Pogodynka
Pora roku: lato
Oto czas, który niegdyś kojarzył się i ludziom, i ich czworonogom z wakacjami. Niektórym dopisywało szczęście i towarzyszyli swym właścicielom w rozmaitych podróżach, inni zaś, przerzucani z rąk do rąk, od babci do ciotki, czuli się odrzuceni i niechciani. W dzisiejszych czasach lato przynosi jedynie nieznośne upały, które błagają o wywieszenie jęzora, a wraz z przygrzewającym słońcem wzmacnia się odór szwendaczy, wędrujących między lasem a ruinami. To także sezon najsilniejszych burz, tornad i innych anomalii pogodowych, siejących chaos. Deszcze są ciepłe, powyłupywane chodniki miasta rozgrzane i gotowe do smażenia na nich jajek, bekonu i poduszek psich łap, a zombie - rozleniwione i spowalniane szybszym rozkładem ciał.
Wędrowny Handlarz
Aktualnie jest nieobecny.
Hej, dzieciaki, chcecie może trochę świeżego towaru? Mam tu coś na młodość, na starość, na szybkiego samobója... A może chcesz żyć wiecznie albo urodzić bachora... ekhem, szczeniaka, bez niczyjej pomocy? No już, chodź, rozejrzyj się, nie pożałujesz! Charcik, zadowolony z zysków, zapewnił psiaki, że niebawem wróci na tereny stada, by ich skroić z kolejnej porcji Kostek. Zrozumiał, że kluczem do sukcesu są zniżki!
Stan Sfory
Stan: Zagrożenie klęską
Mroczne dni nadeszły... Sforzan dopadły rozmaite, ciężkie do zgryzienia nieszczęścia, które przepowiedziała im dwójka przybyszów - A'lel i Viy Curay. Ponadto skąpa ilość łowców w stadzie z wolna zaczyna zbliżać psy do wielkiego głodu, bo ileż pożywienia może zapewnić jeden czy dwójka polujących? Dziś pewne jest jedno: dopóki plagi trwają, nikt nie zazna spokoju, żaden żołądek nie zapełni się do cna, a suchość w pyskach i strach będą nam stale towarzyszyć. Strzeżcie się, bo biada tym, którzy nie dołączą do grupowej akcji ratowania Sfory albo spróbują przetrwać w pojedynkę!

11 maja 2020

Od Catelyn CD. Romulusa

   Nie znała się na gołębiach, tak jak ogólnie nie znała się na ptakach, nie wiedziała też, czy ktokolwiek nienależący do tego gatunku się na nich znał, ale wpatrywała się w to wyglądające na dość spasione ptaszysko i miała wątpliwości, czy mógł się on nadawać do spożycia przez kogokolwiek w pełni zmysłów. Przez większą część swego życia widywała jedynie leniwe, niczego się nie bojące osobniki żyjące w parkach miejskich, dokarmiane okruchami przez starsze panie - one miały prawo być grube, wiodąc pozbawiony problemów i zagrożeń żywot. Ale czy ten, którego miała właśnie przed sobą, miał w tym miejscu i w tych okolicznościach jakieś możliwości, by zaopatrzyć się w dodatkową tkankę tłuszczową, kiedy psy, żyjące we wspólnocie drapieżniki nie były w nią zaopatrzone? Mógł być chory, choć nie miała pojęcia, czy istnieje jakąkolwiek dotykająca gołębie choroba dodająca im ciała. Mógł być zmutowany, jak te szczury o których zdążyła się już nasłuchać, choć nadal nie wiedziała, skąd brały się te mutacje, czy inne stworzenia również mogły jakieś już nabyć i, co w tym przypadku najważniejsze, czy spożywanie takich zwierząt było szkodliwe czy nie.
   Jednocześnie wiedziała, że musi coś upolować. Po pierwsze, powinna ćwiczyć u siebie tę sztukę. Nawet jeśli w sforze byli łowcy, z których zdobyczy mogła w odpowiednich ilościach korzystać, nierozsądnie byłoby zdawać się jedynie na nich. Po drugie, czuła, że powinna w jakiś sposób odwdzięczyć się za to, że mogła teraz należeć do tej społeczności gwarantującej jej lepsze warunki do życia. Nawet jeśli to miało być jedno małe, starawe już prawdopodobnie zwierzę dostarczone do składziku pożywienia raz na jakiś czas, jeśli tylko była w stanie, mogła cokolwiek dać od siebie innym, czyż nie? 
   Postanowiła zaryzykować, raz kozie śmierć, jak mawiała sprzątaczka, która raz na jakiś czas pojawiała się w jej dawnym domu, by zaprowadzić tam większy porządek. Może jeśli ktokolwiek odrobinę się rozchoruje po zjedzeniu tego ptaka, nie będzie wiadomo, że to ona go dostarczyła...? A może będzie miała szczęście i nikt nie zachoruje? 
   Skupiła się bardziej na swoim celu. Nadal nie była zbyt dobra w sztuce polowania, nadal wszystko robiła bardziej na wyczucie niż z jakimkolwiek pojęciem na ten temat, lecz podobno praktyka mogła czynić cuda, więc musiała wciąż próbować. Napięła mięśnie, bo tak jej podpowiadała intuicja, podeszła ostrożnie jeszcze trochę, wciąż krocząc nisko na łapach i odczekała chwilę, próbując wyczuć jak najlepszy moment na atak.
   W końcu skoczyła, by przygwoździć gołębia do ziemi. Ani drgnął, co zaniepokoiło ją jeszcze bardziej. Zmarł na zawał? Już wcześniej był martwy i jakimś cudem trzymał się na nóżkach? Naprawdę był chory i zdecydowanie nie powinna go zabierać do magazynu? Po chwili jednak, może otrzepawszy się z szoku spowodowanego jej atakiem, zaczął się nieco szarpać pod naciskiem jej łap. Nie były to jednak protesty dość silne, by udało mu się oswobodzić. 
   - Przepraszam, ptaszku, ale psy muszą jeść. - Mruknęła cicho, słysząc jego rozpaczliwe gruchanie. Uczyniła z tego swoją zasadę, gdy zaczęła polować, szacunek do zabieranego przez siebie życia, którego kosztem ona (czy teraz inne psy należące do sfory) mogła żyć. 
   Odsunęła nieco łapę, lecz szybko zastąpiła ją pyskiem, którym dość mocno chwyciła szyję ptaka. Ruszyła w stronę centrum i, tym samym, wejścia do metra, od którego zresztą nie miała jeszcze odwagi zapuścić się zbyt daleko.
   Gdy dotarła na miejsce, ptak już dawno przestał się ruszać i jedynie zwisał smutno z jej pyska. Szybko minęła wagony, obok których musiała przejść i do których nie zaglądała, nawet jeśli były otwarte, głowę trzymała nisko, wciąż czując się tu nieco niepewnie. Nie minęła nikogo po drodze, więc już myślała, że kolejne chwile spędzi w samotności, ale w samym magazynie dostrzegła stojącego tyłem do niej psa.
   Był od niej wyższy, znacznie wyższy, śmiała stwierdzić. Całe jego ciało pokrywała krótka i lśniąca czarna sierść, w której, z pomocą światła, mogła dostrzec przebłyski barwy niebieskiej. Mimowolnie ogarnął ją pewnego rodzaju strach, gdy dostrzegła zarysowane wyraźnie pod jego skórą mięśnie. Nie uspokajały jej również liczne blizny, które zdołała dostrzec na jego ciele. 
   Z kimś takim wolała nie zadzierać. Mogła albo uciec i go unikać, albo nie robić sobie w nim wroga. 
   - Dobra robota. - Odezwała się jednak, jednocześnie ujawniając przed nim swoją obecność. Zdecydowanie wolała taki przebieg tego spotkania niż gdyby miał, odwróciwszy się, zostać wytrącony z równowagi przez to, że tu cichutko stała i ją zaatakować.
   Prawie się skrzywiła, zrozumiawszy, że odezwała się, w pysku wciąż trzymając swą zdobycz. Damy nie mówią z pełnym pyskiem, powtarzała jej to każda napotkana suczka należąca do któregokolwiek ze znajomych jej właścicieli. Ale chyba nie była już damą, nie po tym, jak zaczęła polować i walczyć z szwendaczami. Nie zmieniało to jednak faktu, że poczuła bolesne ukłucie w sercu, gdy pomyślała o swoich ludziach. Tęskniła za nimi, bardzo tęskniła. Wiedziała jednak, że nie może wrócić, nie po tym, jak z jej winy zmarł ich synek, nie po tym, jak została przez nich prawie że bez wahania wywieziona daleko od domu. Chyba już po prostu do nich nie należała...
   Samiec odgryzł się jedynie słownie, by móc odwrócić się w jej stronę. Jego ślepia przez chwilę pozostały zmrużone, podrażnione zapewne przez ostre światło wpadające do wnętrza wagonu z kierunku wejścia do niego, przed którym stała. Ona sama miała lepszą widoczność, mogła więc przyjrzeć się lepiej jego przodowi.
   Gdy widziała już jego pysk, przypomniała sobie, że już go kiedyś widziała, lecz nie zwróciła na niego wtedy zbyt dużej uwagi. Był szeptaczem, tak jak ona teraz, widziała go w siedzibie podczas swojej pierwszej wizyty tam. On najprawdopodobniej również nie zwrócił uwagi na nią, choć oczywiście mogła się mylić.
   - Romulus, tak? - Oby tylko pamiętała dobrze imię wypowiedziane przez generała, Xaviera. Nie było ją obecnie stać na wpadki typu pomylenia imienia nowo poznanego psa.
   - A ty to...? - Przesunął ciemnymi oczami po jej sylwetce. Odpowiedzi na swoje pytanie najwyraźniej miała się nie doczekać, a przynajmniej nie teraz. 
   - Catelyn. Od niedawna szeptacz. - Wcześniej ukochany pies domowy, jeśli by to go obchodziło. A na pewno nie obchodziło, dlaczego by miało?
   - Ta, którą znaleźli przy szwendaczu prawie pozbawionym łba? - Jego ton wciąż był chłodny, ale chyba zdobyła choć odrobinę jego zainteresowania. A może po prostu się łudziła?
   - To był impuls. Tak naprawdę nie umiem walczyć. - Mruknęła. Może zbyt pochopnie, pies mógł to w końcu wykorzystać przeciwko niej. Ale może jednak nie był aż tak nieprzyjemnym typem, na jakiego wyglądał i mógł jej pomóc, nauczyć czegoś? 
   Wystarczyło tylko czekać na odpowiedź. Raczej nie zaatakowałby jej od razu, teraz nie było ku temu powodów. Mógł więc jeszcze jedynie wyminąć ją bez słowa.
   Wykorzystała tę chwilę milczenia by wyminąć go powoli, ostrożnie i położyć upolowanego przez siebie gołębia obok szczura, którego dostarczył on.

Romulus?

Bonus

dodatkowa nagroda za +1000 słów
+ 5 Kości, + 1 Siła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz