— Jestem Erge. — mruknąłem, zwracając tym samym ich uwagę.
Choć było ciemno, moim niezawodnym jak dotąd ślepiom nie umknął delikatny grymas, który pojawił się na pysku samca.
— A to Romulus. — rzekł Xavier, nie dając ów Romulusowi dojść do słowa. — Wiecie co macie robić. Ach, i, z łaski swojej, nie pozabijajcie się nawzajem. — Dodał, widocznie rozbawiony całą tą sytuacją, następnie pozostawiając nach samych w niezręcznej ciszy.
Zmierzyłem samca wzrokiem, cóż... było wysoki, przewyższał mnie co najmniej o dwie głowy, jego czarne oczy bacznie obserwowały mój każdy, nawet najmniejszy ruch, a wyraz pyska świadczył o tym, że podobnie jak ja nie był zachwycony faktem, iż musimy razem pracować. Westchnąłem bezradnie i zwyczajnie ruszyłem przed siebie, nie miałem ochoty wdawać się z nim w dyskusję, nie łączyło nas nic innego niż wspólne zadanie, które musieliśmy jak najszybciej wykonać, przecież później i tak nasze drogi by się rozeszły i na nowo stalibyśmy się dla siebie jedynie obcymi psami, które mijają się w pracy, w końcu tak to teraz działa.
Leniwie przebierałem nogami, próbując nie zwracać uwagi na fakt, iż Romulus cały czas mi się przypatrywał, zupełnie tak jakby sądził, że cała ta misja to jeden wielki spisek, a ja miałbym odwalić całą brudną robotę i zwyczajnie się go pozbyć. Co jakiś czas mimowolnie odwracałem nieco łeb z nadzieją, że mój towarzysz znalazł sobie o wiele ciekawszy obiekt do obserwacji, jednak ilekroć nasze wzroki się spotykały, od razu powracałem do wypatrywania szwendaczy.
Nawet się nie zorientowałem, gdy kilka drzew mijanych na początku zamieniły się w jeden, wielki las. Od razu zganiłem się w myślach za chwilę nieuwagi i przystanąłem przy jednym z drzew, uważnie nasłuchując, byłem przekonany, że słyszałem ten paskudny odgłos, który zwiastował, że jesteśmy coraz bliżej naszego celu. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, Romulus sprawnie mnie wyminął i ruszył po wcześniej niewidocznym dla mnie krwawym śladzie, zapewne pozostawionym przez kręcącą się po okolicy kreaturę.
Tym razem to on prowadził, więc miałem świetną okazję, by nieco dokładniej mu się przyjrzeć, mocno widoczne mięśnie, ukryte pod krótką, czarną sierścią zdecydowanie odgrywały ważną rolę w jego niebezpiecznym wyglądzie, w dodatku dałbym sobie łapę odciąć, że gdy promienie słońca padały wprost na Romulusa, w niektórych miejscach czerń zmieniała się w granat.
Nim się obejrzałem, przystanęliśmy na małym wzgórzu, znajdującym się jedynie kilka metrów od ogromnej grupy szwendaczy, która, jak mniemam, od początku była naszym celem. Gdy mój towarzysz raczył się do mnie odwrócić, postanowiłem z tego skorzystać i od razu złapałem z nim kontakt wzrokowy.
— Masz jakikolwiek plan? — zapytałem beznamiętnym głosem, spoglądając mu prosto w oczy.
Romulus?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz