- Chyba jednak już wiem - odezwał się, wyraźnie rozkoszując się swoim triumfem i jednocześnie jeszcze mocniej utwierdzając towarzyszącą mu sukę w tym przekonaniu, do którego niedługo wcześniej doszła.
Romulus uważał się za kogoś ważnego, wielkiego. Catelyn nie nazwałaby go pępkiem świata - on po prostu był w sobie zadufany, nic więcej. Był silny, o wiele silniejszy od Catelyn, ale i tak nie należał do najpotężniejszych psów w sforze - czy mu się to podobało, czy nie, wciąż były osobniki od niego ważniejsze. Nie dorastał do poduszek łap przywódcom, Blodhundur i Malcolma, którzy to nie bez kozery byli właśnie tymi, którzy pełnili najważniejsze w tej wspólnocie funkcje, wciąż brakowało mu wiele do generała, Xaviera, czy egzaminatora, Mirage. Tak, Romulus może i mógł się nazywać najlepszym bądź jednym z najlepszych (trzeba było przyznać, że Decoy, choć młoda i niekoniecznie wielkich rozmiarów, zdecydowanie wyróżniała się na tle innych psów pełniących tę samą funkcję w sforze co ona), lecz wciąż nie był tak ważny i tak wielki, jak sam siebie widział. I to dodało pewności siebie Cat. I to pozwoliło łuskom zakrywającym jej oczy opaść.
Była głupia, niezmiernie głupia, lecz wciąż nie aż tak, jak zapewne sądził ten budzący respekt samym swym wyglądem samiec. Owszem, przez chwilę dała mu się pomiatać - bo, co musiała przyznać przed samą sobą, nie była to wyłącznie skorzystanie z jej pomocy, a wysługiwanie się nią - ale nie zamierzała czynić tego ani jednego razu dłużej. Ale musiała to rozegrać mądrze, więc, widząc jak z ich (teraz już zapewne byłego) domu wybiegają szczurze niedobitki, jak gdyby nigdy nic, spytała:
- Chyba powinniśmy je teraz dobić?
- Nie - odpowiedział po krótkiej chwili zawahania, którą dostrzegła wyłącznie dzięki uważnej obserwacji. - Później się nimi zajmę. Sam.
Nie rozmawiali ze sobą już więcej. Wrócili po prostu do metra, gdzie każde z nich udało się w swoją stronę. Tam, w zaciszu własnego wagonu, Catelyn udała się na przedwczesny odpoczynek, który nie zaowocował ni mniej, nie więcej, a tym, że obudziła się w środku nocy. Wiedziała, że jest wypoczęta i domyślała się, że nie zaśnie już do rana, postanowiła więc właściwie spożytkować to, że była na nogach.
Cichutko, prawie że bezszelestnie opuściła swój wagon, a później całe metro, po drodze tylko raz potrącając jakieś porzucone blaszane naczynie, które w porę zdążyła przywrócić do równowagi, zanim zaalarmowało wszystkich członków sfory. Już na powierzchni wyruszyła w pierwszym lepszym kierunku, zdając się na swoje łapy i regularnie wciągające powietrze nozdrza. A one do tej pory jeszcze nigdy jej nie zawiodły, tym razem prowadząc do cudownego wręcz w jej położeniu znaleziska.
Oto miała przed sobą szczurze gniazdo, zniszczone zapewne zaledwie kilka godzin temu przez przypadkowego członka sfory, który, tak jak zresztą wcześniej Romulus, nie raczył dobić tych szczurów, które przeżyły atak na swój dom. Gryzonie biegały bez większego sensu tu i tam, a na ich obrzydliwych, zdecydowanie zbyt dużych, jak na szczury, ciałach, Cat dostrzegała mniejsze bądź większe rany. Choć nie była w stanie rozpoznać, w jaki sposób ten ktoś, kto stał tu przed nią, zniszczył gniazdo, i nie wiedziała, kto to w ogóle był, pogratulowała mu w duchu tak świetnego pogromu. Wystarczyło tylko dobić te kilka sztuk śmierdzących zwierząt, a jego misja, która była teraz również jej misją, miała dobiec końca.
W pierwszym odruchu chciała się po prostu rzucić na te brudne stworzenia, lecz w porę się powstrzymała. Nie, to by było zbyt ryzykowne - samo Bóstwo, o którym to opowiadali A'lel i Viy Curay (i które to rzekomo osobiście zsyłało psom te nieszczęścia, jakimi były wzrost liczebności szwendaczy, który to prowadził, choć niecnie bezpośrednio, do odwodnienia członków sfory, czy pojawienie się na terenach Strefy tych zmutowanych szczurów), raczyło wiedzieć, jakie choroby mogły one przenosić - i zbyt proste, jak na nocne rozrywki. Catelyn więc, upewniwszy się, że gryzonie są zbyt otumanione, by oddalić się jakoś znacząco od tego miejsca, obeszła kilka sklepów, z których to ostrożnie wyniosła potrzebne jej przedmioty. A potem jeszcze paczkę jakichś starych, zatęchniałych już krakersy, których oczywiście nie zamierzała jeść, a były jej potrzebne do rozprawienia się ze szczurami.
Pułapki na "myszy" w jej głowie widniały właśnie z tym jednym słowem w cudzysłowie z jednego, niezwykle prostego powodu - były duże, nawet bardzo duże. Nie miała jednak zamiaru narzekać na ich rozmiary, ponieważ było jej to na rękę (czy raczej "na łapę"). Porozstawiała je najbliżej skupiska szczurów jak się dało, nie narażając się jednocześnie na kontakt z nimi i rozerwała kłami paczkę dawno już przeterminowanych przekąsek. Gryzonie prawie że od razu wyczuły ten zapach i zaczęły zmierzać w jej stronę.
Musiała się pospieszyć - ranne czy nie, stwory nadal miały te swoje nienaturalnie duże obrzydliwe łapki, na których naprawdę szybko się przemieszczały. Kilka słonych ciasteczek tu, kilka tam i w końcu wszystkie pułapki kusiły krakersami, a paczuszka była pusta. To jednak najwyraźniej nie wystarczało, bo, choć większość szczurów kierowała się prosto w objęcia śmiercionośnych machin, część napierała wprost na nią. Odskoczyła szybko, odbiegła na bezpieczną odległość i zaczęła rozpaczliwie kopać - już po chwili folia spoczywała pod ziemią.
Trzask - zamykała się pułapka. Trzask - łamał się kręgosłup szczura. Pisk - krzyczał przeraźliwie gryzoń, czując, jak uchodzi z niego życie. Rozkoszna muzyka dla uszu Catelyn wypełniła okolicę.
Obserwowała czujnie rozwój wydarzeń, gdy kątem oka dostrzegła coś jeszcze - czy raczej kogoś jeszcze. Romulus uważnie przyglądał się konającym szczurom, lawirując ostrożnie pomiędzy przynoszącymi im śmierć pułapkami. W końcu dostrzegł i ją, która w tej chwili, przyglądając się swemu dziełu, czuła się o wiele śmielej niż zazwyczaj. Dlatego też przemówiła, gdy znalazł się wystarczająco blisko, by usłyszeć kierowane w jego stronę słowa:
- Jak widzisz, jednak radzę sobie całkiem dobrze sama - uśmiechnęła się delikatnie. - Chyba nie potrzebuję twojej pomocy, twojego... nauczania, nie sądzisz? Och, i na pewno nie nadaję się na twojego pomagiera - dodała, poważniejąc na chwilę, by w ułamku sekundy ponownie uśmiechnąć się lekko.
Wróciła do obserwowania konających szczurów, swojego dzieła. Pułapki zapełniały się kolejno i jasne było, że dla dwóch czy trzech spośród zwierząt nie starczy w nich miejsca. Wstała więc i podeszła do pierwszego z nich, bez zawahania chwytając go zębami za kark i przygniatając do ziemi. Nie potrafiła mu się dobrze wbić w szyję, więc wykorzystała dobrze niecałe trzydzieści kilogramów swej wagi i go udusiła. Kolejnego, który oddalił się od swych pobratymców, rzuciła o ścianę pobliskiego budynku. Skrzywiła się na widok tłusto-krwistej plamy, jaką na niej zostawił. Ostatniego spośród szczurów nie zdążyła zaatakować - Romulus uczynił to przed nią.
Romulus?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
▲
Catelyn, rozważnie i ostrożnie podeszłaś do zadania, nie tracąc czujności ani zimnej krwi. Jednocześnie udało ci się uniknąć bezpośrednich starć ze szkodnikami przez zastosowanie pułapek na myszy, co zagwarantowało okrągłe zero nowych ran. Twoje Punkty Życia są bezpieczne, gratuluję.
Zdobywasz +1 SIŁA, +2 WYTRZYMAŁOŚĆ, +3 SZYBKOŚĆ, +10 KOŚCI, WYJEC.
Zdobywasz +1 SIŁA, +2 WYTRZYMAŁOŚĆ, +3 SZYBKOŚĆ, +10 KOŚCI, WYJEC.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz