Podstawowe informacje
Statystyki
Aparycja
• Rasa — Owczarek w typie border collie i proszę, nie doszukuj się rodowodu z jednego, prostego powodu - łatwo go nie znajdziesz. Cynthia jest owocem spontanicznej miłości, pochodzącej od ciemnego wilczura i skundlonego aussie.
• Wygląd zewnętrzny — Pierwsze, co zwróci twoją uwagę w aparycji Hany, to kontrastujące z sierścią ślepia. Błyszczące i pełne życia oczęta o barwie jasnego bursztynu, zazwyczaj napełnione są entuzjazmem i zapałem do ciężkiej pracy. Liche ciałko okrywa futro o jednolitym, ciemnym kolorze - jedynie na pyszczku, przednich łapach i kufie barwa zmieni się na mlecznobiały. Sierść jest miękka, przyjemna w dotyku i dobrze wywiązuję się ze swoich obowiązków, ogrzewając owczarka nawet w najzimniejsze noce.
Okalające Hankę włosie zawsze jest w doskonałym porządku, dzięki czemu samica zawsze sprawia wrażenie zadbanej i dbającej o swój wygląd - co kłamstwem nie jest. Lekko oklapnięte uszy i gęsty ogon dopełniają wizerunku suczki, nadając jej przyjaznego, niekiedy czujnego wyglądu. Ni to chude, ni to grube, ot, stoi sobie na czterech patykowatych nogach i gapi się na ciebie bezczelnie, z niepokojem w spojrzeniu. Hana nie sprawia wrażenia psa silnego i taka nie jest; na jej ciele nie rysują się żadne widoczne mięśnie i jedyne na czym może polegać, to na swojej wyćwiczonej kondycji czy pierwotnych odruchach.
• Waga — Zwyczajowo jest to coś w okolicach dwudziestu dwóch kilogramów.
• Wzrost — Około pięćdziesięciu centymetrów.
• Głos — Ruelle
• Wygląd zewnętrzny — Pierwsze, co zwróci twoją uwagę w aparycji Hany, to kontrastujące z sierścią ślepia. Błyszczące i pełne życia oczęta o barwie jasnego bursztynu, zazwyczaj napełnione są entuzjazmem i zapałem do ciężkiej pracy. Liche ciałko okrywa futro o jednolitym, ciemnym kolorze - jedynie na pyszczku, przednich łapach i kufie barwa zmieni się na mlecznobiały. Sierść jest miękka, przyjemna w dotyku i dobrze wywiązuję się ze swoich obowiązków, ogrzewając owczarka nawet w najzimniejsze noce.
Okalające Hankę włosie zawsze jest w doskonałym porządku, dzięki czemu samica zawsze sprawia wrażenie zadbanej i dbającej o swój wygląd - co kłamstwem nie jest. Lekko oklapnięte uszy i gęsty ogon dopełniają wizerunku suczki, nadając jej przyjaznego, niekiedy czujnego wyglądu. Ni to chude, ni to grube, ot, stoi sobie na czterech patykowatych nogach i gapi się na ciebie bezczelnie, z niepokojem w spojrzeniu. Hana nie sprawia wrażenia psa silnego i taka nie jest; na jej ciele nie rysują się żadne widoczne mięśnie i jedyne na czym może polegać, to na swojej wyćwiczonej kondycji czy pierwotnych odruchach.
• Waga — Zwyczajowo jest to coś w okolicach dwudziestu dwóch kilogramów.
• Wzrost — Około pięćdziesięciu centymetrów.
• Głos — Ruelle
Charakter
Patrząc w oczy Hany, ujrzysz rządzący jej światem paradoks. Chodząca wariatka-karzełek o dużym serduszku, kłapiąca na wszystkich zębami.
Hana zawsze była rozdarta pomiędzy swymi pragnieniami a tym, co podsuwało jej życie. Fatum urządziło sobie komedię na podstawie jej żywota i nadal kontynuuje ten straszliwy dla suki proceder. Im bardziej szuka oparcia i przyjaźni, tym bardziej inne psy pałają do niej nienawiścią. Mimo że Hanka nie zna powodu, czemu tak miałoby się dziać, to mimowolnie to zaakceptowała. Zaczęła unikać jakichkolwiek kontaktów z innymi przedstawicielami jej gatunku i zdała się całkowicie na siebie. Zaszło to w tak dalekim kierunku, że na widok obcego psa mimowolnie szykuje się do ucieczki. Przeraźliwie boi się krzywdy, jaką może jej uczynić drugi pies. Wie, że jeśli się do kogoś przywiąże i go straci, w jej serce wkradnie się ogromny ból, który będzie ją miażdżył przez wiele tygodni. Wyrobiła więc w sobie pewne odruchy, które mogą znacząco utrudniać zawieranie z nią jakichkolwiek kontaktów. I choć samica jest typem dobrej duszyczki, z biegiem miesięcy nauczyła się tę cechę skutecznie tłumić.
Haneczka, mimo odruchów dobrego serca, ma czasami przebłyski bezwzględności. Najczęściej, gdy fala kurczowo ukrywanego bólu skumuluje się gdzieś w tyle głowy, a potem niespodziewanie wybuchnie, niszcząc jej postrzeganie świata. W takich momentach ucieka od wszystkiego i potrzebuje chwili ciszy, aby doprowadzić się do porządku. Robi to w samotności i odosobnieniu.
Jaka jest natomiast Hanka, gdy zapiszesz się jej dobrze w pamięci? Na pewno o tobie nie zapomni, to trzeba zaznaczyć. Pozdrowi cię, wysłucha i przytaknie lub palnie łapą w łeb, uświadamiając ci jak głupie jest to, co mówisz. Jest typem psa, który bardziej zaczyna przypominać starszą siostrę, która będzie cię zawsze trzymała za rączkę. Gdy trzeba będzie, pomoże - choćby za cenę własnego honoru. Niełatwo jest ją urazić i Haneczka nie zraża się, gdy ktoś coś na nią nagada. I choć słowa mają dla niej ogromną wagę, to nie bierze większości plotek do siebie. Psy będą gadać zawsze i to się nie zmieni.
Cynthia ma ogromnego fioła na punkcie porządku i nie chodzi tu tylko o ład fizyczny, o który ciągle zażarcie walczy. Jest bardzo zdyscyplinowana i nie ma dla niej rzeczy niemożliwych do spróbowania. Wszystko w jej głowie musi być doskonale zaplanowane i w rozumowaniu Hany nie ma miejsca na puste luki. Potrafi dostrzec szczegóły i różne analogie tam, gdzie inni widzą jedynie określony symbol. Szybko łączy fakty i niełatwo jest ją wprowadzić w pole - prędzej ona się dowie o twym zamiarze, aniżeli ty zaczniesz wprowadzać swój plan w życie.
Hanka cięty język ma, tego ukryć nie można. Dla niej nie istnieje takie coś jak kultura i jeśli naprawdę się zdenerwuje, jest w stanie bezwzględnie cię wyzwać i zmieszać gorzko z błotem. Gdy ochłonie, zaczyna żałować swych słów, jeśli dojdzie do niej, że przesadziła. Czasami jej wypowiedzi nacechowane są ogromem ironii i cynizmu, co czyni ją niełatwą w prowadzeniu normalnej konwersacji. Jedynym plusem jest to, że Hana jest bardzo słowna i jeśli już coś mówi, możesz to traktować jako wieczne przyrzeczenie. Jeśli wyszepcze, że coś zrobi, to choćby miała stracić życie, uczyni to.
Ma głęboki uraz do faktu, że wiele psów ją po prostu przewyższa posturą fizyczną. Nie można ukryć, że matka natura nie obdarowała Haneczki ciałem pełnym wielu walorów. Spokojnie trzeba powiedzieć, że jest to jej jedyny kompleks - przy większości członków stada wygląda jak niewysokie, ale wyrośnięte szczenię. Zawzięła się, że mimo to silna będzie i nie da się łatwo pokonać. Wiedząc, że nie ma szans nabrać siły, stara się ćwiczyć na tle szybkości i wytrzymałości.
Cynthia naprawdę stara się przestrzegać zasad, które matka wyryła jej w pamięci jeszcze za szczeniaka. I choćby nie wiadomo jak infantylnie by brzmiały, samica te fragmenty traktuje jako sanktuarium jej dzieciństwa i fundamenty dalszego życia. I choć brzmią one tak prosto, jak "bądź po prostu dobra, ale nie zapomnij o sobie", to samica trzyma się ich.
Do każdej nowej możliwości czy innej drogi rozwiązania Hana jest bardzo sceptycznie nastawiona. Woli podążać swoimi wydreptanymi dróżkami i być dobrze pewna, tego, co ją spotka, niźli potem cierpieć przez swoją niewiedzę. Odnosi się to do jej każdego spotkania z nowo poznanym psem czy rzeczą, co czyni ją bardzo, wręcz przesadnie ostrożną. Podzieli się głośno swoim pomysłem, ale nigdy nie wyskoczy, aby być jego wykonawcą. Uważa, że między byciem odważnym a głupim jest bardzo cienka granica.
Od śmierci swojej matki nie potrafi spokojnie spać. Nie chodzi o to, że suka miewa koszmary, tylko o fakt, że nie potrafi czasami choćby zasnąć. Najczęściej jedynie niespokojnie drzemie i ciągle się wybudza, choć ma złudne poczucie bezpieczeństwa i ciszę. Hanka ogranicza sen do minimum, wiedząc, że i tak jej nie służy.
Hana zawsze była rozdarta pomiędzy swymi pragnieniami a tym, co podsuwało jej życie. Fatum urządziło sobie komedię na podstawie jej żywota i nadal kontynuuje ten straszliwy dla suki proceder. Im bardziej szuka oparcia i przyjaźni, tym bardziej inne psy pałają do niej nienawiścią. Mimo że Hanka nie zna powodu, czemu tak miałoby się dziać, to mimowolnie to zaakceptowała. Zaczęła unikać jakichkolwiek kontaktów z innymi przedstawicielami jej gatunku i zdała się całkowicie na siebie. Zaszło to w tak dalekim kierunku, że na widok obcego psa mimowolnie szykuje się do ucieczki. Przeraźliwie boi się krzywdy, jaką może jej uczynić drugi pies. Wie, że jeśli się do kogoś przywiąże i go straci, w jej serce wkradnie się ogromny ból, który będzie ją miażdżył przez wiele tygodni. Wyrobiła więc w sobie pewne odruchy, które mogą znacząco utrudniać zawieranie z nią jakichkolwiek kontaktów. I choć samica jest typem dobrej duszyczki, z biegiem miesięcy nauczyła się tę cechę skutecznie tłumić.
Haneczka, mimo odruchów dobrego serca, ma czasami przebłyski bezwzględności. Najczęściej, gdy fala kurczowo ukrywanego bólu skumuluje się gdzieś w tyle głowy, a potem niespodziewanie wybuchnie, niszcząc jej postrzeganie świata. W takich momentach ucieka od wszystkiego i potrzebuje chwili ciszy, aby doprowadzić się do porządku. Robi to w samotności i odosobnieniu.
Jaka jest natomiast Hanka, gdy zapiszesz się jej dobrze w pamięci? Na pewno o tobie nie zapomni, to trzeba zaznaczyć. Pozdrowi cię, wysłucha i przytaknie lub palnie łapą w łeb, uświadamiając ci jak głupie jest to, co mówisz. Jest typem psa, który bardziej zaczyna przypominać starszą siostrę, która będzie cię zawsze trzymała za rączkę. Gdy trzeba będzie, pomoże - choćby za cenę własnego honoru. Niełatwo jest ją urazić i Haneczka nie zraża się, gdy ktoś coś na nią nagada. I choć słowa mają dla niej ogromną wagę, to nie bierze większości plotek do siebie. Psy będą gadać zawsze i to się nie zmieni.
Cynthia ma ogromnego fioła na punkcie porządku i nie chodzi tu tylko o ład fizyczny, o który ciągle zażarcie walczy. Jest bardzo zdyscyplinowana i nie ma dla niej rzeczy niemożliwych do spróbowania. Wszystko w jej głowie musi być doskonale zaplanowane i w rozumowaniu Hany nie ma miejsca na puste luki. Potrafi dostrzec szczegóły i różne analogie tam, gdzie inni widzą jedynie określony symbol. Szybko łączy fakty i niełatwo jest ją wprowadzić w pole - prędzej ona się dowie o twym zamiarze, aniżeli ty zaczniesz wprowadzać swój plan w życie.
Hanka cięty język ma, tego ukryć nie można. Dla niej nie istnieje takie coś jak kultura i jeśli naprawdę się zdenerwuje, jest w stanie bezwzględnie cię wyzwać i zmieszać gorzko z błotem. Gdy ochłonie, zaczyna żałować swych słów, jeśli dojdzie do niej, że przesadziła. Czasami jej wypowiedzi nacechowane są ogromem ironii i cynizmu, co czyni ją niełatwą w prowadzeniu normalnej konwersacji. Jedynym plusem jest to, że Hana jest bardzo słowna i jeśli już coś mówi, możesz to traktować jako wieczne przyrzeczenie. Jeśli wyszepcze, że coś zrobi, to choćby miała stracić życie, uczyni to.
Ma głęboki uraz do faktu, że wiele psów ją po prostu przewyższa posturą fizyczną. Nie można ukryć, że matka natura nie obdarowała Haneczki ciałem pełnym wielu walorów. Spokojnie trzeba powiedzieć, że jest to jej jedyny kompleks - przy większości członków stada wygląda jak niewysokie, ale wyrośnięte szczenię. Zawzięła się, że mimo to silna będzie i nie da się łatwo pokonać. Wiedząc, że nie ma szans nabrać siły, stara się ćwiczyć na tle szybkości i wytrzymałości.
Cynthia naprawdę stara się przestrzegać zasad, które matka wyryła jej w pamięci jeszcze za szczeniaka. I choćby nie wiadomo jak infantylnie by brzmiały, samica te fragmenty traktuje jako sanktuarium jej dzieciństwa i fundamenty dalszego życia. I choć brzmią one tak prosto, jak "bądź po prostu dobra, ale nie zapomnij o sobie", to samica trzyma się ich.
Do każdej nowej możliwości czy innej drogi rozwiązania Hana jest bardzo sceptycznie nastawiona. Woli podążać swoimi wydreptanymi dróżkami i być dobrze pewna, tego, co ją spotka, niźli potem cierpieć przez swoją niewiedzę. Odnosi się to do jej każdego spotkania z nowo poznanym psem czy rzeczą, co czyni ją bardzo, wręcz przesadnie ostrożną. Podzieli się głośno swoim pomysłem, ale nigdy nie wyskoczy, aby być jego wykonawcą. Uważa, że między byciem odważnym a głupim jest bardzo cienka granica.
Od śmierci swojej matki nie potrafi spokojnie spać. Nie chodzi o to, że suka miewa koszmary, tylko o fakt, że nie potrafi czasami choćby zasnąć. Najczęściej jedynie niespokojnie drzemie i ciągle się wybudza, choć ma złudne poczucie bezpieczeństwa i ciszę. Hanka ogranicza sen do minimum, wiedząc, że i tak jej nie służy.
Historia
Pierwszym jej imieniem była Hana.
Krótkie, szybkie do wymówienia i dla każdego proste w odbiorze. Twórcą tego mienia był jej własny ojciec, którego osobliwy zapach pamięta do dzisiaj. Za szczenięcia nie potrafiła prawidłowo rozpoznać paskudnego odoru ludzi, ale z biegiem tygodni coraz bardziej zaczynała łączyć fakty o swym kochanym ojczulku. Nieważne, o jakich porach przychodził do ich nory z mięsiwem czy ile to razy w ciągu dnia wspinał się po korzeniach starej sosny - zawsze czuć od niego było zwierzęcą czy ludzką posoką. Metalowy zapach wgryzał się w nozdrza młodziutkiej samicy, doszczętnie je ogłupiając. I jeszcze te jego ślepia... niemal zawsze przymknięte i pogrążone w niewyobrażalnej furii. Gdyby nie matka, nie wiadomo, czy szczenięta dożyłyby choćby wieku młodzieńczego. W rodzinie był niczym duch. W dzień polował czy spędzał czas z Lisią - każdą porę księżyca uciekał do swojego człowieka. Hanka nigdy nie rozumiała fenomenu, jaką miłością ojciec darzył tę dziwną istotę skoro nie miał jej dla własnych szczeniaków. Jak opowiadał o jego czułych dłoniach, przyjaznym głosie i kąskach, jakie czasami mu rzucał. Wieczorne opowieści były jedynym miłym wspomnieniem, jakie pozostało po psie bez imienia, podającego się za jej ojca. Podobno wilczur zginął niemal od razu, kiedy to wszystko się zaczęło. Nikt nie wie jak, ale podobno na jego truchle czuć było woń człowieka, do którego co noc chodził. Nikt, oprócz Hany i starej Lisiej nie podszedł wtedy do jego wybebeszonego cielska. Hana nie potrafiła dobrze rozpoznać tego zapachu, ale przyrzekła sobie, że będzie się go wystrzegać jak ognia.
Trochę czulej wymawiała je matka o barwnym głosie. Hana, Hanusia czy Haneczka były nasączone niewyobrażalną miłością, którą została obdarzona samiczka przez swoją rodzicielkę jako najsłabsza w miocie. Miłością, która wkrótce po śmierci partnera szybko zanikła w pośpiechu i dzikiej walce o przetrwanie. Odtąd zaczęła się ucieczka, nie było czasu na nic więcej, niż na szybkie uskoki przed fruwającą śmiercią i charkotem nienawiści większych psów. Lisia zginęła zmiażdżona, kiedy to wpadła w kamienny uskok, a kamienie z góry ją zaskoczyły.
W chwili śmierci matki, zacne mienie Hana zostało jej brutalnie odebrane.
Przychylne dotąd rodzeństwo szybko pokazało, jak wygląda hierarchia, wybijając doszczętnie jakiekolwiek odruchy empatii w swych szeregach. Każdy się podporządkował, ale jedynie najmniejsza miała z tym problem. Od dawna biało czarna suczka była postrzegana jako najsłabsze ogniwo, niosące pomoc nie sobie, a innym. Oddawała jedzenie, gdy ktoś był chudszy od niej czy pocieszała, rozbawiając czy po prostu obdarzając rozmową. Przewodniczka małej sfory, najstarsza w miocie, chciała to zachowanie wytępić lub szybko pozbyć się problemu w postaci słabego członka - wymarzony efekt osiągnęła. Starsza siostra wypędziła Hanę ze stada, doszczętnie raniąc ją nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Godności odebrać sobie nie dała i nigdy już więcej nie pomyślała, o ewentualnym powrocie. Samica ledwo przeżyła ten okres, jakim naznaczone były jej młodzieńcze lata. Przez kilka miesięcy błąkała się samotnie, unikając innych psów i ucząc hardości, której nabrać musiała, jeśli chciała przeżyć.
Przy pierwszym bliskim spotkaniu z człowiekiem, dostała wdzięczne brzmiące imię - Cynthia.
Do tej istoty na początku nie czuła nic, bo spotkała ją przelotnie. Jego piskliwy głos przestraszył ją; woń tej osoby zmieszała się z zapachem zająca, którego Hana właśnie tropiła. Gdy tylko go dojrzała, czającego się w cieniu ogromnej brzozy, uciekła, wiedząc, jakie mogą być konswekwecje. Za drugim razem zawołał ją przeciągłym gwizdem i przyjaźnie wypowiedzianym, nowym imieniem. Suka wiedziała, że chodzi o nią, bo jego dziwne ślepia wpatrzone były w jej wątłe ciało. Za trzecim razem, przyniósł ze sobą resztki jakiegoś dziwnego jedzenia, po którym Hana czuła się przyjemnie syta. Potem suka wyczekiwała jego przybycia i wesoło skomlała na jego widok, gdy tylko kierował swe kroki ku niej. Dwunogi obdarzał ją czułością i opieką, której tak bardzo jej brakowało. Zapewniał bezpieczeństwo i spokojny sen, o którym Hana marzyła przez wiele dni. Spała razem z nim w stalowych wrakach dawnych pojazdów, przemierzała przy nim setki kilometrów i była jego jedynym towarzyszem przez długi czas. A potem schwytali go jego właśni bracia o zdrowych i raźnych obliczach. Hanę postrzelili i myśląc, że jest martwa, wyrzucili ją do lasu. Przez wiele dni leżała w rowie i zlizywała ropę, jaka natrętnie pojawiała się na grzbiecie. Do dzisiaj uznaje fakt, że przeżyła, za cud.
Gdy i on ją w końcu opuścił, Hana przyrzekła sobie, że nigdy już nie użyje swojego dawnego imienia, które wyszło spod pięciopalczastej łapy ludzia - straciła do niego prawa wraz ze śmiercią swojego człowieka. Każdemu przedstawia się jako Hana, ale w głowie zawsze dodaje drugi człon.
Krótkie, szybkie do wymówienia i dla każdego proste w odbiorze. Twórcą tego mienia był jej własny ojciec, którego osobliwy zapach pamięta do dzisiaj. Za szczenięcia nie potrafiła prawidłowo rozpoznać paskudnego odoru ludzi, ale z biegiem tygodni coraz bardziej zaczynała łączyć fakty o swym kochanym ojczulku. Nieważne, o jakich porach przychodził do ich nory z mięsiwem czy ile to razy w ciągu dnia wspinał się po korzeniach starej sosny - zawsze czuć od niego było zwierzęcą czy ludzką posoką. Metalowy zapach wgryzał się w nozdrza młodziutkiej samicy, doszczętnie je ogłupiając. I jeszcze te jego ślepia... niemal zawsze przymknięte i pogrążone w niewyobrażalnej furii. Gdyby nie matka, nie wiadomo, czy szczenięta dożyłyby choćby wieku młodzieńczego. W rodzinie był niczym duch. W dzień polował czy spędzał czas z Lisią - każdą porę księżyca uciekał do swojego człowieka. Hanka nigdy nie rozumiała fenomenu, jaką miłością ojciec darzył tę dziwną istotę skoro nie miał jej dla własnych szczeniaków. Jak opowiadał o jego czułych dłoniach, przyjaznym głosie i kąskach, jakie czasami mu rzucał. Wieczorne opowieści były jedynym miłym wspomnieniem, jakie pozostało po psie bez imienia, podającego się za jej ojca. Podobno wilczur zginął niemal od razu, kiedy to wszystko się zaczęło. Nikt nie wie jak, ale podobno na jego truchle czuć było woń człowieka, do którego co noc chodził. Nikt, oprócz Hany i starej Lisiej nie podszedł wtedy do jego wybebeszonego cielska. Hana nie potrafiła dobrze rozpoznać tego zapachu, ale przyrzekła sobie, że będzie się go wystrzegać jak ognia.
Trochę czulej wymawiała je matka o barwnym głosie. Hana, Hanusia czy Haneczka były nasączone niewyobrażalną miłością, którą została obdarzona samiczka przez swoją rodzicielkę jako najsłabsza w miocie. Miłością, która wkrótce po śmierci partnera szybko zanikła w pośpiechu i dzikiej walce o przetrwanie. Odtąd zaczęła się ucieczka, nie było czasu na nic więcej, niż na szybkie uskoki przed fruwającą śmiercią i charkotem nienawiści większych psów. Lisia zginęła zmiażdżona, kiedy to wpadła w kamienny uskok, a kamienie z góry ją zaskoczyły.
W chwili śmierci matki, zacne mienie Hana zostało jej brutalnie odebrane.
Przychylne dotąd rodzeństwo szybko pokazało, jak wygląda hierarchia, wybijając doszczętnie jakiekolwiek odruchy empatii w swych szeregach. Każdy się podporządkował, ale jedynie najmniejsza miała z tym problem. Od dawna biało czarna suczka była postrzegana jako najsłabsze ogniwo, niosące pomoc nie sobie, a innym. Oddawała jedzenie, gdy ktoś był chudszy od niej czy pocieszała, rozbawiając czy po prostu obdarzając rozmową. Przewodniczka małej sfory, najstarsza w miocie, chciała to zachowanie wytępić lub szybko pozbyć się problemu w postaci słabego członka - wymarzony efekt osiągnęła. Starsza siostra wypędziła Hanę ze stada, doszczętnie raniąc ją nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Godności odebrać sobie nie dała i nigdy już więcej nie pomyślała, o ewentualnym powrocie. Samica ledwo przeżyła ten okres, jakim naznaczone były jej młodzieńcze lata. Przez kilka miesięcy błąkała się samotnie, unikając innych psów i ucząc hardości, której nabrać musiała, jeśli chciała przeżyć.
Przy pierwszym bliskim spotkaniu z człowiekiem, dostała wdzięczne brzmiące imię - Cynthia.
Do tej istoty na początku nie czuła nic, bo spotkała ją przelotnie. Jego piskliwy głos przestraszył ją; woń tej osoby zmieszała się z zapachem zająca, którego Hana właśnie tropiła. Gdy tylko go dojrzała, czającego się w cieniu ogromnej brzozy, uciekła, wiedząc, jakie mogą być konswekwecje. Za drugim razem zawołał ją przeciągłym gwizdem i przyjaźnie wypowiedzianym, nowym imieniem. Suka wiedziała, że chodzi o nią, bo jego dziwne ślepia wpatrzone były w jej wątłe ciało. Za trzecim razem, przyniósł ze sobą resztki jakiegoś dziwnego jedzenia, po którym Hana czuła się przyjemnie syta. Potem suka wyczekiwała jego przybycia i wesoło skomlała na jego widok, gdy tylko kierował swe kroki ku niej. Dwunogi obdarzał ją czułością i opieką, której tak bardzo jej brakowało. Zapewniał bezpieczeństwo i spokojny sen, o którym Hana marzyła przez wiele dni. Spała razem z nim w stalowych wrakach dawnych pojazdów, przemierzała przy nim setki kilometrów i była jego jedynym towarzyszem przez długi czas. A potem schwytali go jego właśni bracia o zdrowych i raźnych obliczach. Hanę postrzelili i myśląc, że jest martwa, wyrzucili ją do lasu. Przez wiele dni leżała w rowie i zlizywała ropę, jaka natrętnie pojawiała się na grzbiecie. Do dzisiaj uznaje fakt, że przeżyła, za cud.
Gdy i on ją w końcu opuścił, Hana przyrzekła sobie, że nigdy już nie użyje swojego dawnego imienia, które wyszło spod pięciopalczastej łapy ludzia - straciła do niego prawa wraz ze śmiercią swojego człowieka. Każdemu przedstawia się jako Hana, ale w głowie zawsze dodaje drugi człon.
Pozostałe informacje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz