- Zadowolona? - Zeskoczył na podłogę. - Dasz mi w końcu odpocząć?
Suczka obrzuciła go pobieżnie wzrokiem, machając ogonem. Wyminęła psa i szybkim susem znalazła się poza wagonem. Łowca, wciąż podirytowany, stanął na krawędzi i krzyknął za nią:
- I nie wracaj, smarkulo!
Ani myślała wracać, przynajmniej przez pewien czas. Skoro uprzykrzanie mu odpoczynku hałasem nie okazało się najlepszym pomysłem, postanowiła w ten czy inny sposób zmusić go, by zaczął pracę, dzięki czemu mogłaby poprzyglądać się polowaniu. Dobrze wiedziała, gdzie znajdują się magazyny, do tej pory obeszła stację chyba z pięćdziesiąt albo więcej razy. Przebywając tu przez cały czas, zdążyła poznać wszelkie schowki a także ich zawartość. Łowcy musieli przynosić zwierzynę do wagonu, który znajdował się mniej więcej w połowie pociągu, tam, gdzie gromadziła się większość sfory. Dostęp był łatwy i właściwie każdy mógł sobie wyciągnąć stamtąd cokolwiek, jeśli tylko tego potrzebował. A Decoy właśnie odkryła, że jest głodna. Sama nie da rady zjeść wszystkiego. Tak... Pomyślmy chwilę.
Rozejrzała się, dostrzegając niedaleko dwie medyczki. Obie suczki kojarzyła, głównie dzięki temu, że na zmianę zajmowały się jej raną po ugryzieniu szwendacza. Siedziały obok siebie, porządkując lekarstwa i rozmawiając przyciszonym głosem. Decoy postanowiła się dołączyć i zobaczyć, czy może jej znajome również nie jadły śniadania.
Tokio i Raisa przywitały ją przyjaźnie i zaczęły wypytywać o stan rany, na zmianę oglądając ją i komentując to, że dobrze się wygoiła. Decoy rozejrzała się po kawałku podłogi, na którym medyczki porozkładały dziwne mikstury, opatrunki, płyny, ususzone zioła i bandaże. A więc nie zajmowały się segregowaniem lekarstw tylko najwyraźniej robiły inwentaryzację.
- Pomyślałam, że przyda się pomoc - zaoferowała się młoda suczka, zerkając z nadzieją w oczach na obie medyczki.
- Pewnie, że się przyda. To miłe z twojej strony. - Tokio uśmiechnęła się i przysunęła w jej kierunku skrzynkę z roślinami dostarczonymi przez zielarzy. - Wystarczy, że je policzysz i potem powiesz nam, ile jest tych z żółto-białymi liśćmi, ile z czterolistnych i ile zielonych szyszek.
Decoy kręciło w nosie od nieprzyjemnego zapachu ziół i medykamentów ale nie narzekała. Każda z roślin miała inną, w ocenie młodej suczki, okropną woń, ale przynajmniej miała możliwość nauczenia się czegoś nowego. Rozłożyła przed sobą w szeregach zioła i starając się ich nie uszkodzić, liczyła lekkim dotknięciem łapy. Raisa, która tuż obok składała bandaże w równy stos, od czasu do czasu rzucała jakąś ciekawostkę na temat dotykanych przez nią kwiatów, liści i łodyg.
Dzięki temu Decoy poszerzyła swoją wiedzę o następujące fakty: Białą Pleśń, której było w zapasach równo dwadzieścia, wykorzystywano do produkcji leków, które wspomagały gojenie. Z Czterolistnika można było zrobić zarówno maść jak i eliksir. Było go nieco za mało bo jedynie pięć sztuk, dlatego Tokio postanowiła poprosić jednego z zielarzy o przyniesienie kilku aby uzupełnić zapasy. Ostatnich zielonych szyszek o najbardziej intensywnym zapachu, przez które Decoy kichnęła kilka razy, używano w jednym jedynym przypadku, do sporządzenia mikstury o nazwie Wyjec. Był to Chmiel i Decoy naliczyła aż czternaście pękatych owoców tego gatunku.
- Bardzo dziękujemy za pomoc. - Zamachała puszystym ogonem Tokio, gdy suczka poinformowała ją o ilości wszystkich roślin. - Może w przyszłości zostaniesz zielarką i będziemy pracować razem częściej?
- To nie dla mnie - odparła Decoy, kichając gdy drażniący zapach znów dotarł do jej nosa. - Ale mogę przynieść coś na ząb.
- O, dobrze. - Medyczka uśmiechnęła się, pozytywnie zaskoczona. - Właściwie zrobiło się już trochę późno, ale drugie śniadanie nie zaszkodzi. My jeszcze mamy do przepatrzenia kilka lekarstw.
Decoy bez zbędnych dalszych pogawędek ruszyła w kierunku wagonu, gdzie łowcy przynosili upolowaną przez siebie zwierzynę. Wskoczyła do środka i popatrzyła na dwie, niemal równe sterty. Zbliżyła się do tej z prawej strony, zauważając kilka ptaków. Wciągnęła zapach, który był jej obcy. Z pewnością ten ktoś, ktokolwiek to był, polował na zewnątrz. Mimo że kusił ją smacznie wyglądający posiłek, odwróciła się w kierunku drugiego stosu zwierzyny. Ten pachniał wyraźnie samcem, którego widziała na stacji. Kilka szczurów, głownie tych większych i zmutowanych ale także ich mniejsi kuzyni żyjący w tunelach.
Suczka chwyciła za ogon dwa mniejsze szczury, biorąc je dla siebie na śniadanie. Z większymi poradziła sobie, wytaczając je poza wagon. Cztery z nich powinny spokojnie wystarczyć dla dwóch medyczek, tym bardziej, że były raczej większymi psami. Decoy po kilku minutach zdołała wyrzucić wszystko z wagonu, a wtedy odwróciła się, zerkając na stos łowcy, który właśnie przestał być stosem a stał się jednym zmutowanym szczurem na którego grzbiecie leżał mniejszy, w dodatku dość chudy. Zadowolona z siebie, chwyciła dwa z czterech wyrośniętych zwierząt za ogony i powlokła je w stronę medyczek.
Zrobiła jeszcze dwa kursy aby przynieść drugą część posiłku dla Raisy i Tokio oraz dwa mniejsze szczury dla siebie. Już widziała oczami wyobraźni jak jej łowca wyrusza po kolejną porcję zapasów mięsa. Najlepsze w tym wszystkim było to, że jednocześnie zdobyła kilka punktów u medyków, których zawsze dobrze było mieć po swojej stronie. Przysłużyła się sforze, pomogła w czymś innym psom, a samiec, który jeszcze chwilę temu warczał na nią groźnie, będzie musiał znów wziąć się do pracy, same plusy.
Resztę dnia spędziła na kręceniu się po stacji, od czasu do czasu zerkając z daleka na wagon, w którym spał łowca. Schowana bezpiecznie za filarem, zerwała się na równe nogi, gdy zauważyła swoją "przybraną mamę" i zarazem wybawicielkę od śmierci Blodhundur, kroczącą w stronę pociągu. Nie wyglądała na zadowoloną. Samica wskoczyła do środka i nie minęło kilka chwil a zaspany łowca wyszedł z wagonu, podążając za przywódczynią.
Decoy nie miała chwili do stracenia, nie chciała zgubić samca, który kierował się w stronę tuneli. Zacisnęła zęby i szybko pobiegła ku resztom swojego posiłku. Po szybkim wytarzaniu się w nich, co zamaskowało jej naturalny zapach, zaczęła znów obserwować psa, którego ogon znikał właśnie w jednym z wyjść ze stacji. Suczka szybko opuściła swój punkt obserwacyjny i wskoczyła na tory, idąc tropem łowcy. Gdy tylko znalazła się tam, gdzie dookoła pełno było gruzu, pyłu i piasku, nie omieszkała uzupełnić swój kamuflaż o mniej zwracające uwagi zapachy niż krew. Cicho zaczęła iść ciemnym tunelem, w którym zniknął samiec. Była gotowa.
Gotowa by zobaczyć jak wygląda prawdziwe polowanie.
Johnny?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz