" Dzisiaj uzupełnisz zapasy ryb " — usłyszawszy ów słowa ze strony jednego z przywódców, odrobinę zaskoczona Betelgeza powróciła do świata żywych, tym razem już uważnie i ze stoickim spokojem wyłapując każde zdanie wypowiedziane przez Blodhundur oraz Malcolma. Przywódcy wyjaśnili jej jeszcze, gdzie ma się udać i wytłumaczyli jak tam dojść, aby czasem się nie zagubiła. Ta w ramach odpowiedzi, z namysłem kiwała łbem, w myślach powtarzając ich słowa wyjaśniające drogę. Jako zakończenie rozkazu, Betelgeza dostała metalowe wiadro, w którym to miała złowiony łup umieścić.
Nie zwlekając z wykonaniem polecenia, czarno-biała natychmiast zabrała się do działania. W zęby chwyciła uchwyt metalowego przedmiotu i szeroko uśmiechnięta ruszyła co tchu, opuszczając bazę. Wczesny poranek napawał sukę ogromnym optymizmem, miała nadzieję, że jej łów będzie owocny. Przecież złapanie ryb nie musi być takie trudne, prawda?
Droga jak na razie mijała jej bardzo spokojnie. W jej uszach roznosił się cichy brzęk wiadra, a w pysku czuła metaliczny posmak, który jednak jej nie przeszkadzał. Wiatr muskał jej sierść i delikatnie łaskotał po pysku. Na zewnątrz nie było ani za gorąco, ani za zimno, było wprost idealnie i przyjemnie.
Wszystko zapewne poszłoby jak z płatka, gdyby nie to, że na świecie wszędzie panoszyły się żywe truchła. Samica musiała więc porzucić swe słodkie marzenia, gdyż rzeczywistość szybko jej o sobie przypomniała.
Cała ulica zapełniła się hordą zombie, Betelgeza nie miała szans, aby przejść, nie będąc zauważoną. Zjeżyła sierść na karku, stercząc jak głupia, wędrując spojrzeniem po licznej grupie chodzących trupów. Odór szwendaczy dotarł do jej nozdrzy, powodując na jej pysku nieznaczne skrzywienie. Szybko zaczęła myśleć, która z dróg mogłaby zaprowadzić ją nad rzekę.
Pierw przed sobą dostrzegła kanał. Porzuciła jednak pomysł, aby wejść do jego wnętrza, ponieważ nie była pewna, czy na pewno jest w nim bezpiecznie i czy w ogóle zaprowadzi ją do wyznaczonego miejsca. Wybrała więc, jej zdaniem, bezpieczniejszą drogę przez ulicę.
Nie zwlekając z wykonaniem polecenia, czarno-biała natychmiast zabrała się do działania. W zęby chwyciła uchwyt metalowego przedmiotu i szeroko uśmiechnięta ruszyła co tchu, opuszczając bazę. Wczesny poranek napawał sukę ogromnym optymizmem, miała nadzieję, że jej łów będzie owocny. Przecież złapanie ryb nie musi być takie trudne, prawda?
Droga jak na razie mijała jej bardzo spokojnie. W jej uszach roznosił się cichy brzęk wiadra, a w pysku czuła metaliczny posmak, który jednak jej nie przeszkadzał. Wiatr muskał jej sierść i delikatnie łaskotał po pysku. Na zewnątrz nie było ani za gorąco, ani za zimno, było wprost idealnie i przyjemnie.
Wszystko zapewne poszłoby jak z płatka, gdyby nie to, że na świecie wszędzie panoszyły się żywe truchła. Samica musiała więc porzucić swe słodkie marzenia, gdyż rzeczywistość szybko jej o sobie przypomniała.
Cała ulica zapełniła się hordą zombie, Betelgeza nie miała szans, aby przejść, nie będąc zauważoną. Zjeżyła sierść na karku, stercząc jak głupia, wędrując spojrzeniem po licznej grupie chodzących trupów. Odór szwendaczy dotarł do jej nozdrzy, powodując na jej pysku nieznaczne skrzywienie. Szybko zaczęła myśleć, która z dróg mogłaby zaprowadzić ją nad rzekę.
Pierw przed sobą dostrzegła kanał. Porzuciła jednak pomysł, aby wejść do jego wnętrza, ponieważ nie była pewna, czy na pewno jest w nim bezpiecznie i czy w ogóle zaprowadzi ją do wyznaczonego miejsca. Wybrała więc, jej zdaniem, bezpieczniejszą drogę przez ulicę.
Betelgeza postanawia się wycofać i iść równoległą ulicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz