Był prawie że niedostrzegalnie od niej niższy, ale też smuklejszy, o sylwetce wyraźnie innej od tej, którą mogła poszczycić się ona. Pokrywająca jego ciało sierść była średniej długości, w niektórych miejscach nieco krótsza czy dłuższa, a do tego biała, lecz gęsto pokryta czarnymi i szarymi plamkami, z wyjątkiem łap czy karku, szyi i piersi. Wszystko to było jednak jedynie wierzchołkiem góry lodowej, wręcz nieporównywalnym z jej ogromną skrytą pod powierzchnią wody częścią. Ważniejsza w osobie mieszańca była mowa jego ciała. Gdy kroczył, robił to ostrożnie, nieustannie wręcz się skradając, co, jak się jej zdawało, najprawdopodobniej było cechą charakterystyczną psów, które miały już większe pojęcie o życiu w takich warunkach - kto wie, może i ona w przyszłości miała zacząć się skradać, by już nigdy tego nie zaprzestać? Gdy zatrzymał się przed zebranymi szeptaczami, sama jego postawa mogła zdradzać, kto z zebranych w pomieszczeniu starej restauracji jest liderem owej grupy. Przez chwilę, jeszcze zanim zaczął mówić, zdawało jej się, że odebrała bijący od niego sygnał, by jego podwładni wbijali w niego spojrzenia, jakie posyła się władcom, lecz uczucie to szybko minęło, gdy przemówił. Wtedy musiała po prostu patrzeć na niego z uwagą, chłonąć słowa, które w żadnym przypadku nie miały głaskać szeptaczy. Arogancki i pewny siebie aż do bólu generał przemawiał wprawnie manewrując głosem, wiedząc doskonale, jaki zabieg zastosować, by jego słowa zostały odebrane w pożądany przez niego sposób.
Przywódcami sfory mogli być Blodhundur i Malcolm, lecz gdy chodziło o samą grupę szeptaczy, królem i władcą był Xavier.
Gdy Catelyn usłyszała, że samiec wydaje, przynajmniej według niej, osoby zupełnie niedoświadczonej, co należało brać pod uwagę, dość niewymagające i możliwie łatwe do wykonania zadania, była święcie przekonana, że i ją czeka coś o podobnym poziomie trudności - po co w końcu mieszaniec miałby rzucać świeżą krew na głęboką wodę, podczas gdy miał przed sobą również parę psów, które na pewno znacznie lepiej od niej poradziłyby sobie z trudniejszym zadaniem. Przeliczyła się jednak, wiedziała już w momencie, gdy zamiast własnego imienia usłyszała jedynie suchy zaimek osobowy. Zdanie "Dla ciebie mam coś specjalnego." również nie brzmiało szczególnie zachęcająco. Mimo to oczywiście gdy kiwnięcie głowy generała oznajmiło szeptaczom, że mogą się rozejść do swoich zadań, ona pozostała na swoim miejscu, by już po chwili ruszyć za milczącym aktualnie psem.
Nie wiedziała, czego miała się spodziewać, a fakt, że kroczyli w zupełnym milczeniu nie uspokajał jej ani trochę. Była jednak pewna, że nie mogła dać się ponieść swym obawom, musiała zdać się na psa, któremu niekoniecznie ufała. Mijali kolejne budynki, aż w końcu była w stanie określić, gdzie się kierują. Most przed nimi rósł coraz bardziej i bardziej, a ona widziała coraz więcej i więcej szwendaczy. Zerknęła niepewnie na samca, za którym podążała, lecz ten nie poświęcał jej ani grama uwagi, po prostu szedł przed siebie.
- Jak powinnaś już wiedzieć, za most wybiera się mało kto spośród tych, którym życie miłe, zazwyczaj zapuszczają się tam głównie łowcy. - Odezwał się w końcu, jego głos dość cichy, lecz niezmiennie budzący respekt. - Szwendaczom oczywiście to nie przeszkadza i co chwila z lasu nadciąga ich tu coraz więcej. Tak jak w tym momencie, za chwilę cała ich chmara wejdzie na most. - Wiadomość o nadchodzących żywych trupach wypowiedział w taki sposób, jakby informował ją o zawartości należącego do sfory magazynu, bez jakiegokolwiek przejęcia. - Masz dosłownie pół minuty, by obmyślić strategię walki z nimi. - Dodał, tym razem bardziej dobitnie.
- Strategię? - Mruknęła, czy może raczej jęknęła. To on tu dowodził, czyż nie? Czy to nie on właśnie powinien przedstawić jej strategię ich działania? I czy strategia była im w ogóle teraz potrzebna? Czy nie mogli po prostu zaatakować grupki zombie?
- Tik tak. Jak nie ruszysz w tym momencie głową, zaraz ci ją oderwą. - Nie usłyszała w jego głosie warknięcia, którego tak bardzo się spodziewała.
- Jest ich chyba pięć, do tego teraz, póki są na moście, idą dość zwartą grupką. Chyba powinniśmy to wykorzystać i zaatakować jak najbliżej mostu, nie pozwolić im się rozproszyć. Ale tam, w bagnie, jest ich jeszcze więcej, tak? - Spojrzała na niego, na jej pysku zapewne malowała się rozpacz.
- Dziesięć sekund. Musisz podjąć decyzję. - Usłyszała jedynie w odpowiedzi. Nie była w stanie pojąć, w jaką gierkę właśnie pogrywał z nią Xavier, nie mogła zrozumieć jej zasad. Czy to było coś, co robił każdemu nowemu psu w szeregach szeptaczy, test, który trzeba było zdać, żeby móc funkcjonować na tym stanowisku? Czy jednak to tylko ją chciał zgnębić lub po prostu dać zabić tym wlokącym się w ich stronę stworom?
- Nie możemy dać im podejść zbyt blisko miasta, ale sami chyba też nie powinniśmy podchodzić zbyt blisko bagna. Może jeśli staniemy gdzieś w środku drogi i zwrócimy na siebie ich uwagę, by szły wyłącznie w naszą stronę... - Ucięła, nie będąc pewna, czy to cokolwiek da.
- Dwie sekundy. - Czy on naprawdę nie zamierzał jakkolwiek zadziałać? Przecież to on powinien tu decydować!
- Złoty środek. - Mruknęła tylko, poddając się.
Nie dodając do tego nic, wykonała kilka kroków przed siebie, w kierunku mostu i, tym samym, truposzy. Znalazła idealne według siebie miejsce i czekała przez ułamek sekundy, aż pierwszy z szwendaczy znajdzie się w jej zasięgu. W tym krótkim czasie zdążyła się już przygotować, nie tracąc chwili rzuciła się więc na zombie. Kolejne były tuż za nim, już po chwili i ich zakończone pazurami palce ją dosięgały.
Nie była pewna, czy Xavier walczy wraz z nią. Nie była pewna, czy jej plan był dobry. Wiedziała jedynie, że chciała jeszcze trochę pożyć, więc musiała dać z siebie wszystko, ze strategią czy bez niej, ze wsparciem, czy bez niego.
Xavier?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz