Zostałem przydzielony do samotnego patrolu na powierzchni. Nic nowego. Cały dzień szlajania się po ulicach i wypatrywania znaków czyjejś obecności. Nietrudno było znaleźć szwendacza. Ich zawodzenie bez trudu roznosiło się między budynkami, rezonując i wzbierając na sile. Załatwianie ich szło mi coraz sprawniej i szybciej. Walka z trupami była niczym zabawa, gdyby pominąć fakt, że z tyłu głowy zawsze kołatała się uporczywa myśl, iż tym razem może pójść coś nie tak, ale brudne, zakrzywione paznokcie wroga sprowadzą na mnie śmierć.
Dzisiaj jednak było spokojnie. Patrol na powierzchni przez większość czasu był raczej spacerem. Doskwierał mi jedynie fakt, że z nieba nieustannie lał się piekielny żar, bez trudu i w mgnieniu oka rozgrzewając moją ciemną sierść. Nie pomagał także narastający ból łba i przemęczenie. Półprzytomnie snułem się ulicami, próbując nie zagubić się w plątaninie najróżniejszych alejek. Drogę do domu znałem dobrze, wszak obowiązki na terenie Miasta wzywały mnie prawie codziennie, musiałem więc dobrze orientować się w topografii terenu. Powoli traciłem czujność. Mógłbym przysiąc, że wszystkie moje zmysły zdawały się być przytępione. Oczy zamykały mi się mimowolnie, a niesprzyjające okoliczności utrudniały racjonalne myślenie. Na chwilę podniosłem wzrok, gdy tylko zobaczyłem na swojej drodze dziwną przeszkodzę. Pod łapami, na całej drodze, rozsypane były pogruchotane, pokryte starą zaprawą cegły. Zmarszczyłem brwi, ze zdziwieniem przyglądając się zawalonemu budynkowi. Z ziemi sterczały raptem niecałe dwie ściany, unoszące się blisko metr nad podłoże. Oblizałem pysk w konsternacji. Zawalony budynek? Prawie nieprzejezdna ulica? Nic takiego nie powinno znajdować się w drodze do Metra. Zawróciłem bez wahania, starając się naprowadzić na właściwy kurs.
Cofnąłem się do poprzedniego sporego skrzyżowania ulic, wybierając całkiem inny skręt. Kląłem pod nosem, zachodząc w głowę, jak też mogłem się tak pomylić. Gorąc i wyczerpanie naprawdę dawało mi w kość. Ku mojej szczerej uldze dalsza droga nie była usłana żadnymi przeszkodami. Prędko zostawiłem za sobą Miasto, wchodząc na dobrze mi znany most i wracając do podziemia. Zdałem krótki i zdawkowy raport Xavierowi, a następnie udałem się na spoczynek. Gdy dotarłem do wagonu, już słaniałem się na nogach, marząc tylko o regenerującym śnie. Przyszedł wyjątkowo szybko.
~*~
Niebo.
Zasnąłem na dworze? Jakim cudem? Ile musiałem tu leżeć? Poderwałem się gwałtownie, nerwowo. Rozejrzałem się wokoło w amoku. Byłem w jakiejś dziwnej, wąskiej alejce, której nie kojarzyłem, a może po prostu nie mogłem rozpoznać w tym momencie. Uliczka miała jednak pewną charakterystyczną cechę. Całe ściany budynków po obu stronach pokryte były białymi roślinami o drobnych listkach. Biały Mech? Zamrugałem, oddychając ciężko, starając się myśleć logicznie. Czy Remus nie mówił czegoś o tym, że był halucynogenny?
Wtem do moich uszu dobiegł nagły dźwięk. Chciałbym, żeby było to wołanie któregoś członka sfory, zmartwionego tym, że nie wróciłem na noc do Metra, lecz moje nadzieje zostały skruszone w ułamku sekundy. Zza rogu wyłonił się szwendacz, powłócząc nogami i rzężąc przeraźliwie, kłapiąc wybrakowanym kompletem zębów. Odruchowo się cofnąłem. Co powinienem zrobić? Czy trup w ogóle był prawdziwy, czy był tylko wytworem mojego naćpanego umysłu? Odsłoniłem kły, nie mogąc podjąć żadnej decyzji. Potrafiłem walczyć, ale gdy moje zmysły nie były zasnute przez narkotyczne specyfiki. Poza tym - czy potwór faktycznie był tym, czym się wydawał, czy tylko mój wzrok płatał mi mordercze figle? Stałem bez ruchu przez chwilę, z rosnącym niepokojem obserwując, jak dystans między mną a kreaturą maleje coraz bardziej. Jednak jak na złość, postać dalej nie chciała zniknąć z mojego pola widzenia. Nie była fatamorganą, która rozpłynie się po zrobieniu dwóch kroków w jej kierunku.
Musiałem szybko wybrać. Serce biło mi jak oszalałe, chcąc najwyraźniej wyrwać się z piersi. Czy miałem jakiekolwiek szanse, ledwo przytomny, nie wiedząc z kim lub z czym tak naprawdę przyjdzie mi walczyć?
Nie. Trzeba było uciekać.
Romulus wybiera ucieczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz