziesięciu minut. Czuła na sobie szczurze spojrzenia i dotyk ich łapek. Pewnie czekały, aż zagłębi się dostatecznie długo, żeby mogły ją zaatakować z czystym sercem. No i żeby inne psy nie słyszały jej łamliwego skowytu. Rzucą się na nią grupą - dziesiątki szczurów będę ją oblegać, gryźć do krwi i zeżrą ją aż do kości. Nawet szpik wyssą, niewybredne kreatury. A niech was. Hana starała się omijać włochate kulki, jeśli takowe zobaczyła czy zdołała wyczuć. Nie raz nadepnęła na jakiegoś, ale na razie nic ją nie atakowało. Na razie. Szwendaczy też nie było widać na horyzoncie - praca szeptaczy przynosiła efekty i przynajmniej metro było względnie czyste.
Śladów gniazda zaczęła szukać, kiedy woń szczurów stałą się tak intensywna, że oczy zaczęły jej łzawić. A o nosie już nie wspominając. Zniżyła nieco łeb i zaczęła przypatrywać się ścianom w podziemnym tunelu. Niech znajdzie tylko jakiś ślad... odrobina puchu, zadrapania czy wyrwa w betonie. Kilka metrów dalej znajdowała się skarpa, kamienny usyp i wyjście na powierzchnię. Jeśli tu się zagnieździły, to dobrze wybrały - miały dostęp do wody pitnej i terenów, które rozciągały się nad metrem.
— Ja wam jeszcze pokażę... Brudzące kreatury, roznoszące błoto — Hana była wściekła i całą skumulowaną w sobie złość chciała oddać właśnie im, szczurom. Choćby przez to, że w tym miejscu śmierdziało moczem i stęchlizną bardziej niż w innych częściach metra. Gdzieś w pobliżu musiało być ich gniazdo. Była tu też znaczna ilość szczurów. Szczurów, którym nagle coś odbiło, bo rzuciły się na Hanę.
To był jedyny dzień od dawna, w którym Hana bez imienia ani razu się nie uśmiechnęła - do nikogo. Po prostu wiedziała, co się święci. Czuła w kościach. Panująca atmosfera tylko utwierdzała ją w przekonaniu, że jej starsza siostra ma już dość jej wybryków. Gdy wczoraj zaatakowała ich wroga sfora, Hana nie Hana zabiła tylko jednego psa. Drugiego puściła wolno, co było równoznaczne ze złością i hańbą, jaką się okryła. Ale nie przejmowała się tym. Miała dość ciągłego użalania się nad sobą, bo nie odpowiadała standardom, jakie wyznaczyła im przywódca. A po za tym... nie chciała go zabijać. Bała się go, a on bał się jej - nikt nie chciał stracić życia. Bardzo prosta sprawa, po prostu każdy poszedł w swoim kierunku, wybierając właściwą drogę. Pewnie miał partnerkę. Lub dzieci. Albo to i to. To wszystko. Cała filozofia. Pójdzie i nie wróci, bojąc się, że straci to, co kocha. Bardzo podobnie uczyniłaby Hana, gdyby tylko miała do czego wracać.
Jak zwykle ruszyła na polowanie, gdy wszyscy spali. Jej kilka sióstr i dwóch braci jakoś nie kwapili się, aby zrywać się o wschodzie na łowy - po co, skoro to samo może zrobić ta mała, potocznie nazywana łaciatą? Nie przeszła inicjacji a Lisia jej już nie chroniła, po co więc jej było imię? Przynajmniej chociaż sama się żywi i przynosi jedzenie. Była dzisiaj zmęczona, ale wykrzesała z siebie leniwy trucht. Polowanie tego dnia było udane - złapała dużego królika. Wróciła do swojej rodzinnej sfory ze zdobyczą, mając nadzieję, że się z kimś podzieli. Może ktoś jest głodny. Gdy doszła, okazało się że każdy ma pełen brzuch. Czekali na jej powrót. A ona wróciła tylko po to, by wszyscy, jak jeden mąż, rzucili się na nią z zębami. Z każdej strony miała jakiegoś członka rodziny, który się od niej odwrócił. A zrobiło to całe rodzeństwo.
Hana wzięła głębszy oddech i wydała z siebie potężny warkot, tłumiąc głośniejsze warknięcie w gardle. Nienawidziła być osaczona, bo coś jej to przypominało. Coś bardzo złego. Nienawidziła z całego serca i duszy czegoś, czego szczury właśnie się dopuściły. Bez problemu pozbawiła życia pierwszego, kłapiąc nad nim zębami. Jej kły zahaczyły o miękki brzuch, rozrywając go. Analogicznie postąpiła z resztą hordy, która się na nią rzuciła. Podrzucała w górę, rzucała w ściany i dusiła, przyciskając je do ziemi. Szczęka Hany cały czas była w ruchu i suczka nie pozwalała sobie choćby na chwilę odpoczynku. Szczury popełniły błąd. Ogromny. Miała wystarczająco siły, by rozprawić się z całym stadkiem. Owszem, było to trudne. Ale nic, czego łaciata by nie dała rady uczynić.
— No, szczurki, chodźcie — wymamrotała Haneczka — Pokażcie, gdzie macie domek. Wrócę do was z pomysłem, jak się was, przeklęte cholery, pozbyć.
— Pójdziesz się przejść? Wiem, że jest za godzinę jest wieczór, ale znalazłam świetne miejsce, gdzie dobrze widać gwiazdy — Haneczka wlepiła spojrzenie w ciemną, która przewróciła się na drugi bok — Jeszcze chwila i się rozleniwisz. Macie tu straszny bałagan.
Za każdym razem, gdy Hana odwiedzała ten wagon panował w nim niewyobrażalny nieład, który błagał o pomstę do nieba. Nie miała pojęcia, kto go robi, bo Blod na aż taką bałaganiarę nie wyglądała. Gdy łaciata przejechała po podłodze wagonu opuszkami, na ich powierzchni zebrała się gruba warstwa kurzu. Delikatnie zmarszczyła swe oblicze.
Za każdym razem, gdy Hana odwiedzała ten wagon panował w nim niewyobrażalny nieład, który błagał o pomstę do nieba. Nie miała pojęcia, kto go robi, bo Blod na aż taką bałaganiarę nie wyglądała. Gdy łaciata przejechała po podłodze wagonu opuszkami, na ich powierzchni zebrała się gruba warstwa kurzu. Delikatnie zmarszczyła swe oblicze.
— Jak wy tu śpicie? — pytanie błahe, aczkolwiek strasznie ważne.
Blod posłała jej pytające spojrzenie, ledwo powstrzymując chichot. Jak ona cudownie wyglądała. Tak szczęśliwie. Tak błogo.
— Jak śpicie, gdy wokoło was są pajęczyny i kurz? — rzecz, która dla Hany była oczywista, niekoniecznie była taka dla innych i łaciata wielce nad tym ubolewała. Kiedyś pod nieobecność całego dowództwa zaprzęgnie kogoś do pomocy i wysprząta tę kwaterę do ostatniego kawałka tworu pająków czy małego pyłku. Ustawi sobie to za punkt honoru, aby tutaj zapanował bynajmniej względny ład.
— Przesadzasz. Znowu. Może jednak wyjdźmy na świeże powietrze, bo jak innym odbija od mchówki, to tobie od kurzu, wariatko. Jeszcze chwila i zaczniesz mi recytować całą odmianą przez przypadki słowa "człowiek".
— A co jest z nią nie tak? — tym razem Haneczka zerknęła pytająco w stronę Blod, która przebierała łapami w powietrzu. Wyglądała, jakby chciała frunąć. Albo przynajmniej szybować.
Odpowiedziało jej jedynie ciche parsknięcie i litościwe klepnięcie po grzbiecie. Kolejne dziesięć minut Hana udawała wielce obrażoną zachowaniem Blod, ale pod wpływem pozytywnej energii Blodhundur nie mogła dłużej udawać i także się zaśmiała. Będąc jednak szczerym, nie miała najmniejszego pojęcia, o co jej chodzi z tą odmianą i głupimi człowiekami. Co oni mają do nich i ich rozmów?
Na wieżowiec wchodziły długo. Bardzo długo. Schody ciągnęły się wysoko w górę, monotonnie zakręcając w prawo i odkrywając jedynie równe stopnie, które pokonywały w wolnym truchcie. O zombie były spokojne i od dłuższego czasu mogły spokojnie rozmawiać, nie obawiając się, że coś na nie wyskoczy. Jedynie na parterze kręciło się kilka szwendaczy a łaciata wiedziała, że na wyższych piętrach nie będzie ich wcale - osobiście sprawdziła, łażąc w te okolice ostatnimi czasy. Haneczka nie wybaczyłaby sobie, gdyby znowu coś je zaatakowało i zrobiło krzywdę Blodhundur. Pal licho ją, byle nie niebieskooka... Po dość długim czasie ujrzały w końcu upragnione piętro, które miało zakończyć ich wędrówkę. I choć przez cały ten czas gadały o pierdołach, to Hana uznała, że nie był on do końca zmarnowany. Opowiedziała Blod trochę o życiu, jakie wiodła, zanim dołączyła do sfory - nie poruszyła jednak tematu zdrady rodzeństwa. W końcu weszły i siadły, zdyszane.
Przeszklony dach pociągnięty był jedynie do połowy, bo reszty nie było - metalowe ramy świeciły pustkami a na ziemi nie było nawet okruchu potłuczonej szyby. Hana zastanawiała się wcześniej, jak takie ilości szkła mogą zniknąć, ale nie poświęciła temu rozważaniu dużej ilości czasu. O wiele bardziej interesowały ją gwiazdy, które grupami jawiły się na nocnym niebie. Przy przymrużeniu oczu można było dostrzec kolorową poświatę, która opatulała hordy świecących punkcików. Hana dawno nie widziała takich kolorów, które oscylowały pomiędzy fioletem i błękitem. Nieboskłon wyglądał tak, jakby ktoś wzburzył w morzu piach. Były na tyle wysoko, że wiało zimniej, niż gdyby oglądały gwiazdy ze wzgórza czy niższego budynku. Po to się jednak wchodzi na wieżowiec, prawda? Hana nawet nie chciała nawet pomyśleć o tym, aby podejść do barierki, która oddzielała podniebną wyspę od oceanu powietrza. Upadek byłby... śmiertelny. Nie wolno się oszukiwać.
— Tutaj widać je niesamowicie, prawda? Musiałam się jakoś odwdzięczyć a ponowne pójście nad rzekę wydawało mi się trochę oklepane. Trochę bardzo. A potem przypomniałam sobie, jak pokazałaś mi gwiazdy i pomyślałam, że to miejsce też może ci się spodobać — Hanka uśmiechnęła się szeroko, mrużąc ślepia. Słońce zaszło już dawno a światło dawał księżyc, który za dwa dni powinien przejść w pełnię. Teraz jednak jednak jawił się przed nimi okazały garb, który także dawał dużo światła.
Haneczka stała kilka sekund z rozdziawioną paszczą, podziwiając gwiazdy, których nie była w stanie zliczyć. Zaczęła, ale uznała to za bezcelowe i nie do uczynienia. Dopiero potem odwróciła się w stronę suczki, której gęste futro rozwiewał chłodny wiatr. Silniejsze podmuchy sprawiały, że ciemna delikatnie mrużyła oczy. Blodhundur zrobiła ostrożny krok w stronę betonowego urwiska, by obrócić się w stronę łaciatej.
Niebieskoooka?
Bonus
dodatkowa nagroda za +4000 słów
|
▲
Hana, odnalezienie kolejnego gniazda w tunelach ma swoje plusy i minusy. Z minusów, okazuje się, że Sfora, choć dzielnie walcząca z obrzydliwą plagą, ma jeszcze długą drogę do przebycia. Jeśli o plusy chodzi, cóż, ową kwestię pozostawiam Tobie. Wróć do znaleziska i wykorzystaj dostępne środki, aby pozbyć się gryzoni z kanałów. Szczury przydają nam się jedynie jako zakąska.
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 1 WYTRZYMAŁOŚĆ, + 1 SIŁA, + 8 KOŚCI
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 1 WYTRZYMAŁOŚĆ, + 1 SIŁA, + 8 KOŚCI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz