Zrównałem się z Catelyn, nie pozwalając na sytuację, w której to ona by prowadziła, tymczasem ja szedłbym za nią jak poddany. Spojrzałem na nią, nie kryjąc złości. Ona zaś postanowiła puścić tamtą sprawę w niepamięć. Zaśmiałem się z dezaprobatą, oblizując przy tym wargi, szykując się do zabrania głosu. Otworzyłem już pysk, gotów rzucić w nią serią obelg. Jednak jej bezsilny wyraz mi na to nie pozwolił.
Rozejrzałem się wokoło. Cała ta sytuacja sprawiła, że byłem jakby zawieszony w czasie. Niemal zapomniałem, gdzie się znajduje. Nie dochodziły do mnie żadne dźwięki. Dopiero po zlustrowaniu otoczenia zdałem sobie sprawę, że autentycznie stoję w samym środku bitwy.
•
— Słyszycie, co do was mówię?! — zlustrowałem ich pełne radosnego podniecenia i zacięcia twarze. — Do roboty! Mam nadzieję, że do każdego dotarła strategia na dzisiaj. Pamiętajcie o zasadach. — zagrzmiałem, ruszając powolnie do przodu. — Widzimy się wieczorem. Kto wróci pierwszy, przypadnie mu specjalna misja — oznajmiłem rzeczowo.
Wyszli na zewnątrz, natychmiast wykonując swoje zadania. W restauracji znowu zrobiło się cicho. Już miałem iść na zaplecze, by przygotować wszystko na wyprawę dla nieznanego szczęściarza, lecz moim oczom ukazała się suka, której obecności miałem przesyt na najbliższe trzy lata. Podniosłem łeb z dumą, chcąc dobitnie pokazać wyższość nad nią.
— A ty znowu ostatnia.
Bardzo chciałem zignorować jej obecność, lecz samica usiadła przede mną, wygłaszając jakby wcześniej przygotowany i wykuty na blachę monolog.
— W centrum jest wiele zakamarków, w których mogłyby kryć się Szwendacze.
Naprawdę? Zaskoczyłaś mnie.
— Ale koniec końców natrafiłam tylko na cztery. Trzy spacerowały sobie po ulicy, jeden nadział się na kraty w witrynie sklepowej.
Nie mogłaś podejść bliżej tych krat?
— W kilku budynkach widziałam za to coś innego.
Sznur? Trutkę na szczury? Arszenik?
— Tu i ówdzie są butelki i kanistry, najprawdopodobniej z wodą pitną.
Jeśli będzie podejrzana, zaproszę cię na degustację.
— Nie jest tego za dużo, ale zawsze to coś, kiedy wszyscy są coraz bardziej odwodnieni przez ten wysyp Szwendaczy i krwawą wodę.
Słuszne.
— Wystarczy je przenieść do metra. Gdybym to chciała robić sama, zajęłoby mi to całe wieki.
Dopiero po ostatnich słowach podniosłem na nią wzrok. Patrzyła na mnie z powagą, oczekując na opinię. Domyśliłem się szybko, że chodziło jej o mnie. Chciała mojej pomocy. Przemilczałem jej prośbę, nie ruszając się z miejsca, w którym stałem. Catelyn wyminęła mnie bez słowa, zawiedziona.
— Nie możesz...
— Kim jesteś, by mówić mi, co mogę, a czego nie, Catelyn? — z pogardą wypowiedziałem jej imię, nachalnie przysuwając się do samicy.
Rzęziła beznadziejnie, nie siląc się na żadne słowa. Jej oczy powoli stawały się mętne. Przesadnie wolnym, wręcz teatralnym ruchem zbliżyłem pysk do jej ucha i szepnąłem kilka słów, które wywołały zmieszanie na jej mizernym pysku. Odskoczyła ode mnie, po czym opuściła budynek restauracji. Zapach tłuszczu wdarł się w moje nozdrza jeszcze mocniej niż kiedykolwiek, przyprawiając mnie o wymioty i dreszcze wzdłuż grzbietu. Z mojej piersi wyrwał się przerażający skowyt, który jeszcze długo odbijał się echem po kuchni.
Nie próbowałem sobie nawet zadawać pytania, co mnie zmusiło, aby śledzić jej kroki. W każdym razie radziła sobie dobrze. Nawet jeśli w niektórych momentach musiała trochę dłużej pomyśleć nad taktyką, przyjemnie patrzyło się na to, jak się męczy. W ostatnim lokalu odwiedzonym przez nas wyszedłem z ukrycia i służyłem jej pomocą przy przeniesieniu dwóch kanistrów z czystą, źródlaną wodą do metra. Nie żałowałem wypowiadania kąśliwych uwag i prowokujących zdań, coby nie pomyślała, że stałem się uczynnym harcerzykiem.
•
Schyliłem się nisko, niemalże dotykając zimnych szyn z nową energią, w pełni gotowy do rzezi, która zaraz miała się wydarzyć. Chwilę później poczułem ugryzienie w tylną nogę, a ból temu towarzyszący migiem rozniósł się po całym moim ciele. Niemal podskoczyłem z zaskoczenia, kierując wzrok za siebie. Jeden, sporo większy szczur od swoich kolegów uczepił się mojego ogona. Kopnąłem szkodnika krwawiącą łapą, przygryzając automatycznie język. Rozwścieczony ruszyłem przed siebie, wprost na stado, do którego obnażyłem szereg zębów. Wyszedłem spod wagonu, bacznie obserwując, jak całe stado podąża za mną. Doskonale. Odczułem, jak kilka szczurów uderza mnie pazurami w pysk. Szarpnąłem łbem, pozwalając im wylecieć w powietrze. W odpowiednim momencie podskoczyłem, zaciskając kły na ciele zwierząt. Usłyszałem głośne piszczenie. Zacisnąłem szczęki, przez co mój pysk zalała ciepła krew. Zamachnąłem się, aby odstraszyć od siebie pozostałe szczury. Na zewnątrz powoli wylewały się brunatno-zielone, umazane we krwi narządy. Kopnięciem posłałem zwłoki kilka metrów dalej, dzięki czemu szczury znów skupiły się w jednym miejscu, co pozwoliło mi na kolejny, sprecyzowany atak. Powtarzałem swoje techniki, aż do upadku każdego z nich. Starałem się choć trochę rozluźnić mięśnie, lecz wolałem być w przygotowaniu. Sierść poległych niemal w całości zabarwiła się na czerwono, a w ich ciałach dostrzegłem ziejące czernią dziury po moich kłach. Jeśli ktoś zgłodnieje, zastanie niesmaczny, aczkolwiek syty, posiłek. Odczekałem w miejscu kilka minut, aby upewnić się, że na ten moment pozbyłem się kłopotu. Ciekawe tylko na jak długo.
Catelyn?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
▲
Xavier, najciemniej pod latarnią. Wesołe szczury założyły małe gniazdo pod wagonem, dlatego usunięcie go będzie nie lada wyzwaniem. Pamiętaj, że lepiej nie niszczyć swojego własnego mieszkania. Postaraj się jak najszybciej uporać z problemem.
Zdobywasz +1 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, + 1 SIŁA + 8 KOŚCI
Zdobywasz +1 SZYBKOŚĆ, + 2 WYTRZYMAŁOŚĆ, + 1 SIŁA + 8 KOŚCI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz