Podstawowe informacje
Statystyki
Aparycja
• Rasa — Owczarek australijski
• Wygląd zewnętrzny — Jak typowy osobnik swojego gatunku, posiada atletyczną, smukłą budowę ciała. Gęste, lekko falowane futro przypomina białą chmurę, którą poplamiono farbami w kolorach miedzi i ochry. Oczy natomiast wyglądają jak niesamowite zawirowanie brązu z delikatnym muśnięciem bieli, które w blasku słońca mienią się w kolorze bursztynu. Zgrabny pysk o wyraźnym stopie zdobią również delikatnie oklapnięte uszy oraz jasnobrązowy nos. Porusza się lekko i zwinnie, a dzięki okazałemu ogonowi ma dobry zmysł równowagi.
• Waga — 18 kg
• Wzrost — 52 cm
• Głos — Sylwia Banasik
• Wygląd zewnętrzny — Jak typowy osobnik swojego gatunku, posiada atletyczną, smukłą budowę ciała. Gęste, lekko falowane futro przypomina białą chmurę, którą poplamiono farbami w kolorach miedzi i ochry. Oczy natomiast wyglądają jak niesamowite zawirowanie brązu z delikatnym muśnięciem bieli, które w blasku słońca mienią się w kolorze bursztynu. Zgrabny pysk o wyraźnym stopie zdobią również delikatnie oklapnięte uszy oraz jasnobrązowy nos. Porusza się lekko i zwinnie, a dzięki okazałemu ogonowi ma dobry zmysł równowagi.
• Waga — 18 kg
• Wzrost — 52 cm
• Głos — Sylwia Banasik
Charakter
Primrose jest prawdziwym wolnym duchem. Jej obecność łatwo odczuć w grupie, gdyż cechuje się wewnętrznym czarem i kreatywnością. Nie motywuje jej jednak chęć błyszczenia w towarzystwie, a wizjonerska natura, dzięki której potrafi obserwować otaczający świat między wierszami z ekscytacją i zaciekawieniem. Wiecznie nienasycona, niczym idealistka poszukuje w życiu głębszych znaczeń. Kieruje się emocjami, które od zawsze były dla niej ważniejsze od logiki. Pomimo tego, że jest istną duszą towarzystwa, bardziej skora jest do więzi społecznych i emocjonalnych, które dają jej poczucie bezpieczeństwa. Choć początkowo mogłoby się wydawać, że trzyma innych na dystans to w rzeczywistości nietrudno przekroczyć próg, który uwolni w niej bezgraniczne przywiązanie do drugiej istoty. Łączy się to z jej obecnością w drugim życiu, dopóki nie zostanie od niego odcięta. Można wówczas liczyć z jej strony na oddanie, czułość oraz troskę. I pomimo tego, że ceni sobie swobodę i niezależność, w obliczu takich uczuć nietrudno o zmanipulowanie jej.
W towarzystwie ma natomiast przypiętą łatkę „tej radosnej”, na którą pomoc można liczyć o każdej porze dnia i nocy. Pomimo tego, że jej wyraz pyska nie zawsze wykrzywiony w kształcie uśmiechu, to w stwierdzeniu tym jest znaczna doza prawdy. Nawet w najczarniejszym scenariuszu dostrzeże pozytyw, który może się okazać nie na miejscu wobec przykrego wydarzenia. Nie oznacza to jednak, że nie umie trzymać języka za zębami. Potrafi utrzymać swój temperament w ryzach, lecz ma w sobie iskrę szaleństwa, która potrafi zaskoczyć nawet najbliższych przyjaciół w nieoczekiwanej sytuacji. Jej rezolutność połączona z odwagą potrafi przynieść skrajne rezultaty. Nie zniechęca jej to jednak do podjęcia ryzyka, które przez innych może być utożsamiane z głupotą. Nic bardziej mylnego, gdyż pod warstwą dorosłego szczeniaka potrafi wykazać się wyrachowanym umiejętnościom strategicznym. W grupie woli jednak być zgodna i jednoczyć jej członków. Duża potrzeba aktywności sprawia, że można odnieść wrażenie, iż ma niekończący się zapas energii. Nie śpi dużo, a wolny czas chętnie zapełnia pracą, co tylko dowodzi jej lojalności wobec sfory.
W towarzystwie ma natomiast przypiętą łatkę „tej radosnej”, na którą pomoc można liczyć o każdej porze dnia i nocy. Pomimo tego, że jej wyraz pyska nie zawsze wykrzywiony w kształcie uśmiechu, to w stwierdzeniu tym jest znaczna doza prawdy. Nawet w najczarniejszym scenariuszu dostrzeże pozytyw, który może się okazać nie na miejscu wobec przykrego wydarzenia. Nie oznacza to jednak, że nie umie trzymać języka za zębami. Potrafi utrzymać swój temperament w ryzach, lecz ma w sobie iskrę szaleństwa, która potrafi zaskoczyć nawet najbliższych przyjaciół w nieoczekiwanej sytuacji. Jej rezolutność połączona z odwagą potrafi przynieść skrajne rezultaty. Nie zniechęca jej to jednak do podjęcia ryzyka, które przez innych może być utożsamiane z głupotą. Nic bardziej mylnego, gdyż pod warstwą dorosłego szczeniaka potrafi wykazać się wyrachowanym umiejętnościom strategicznym. W grupie woli jednak być zgodna i jednoczyć jej członków. Duża potrzeba aktywności sprawia, że można odnieść wrażenie, iż ma niekończący się zapas energii. Nie śpi dużo, a wolny czas chętnie zapełnia pracą, co tylko dowodzi jej lojalności wobec sfory.
Historia
Zapach bzu i świeżo skoszonej trawy od zawsze przypominał mi dzieciństwo. Czas, kiedy beztrosko bawiłam się z rodzeństwem na bezkresnych polach otaczających farmę dawnych właścicieli. Pamiętam, jak przejęci obserwowaliśmy rodziców pasających bydło, czekając aż zaangażują nas do tej porywającej pracy. Niedoczekanie. Wkrótce na nasze tereny zaczęli zjeżdżać się ludzie o obcym zapachu i porywać członków rodziny. Nie byłam wówczas świadoma, że nie jest to wyrachowane uprowadzenie, a najzwyklejsza adopcja. Trójka rodzeństwa zniknęła z mojego życia niemal błyskawicznie, lecz nie czułam się samotna. Towarzyszył mi brat, którego energiczność również nie okazała się przychylna miastowym. Nasze więzi błyskawicznie zacisnęły się sprawiając, iż staliśmy się jak dwie połówki pomarańczy. Byłam przekonana, że spędzę na farmie resztę swojego życia. Kiedy miałam niespełna rok, tuż przed rozpoczęciem się epidemii, naszą farmę znowu odwiedziła nieznana rodzina. Nie spodziewałam się, że to mój ostatni dzień wśród rodziny. Tym razem padło na mnie.
Mimo wszystko, w szybkim czasie pokochałam swoich nowych właścicieli. I myślę, że z wzajemnością. Zwłaszcza małą Cassie, która wiecznie miała energię na wspólne spacery i ganianie się po parkach. Dużo spędzałam czasu wśród zgiełku miasta, ponieważ zbyt długie przebywanie w domu nie kończyło się dobrze dla dobytku właścicieli. Brakowało mi po prostu ruchu, którego na farmie miałam pod dostatkiem. Miałam przeczucie, że rodzina jest zbyt zapracowana na spędzanie ze mną czasu, ale Cassie zawsze dawała się wyciągnąć do zabawy, nawet gdy odrabiała lekcje. Bardzo ją lubiłam. Była zawsze uśmiechnięta, taka wesoła iskra, która potrafiła rozpromienić cały dzień. Zawsze mówiła na mnie Rosie, powtarzając to imię w kółko i w kółko. Niedługo potem zaczęto przedstawiać mnie jako Primrose, które było połączeniem imion nadanych przez ówczesnych i wcześniejszych właścicieli. Podobało mi się to imię.
Z czasem zauważyłam, jak rodzice i Cassie coraz częściej chodzą ze spuszczoną głową i ponurą miną. Nie wychodziliśmy już tak często na spacery, a jak już wyszliśmy, to twarze ludzi zasłaniały maski lub szale. Pewnego dnia państwo Howardowie mocno się pokłócili. Wiem, że to ja byłam powodem kłótni. Pani Howard próbowała wpłynąć na decyzję męża, a zapłakana Cassie wręcz go o to błagała. Zdając sobie sprawę, że nic nie wskóra, pobiegła do mnie i wtuliła się w moje futro szepcząc, że nie pozwoli mnie skrzywdzić; że mnie nie zostawi.
O świcie Pan Howard zaprowadził mnie do lasu. Nie prowadził mnie na smyczy, a na grubym sznurze, którego koniec mocno oplótł wokół ręki, gdy zatrzymaliśmy się przy masywnym drzewie w głębi lasu. Spojrzał na sztywną gałąź na wysokości jego oczu, a potem na mnie. Nie pozwoliłam mu oderwać od siebie wzroku, przeszywał mnie lęk i strach, gdyż wiedziałam, że nie wydarzy się nic dobrego. Krzyczał, żebym nie patrzyła na niego takim wzrokiem, ale w końcu pękł. Klęknął przede mną, złapał za pysk i powiedział, że nie powinien tego robić. Przywiązał do drzewa, po czym uciekł od mojego nawoływania. Próby wyrwania się z uścisku były bezskuteczne. Lina paralotniowa była nie do przebicia, a sznur na tyle krótki, że nie byłam w stanie dotrzeć do miejsca wiązania, które byłoby po drugiej stronie dębu. Położenie się na kępie liści również było nieosiągalne, więc musiałam zadowolić się pozycją siedzącą. W ten sposób mijały dni i noce, które wypełniało uczucie głodu i pragnienia. Czułam, jak mój organizm powoli odmawia posłuszeństwa i osuwa się wzdłuż kory, zaciskając pętle na szyi. Nie chciałam umierać, nie teraz, nie w taki sposób. Po każdym momencie słabości próbowałam odwrócić swoją uwagę, nawet jeśli miałoby to być kręcenie się w kółko.
Pewnego pochmurnego dnia wśród gąszczy drzew i krzaków rozbrzmiał zgrzyt, szelest. Desperackie sapanie ustąpiło wyrazowi skupienia, a nastawione uszy wyłapywały dźwięk zbliżającego się czworonoga, który szybko pojawił się przede mną. I tak oto rozpoczęła się moja historia ze sforą.
Mimo wszystko, w szybkim czasie pokochałam swoich nowych właścicieli. I myślę, że z wzajemnością. Zwłaszcza małą Cassie, która wiecznie miała energię na wspólne spacery i ganianie się po parkach. Dużo spędzałam czasu wśród zgiełku miasta, ponieważ zbyt długie przebywanie w domu nie kończyło się dobrze dla dobytku właścicieli. Brakowało mi po prostu ruchu, którego na farmie miałam pod dostatkiem. Miałam przeczucie, że rodzina jest zbyt zapracowana na spędzanie ze mną czasu, ale Cassie zawsze dawała się wyciągnąć do zabawy, nawet gdy odrabiała lekcje. Bardzo ją lubiłam. Była zawsze uśmiechnięta, taka wesoła iskra, która potrafiła rozpromienić cały dzień. Zawsze mówiła na mnie Rosie, powtarzając to imię w kółko i w kółko. Niedługo potem zaczęto przedstawiać mnie jako Primrose, które było połączeniem imion nadanych przez ówczesnych i wcześniejszych właścicieli. Podobało mi się to imię.
Z czasem zauważyłam, jak rodzice i Cassie coraz częściej chodzą ze spuszczoną głową i ponurą miną. Nie wychodziliśmy już tak często na spacery, a jak już wyszliśmy, to twarze ludzi zasłaniały maski lub szale. Pewnego dnia państwo Howardowie mocno się pokłócili. Wiem, że to ja byłam powodem kłótni. Pani Howard próbowała wpłynąć na decyzję męża, a zapłakana Cassie wręcz go o to błagała. Zdając sobie sprawę, że nic nie wskóra, pobiegła do mnie i wtuliła się w moje futro szepcząc, że nie pozwoli mnie skrzywdzić; że mnie nie zostawi.
O świcie Pan Howard zaprowadził mnie do lasu. Nie prowadził mnie na smyczy, a na grubym sznurze, którego koniec mocno oplótł wokół ręki, gdy zatrzymaliśmy się przy masywnym drzewie w głębi lasu. Spojrzał na sztywną gałąź na wysokości jego oczu, a potem na mnie. Nie pozwoliłam mu oderwać od siebie wzroku, przeszywał mnie lęk i strach, gdyż wiedziałam, że nie wydarzy się nic dobrego. Krzyczał, żebym nie patrzyła na niego takim wzrokiem, ale w końcu pękł. Klęknął przede mną, złapał za pysk i powiedział, że nie powinien tego robić. Przywiązał do drzewa, po czym uciekł od mojego nawoływania. Próby wyrwania się z uścisku były bezskuteczne. Lina paralotniowa była nie do przebicia, a sznur na tyle krótki, że nie byłam w stanie dotrzeć do miejsca wiązania, które byłoby po drugiej stronie dębu. Położenie się na kępie liści również było nieosiągalne, więc musiałam zadowolić się pozycją siedzącą. W ten sposób mijały dni i noce, które wypełniało uczucie głodu i pragnienia. Czułam, jak mój organizm powoli odmawia posłuszeństwa i osuwa się wzdłuż kory, zaciskając pętle na szyi. Nie chciałam umierać, nie teraz, nie w taki sposób. Po każdym momencie słabości próbowałam odwrócić swoją uwagę, nawet jeśli miałoby to być kręcenie się w kółko.
Pewnego pochmurnego dnia wśród gąszczy drzew i krzaków rozbrzmiał zgrzyt, szelest. Desperackie sapanie ustąpiło wyrazowi skupienia, a nastawione uszy wyłapywały dźwięk zbliżającego się czworonoga, który szybko pojawił się przede mną. I tak oto rozpoczęła się moja historia ze sforą.
Pozostałe informacje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz