Rozmowa prowadziła do nikąd, a ja nie byłem w nastroju do wysłuchiwania jak niektórzy obrzucają się mięsem.
Wyszedłem bez słowa, ucinając tę bezsensowną dyskusję. Nie wiedziałem, czy którykolwiek z nich zwrócił uwagę na moją nieobecność.
Niestety, nie dane mi było odejść za daleko. Przed wagonem natknąłem się na bliską znajomą Blodhundur i jej nieznaną towarzyszkę. Wspomniana towarzyszka na pierwszy rzut oka była nieco wyższa od Łowczyni. Różniły się też długością sierści, choć jej barwa była w przypadku suczek identyczna. Przez pierwsze kilka sekund wydawało mi się, że nawet białe odmiany są w takim samym kształcie u obu pań, co lekko mnie zaskoczyło. Zatrzymałem się nienaturalnie szybko, wpatrując się w czekoladowe oczy nieznajomej.
- Hana - przywitałem się w końcu, skinając głową. Mój stan nie pozwalał mi na nic bardziej spektakularnego. Wskazałem chłodno na drugą sukę. - A to kto?
- Naya - wtrąciła sama zainteresowana. Przymrużyłem lekko oczy, lustrując jej oblicze. Hana zaczęła tłumaczyć, gdzie znalazła ową Nayę, a także przedstawiła mi jej zamiary. Nie jestem zaskoczony. Skupiłem się na sierści, która zjeżyła się na karku suczki, gdy usłyszała, że została znaleziona. Myślę, że Łowczyni nie miała zamiaru uprzedmiotowić naszej nowej zdobyczy, tak samo jak ja w tej myśli.
- Rozumiem - pokiwałem głową powoli. Wciąż trudno było mi wyzbyć się złości, która gotowała się we mnie niemalże od początku spotkania w wagonie. Starałem się jak mogłem nie przekładać tego na moje rozmówczynie. Wiedziałem, że zadanie może okazać się niezwykle trudne, jeśli Naya zdecydowała się z nami zostać, muszę wytłumaczyć jej to i owo.
Trudno, najwyżej będzie mnie miała za gbura.
Nie ona pierwsza, pomyślałem. Musiałem dać upust emocjom. Nie lubię marnować czasu, dlatego postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym. W jednej chwili podjąłem decyzję o zabraniu suczki na małą wyprawę. Machnąłem na nią łapą, pozostawiając Hanę bez słowa.
Kierowałem się w stronę schodów na powierzchnię, choć wybrałem drogę przez całe centrum Metra, tak aby pokazać Nayi najważniejsze miejsca. Zanim doskonale pozna rozkład kanałów, wagonów, korytarzy i przeróżnych ścieżek, minie trochę czasu. Wiedzę warto dawkować.
- Jak ci na imię? - zapytała, wkładając wiele wysiłku w dotrzymanie mi kroku. Spojrzałem na nią kątem oka, zwalniając nieco.
- Malcolm - rzuciłem na wydechu. Ta informacja była istotna, na pewno mogła jej się nieraz przydać.
- Miło mi cię poznać, Malcolmie - skwitowała pośpiesznie. Uniosłem brwi, a cóż to? Wynik dobrego wychowania? Czy mówiła zupełnie szczerze? Słowo daję, zapytałbym, gdyby nie zaczęła mówić dalej, a trzeba wiedzieć, że nie mam w zwyczaju wchodzić komuś w zdanie. Zadała bardzo rzeczowe pytanie, najwyraźniej chcąc upewnić się, że oficjalnie została członkiem sfory. Mam nadzieję, że nie liczyła na huczne powitanie, niestety nie mieliśmy na stanie fajerwerk, aby móc witać nowe duszyczki.
- Można powiedzieć, że już nim jesteś - odpowiedziałem, uspokajając ją i zapewne rozwiewając wszelkie wątpliwości, co do powitań. Przez sforę przewinęło się już kilka psów, które jedynie zawitały w naszych progach, skorzystały z jedzenia i bezpiecznego noclegu, a na dniach zniknęły bez słowa. Przydatność kolejnych dusz można było określić dopiero po pewnym czasie, gdy zagoszczą u nas na dłużej.
- Ale musisz wybrać dla siebie rangę, miejsce w hierarchii, sposób, w jaki będziesz się przyczyniać naszej społeczności - dodałem pośpiesznie. Nie pozostawiałem żadnych złudzeń, nie działaliśmy charytatywnie.
Dalsza wymiana zdań napełniła mnie optymizmem. Naya wydawała się być szczerze zainteresowana zostaniem u nas na więcej niż kilka dni, a kto wie, może już na zawsze. Ochoczo zgodziła się być łowcą, czym dodatkowo sobie u mnie zapulsowała. Lubię psy. które są w stanie nieść pomoc tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Nam swoją rangą na pewno nie zaszkodzi, a jej aparycja wskazywałaby na dobre predyspozycje do wykonywania zawodu. Nie musiałem się martwić, że będzie jej z polowaniami nie po drodze.
- Nayo, nasza sfora jest aktualnie w niezbyt ciekawym położeniu - zmieniłem temat, gdy suczka wyraziła nieskrywaną aprobatę moim przywództwem. Lubiłem imponować, ale samo stanowisko nie było dobrym powodem do uważania się za lepszego.
- Chodzi o to, że mieszkacie w podziemiach? - zapytała, przekrzywiając nieco głowę. Powstrzymałem się od parsknięcia. Zupełnie nie o to chodziło. Wytłumaczyłem, w czym rzecz. Nazwałem rzeczy po imieniu, a łowczyni słuchała z uwagą o plagach. Jeżeli ją to przestraszyło, nie dała tego po sobie poznać. Przytakiwała mi co chwilę, pokazując, że słucha. W trakcie rozmowy pokonywaliśmy kolejne stopnie, które prowadziły nas na chodnik przed wejściem do metra. Zamierzałem pokazać jej, jak walczyć ze szczurami.
Chciałem zabrać ją do gniazda, które niedawno znalazłem. Tego znajdującego się w ślepym zaułku, gdzie gryzonie przesiadywały w kontenerze na odpadki. Po kilku dniach było ich tam pewnie więcej, a mój plan nareszcie miał ręce i nogi. Wiedziałem już, jak je pokonamy, a pomoc suczki będzie zbawienna.
Przed całą akcją wstąpiliśmy do sklepu dla miłośników survivalu. Stamtąd wyciągnąłem butlę z gazem dla podróżnych. Nie była duża, opatuliłem ją w szczelny materiał i tak przeciągnąłem przez kilka przecznic, aż do naszego celu. Naya dostała za zadanie nieść zapałki. Dzięki temu zapewniłem sobie ciszę, którą bardzo ceniłem w trakcie pracy, a także nie musiałem robić "podwójnego kursu" do sklepu i z powrotem.
- Posłuchaj, ja zostanę tutaj, położę butlę i odkręcę ją. Postaram się ułożyć przewód tak, żeby gaz dostał się pod kontener, jeśli szczury wyczują zapach, a gaz jest zapewne z dodatkami substancji zapachowych, mogą podjąć próbę ucieczki. Nie możemy do tego dopuścić, ale trzeba pamiętać, że gaz będzie się ulatniać, przez co eksplozja może nic być zbyt...
- Spektakularna? Skuteczna? - przerwała mi. Widziałem, jak napina każdy jeden mięsień na ciele. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc tak duże zaangażowanie u kogoś, kto przyszedł zupełnie z zewnątrz.
- Skuteczna, raczej skuteczna. Dlatego na mój znak zrzucisz kilka zapałek z okna, z góry. Celuj na boki, tak żeby ogień ich nie wystraszył - spojrzałem na nią z powagą. Kiwnęła głową i odmeldowała się. Odważnie wbiegła do budynku, zajmując swoją pozycję. Ja też nie traciłem czasu. Odkręciłem butlę już na samym początku wąskiej uliczki, ciągnąc ją delikatnie po ziemi. Wstrzymując oddech, podszedłem tak blisko jak tylko mogłem i wsunąłem gumowy przewód pod śmietnik. Słyszałem popiskiwanie wewnątrz plastikowego kontenera. Niczego nieświadome szczury miały zaraz zginąć, a plastikowe królestwo, które tak sobie upodobały, zamieni się w masową mogiłę. Spojrzałem w górę, skąd obserwowała mnie dzielna łowczyni.
Zacząłem powoli się wycofywać, a gdy byłem wystarczająco daleko, dałem jej znak ruchem głowy. Naya rozpoczęła ostrzał deszczem ognia. Po wypuszczeniu pięciu, może sześciu zapałek schowała się w środku budynku. Zdążyłem dosłownie wbiec do klatki schodowej, gdy usłyszałem potężny huk i przeraźliwy pisk. Do moich uszu docierały charakterystyczne odgłosy płomieni, które trawiły wszystko na swojej drodze. Mieliśmy z głowy kolejne gniazdo.
- Malcolm! - krzyknęła, zbiegając do mnie po schodach. Myślałem, że jest to okrzyk tryumfu... Nic bardziej mylnego. Za suczką pełzał szwendacz, jęcząc i plując śliną dookoła. Wywróciłem oczami, stając w obronie towarzyszki.
Naya?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
▲
Malcolm, jestem z ciebie dumny. Twój pomysł z butlą wypalił i chwilę później możecie wraz z Nayą zacząć świętować. Kolejne gniazdo nieodwracalnie strawiły płomienie i kolejne siedlisko szczurów mamy już z głowy. Kilka gryzoni zdążyło uciec w popłochu, ale nimi martwić się nie trzeba, wszak cała ich kolonia poszła z dymem. Oby tak dalej!
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, +1 SIŁA + 9 KOŚCI
Zdobywasz +2 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, +1 SIŁA + 9 KOŚCI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz