— Pieprz się i idź w cholerę, nędzny śmieciu. Nie dam ci nic — słowa, które wypowiedziała samica, nasączone były ogromem jadu. Cała wypowiedź wręcz nim ociekała i jeśli nie licząc złośliwego uśmiechu, który zawitał na pysku szarej, nie było w jej postawie ani krztyny przyjaznego zachowania.
Kundel schylił bojaźliwie łeb, wyszczerzył się paskudnie i zarechotał, dusząc się przy tym własną śliną. Po kilku sekundach zachłysnął się powietrzem a jego ślepia pokryły się czerwonawą siatką. Ljubica obserwowała cały spektakl spod przymkniętych powiek, jakby los starca w ogóle ją nie obchodził. I tak w istocie było. Chciała wziąć to, co jej i iść dalej. Zdążyć zjeść i położyć się w miejscu, w którym nie dorwą ją szwendacze.
— Sfora cię znajdzie — zauważył zgryźliwie basior, nie spuszczając spojrzenia z martwego jelenia i górującej nad nim Ljubicy — Prędzej czy później ich łowcy wpadną na twój trop. A jak wszyscy zobaczą, że jesteś niebezpieczna, to zbiorą się w grupie i cię zaatakują. Rozerwą cię na strzępy a twoim truchłem nakarmią zgniłe puszki.
— Sfora? Jaka sfora? — wydźwięk tego, co przedstawił jej nieznajomy, wprawił ją w niepokój. O ile w duchu szalała, to na zewnątrz nie okazała żadnych większych oznak wściekłości. Zacisnęła jedynie łapy na boku upolowanej zwierzyny, raniąc skórę jelonka i odchrząknęła się nieznacznie. Sfora. Zapowiada się, że będzie miała kłopoty w następnych etapach wędrówki — Gdzie mogę ją znaleźć? Lepiej mów, starcze, jak chcesz życie zachować.
— Nie muszę ci mówić — chuderlawy basior zakaszlał, cofnął się o kilka kroków i zawrócił wolnym krokiem. Obrócił się w stronę Ljubicy, by posłać jej nienawistne spojrzenie — Oni sami cię znajdą. Jesteś na ich terenie.
Wbrew pozorom, Ljubica ową sytuacją w ogóle się nie przejęła. Gdy przez kilka kolejnych godzin nie wyczuła żadnego zapachu psa, dała sobie po prostu spokój z ciągłymi próbami wywietrzenia członków owej "sfory". Wariat wymyślił niezłą bujdę. Słowa starca na początku wprawiły ją w niepokój, ale teraz czuła jedynie nienawiść wobec tej nędznej kupy futra, która jakimś cudem ośmielała się nazywać psem. Im szybciej zdechnie, tym lepiej dla świata. Uwierzcie. Dla niej groźny byłby jedynie cały tabun psów o silnych szczękach i zwinnych ciałach. Wierzyła jednak w swoje umiejętności - jeśli spotkałaby jednostkę, nie wahałaby się jej zaatakować. I pozbawić życia, gdy zaszłaby taka potrzeba.
Gdy na horyzoncie zobaczyła ruiny miasta, od razu skierowała swoje kroki w jego stronę. Tam, gdzie miasto, tam i wszystko, co pozostawili ludzie w uścisku śmierci. Ljubica zaliczała do tego wszelakiego rodzaju resztki czy przydatne przedmioty, takie jak jedzenie w stalowych puszkach. Oblizała się językiem po zębach na myśl o mięsie z ów pakunku. Mielonka była tłusta i sycąca a ona wiedziała, gdzie jej szukać. Ludzie mieli manię trzymania wszystkiego w lodówkach, szafkach i piwniczkach. Przy odpowiednich starań powinna znaleźć coś zdatnego do spożycia. Nie obawiała się żadnych przeciwności, wręcz na odwrót. Po spotkaniu ze starcem miała przedziwny, bojowy nastrój. Pewnie przez jego głupotę. Przyśpieszyła kroku, wchodząc na most. Zaczynało się ściemniać a ona nie miała ochoty na bliższe spotkania ze szwendaczami, które dusiły się w bagnie pod betonową konstrukcją. Z fascynacją oglądała dzieło natury, która sama wymyśliła, jak pozbyć się zmutowanego szczepu choroby. Jeśli jeszcze zginęliby wszyscy nosiciele, to już w ogóle byłoby cudownie. Cud, miód i pieprzone orzeszki jawiłyby się w jej umyśle, gdyby każda ludzka cholera zniknęłaby z powierzchni ziemi.
Zmęczenie pomału zaczynało przejmować kontrolę nad ruchami szarej, stopniowo je osłabiając. Ponuro włóczyła łapami, idąc środkiem ulicy. Szczury biegały obok niej jak szalone, myśląc pewnie, że jest na skraju wytrzymałości. Gdy jeden gryzoń odważył się podejść do niej na odległość łapy, Ljubica uśmiechnęła się. Gwałtownie zarzuciła łbem i kłapnęła zębami, chwytając przerażonego szczura za skórę na karku. Suka podrzuciła wijące się zwierzątko wysoko w górę i ponownie chwyciła je w szczęki, tym razem zabijając. Oblizała się i na oczach całego stada zaczęła obdzierać konfidenta ze skóry. Odrzuciła jego szczecinę na bok i połknęła część jego mięsa, boleśnie się krzywiąc. Jakaś kość połechtała jej gardło i Ljubica zmuszona była się kilkakrotnie odkrztusić.
— Spierdalać — wymamrotała niewyraźnie i zmusiła się do marszu w stronę rosnącej zabudowy terenu. Musiała przejść cały ten teren w ciągu kilku dni i nie chciała się tutaj zatrzymywać ani na sekundę. Cała ta okolica ją obrzydzała.
A szczury wydawały z siebie piski, jakby ciesząc się, że ich bratanek stanął jej w gardle. Ljubica wyzwała w myślach wszystkie te istoty po kolei, nie pomijając żadnego ich skupiska. Im szybciej was coś tutaj zeżre, tym lepiej dla nas wszystkich. Analogicznie jak z tym świrusem — pomyślała gorzko, bacznie obserwując gryzonie.
Rano czekała na nią niespodzianka. Gdy tylko suka wyczuła woń dziwnej nieznajomej, skwapliwie za nią podążyła. Ciekawa była owej istoty, która za swój dom uznała to dawne miasto. Jak tu żyła? Czyżby i ona znała sposoby, które pozwalały szybko znaleźć ludzkie jedzenie? Ljubica musiała się dowiedzieć i nic nie dawało jej spokoju. Tej nocy za swoje chwilowe legowisko uznała zwykłe wgłębienie w ziemi i nie miała żadnych sentymentów, gdy o poranku opuszczała jego chłodne progi.
Ljubica zaczaiła się w kącie i pozwoliła, by suczka nieświadomie zmniejszyła odległość pomiędzy ich dwójką. Szara śledziła wzrokiem każdy jej najdrobniejszy ruch, mimowolnie szukając słabych punktów. Suczka nieźle trzymała się na nogach i nie wydawała się być aż taka licha, na jaką wyglądała. Miała pewny krok i silne spojrzenie, którym regularnie obserwowała otoczenie. Była jednak zmęczona i Ljubica ten fakt chciała wykorzystać, działając na swoją korzyść. Ona sama była w doskonałej formie, nie mówiąc już o tym, że od kilku dni obficie jadała. Gdy tamta zajęta była tachaniem trzech ciężkich królików, ciemna bez skrupułów odbiła się od ziemi i skręciła swe cielsko w jej stronę. Czarno biała zdążyła jedynie odskoczyć w bok, ale zaskoczenie Ljuicy wzięło w górę. Króliki ciążyły jej w pysku i zagoniona została w kozi róg. Szara przycisnęła borderkę do ziemi, uciskając potężnymi łapami na jej klatkę piersiową. W obliczu tego bardzo dziwnego psa była istnym olbrzymem. Już miała otworzyć paszczę aby zacisnąć ją na kufie suczki, lecz tamta ją uprzedziła. Wygięła się, siłując się z ciemną i zacisnęła zęby na jej szyi, warcząc gardłowo. Suka nie miała bladego pojęcia, jakim cudem ten kurdupel się jej wysmyknął. Ljubica po chwili uszczypnęła jej kark, na co tamta zapiszczała cicho. Jej ofiara miała ładne, miodowe oczy. Tarmosiły się przez chwilę, ale biało czarna w pewnym momencie odskoczyła. Odskoczyła, powiedziała coś niezrozumiałego i uciekła. Zostawiła Ljubicę samą - poniżoną i wściekłą.
Gdy zobaczyła białego owczarka, niemalże od razu wiedziała, z kim ma do czynienia. Samiec roztaczał wokół siebie aurę siły i jego postawa jasno mówiła o tym, że słaby nie był. Gdyby nie ponury wyraz pyska, prezentowałby się całkiem ciekawie. Czyżby staruch miał jednak rację? Czy w tym miejscu żyła jakaś sfora? Ljubica mimowolnie poczuła, jak drżą jej tylne nogi, gotowe do ucieczki. Basior miał zaciśnięte szczęki i pewne spojrzenie, jakby obawiając się nagłego ataku. Kierowali się prosto w jej stronę, ale Ljubica nie była pewna, czy wiedzieli, że tu jest. Czuła psy. Dużo psów. Ale równie dobrze mogły to być zapachy dawne; przestarzałe - nie była jednak pewna ich pochodzenia.
— Czego szukasz? — Ljubica wstała spod ściany, otrzepała się i stanęła prosto przed białym psem o hebanowych ślepiach — Miło by było, gdybyście z łaski zostawili mnie w świętym spokoju.
Starała się wyglądać tak, jakby gotowa była do walki. Nie miała ochotę na dyskusje. Jeśli wczoraj zaatakowała ich łowcę, może wyrazić szczere kondolencje dla ich biednego, zaszczutego kundla. Nic po za tym. Jeśli natomiast przyszli ją zabić, ona stawi im opór. Jeśli zginie, to przynajmniej kogoś za sobą pociągnie.
Malcolm?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz