Nie zamierzałem jednak ryzykować. Ostrożnie rozpocząłem wędrówkę w dół śmieciowego zbocza, skupiając całą uwagę na tym, by tym razem nie powinęła mi się łapa. Irytujące otarcia były wystarczającą karą za nieuwagę i względny pośpiech. Nie chciałem znowu popełnić tego samego błędu.
Poruszałem się wolno i ostrożnie, lecz z tej strony nasyp był łagodniejszy. Bez większego trudu przechodziłem z jednego kawałku muru na drugi, zgrabnie przeskakując nad wystającymi ze sterty metalowymi bądź drewnianymi elementami. Poruszone pod moim ciężarem cegły i płyty chrzęściły niebezpiecznie, żadna jednak nie ustąpiła tak jak tamten zdradliwy kawałek wcześniej. Bez większego trudu znalazłem się u podnóża ogromnego gruzowiska, z satysfakcją stawiając wreszcie łapy na stałym gruncie. Otrzepałem sierść, pozbywając się brunatnego pyłu, wzbijając niewielką chmurę w tym samym kolorze w powietrze. Odetchnąłem głęboko, jakby z ulgą. Miałem przeczucie, że dalsza droga będzie spokojna.
Zmęczenie nie dawało co prawda o sobie zapomnieć. Przenikało boleśnie wszystkie członki, osłabiało mięśnie, sprawiało, że marzyłem tylko o jak najdłuższym śnie. Niekiedy traciłem panowanie nad własnymi łapami, zataczając się, innym razem z trudem powstrzymywałem powieki przez opadnięciem na ślepia. Mogłem jednak w całej sytuacji dostrzec jeden plus - Biały Mech całkiem przestał działać. Już od czasu wejścia w boczną uliczkę halucynację przestawały mnie dręczyć, a teraz - zniknęły na dobre. Na powrót byłem pewien tego, gdzie i po co idę.
Bezbłędnie wybierałem ulicę, tym razem mając w głowie rozległą i bardzo dokładną mapę Miasta. W mgnieniu oka rozpoznawałem każdy zakręt i załom, a rozdroża przywodziły mi na myśl różne wspomnienia i wskazówki, które nieraz dawałem sam sobie, bądź też porady, którymi uraczył mnie Xavier. Każdy większy budynek wyglądał znajomo, a niewielkie gruzowiska czy dziury w jezdni nie robiły już na mnie wrażenia. Spodziewałem się ich przecież w miejscach, w których faktycznie były.
Snułem się po ulicach jednostajnym, dosyć szybkim krokiem, pewnie pokonując kolejne alejki. Mimo przeczucia, że wszystko pójdzie dobrze, czujnie wypatrywałem jakiegokolwiek zagrożenia, które jednak nie nadeszło. Wkrótce dotarłem do mostu, bez większego problemu wymijając kilka szwendaczy, które się na nim znajdowały. Przyspieszyłem kroku, zręcznie wymijając niebezpieczne jednostki i, zanim się obejrzałem, byłem już po drugiej stronie. Zręcznym susem przeskoczyłem barykadę, by znaleźć się na terenie Metra. Całkiem wyczerpany wtoczyłem się do jednego z tuneli, prawie wpadając na stojącego tam psa.
Zaskoczony, gwałtownie poderwałem łeb, tylko po to, by spojrzeć na na, niezbyt zresztą przyjazny, pysk generała.
- O, Romek. Już myślałem, że coś cię tam zeżarło - burknął bez przejęcia, o dziwo nie rugając mnie za to, że w niego wyrżnąłem.
Przymrużyłem oczy i nieznacznie zmarszczyłem pysk, starając się nie powiedzieć niczego przepełnionego wrogością. O tej godzinie ostatnim, co chciałem usłyszeć, były przytyki Xaviera.
- Dobrze cię widzieć - na pysku samca pojawił się jakby cień uśmiechu, sam Xav zaś odwrócił się i ruszył w głąb tunelu, zostawiając mnie niemego z zaskoczenia.
Zaliczenie
twoja wyprawa została zaakceptowana
+ 2 Siła, + 1 Szybkość, + 13 Kości |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz