Pogodynka
Pora roku: lato
Oto czas, który niegdyś kojarzył się i ludziom, i ich czworonogom z wakacjami. Niektórym dopisywało szczęście i towarzyszyli swym właścicielom w rozmaitych podróżach, inni zaś, przerzucani z rąk do rąk, od babci do ciotki, czuli się odrzuceni i niechciani. W dzisiejszych czasach lato przynosi jedynie nieznośne upały, które błagają o wywieszenie jęzora, a wraz z przygrzewającym słońcem wzmacnia się odór szwendaczy, wędrujących między lasem a ruinami. To także sezon najsilniejszych burz, tornad i innych anomalii pogodowych, siejących chaos. Deszcze są ciepłe, powyłupywane chodniki miasta rozgrzane i gotowe do smażenia na nich jajek, bekonu i poduszek psich łap, a zombie - rozleniwione i spowalniane szybszym rozkładem ciał.
Wędrowny Handlarz
Aktualnie jest nieobecny.
Hej, dzieciaki, chcecie może trochę świeżego towaru? Mam tu coś na młodość, na starość, na szybkiego samobója... A może chcesz żyć wiecznie albo urodzić bachora... ekhem, szczeniaka, bez niczyjej pomocy? No już, chodź, rozejrzyj się, nie pożałujesz! Charcik, zadowolony z zysków, zapewnił psiaki, że niebawem wróci na tereny stada, by ich skroić z kolejnej porcji Kostek. Zrozumiał, że kluczem do sukcesu są zniżki!
Stan Sfory
Stan: Zagrożenie klęską
Mroczne dni nadeszły... Sforzan dopadły rozmaite, ciężkie do zgryzienia nieszczęścia, które przepowiedziała im dwójka przybyszów - A'lel i Viy Curay. Ponadto skąpa ilość łowców w stadzie z wolna zaczyna zbliżać psy do wielkiego głodu, bo ileż pożywienia może zapewnić jeden czy dwójka polujących? Dziś pewne jest jedno: dopóki plagi trwają, nikt nie zazna spokoju, żaden żołądek nie zapełni się do cna, a suchość w pyskach i strach będą nam stale towarzyszyć. Strzeżcie się, bo biada tym, którzy nie dołączą do grupowej akcji ratowania Sfory albo spróbują przetrwać w pojedynkę!

13 maja 2020

Od Tokio CD. Remusa

Mój towarzysz wlepił wzrok w podłogę między łapami. W wagonie zapanowała niezręczna cisza. Przyznam szczerze, że nie miałam sumienia jej przerywać. Poczułam w brzuchu charakterystyczne ukłucie, być może zbyt śmiało wysunęłam propozycję wspólnego zamieszkania? I to speszyło psa...? Zakręciłam się parę razy w miejscu, starając się ułożyć brudne koce jak najwygodniej. Byłam bardzo zmęczona, Remus także nie wykazywał chęci dalszego zapoznania się, więc uznałam, że przysłużę się nam i udam się na spoczynek. Po zwinięciu się w kłębek zmrużyłam oczy. Prawie natychmiast zasnęłam. Świadomość, że jestem bezpieczna na pewno mi w tym bardzo pomogła. 
Pierwsza noc minęła mi bardzo spokojnie i nad wyraz przyjemnie. Gdy się przebudziłam, byłam zaskoczona, że wciąż jestem niewyspana. Powieki wciąż były ciężkie, choć odnosiłam wrażenie, że spałam całą wieczność. Być może na tym polegał paradoks całej sytuacji. Pierwsza "normalna" noc, a mój organizm nie wie jak ma się odnieść do głębokiego snu, bez włączania trybu czuwania. Nawet jeśli mózg chciał nadrobić minione miesiące, nie da rady tego zrobić za jednym razem. 
Niechętnie podniosłam się z legowiska. Spojrzałam w stronę, gdzie wczoraj siedział Remus. Dzisiaj już go tutaj nie było, a pustka wywołała lekkie uczucie zażenowania. Przeciągnęłam się mimo to i skierowałam w stronę wyjścia z wagonu. 
Na zewnątrz kręciły się psy. Niektóre gawędziły między sobą, inne przesiadywały same i tak jak ja obserwowały toczące się powoli życie. Nikogo jeszcze nie znałam, byłam tu zupełnie anonimowa, a w moim polu widzenia nie dostrzegłam współlokatora. Może ten postanowił się wynieść? Wszak jego torby też nie widziałam... Jeszcze bardziej opadłam z sił na samą myśl o takim wydarzeniu. Czułabym się niezmiernie źle, gdyby pies rzeczywiście opuścił wagon na stałe. 
Och, Tokio, nie panikuj. Może po prostu ma swoje zajęcia, a ty jak zwykle tworzysz teorie spiskowe!
Już po śniadaniu? - usłyszałam za sobą znajomy mi głos. Należał do Malcolma, odwróciłam głowę w jego stronę, posyłając mu uśmiech. Pokręciłam przecząco głową. Z natłoku emocji zupełnie zapomniałam o posiłku. Raczej tym wczorajszym, o dzisiejszym nie miałam jeszcze kiedy pomyśleć.
Samiec spojrzał na mnie krytycznie, po czym rozkazał iść za nim. Zaprowadził mnie do miejsca, w którym psy wspólnie spożywały posiłki. Były tu też zapasy. Ucieszył mnie fakt, że nie byłam skazana na szczurze mięso. I choć brzmi to brutalnie, musiałabym umierać z głodu, aby zdecydować się je zjeść. Dlatego wybrałam rybę, Łowcy dopiero co wrócili z polowania, toteż nie mogłam lepiej trafić. Mięso było świeże, wręcz orzeźwiające. Miła odmiana, gdy przez tyle miesięcy byłam skazana na zajęczaki i wiewiórki. Malcolm, widząc z jakim apetytem kończyłam śniadanie, zaproponował mi dokładkę. Grzecznie odmówiłam i podziękowałam uprzejmie. Owczarek nie nalegał, z resztą, niedługo potem przestał dotrzymywać mi towarzystwa. Podobno wzywały go obowiązki. W jego słowach wyczułam subtelną aluzję, więc również zebrałam się do wyjścia. Rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. 
Prawdę powiedziawszy, nie przychodziło mi do głowy, co ze sobą zrobić. Nikt nie potrzebował doraźnej pomocy, a nie postarałam się o to, żeby dowiedzieć się, za co się zabrać, gdy lecznica świeci pustkami. Postanowiłam więc przespacerować się i poznać okolicę. Podziemia były ogromne. Niczym drugie miasto, które nie uległo chorobie i przeniosło się piętro niżej. Zmieniło parę nawyków i swoich mieszkańców. Nieco surrealistyczne, wręcz nie do pomyślenia. Jednak los potrafi być przewrotny, to co kiedyś wydawało się być majakiem, teraz rozpościerało się przed moimi oczami. Budowle ludzi służyły nam jako schronienie. Solidne konstrukcje gwarantowały względne bezpieczeństwo, wszak szwendacze pewnie wciąż się tu kręciły. Ciekawiło mnie, jak przywódcy kontrolują system tuneli, które łączą poszczególne stacje w różnych częściach miasta i zbiegają się tu - w samym centrum.
Przysiadłam na ogonie. Miałam ogromne szczęście, że trafiłam w to miejsce. 
Powietrze obok mnie nieznacznie się poruszyło, a to znaczyło, że ktoś nadchodził. Odwróciłam głowę w bok. Moim oczom ukazała się smukła sylwetka i błyszczące, bursztynowe oczy. Uśmiechnęłam się do nich delikatnie. 

Remus?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz