Podstawowe informacje
Charakter
Decoy to niesamowicie samodzielna i dojrzała suczka, jak na dziecko oczywiście. Nie zachowuje się jak dziecko, ponieważ nigdy nie miała szansy na normalne bezpieczne dzieciństwo. Epidemia wywarła na nią duży wpływ, przez co zaczęła myśleć jedynie o własnym przetrwaniu. Trudno od niej oczekiwać jakiegokolwiek przejawu empatii czy chęci pomocy innym przez wewnętrzną potrzebę czynienia dobra. Ona po prostu nie uznaje dobra i zła. Jednostki słabe i bezużyteczne nie mają wartości w jej oczach, podobnie jak ci, którzy jedynie polegają na innych i nie biorą swojego losu we własne łapy. Przez większość czasu jest małomówna. Robi tylko to, czego chce i co jest jej potrzebne. Nie oznacza to jednak, że jest źle nastawiona do innych psów. Nie jest z premedytacją niemiła i odnosi się kulturalnie do innych, szanując wyżej postawionych. Otacza się znajomymi, by w razie czego móc poprosić o pomoc, nawet jeśli nie są to prawdziwi przyjaciele. Lubi ich mieć, pod warunkiem, że to do niczego jej nie zobowiązuje. Jest interesowną egoistką. Nie pomoże nikomu, jeśli wie, że nie będzie z tego nic miała. Nie lubi, gdy wymaga się od niej przysług czy zaangażowania na podstawie więzi emocjonalnej. Nie szuka pozycji władzy nad innymi, raczej stawia na działanie po cichu, którym doprowadzi do pożądanej sytuacji. Jest małą intrygantką, pewną siebie, znającą swoje słabe i mocne strony, które potrafi odpowiednio wykorzystać. Łatwo przebacza wszelkie złośliwości, jeśli tylko nie dotyczą jej braku umiejętności przetrwania. Za obrazę uważa również nadmierne cackanie się z nią czy ulgowe traktowanie. Zemsta przychodzi jej z prawdziwą radością i satysfakcją. Docenia towarzystwo starszych i mądrzejszych od siebie, którzy są skłonni dzielić się z nią wiedzą, ponieważ cechuje się ciekawością świata i szybko się uczy. Może być postrzegana jako natrętna i nieustępliwa, ponieważ gdy się kogoś uczepi, rzadko kiedy odpuszcza, nawet przy otwarcie wrogiej postawie drugiej strony. Zazwyczaj nie dba o to, jak postrzegają ją inni, co za tym idzie, nie dba o wygląd. Nie jest rzadkością widok umorusanej suczki we wnętrznościach i krwi. Decoy potrafi być brutalna i jest skłonna do popełniania złych moralnie czynów. I raczej nic w tym dziwnego, skoro od dzieciństwa przebywała w świecie, który zaoferował jej nic poza widmem śmierci, krążącym nad tymi, którzy nie potrafią zatracić swoich wartości.
Historia
Decoy dorastała tak, jak dorasta większość bezpańskich psów (oczywiście, jeśli mają szczęście znaleźć podobne miejsce) - w jakimś opuszczonym budynku, śmierdzącym śmiercią i rozkładem. Przyzwyczajona do widoków brutalnych i nieprzyjemnych, nie przeżyła szoku, gdy nadeszła epidemia. Może jedynie nieobecność ludzi była pewną zauważalną zmianą. Bezdomni, którzy dokarmiali jej matkę, pewnego dnia zawlekli ją w kąt pomieszczenia i zatłukli rozbitą butelka. Dwumiesięczna wówczas Decoy została zapakowana do worka, w którym razem z rodzeństwem wyniesiono ją na zewnątrz. Szczenięta wołały matkę, która jednak nie mogła im odpowiedzieć, ponieważ w tym samym czasie jej ciało przysypywane było ziemią. Uwięzieni w ciasnej ciemnej przestrzeni, czekali. Czekali, choć nic się nie działo. Stopniowo zaczynali robić się głodni, chciało im się pić. Krzyczeli na zmianę, lecz nikt nie reagował. Trwali w ciemności, przerażeni, usiłując się wydostać. Aż w końcu pojedyncze głosy zaczynały cichnąć. Stawały się coraz słabsze, coraz mniej słyszalne. Po jakimś czasie zamilkły.
Wtedy też jedyną pozostałą przy życiu, wycieńczoną Decoy zalały promienie słońca. Fala zapachów, kolorów, wrażeń. Zimne, zaczynające się rozkładać, ciała rodzeństwa po kolei zostawały wznoszone w górę i niknęły w ciemnej gardzieli wielkiego ciemnego potwora pokrytego zakrzepłą krwią i pyłem. Potrafiła się zebrać jedynie na cichy pisk, gdy bestia podniosła ją, również z zamiarem pożarcia. Pies zatrzymał się, z jego gardła dobiegł mrożący krew w żyłach głęboki pomruk. Postawił ją na ziemi i przypatrzył jej się dokładnie. Mark nie był zadowolony, że jego posiłek jeszcze oddycha. Obrzucił ją ostatni raz obojętnym spojrzeniem i położył się, by dokończyć obiad. W końcu został jeszcze jeden martwy szczeniak, którego do tej pory swoim ciałem przykrywała Decoy. Przyglądała mu się podczas gdy nieznajomy rozrywał brzuch brata i wyjadał z niego co smaczniejsze organy. A potem już nic nie było takie same.
W pierwszych dniach jej obecność denerwowała dorosłego psa. Kłapał szczękami i warczał, ilekroć zbliżała się do niego na mniej niż dwa metry. Nie zwracał na nią uwagi, przekonany, że w końcu dopadnie ją szczur, wpadnie gdzieś, skąd już nie wyjdzie, albo zwyczajnie się zgubi. Decoy jednak na przekór tym nadziejom nadążała za Markiem, a nawet niekiedy wyprzedzała, gdy skradał się powoli, usiłując nie wywołać hałasu swoimi ciężkimi krokami. Ona bezszelestnie przemykała obok i zawsze odskakiwała na czas, gdy rzucał się w jej kierunku, zirytowany jej obecnością.
Lecz stopniowo zaczął dostrzegać plusy małego szczenięcia chodzącego za nim krok w krok. Naśladowała go, uczyła się, obserwując. Nie potrzebowała słów, by wywnioskować, po co Mark codziennie szuka gnijących zwłok i tarza się w nich. Nie potrzebowała ich również, by zrozumieć, jakich miejsc należy unikać i jakie stworzenia mogą ją skrzywdzić, a jakie nadają się do jedzenia. Żywiła się resztkami jego posiłków, których on nie mógłby już chwycić swoimi wielkimi zębami. Do tego była mała, zwinna i szybka. Mogła przejść ścieżkami niedostępnymi dla niego albo umknąć przed szwendaczami, które mogła zwabić w określone miejsce.
Wkrótce jej rolą stało się odciąganie szwendaczy, w czasie, gdy on pożywiał się lub eksplorował jakieś miejsce. Była dobrym wabikiem. Nie zawracał sobie głowy nadaniem jej imienia, pewny, że podczas którejś z tych ryzykownych akcji, zwyczajnie nie zdąży się wywinąć zombie. Określeniem tym sama zaczęła się nazywać w myślach. Mark jednak miał rację i już wkrótce nadszedł czas, gdy noga Decoy dosłownie jej się podwinęła. Upadła, nie zdążyła się odsunąć, poczuła straszliwy ból. Mark obserwując to z daleka odwrócił się i odszedł, pewien, że przegryzione gardło równa się śmierci.
Decoy została zarażona, ale jakimś cudem udało jej się uciec. Z pewnością miało na to wpływ niesamowite szczęście i splot sprzyjających okoliczności. Gdyby nie wygłodniałe stado szczurów, które nagle wyszło z pobliskiej sterty śmieci i rzuciło się na wciąż jeszcze świeże zombie, nie udałoby się. Gdyby ciało szwendacza nie przykrywałoby jej, nie udałoby się.
Po tym zdarzeniu nie poruszała się zbytnio. Żywiła się ostatkami zombie, owadami i małymi gryzoniami, które kręciły się w pobliżu zwłok. Żyła w ciągłym strachu, że szczury ją znajdą, że rana nie zagoi się. Wciąż zachowywała się tak, jak nauczyło ją przebywanie z Markiem. Aż w końcu została odnaleziona i trafiła do sfory.
Wtedy też jedyną pozostałą przy życiu, wycieńczoną Decoy zalały promienie słońca. Fala zapachów, kolorów, wrażeń. Zimne, zaczynające się rozkładać, ciała rodzeństwa po kolei zostawały wznoszone w górę i niknęły w ciemnej gardzieli wielkiego ciemnego potwora pokrytego zakrzepłą krwią i pyłem. Potrafiła się zebrać jedynie na cichy pisk, gdy bestia podniosła ją, również z zamiarem pożarcia. Pies zatrzymał się, z jego gardła dobiegł mrożący krew w żyłach głęboki pomruk. Postawił ją na ziemi i przypatrzył jej się dokładnie. Mark nie był zadowolony, że jego posiłek jeszcze oddycha. Obrzucił ją ostatni raz obojętnym spojrzeniem i położył się, by dokończyć obiad. W końcu został jeszcze jeden martwy szczeniak, którego do tej pory swoim ciałem przykrywała Decoy. Przyglądała mu się podczas gdy nieznajomy rozrywał brzuch brata i wyjadał z niego co smaczniejsze organy. A potem już nic nie było takie same.
W pierwszych dniach jej obecność denerwowała dorosłego psa. Kłapał szczękami i warczał, ilekroć zbliżała się do niego na mniej niż dwa metry. Nie zwracał na nią uwagi, przekonany, że w końcu dopadnie ją szczur, wpadnie gdzieś, skąd już nie wyjdzie, albo zwyczajnie się zgubi. Decoy jednak na przekór tym nadziejom nadążała za Markiem, a nawet niekiedy wyprzedzała, gdy skradał się powoli, usiłując nie wywołać hałasu swoimi ciężkimi krokami. Ona bezszelestnie przemykała obok i zawsze odskakiwała na czas, gdy rzucał się w jej kierunku, zirytowany jej obecnością.
Lecz stopniowo zaczął dostrzegać plusy małego szczenięcia chodzącego za nim krok w krok. Naśladowała go, uczyła się, obserwując. Nie potrzebowała słów, by wywnioskować, po co Mark codziennie szuka gnijących zwłok i tarza się w nich. Nie potrzebowała ich również, by zrozumieć, jakich miejsc należy unikać i jakie stworzenia mogą ją skrzywdzić, a jakie nadają się do jedzenia. Żywiła się resztkami jego posiłków, których on nie mógłby już chwycić swoimi wielkimi zębami. Do tego była mała, zwinna i szybka. Mogła przejść ścieżkami niedostępnymi dla niego albo umknąć przed szwendaczami, które mogła zwabić w określone miejsce.
Wkrótce jej rolą stało się odciąganie szwendaczy, w czasie, gdy on pożywiał się lub eksplorował jakieś miejsce. Była dobrym wabikiem. Nie zawracał sobie głowy nadaniem jej imienia, pewny, że podczas którejś z tych ryzykownych akcji, zwyczajnie nie zdąży się wywinąć zombie. Określeniem tym sama zaczęła się nazywać w myślach. Mark jednak miał rację i już wkrótce nadszedł czas, gdy noga Decoy dosłownie jej się podwinęła. Upadła, nie zdążyła się odsunąć, poczuła straszliwy ból. Mark obserwując to z daleka odwrócił się i odszedł, pewien, że przegryzione gardło równa się śmierci.
Decoy została zarażona, ale jakimś cudem udało jej się uciec. Z pewnością miało na to wpływ niesamowite szczęście i splot sprzyjających okoliczności. Gdyby nie wygłodniałe stado szczurów, które nagle wyszło z pobliskiej sterty śmieci i rzuciło się na wciąż jeszcze świeże zombie, nie udałoby się. Gdyby ciało szwendacza nie przykrywałoby jej, nie udałoby się.
Po tym zdarzeniu nie poruszała się zbytnio. Żywiła się ostatkami zombie, owadami i małymi gryzoniami, które kręciły się w pobliżu zwłok. Żyła w ciągłym strachu, że szczury ją znajdą, że rana nie zagoi się. Wciąż zachowywała się tak, jak nauczyło ją przebywanie z Markiem. Aż w końcu została odnaleziona i trafiła do sfory.
Pozostałe informacje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz