Po wyjściu z wagonu przeciągnąłem się. Rozprostowałem łapy i grzbiet, aż coś mi w nim strzeliło. Ostatnimi czasy zaniedbałem swoje treningi na rzecz szerokopojętego zadręczania się. Zbyt wiele czasu poświęcałem na roztrząsanie przeszłości, pozwalając teraźniejszości wejść mi na głowę. Czułem, że nowi mogą to wyczuć i pomyśleć, że jestem za słaby na pełnienie nad nimi pieczy. Dlatego starałem się unikać kontaktów wykraczających poza te niecierpiące zwłoki. Blodhundur była dużo bardziej obciążona pod tym względem. Aczkolwiek, na moje oko, dużo lepiej też sobie radziła. Gdyby była tym zmęczona, powiedziałaby mi. To sobie w niej ceniłem.
Rozejrzałem się po okolicy w poszukiwaniu znajomej sylwetki suki. Niestety, nie znalazłem jej. Jedyny pies w moim polu widzenia bawił się właśnie truchłem szczura. Jak na moje oko, ofiara była trochę za duża jak na gryzonia, ale cóż. W tej rzeczywistości nie powinno mnie to dziwić, ani tym bardziej martwić.
Tak jak z obrazem szczura mogłem się jakoś pogodzić, tak widok Mirage budził we mnie wiele emocji. Jak gdyby nigdy nic zabawiał się zwłokami, kiedy w mojej głowie pojawiały się znajome pyski poległych psów. Straszne. Codziennie zastanawiam się, czy mogliśmy uratować kogoś więcej. Czy to co się wydarzyło było doprawdy konieczne? Nie wiem. Staram się odpowiedzieć na to pytanie już któryś raz. Bezskutecznie. I choć bardzo chciałem dać samcowi nauczkę, był dla mnie nietykalny. Dałem słowo. Tajemnica aż po grób. Więc moje gorsze samopoczucie na pewno tego nie zrujnuje.
Niechętnie ruszyłem w stronę samca, mimo wszystko starałem zachować się bezpieczną odległość. Mirage do samego końca ignorował fakt, że ktoś się do niego zbliża. Jak można być tak nieodpowiedzialnym, pomyślałem już nie po raz pierwszy.
- Nie ma jej tu. - rzucił od niechcenia. Zabrał się właśnie za konsumpcję ofiary. Kostki szczura zgrzytały między jego kłami. Ich chrupanie przyprawiało mnie o mdłości. Na ziemię pociekła krew, samiec oblizał się i w końcu podniósł na mnie wzrok, wyraźnie niezadowolony. Zmarszczyłem nos, powstrzymując się z całych sił przed warknięciem.
- Bo ci tak zostanie, a bez tego daleko ci do ideału - zaśmiał się z własnego żartu. A jego śmiech rozniósł się echem po tunelach metra. Przestraszona para ptaków poderwała się do lotu, Mirage nie spuszczał ze mnie wzroku. Być może wyczuwał moją wewnętrzną chęć zaprowadzenia sprawiedliwości.
- Gdzie Blodhundur? - zapytałem obdartym z jakichkolwiek emocji tonem, ignorując wcześniejsze wypowiedzi samca. Wzruszył ramionami. Spojrzał w dół, wprost na ciało gryzonia, które sterczało między jego łapami. Dał mi tym samym do zrozumienia, że już nie chce ze mną rozmawiać i na pewno nie ma mi nic więcej do powiedzenia. Odszedłem więc zostawiając go samego. Jak zwykle nie dowiedziałem się od niego niczego.
Łapy same zaprowadziły mnie w stronę reszty wagonów. Pomyślałem, że warto sprawdzić ich wnętrze, a nuż natknę się na Blodhundur, która ucięła sobie drzemkę. Omyłkowo trąciłem jakiś kamień, który uderzył w blachę, wydając przy tym nieprzyjemny odgłos. Nie zatrzymało mnie to, nie spodziewając się niczego wyjątkowego kierowałem się w stronę trzecich drzwi. Tu jednak czekała mnie niespodzianka. Zza metalowej ściany wychylał się pies gotowy do ataku. Zmarszczyłem brwi, nie przystając. To dobrze, że był czujny.
- Czy wyglądam ci na szwendacza? A jeśli nie, to czemu się na mnie czaisz? - zapytałem z wyraźną kpiną. Samiec zdążył zmienić pozycję, na odpowiedź nie kazał mi długo czekać.
Romulusie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz