Podstawowe informacje
Statystyki
Aparycja
• Rasa — Owczarek niemiecki
• Wygląd zewnętrzny — Jej sylwetka jest mocna, harmonijna i podatna do wpisania w prostokąt. Pokrywa ją podwójna sierść tworzona przez gęsty i twardy włos okrywowy i obfity i miękki podszerstek. Jej umaszczenie, czarne podpalane, należy do tych najczęściej spotykanych u przedstawicieli jej rasy. Cechują ją ponadto stojące, ostro zakończone uszy, brązowe oczy w kształcie migdału oraz czarny nos. Posiada również długi szablasty ogon.
• Waga — 28 kg
• Wzrost — 59 cm
• Głos — Cher
• Wygląd zewnętrzny — Jej sylwetka jest mocna, harmonijna i podatna do wpisania w prostokąt. Pokrywa ją podwójna sierść tworzona przez gęsty i twardy włos okrywowy i obfity i miękki podszerstek. Jej umaszczenie, czarne podpalane, należy do tych najczęściej spotykanych u przedstawicieli jej rasy. Cechują ją ponadto stojące, ostro zakończone uszy, brązowe oczy w kształcie migdału oraz czarny nos. Posiada również długi szablasty ogon.
• Waga — 28 kg
• Wzrost — 59 cm
• Głos — Cher
Charakter
Kiedyś, wtedy, kiedy wszystko było prostsze, gdy po świecie nie wędrowały żywe trupy, a ona nie musiała wieść tak dziwnego i trudnego dla niej życia, opowiedzenie o charakterze Catelyn było znacznie prostsze. Stało się jednak to, co się stało, i trzeba się z tym pogodzić. Świat się zmienił, a razem z nim zmieniła się Cat. Jest zagubiona, zagubiona w nowej sytuacji, przed którą została postawiona, zagubiona we własnych emocjach, z których większości nigdy wcześniej nie musiała czuć. Próbuje być twarda lub przynajmniej twardą udawać, lecz w głębi jest jak szczeniak, który nawet nie widzi jeszcze wyraźnie. Nie wie, co może przynieść jutro i to najbardziej ją przeraża, bardziej od szwendaczy. Do innych psów, z którymi dane jest jej teraz zamieszkiwać ruiny miasta, odnosi się z ostrożnością, ale i uprzejmością oraz życzliwością. Jest wszak nauczoną dobrych manier psią damą, nic tu nie ma do rzeczy fakt, że teraz owa dama oczyszcza tereny sfory z zombie. Kroczy zawsze wyprostowana, nieważne, czy z pyskiem trzymanym pewnie w górze, czy podczas węszenia tuż przy ziemi - gdy nie czuje pewności siebie, stara się ją jakoś u siebie zbudować swoją postawą. Rozmowy nie wychodzą jej dobrze, nie te, które prowadzone są tu - zna się na gadkach szmatkach prowadzonych przez psiaki z wyższych sfer, nikt nie nauczył jej tego, jak rozmawiać, gdy w każdej chwili szwendacz może odgryźć jej głowę. Dlatego zazwyczaj milczy lub mówi mało, lecz na bieżąco analizuje sytuację i uważnie słucha słów swego rozmówcy. Z wykonywaniem poleceń nie ma również problemów, jak jej się zdaje nie potrafiłaby być w pełni panią własnego losu, więc wręcz cieszy się, że ma kogoś, w postaci generała czy przywódcy, kto może wskazać jej kierunek.
Historia
Początek jej żywota zdawał się być istną sielanką. Urodzona w dość niewielkiej, lecz za to prezentującej wysoki poziom hodowli, jako jedyna suczka w liczącym pięcioro szczeniąt drugim miocie swojej matki. Już na samym starcie stała się więc ulubienicą właścicielek hodowli, prywatnie sióstr, ich małą księżniczką. Rozważały one nawet możliwość, by ją zachować w swym domostwie, lecz gdy nadszedł ten czas, gdy była wystarczająco duża, by zostać sprzedana, a u ich progu pojawiła się elegancko ubrana para, zdecydowały się, czy raczej pieniądze owych ludzi zdecydowały za nie, oddać ją w ich ręce.
Tym oto sposobem siedmiotygodniowa suczka owczarka niemieckiego, od tego momentu szczycąca się nowym imieniem, trafiła do dużego domu z równie okazałym ogrodem, gdzie nie musiała robić nic innego, niż cieszyć się życiem. Godzinami uganiała się za przylatującymi całymi gromadami do wonnych kwiatów motyli, chodziła krok w krok za swoimi właścicielami czy pojawiającym się czasem w domostwie personelem, takim jak sprzątaczki czy kucharze (jeden z kucharzy, francuz Philippe, był jej zdecydowanym faworytem, ze względu na fakt, że zawsze pozwalał jej degustować przyrządzane przez siebie potrawy). Zdarzały się również spotkania towarzyskie, kiedy to miała okazję spędzać czas z pupilami partnerów handlowych swego właściciela. A to, jak się okazało, doprowadziło do początku końca jej świata.
Royal był wiecznie działającym jej na nerwy przedstawicielem tej samej rasy, co ona. Był od niej nieco starszy, ale o wiele bardziej infantylny. Musiała jednak znosić jego towarzystwo - ich właściciele byli wspólnikami. Na dobrych stosunkach psów zależało im również dlatego, że chcieli w przyszłości, gdy dorosną, raz czy dwa skłonić ich do posiadania wspólnego potomstwa. Młody pies cały czas przechwalał się również swoimi częstymi ucieczkami i bójkami z ulicznymi psami. Lubił atakować także ją, nieraz wbijając kły w jej ciało aż do krwi.
Wirus Sen-h19 nie opuszczał nagłówków gazet już od dłuższego czasu, gdy pojawiły się wieści, że roznoszą je psy. Z racji, że młody synek właścicieli Catelyn niedługo wcześniej zmarł na tę chorobę, oczywiste było, że suczka nie jest już mile widziana w swoim domu, u boku swych ludzi. Royal tego samego dnia, ze względu na chorobę swego właściciela, został zastrzelony, ona zaś została wywieziona gdzieś daleko i pozostawiona przy trasie szybkiego ruchu. Gdy ktoś spróbował ją potrącić, uciekła w gęste zarośla, które z czasem zaczęły się przeistaczać w las.
Nie wiedziała, jak długo wędrowała od tamtego momentu. Żywiła się tym wszystkim, co znalazła, głównie roślinami, których zapach zdawał jej się być znośny. Po jakimś czasie zaczęła uczyć się polować na napotkane zwierzęta - szło jej to marnie, lecz czasami bardziej ospały niewielki zwierzak trafiał do jej brzucha. Im dalej wędrowała, tym częściej spotykała też ciała, czasem wręcz ich sterty. Zdarzały się ciała przywiązanych do drzew czy odkopanych z ziemi przez dzikie zwierzęta psów, zdarzały się też rozkładające się już ciała ludzi. Te na początku omijała szerokim łukiem, lecz w końcu innych źródeł pożywienia zaczęło brakować, więc i one dołączyły do jej haniebnego jadłospisu.
Łapy poniosły ją do miasta, opuszczonego, jak jej się zdawało. Gdy wyszła jednak ze swej kryjówki, opuszczonego sklepu, po kilku godzinach odpoczynku, by zdobyć jakieś pożywienie, napotkała na pierwszą żywą duszę - czy może jednak nieżywą? Był to człowiek, od którego aż bił ten zapach, który wyczuwała, gdy żywiła się martwymi ciałami. Żadne z jego zachowań nie przypominało zachowania ludzkiego, był czymś dzikim, sterowanym jedynie przez pierwotne instynkty - zombie, szwendaczem, jak miała się później dowiedzieć. W niej również zwyciężyły w tamtym momencie pierwotne instynkty, co do których posiadania nie była nawet do tej pory pewna. Obnażyła kły i, gdy to nie pomogło, skoczyła. Zaatakowała, walczyła, bez pojęcia kłapiąc pyskiem na prawo i lewo, instynktownie unikając przy tym kontaktu z zębami i paznokciami żywego trupa. Wygrała, jak się okazało, gdy choć trochę pozbyła się emocji, przez które była otumaniona, tylko i wyłącznie dzięki temu, że udało jej się dobrze wycelować - w szyję, którą po chwili zaczęła gryźć bez opamiętania, prawie pozbawiając głowy reszty ciała i pozbawiając życia istotę, która powinna być już go pozbawiona.
Stojącą nad ponownie martwym ciałem zastał ją jakiś pies - teraz nie byłaby w stanie stwierdzić, który z członków sfory to był. To on zaprowadził ją do metra, dzięki czemu stała się częścią tej osobliwej według niej wspólnoty. Przeszła też przez odpowiednie szkolenia, dzięki którym może się nazywać szeptaczem, by móc z większym pojęciem robić to, co uczyniła już wiedziona przez sam instynkt.
Tym oto sposobem siedmiotygodniowa suczka owczarka niemieckiego, od tego momentu szczycąca się nowym imieniem, trafiła do dużego domu z równie okazałym ogrodem, gdzie nie musiała robić nic innego, niż cieszyć się życiem. Godzinami uganiała się za przylatującymi całymi gromadami do wonnych kwiatów motyli, chodziła krok w krok za swoimi właścicielami czy pojawiającym się czasem w domostwie personelem, takim jak sprzątaczki czy kucharze (jeden z kucharzy, francuz Philippe, był jej zdecydowanym faworytem, ze względu na fakt, że zawsze pozwalał jej degustować przyrządzane przez siebie potrawy). Zdarzały się również spotkania towarzyskie, kiedy to miała okazję spędzać czas z pupilami partnerów handlowych swego właściciela. A to, jak się okazało, doprowadziło do początku końca jej świata.
Royal był wiecznie działającym jej na nerwy przedstawicielem tej samej rasy, co ona. Był od niej nieco starszy, ale o wiele bardziej infantylny. Musiała jednak znosić jego towarzystwo - ich właściciele byli wspólnikami. Na dobrych stosunkach psów zależało im również dlatego, że chcieli w przyszłości, gdy dorosną, raz czy dwa skłonić ich do posiadania wspólnego potomstwa. Młody pies cały czas przechwalał się również swoimi częstymi ucieczkami i bójkami z ulicznymi psami. Lubił atakować także ją, nieraz wbijając kły w jej ciało aż do krwi.
Wirus Sen-h19 nie opuszczał nagłówków gazet już od dłuższego czasu, gdy pojawiły się wieści, że roznoszą je psy. Z racji, że młody synek właścicieli Catelyn niedługo wcześniej zmarł na tę chorobę, oczywiste było, że suczka nie jest już mile widziana w swoim domu, u boku swych ludzi. Royal tego samego dnia, ze względu na chorobę swego właściciela, został zastrzelony, ona zaś została wywieziona gdzieś daleko i pozostawiona przy trasie szybkiego ruchu. Gdy ktoś spróbował ją potrącić, uciekła w gęste zarośla, które z czasem zaczęły się przeistaczać w las.
Nie wiedziała, jak długo wędrowała od tamtego momentu. Żywiła się tym wszystkim, co znalazła, głównie roślinami, których zapach zdawał jej się być znośny. Po jakimś czasie zaczęła uczyć się polować na napotkane zwierzęta - szło jej to marnie, lecz czasami bardziej ospały niewielki zwierzak trafiał do jej brzucha. Im dalej wędrowała, tym częściej spotykała też ciała, czasem wręcz ich sterty. Zdarzały się ciała przywiązanych do drzew czy odkopanych z ziemi przez dzikie zwierzęta psów, zdarzały się też rozkładające się już ciała ludzi. Te na początku omijała szerokim łukiem, lecz w końcu innych źródeł pożywienia zaczęło brakować, więc i one dołączyły do jej haniebnego jadłospisu.
Łapy poniosły ją do miasta, opuszczonego, jak jej się zdawało. Gdy wyszła jednak ze swej kryjówki, opuszczonego sklepu, po kilku godzinach odpoczynku, by zdobyć jakieś pożywienie, napotkała na pierwszą żywą duszę - czy może jednak nieżywą? Był to człowiek, od którego aż bił ten zapach, który wyczuwała, gdy żywiła się martwymi ciałami. Żadne z jego zachowań nie przypominało zachowania ludzkiego, był czymś dzikim, sterowanym jedynie przez pierwotne instynkty - zombie, szwendaczem, jak miała się później dowiedzieć. W niej również zwyciężyły w tamtym momencie pierwotne instynkty, co do których posiadania nie była nawet do tej pory pewna. Obnażyła kły i, gdy to nie pomogło, skoczyła. Zaatakowała, walczyła, bez pojęcia kłapiąc pyskiem na prawo i lewo, instynktownie unikając przy tym kontaktu z zębami i paznokciami żywego trupa. Wygrała, jak się okazało, gdy choć trochę pozbyła się emocji, przez które była otumaniona, tylko i wyłącznie dzięki temu, że udało jej się dobrze wycelować - w szyję, którą po chwili zaczęła gryźć bez opamiętania, prawie pozbawiając głowy reszty ciała i pozbawiając życia istotę, która powinna być już go pozbawiona.
Stojącą nad ponownie martwym ciałem zastał ją jakiś pies - teraz nie byłaby w stanie stwierdzić, który z członków sfory to był. To on zaprowadził ją do metra, dzięki czemu stała się częścią tej osobliwej według niej wspólnoty. Przeszła też przez odpowiednie szkolenia, dzięki którym może się nazywać szeptaczem, by móc z większym pojęciem robić to, co uczyniła już wiedziona przez sam instynkt.
Pozostałe informacje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz