Wybranie właśnie tej specjalizacji nie było całkowicie przypadkowe. Praca z roślinami, tworzenie maści i eliksirów było pewnego rodzaju oderwaniem się od rzeczywistości. Zajęciem, które sprawiało, że mogłem całkowicie poświęcić uwagę na wykonywanie jednej czynności. Uczyło dokładności, pozwalało na pracę w osamotnieniu, czyli coś, na co nie mogłem liczyć na codzień, a było konieczne do prawidłowego funkcjonowania. Dodatkowo, posiadałem konkretną wiedzę na temat ziół znajdujących się na terenie miasta. Znałem ich wygląd, perfekcyjnie kojarzyłem właściwości. W małym paluszku miałem przepisy na wszystkie dotychczas znane nam mikstury. W niedalekiej przyszłości, gdy opanujemy już kwestię Zgromadzenia, chciałem także poeksperymentować i może podarować Sforze nowe maści, o lepszym, skuteczniejszym działaniu. Do tego jednak potrzebowałem spokoju, a przede wszystkim czasu. Łączenie składników było czasochłonnym zajęciem, spisywanie i adnotacje każdego z połączeń, także. Chciałem poświęcić się temu w stu procentach, stąd decyzja o odłożeniu przedsięwzięcia. Może za kilka tygodni...
Dziś jednak musiałem zająć się bardziej przyziemnymi zajęciami związanymi z zielarstwem. Loreen napomknęła coś o brakach w białej pleśni w naszych zapasach. Niewiele myśląc, podjąłem się wyzwania i z samego rana ruszyłem na wyprawę.
Choć muszę przyznać, iż rano to zbyt wiele powiedziane. Ze snu wyrwały mnie piski szczurów, które działały coś pod podwoziem wagonu. Drapały w blachę, powodując, że sierść na moim karku jeżyła się mimowolnie. Z wielkim trudem podniosłem się z prowizorycznego legowiska, przeciągnąłem się i wyszedłem na zewnątrz. Rzuciłem spojrzenie pełne nienawiści w stronę wesołej gromadki. Gdybym miał umiejętność zabijania wzrokiem, dziwna ceremonia dobiegłaby końca w kilka sekund.
Musiało być bardzo wcześnie. Stacja Metra, zazwyczaj żywa i pełna psów zaangażowanych w swoje codzienne prace, teraz ziała pustkami. Nie spotkałem nikogo, nawet żadnego z Szeptaczy. Czyżby ucinali sobie drzemki podczas wart? Prychnąłem pod nosem. Xavierowi przyda się pomoc, skrycie liczyłem na to, że niebawem ktoś wyrazi chęć objęcia stanowiska drugiego generała. To na pewno rozruszałoby Xaviera, a Sfora powoli zyskiwałaby na wartości. Im więcej obsadzonych wyższych stanowisk, tym lepiej dla nas.
Korzystając z dogodnych warunków, ruszyłem niespiesznym kłusem w stronę zachodniego skrzydła. To właśnie w tej części Metra znajdowały się największe złoża białej pleśni. Wiedział o tym chyba każdy członek naszej społeczności. Przemierzałem więc opuszczone tunele z głową nisko przy ziemi. Uszy jak zwykle cięły powietrze, upewniając się, że dźwięki, które do mnie docierają, nie są oznaką żadnego z niebezpieczeństw. Było wyjątkowo duszno, jak na tę część dnia. Zdziwiło mnie to, bowiem pleśń preferuje wilgotne, acz raczej chłodne stanowiska. Odniosłem wrażenie, że w tunelu jest wręcz sucho.
Byłem w tym miejscu już tysiące razy. Doskonale wiedziałem, gdzie powinna znajdować się poszukiwana przeze mnie roślina. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy po dotarciu w wyznaczony punkt, natknąłem się na gołe ściany. Dosłownie. Mury, które zwykle były niewidoczne pod grubą warstwą żółto-białych listków, dzisiaj ukazały mi się w całej swojej krasie. Nie pocieszyło mnie to, wręcz przeciwnie, bardzo zmartwiło. Czyżby sfora została pozbawiona źródła tej pospolitej rośliny? Może to w wyniku którejś z plag... Zmarszczyłem brwi zaintrygowany dziwnym zjawiskiem.
Odruchowo spojrzałem w głąb korytarza, który ginął w ciemnościach. Nie widząc lepszego rozwiązania, zacisnąłem zęby i ruszyłem przed siebie. Nie mogłem wrócić z niczym.
Malcolm rusza dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz