Było niemiłosiernie chłodno. Piździawa, jakiej Haneczce dawno nie było dane doświadczyć. Ciemne chmurzyska kłębiły się nad jej głową i przerażały samym swym wyglądem, nie zostawiając w jej sercu choć cienia nadziei na względnie spokojny powrót do metra. O ile krople deszczu nie były na razie uporczywe, to silne przeciągi pomiędzy ruinami dawnego miasta skutecznie utrudniały jej podróż ze zwierzyną. Wiatr złośliwie oślepiał łaciatą i sprawiał, że ta musiała mrużyć powieki, by cokolwiek dojrzeć. Nie było to pierwszy raz, kiedy pogoda postanawiała jawnie sprzeciwić się poczynaniom upartej Hanki. Chciała wyjść na polowanie? To wyszła, mimo wyraźnych i nieprzekonujących struktur na niebie. I choć łowy się powiodły, bo Haneczka dorwała dużego królika, to nie wiedziała, czy w ogóle zdoła dojść z nim do sfory, choć względnie sucha. Humor poprawiał jej jedynie fakt, że jakiś pies ze sfory najprawdopodobniej zje tego zwierzaka i poczuje sytość w żołądku.
W stadzie była już od pewnego czasu, choć osobiście znała tylko właścicielkę niezwykle osobliwych ślepi i przywódcę w jednym ciele - z innymi członkami jak na razie została na etapie pozdrowienia czy krótkich pytań o pogodę na powierzchni. Na samo wspomnienie ciemnej suki Hana uśmiechnęła się nieznacznie, wiedząc, że tamta może o niej pamiętać. Marne były szanse, aby Niebieskooka w ogóle miała czas na takie rzeczy, ale promyczek nadziei zatlił się złudnie w głowie Haneczki. W końcu frakcja związana z przywództwem nie była niczym, co każdy chciałby wziąć na swoje barki - szczególnie w tych bezlitosnych dla każdego czasach, gdzie śmierć w wielu przypadkach może być zbawieniem. Łaciata obiecała sobie, że jak tylko wróci, podejdzie do najbliższego psa i po prostu zacznie z nim rozmowę, nieważne na jaki temat. Chciała lepiej wykorzystać fakt, że znajduje się w grupie, gdzie psy są wobec niej choć trochę przychylnie nastawione.
Ulewa zaczęła być coraz bardziej dokuczliwa. Krople wody twardo uderzały w każdą powierzchnię, łącznie z grzbietem Hany, która przyśpieszyła do truchtu nie tylko z powodu deszczu. Znalazła się na otwartym terenie dość szerokiej ulicy i nie chciała tracić czasu, idąc okrężną trasą. Ssak coraz bardziej ciążył jej w pysku, choć Hana była pewna, że zwierzak na masie raczej nie przybierał. Kilka przecznic dalej rozległ się paskudny ryk a suka niemalże od razu rzuciła się do biegu. Nie wiedziała gdzie biec, była z każdej strony otoczona ścianami kamienic i pozamykanymi drzwiami. Jeśli najdzie ją horda w tym miejscu, to może nie być ciekawie. Swój ratunek dojrzała przypadkiem i dziękowała niebiosom, że dane jej było to zrobić. Zerwała się gwałtownie i zaczęła wymijać wszystkie przeszkody, jakie stały jej na drodze do wybitego okna. Jeśli wskoczyłaby do budynku, zanim umarli by ją znaleźli, to miałaby szansę się później wymknąć bez ich dzikich krzyków i niezrozumiałych wołań. Wdrapała się przednimi łapami na parapet i z trudem przerzuciła całe ciało na jego powierzchnię. Rzuciła ostrożne spojrzenie na ulicę, widząc majaczące się na horyzoncie postacie. Ostrożnie przeszła obok szkła, które straszyło poszarpanymi krawędziami i niemalże wpadła prosto do ogromnego zbiornika. Dziura w ziemi straszyła wysokością i wyjątkowo małą ilością wody, która zdążyła pokryć się zielonym i śmierdzącym nalotem. Hanka kichnęła i siąknęła nosem, rozchodząca się tutaj specyficzna woń nie była zachęcająca.
Gdy tylko czujne ślepia Hany dostrzegły ruch w dole betonowego wąwozu, sierść czarnej niemal natychmiast się nastroszyła. Jeśli to samotnik, to... Myśli wściekle krążyły w łebku Hany i dopiero po chwili łaciata wyrwała się z bezruchu. A co, jeśli chce zaatakować sforę? Gorzej, co, jeśli ona jest jego celem?
— Kim jesteś? — Hana warknęła i ostrożnie zeskoczyła do suchej dziury.
Stęknęła, kiedy jej łapy ześlizgnęły się po podłodze i samica z trudem utrzymała równowagę. Nikt jej nie odpowiedział, więc suczka zbliżyła się do obcego i w chwili, w której tamten otworzył pysk, aby coś powiedzieć, Hanę przeszedł dreszcz. W ciemności potraktowała to jako sygnał do ataku i skoczyła w stronę psa o kręconym futrze. Kłapnęła zębami przy jego grzbiecie, choć tamta suczka była szybsza. Odskoczyła, zostawiając za sobą dziwny zapach, który był ledwo wyczuwalny w tym miejscu i tłumiony przez gnijącą maź na dnach innych zbiorników. Naglę Hanę olśniło. Czuła zioła. Przecież to musi być zielarka. Przez pierwsze kilka sekund Hana stała w bezruchu, by po chwili diametralnie zmienić swe oblicze. Zaskoczona odwróciła się w stronę suczki o złotym futrze, która teraz kucała z odsłoniętymi kłami i zjeżoną sierścią.
— Ja cię chyba skądś kojarzę — wymamrotała, zawstydzona swoim zachowaniem.
Czuła się naprawdę nieswojo ze świadomością, że chciała ją zaatakować. Ba, niemalże już to uczyniła.
— Naprawdę? Prawie mnie — rzuciła ze złością, choć nie dane było jej dokończyć.
Hana niemalże poczuła metaliczną woń posoki w pysku, kiedy na zza rogu na "górze", kilkanaście metrów od nich, wyłoniły się dwie człapiące po kafelkach postacie. Ich zapach był tak intensywny, że suce zaszkliły się oczy. Walczyć czy uciekać? Hanka odsłoniła kły i zawarczała gardłowo, chcąc choćby samym dźwiękiem odstraszyć napastników. Nieznajoma także ich dostrzegła, choć jej reakcją w porównaniu do łaciatej było natychmiastowe rzucenie się do biegu. Hana stwierdziła po chwili, że nie jest to taki zły pomysł i pobiegła za złotą. Z niemałym trudem wyskoczyły z pustego wgłębienia i ślizgając się po kafelkach, zaczęły szukać drogi ucieczki. Minęły inne wielkie dziury w ziemi i wybiegły wprost na ulicę od strony kolistej kopuły. Zdyszane nie zatrzymywały się, do momentu, kiedy złota nie zniknęła nagle w małej dziurze. Hanka ledwo się tam zmieściła. Kiedy z trudem przeczołgała się przez wąski korytarz, spadła zmęczona na leżącą kupę gruzu.— Kim jesteś? — Hana warknęła i ostrożnie zeskoczyła do suchej dziury.
Stęknęła, kiedy jej łapy ześlizgnęły się po podłodze i samica z trudem utrzymała równowagę. Nikt jej nie odpowiedział, więc suczka zbliżyła się do obcego i w chwili, w której tamten otworzył pysk, aby coś powiedzieć, Hanę przeszedł dreszcz. W ciemności potraktowała to jako sygnał do ataku i skoczyła w stronę psa o kręconym futrze. Kłapnęła zębami przy jego grzbiecie, choć tamta suczka była szybsza. Odskoczyła, zostawiając za sobą dziwny zapach, który był ledwo wyczuwalny w tym miejscu i tłumiony przez gnijącą maź na dnach innych zbiorników. Naglę Hanę olśniło. Czuła zioła. Przecież to musi być zielarka. Przez pierwsze kilka sekund Hana stała w bezruchu, by po chwili diametralnie zmienić swe oblicze. Zaskoczona odwróciła się w stronę suczki o złotym futrze, która teraz kucała z odsłoniętymi kłami i zjeżoną sierścią.
— Ja cię chyba skądś kojarzę — wymamrotała, zawstydzona swoim zachowaniem.
Czuła się naprawdę nieswojo ze świadomością, że chciała ją zaatakować. Ba, niemalże już to uczyniła.
— Naprawdę? Prawie mnie — rzuciła ze złością, choć nie dane było jej dokończyć.
W końcu Hanka odetchnęła głębiej i pozwoliła, by jej płuca wypełniło powietrze do cna przesiąknięte stęchlizną. Nie myślała nawet o króliku, którego truchło musiała zgubić podczas ucieczki. Betonowa wyrwa w ziemi stała się ich ostoją i czymś w rodzaju niespodziewanego ratunku. Kaszlnęła, odkrztuszając resztki dziwnej wody i zamglonym spojrzeniem spojrzała się w stronę złotej. Upewniwszy się, że tamtej względnie nic nie jest, zaczęła rozpatrywać ich pozycję. Podniosła się powoli, otrzepując z resztek drobnego gruzu i z wręcz przesadną ostrożnością obeszła cztery ściany pokryte pleśnią. Nie doszukała się nigdzie zagrożenia, choć miała złe przeczucie wobec tego, co znajdowało się za mosiężnymi drzwiami - na pierwszy rzut oka wydawało się, że były w dość dobrym stanie i raczej spełniały swoją funkcję, polegającą na odgradzaniu tego miejsca od reszty pomieszczeń w budynku. Choć były względnie bezpieczne, Hana nie pozwoliła, aby jej mięśnie się rozluźniły i zaznały choć trochę spokoju. Mając świadomość, że im się upiekło z tą ucieczką, Haneczka westchnęła i z nieukrywanym zadowoleniem rozciągnęła zesztywniałe stawy, nie tracąc przy tym zwyczajowej czujności. Jej spojrzenie nagle zahaczyło o suczkę, która wygładzała swoje futro spod pyłu, jaki się na nim osiadł. Robiła do dokładnie, nie zwracając większej uwagi na otoczenie. Czarna w pewnym sensie ją rozumiała. Hana ostrożnie podeszła do siedzącej w kącie zielarki i pozwoliła sobie na zajęcie miejsca tuż obok niej. Sunia objęła ją swym czujnym spojrzeniem jasnych ślepi i nie ukrywając swej niechęci w stronę łaciatej, zmrużyła podejrzliwie powieki. Biało czarna westchnęła, wyraźnie speszona takim zachowaniem od strony innego psa - mimo, iż wiedziała, że ta ma ku temu bardzo dobre powody. Z jednej strony podziwiała natomiast złotą, iż ona sama jeszcze się w jej stronę nie rzuciła z zębami.
— Słuchaj... — niepewnie zaczęła, starając się dobrać odpowiednie słowa względem sytuacji — Przepraszam za to, że... no wiesz. To, co zrobiłam w tym dziwnym rowie, nie było... miłe. Ani trochę. I chcę, żebyś wiedziała, że jest mi z tego powodu... trochę przykro. Nie miałam bladego pojęcia, że należysz do sfory. Myślałam, że ty... też możesz chcieć mnie zaatakować. Rozumiesz, nie?
Odpowiedzią było fuknięcie pełne złości i długa cisza, przerywana okazjonalnymi oddechami obu psów. W pomieszczeniu było wyjątkowo spokojnie, biorąc pod uwagę, jaka zawierucha panoszyła się po przecznicach miasta.
— Mogłybyśmy zacząć naszą znajomość od nowa? — suczka porzuciła już wszelkie podejrzliwe myśli wobec zielarki i wlepiła w nią swe spojrzenie — Jestem Hana.
Loreen?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz