Słowa ciemnej odbiły się echem nie tylko w tunelu, ale także w umyśle Hany. Ta natomiast potrzebowała kilka sekund, aby zrozumieć przekaz tego, co właśnie oznajmiła jej nowo poznana Blodhundur. Czuła na sobie jej spojrzenie, owleczone błękitem tych horrendalnie niecodziennych ślepi. Stado. Sfora. Drużyna. Namiastka miejsca, w którym ktoś zawsze na ciebie będzie czekać i stojąc za twym grzbietem, będzie gotowy cię bronić w imię czegoś większego - ku chwale większości. Ostoja, gdzie o tobie nie zapomną, jeśli nie wrócisz do nich przez kilka dni. Haneczce zaszkliły się oczy, na myśl, jak bardzo jej wizja odbiegała od tego, co kiedyś przeżyła. Przed oczyma czarno-białej zamajaczyły się sylwetki jej braci i siostra, z kłami zatopionymi w jej białawej kufie. Natychmiast jednak podniosła łeb w górę, aby nie wyglądać na przygnębioną czy jeszcze słabszą. Dość już miała roli tej nijakiej i niepotrzebnej - zawsze w profesji najbardziej łamliwego ogniwa w zespole. Jest coś warta, choćby dlatego, że właśnie oto ten pies leżący przed nią, o wiele większy i silniejszy, dostrzegł jej pozytywne walory. Suka przełknęła nerwowo ślinę, nadal czując w pysku przyjemny posmak mięsa i resztki włókien między kłami.
— Cała sztuka w tym, aby się dobrze wybić i nie dać się wcześniej zauważyć — powiedziała cicho, ewidentnie przedłużając i próbując zdobyć sobie trochę więcej czasu.
Blodhundur skinęła głową i nadal kontynuowała iście dziwny proceder w postaci obserwowania czarno białej. O dziwo, Hance to teraz niespecjalnie przeszkadzało. Gdy tylko przekonała się, że suka nie ma wobec niej złych zamiarów, całkowicie się uspokoiła i jej obecność przestała Hanie wadzić. Owczarek nie miał pojęcia, jak się ma zachować. Jedna jej część krzyczała, aby się zgodzić bez najmniejszego zawahania. Aby zawołać donośnie, że tak, że chce dołączyć do sfory i być częścią czegoś większego. Jednak inny fragment jej umysłu przyduszał ją i rozkazywał łapom wbrew jej woli, by się jak najszybciej wycofała i uciekła w miejsce, z którego przybyła. Do rzeczy poukładanych, starych i nie dawać wiary nowym perspektywom, które otwierały przed nią swe wrota. Haneczka po kilku minutach całkowitej ciszy, przerywanej jedynie oddechami obu psów, odezwała się pewnym głosem.
— Myślę, że z wielką chęcią dołączę do twojej sfory, Blodhundur — oznajmiła stanowczo i pozwoliła, aby na jej pysk wpełznął uśmiech — I tak nie mam gdzie wracać, a skoro jest okazja wstąpić w wasze szeregi i robić to, co się dobrze potrafi, to nie mogłabym odmówić.
— Bardzo się z tego powodu cieszę — odparła dość przyjaznym tonem i ruszyła opuszkami łap w rozciągającym geście — Każda para łap gotowych do pracy się przyda, w szczególności, że mamy deficyt psów polujących. Wiesz, z głodu nie chcemy poumierać.
Wypowiedź Blodhundur urwało głośne kwilenie, które przeszyło na wylot całą okolicę. Hanka ruszyła nerwowo uszami, gotowa do zrywu, lecz głos suki ją powstrzymał.
— Tu jesteśmy bezpieczne.
— To... dobrze. Ale nie potrafię się tego wyzbyć - odruch — wlepiła wzrok w swoje łapy i poruszyła nimi, gdy uświadomiła sobie, że się jeszcze nie przedstawiła — Mam na imię Hana... Hana. Tak, Hana. Po prostu Hana.
— Cóż, witaj w sforze, Hano.
— Cała sztuka w tym, aby się dobrze wybić i nie dać się wcześniej zauważyć — powiedziała cicho, ewidentnie przedłużając i próbując zdobyć sobie trochę więcej czasu.
Blodhundur skinęła głową i nadal kontynuowała iście dziwny proceder w postaci obserwowania czarno białej. O dziwo, Hance to teraz niespecjalnie przeszkadzało. Gdy tylko przekonała się, że suka nie ma wobec niej złych zamiarów, całkowicie się uspokoiła i jej obecność przestała Hanie wadzić. Owczarek nie miał pojęcia, jak się ma zachować. Jedna jej część krzyczała, aby się zgodzić bez najmniejszego zawahania. Aby zawołać donośnie, że tak, że chce dołączyć do sfory i być częścią czegoś większego. Jednak inny fragment jej umysłu przyduszał ją i rozkazywał łapom wbrew jej woli, by się jak najszybciej wycofała i uciekła w miejsce, z którego przybyła. Do rzeczy poukładanych, starych i nie dawać wiary nowym perspektywom, które otwierały przed nią swe wrota. Haneczka po kilku minutach całkowitej ciszy, przerywanej jedynie oddechami obu psów, odezwała się pewnym głosem.
— Myślę, że z wielką chęcią dołączę do twojej sfory, Blodhundur — oznajmiła stanowczo i pozwoliła, aby na jej pysk wpełznął uśmiech — I tak nie mam gdzie wracać, a skoro jest okazja wstąpić w wasze szeregi i robić to, co się dobrze potrafi, to nie mogłabym odmówić.
— Bardzo się z tego powodu cieszę — odparła dość przyjaznym tonem i ruszyła opuszkami łap w rozciągającym geście — Każda para łap gotowych do pracy się przyda, w szczególności, że mamy deficyt psów polujących. Wiesz, z głodu nie chcemy poumierać.
Wypowiedź Blodhundur urwało głośne kwilenie, które przeszyło na wylot całą okolicę. Hanka ruszyła nerwowo uszami, gotowa do zrywu, lecz głos suki ją powstrzymał.
— Tu jesteśmy bezpieczne.
— To... dobrze. Ale nie potrafię się tego wyzbyć - odruch — wlepiła wzrok w swoje łapy i poruszyła nimi, gdy uświadomiła sobie, że się jeszcze nie przedstawiła — Mam na imię Hana... Hana. Tak, Hana. Po prostu Hana.
— Cóż, witaj w sforze, Hano.
Wyruszyli, gdy tylko obie odpoczęły i rozprostowały łapy. Było to ciężkie zadanie w tak wąskim korytarzu, ale Hana nie narzekała - dawno nie czuła się tak spokojna. Przez całą drogę prowadziła Bludhundur, która wydawała się znać wszystkie te miejsca na wylot. Haneczka była pewna, że gdyby zasłonić jej ślepia, ta i tak dotarłaby bez przeszkód tam, gdzie by chciała. W końcu była tu Przywódcą, choć według Hany nie potrzebowała tego tytułu, by roztaczać wokół siebie aurę wyższości i to nie w złym sensie.
Hanka prawie zadławiła się powietrzem, kiedy obie nieco weszły pod ziemską kopułę. Duchota uderzyła w jej nozdrza, a półcień ogłupił zmysły.
— Trzymaj się mnie. Z czasem będziesz znać te korytarze jak własne łapy, ale teraz możesz łatwo się zgubić — powiedziała z pewnością w głosie, choć po chwili dodała, obracając się za siebie — Będziemy szli okrężną, ale bezpieczniejszą drogą.
Hana skinęła głową, pokładając ufność w czarnej. Ruszyła, gdy Blud zerwała się i ruszyła szybkim truchtem w ciemną otchłań, kompletnie nieznaną do tej pory dla czarno białej.
W pierwszej chwili Hana niechętnie zmrużyła powieki, by potem zamrugać kilkakrotnie. Ciemność nie chciała spełznąć jej z oczu i suka czuła się niepewnie - cholernie niepewnie. Nie widziała nic a mdły zapach wilgoci i grzybów zagłuszał wszystkie inne. Była ślepa w każdym możliwym calu. Znowu zaczęła zalewać ją fala strachu, choć nie tak intensywnego jak wcześniej. A co, jeśli już jej tak zostanie a ciemny wilczur ją tu tylko zwabił...? Niemożliwe, myślmy rozsądnie. Nie po to by jej pomogła... Haneczka szybko odegnała te myśli od siebie i skupiła się na tym, by równo stawiać kroki po chropowatej nawierzchni. Beton. Cała ta przestrzeń musiała być wyłożona tą dziwną fakturą, która nie ustępowała nawet kłom. Chłód od podłoża nieprzyjemnie drażnił łapy Hanki, która zmęczona wcześniejszą ucieczką, chwiejnie je stawiała. Korytarz raz był wąski i ciemny, a raz szeroki i pełen światła, wpadającego przez wyrwy w suficie, boleśnie rażącego jej zwężone źrenice.
Przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele ewidentnie było skutkiem obfitego posiłku, jaki dane było jej zjeść kilka godzin wcześniej. Zazwyczaj Hance wystarczała jedna wrona czy przepiórka, aby przeżyć i być w stanie truchtać przez niecałe dwa dni. Pożywienia nie było za wiele i organizm musiał się dostosować do tego, co dostawał i zapadłe boki owczarka wyraźnie o tym informowały. Parka świeżych oliwkowozielonych ptaków o czerwonym mięsie i szczur, którego bebech przykryty był grubą warstwą tłuszczu, były prawdziwą ucztą dla Hany. Ucztą, której sponsorem była także Blodhundur. Hanka w swych rozmyślaniach dopiero teraz głębiej zahaczyła o temat dziwnej nieznajomej. Wcześniej była zbyt zmącona strachem i zmęczeniem, aby brać cokolwiek innego niż podstawowe potrzeby pod uwagę. Teraz jednak krążyła wokół tematu suki, który wydawał się jej nad wyraz interesujący. Idąca przed nią sylwetka ledwie majaczyła się jej przed ślepiami, choć Hana wyraźnie czuła jej obecność. Jej intencje wydawały się suczce znajome, choć nie potrafiła ich dopasować do żadnego znanego jej szablonu. Uratowała ją, to pewne. Hana może pożyłaby w tym dziwnym miejscu przez pewien czas, ale szanse na to, by dożyła kolejnej wiosny w miarę zdrowa, były przerażająco niskie. Jedzenia tutaj było na pewno mniej niż na połaciach leśnych stepów. a samemu polować jest wbrew pozorom trudniej. Moralność Hany, tak wiele razy skrzywdzona, nie potrafiła pojąć, że ciemnobrązowa suka z jasnymi plamkami mogła jej pomóc z własnej i nieprzymuszonej woli. Wszędzie doszukiwała się ewentualnej korzyści po stronie Blodhudur, jednak nie potrafiła takowej znaleźć. Przyjęła, że Blud ma czyste intencję, co sprawiło, że się przełamała i przestała patrzeć na wilczura przez pryzmat podejrzliwości. Postanowiła jednak urwać ten temat i skupić się na drodze, gdyż otoczenie ewidentnie zaczęło zmieniać swą strukturę.
— Trzymaj się mnie. Z czasem będziesz znać te korytarze jak własne łapy, ale teraz możesz łatwo się zgubić — powiedziała z pewnością w głosie, choć po chwili dodała, obracając się za siebie — Będziemy szli okrężną, ale bezpieczniejszą drogą.
Hana skinęła głową, pokładając ufność w czarnej. Ruszyła, gdy Blud zerwała się i ruszyła szybkim truchtem w ciemną otchłań, kompletnie nieznaną do tej pory dla czarno białej.
W pierwszej chwili Hana niechętnie zmrużyła powieki, by potem zamrugać kilkakrotnie. Ciemność nie chciała spełznąć jej z oczu i suka czuła się niepewnie - cholernie niepewnie. Nie widziała nic a mdły zapach wilgoci i grzybów zagłuszał wszystkie inne. Była ślepa w każdym możliwym calu. Znowu zaczęła zalewać ją fala strachu, choć nie tak intensywnego jak wcześniej. A co, jeśli już jej tak zostanie a ciemny wilczur ją tu tylko zwabił...? Niemożliwe, myślmy rozsądnie. Nie po to by jej pomogła... Haneczka szybko odegnała te myśli od siebie i skupiła się na tym, by równo stawiać kroki po chropowatej nawierzchni. Beton. Cała ta przestrzeń musiała być wyłożona tą dziwną fakturą, która nie ustępowała nawet kłom. Chłód od podłoża nieprzyjemnie drażnił łapy Hanki, która zmęczona wcześniejszą ucieczką, chwiejnie je stawiała. Korytarz raz był wąski i ciemny, a raz szeroki i pełen światła, wpadającego przez wyrwy w suficie, boleśnie rażącego jej zwężone źrenice.
Przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele ewidentnie było skutkiem obfitego posiłku, jaki dane było jej zjeść kilka godzin wcześniej. Zazwyczaj Hance wystarczała jedna wrona czy przepiórka, aby przeżyć i być w stanie truchtać przez niecałe dwa dni. Pożywienia nie było za wiele i organizm musiał się dostosować do tego, co dostawał i zapadłe boki owczarka wyraźnie o tym informowały. Parka świeżych oliwkowozielonych ptaków o czerwonym mięsie i szczur, którego bebech przykryty był grubą warstwą tłuszczu, były prawdziwą ucztą dla Hany. Ucztą, której sponsorem była także Blodhundur. Hanka w swych rozmyślaniach dopiero teraz głębiej zahaczyła o temat dziwnej nieznajomej. Wcześniej była zbyt zmącona strachem i zmęczeniem, aby brać cokolwiek innego niż podstawowe potrzeby pod uwagę. Teraz jednak krążyła wokół tematu suki, który wydawał się jej nad wyraz interesujący. Idąca przed nią sylwetka ledwie majaczyła się jej przed ślepiami, choć Hana wyraźnie czuła jej obecność. Jej intencje wydawały się suczce znajome, choć nie potrafiła ich dopasować do żadnego znanego jej szablonu. Uratowała ją, to pewne. Hana może pożyłaby w tym dziwnym miejscu przez pewien czas, ale szanse na to, by dożyła kolejnej wiosny w miarę zdrowa, były przerażająco niskie. Jedzenia tutaj było na pewno mniej niż na połaciach leśnych stepów. a samemu polować jest wbrew pozorom trudniej. Moralność Hany, tak wiele razy skrzywdzona, nie potrafiła pojąć, że ciemnobrązowa suka z jasnymi plamkami mogła jej pomóc z własnej i nieprzymuszonej woli. Wszędzie doszukiwała się ewentualnej korzyści po stronie Blodhudur, jednak nie potrafiła takowej znaleźć. Przyjęła, że Blud ma czyste intencję, co sprawiło, że się przełamała i przestała patrzeć na wilczura przez pryzmat podejrzliwości. Postanowiła jednak urwać ten temat i skupić się na drodze, gdyż otoczenie ewidentnie zaczęło zmieniać swą strukturę.
Hana niemal wpadła na Blodhundur, której chwilę później posłała przepraszający uśmiech. Nie chciała jej pokazać, że jest niezdarą. Ba, pełna werwy Haneczka chciała pokazać, że przywódca sfory dobrze zrobił, wybierając ją i przyjmując w progi swej sfory. Przeniosła spojrzenie na dosyć duże pomieszczenie, zwieńczone ogromną, betonową kopułą ze skalnymi wyrwami. Nieco promieni słońca przedostawało się tu z powierzchni, dzięki czemu wszystko było dobrze widać. Dawne twory ludzi stały na dwóch metalowych ośkach, tworząc długi ciąg żelaznych pudeł. Wokół nich kręciło się kilka psów, które na jej widok zerknęły na nią z ciekawością i pewną dozą sympatii w ślepiach. Suka cofnęła się o krok, wyraźnie zdenerwowana. Tyle psów w jednym miejscu... Hana pierwszy raz widziała coś takiego i nie chodziło jej tylko o zbiorowisko bliskich gatunkowo jej istot. Co prawda, te dziwne, grube druty widziała, gdy maszerowała w to miejsce. Zniżyła łeb, aby im się dokładniej przyjrzeć.
— To tory — powiedziała ciemna suka i rozluźniła nieco mięśnie, najwidoczniej czując się tu bezpiecznie — A to metro, nasza baza i schronienie w jednym. Znajdujemy się dokładnie w centrum miasta, a raczej tego, co kiedyś z niego zostało.
Hance zaświeciły się oczy z ekscytacji, a pysk otworzyła, aby zadać jeszcze kilka pytań. Mimowolnie czuła, że jej życie może się tutaj diametralnie zmienić.
— To tory — powiedziała ciemna suka i rozluźniła nieco mięśnie, najwidoczniej czując się tu bezpiecznie — A to metro, nasza baza i schronienie w jednym. Znajdujemy się dokładnie w centrum miasta, a raczej tego, co kiedyś z niego zostało.
Hance zaświeciły się oczy z ekscytacji, a pysk otworzyła, aby zadać jeszcze kilka pytań. Mimowolnie czuła, że jej życie może się tutaj diametralnie zmienić.
— Możesz tutaj trochę odpocząć. Na pewno jesteś zmęczona po podróży.
Hana rozejrzała się wokoło i zaciągnęła się powietrzem, przesiąkniętym zapachem starego drewna i kurzu. Suka kichnęła i niepewnie wskoczyła przez otwarte drzwi. Czuła zapach innego psa, ale pokój na kołach był w całości pusty; jedynie gdzieniegdzie leżały koce czy kawałki materiałów. Hana zbladła, dostrzegając, jaki bałagan i chaos tu panuje.
Nagle zdała sobie sprawę, że Blodhundur zostawiła ją samą. Odwróciła się gwałtownie, nie zwracając uwagi na kłębiące się wokół niej pajęczyny i wychyliła łeb z wagonu kolejowego, próbując dostrzec znajomą sylwetkę. Ku szczęściu borderki, ta zdążyła odejść tylko na kilka kroków. Hana spięła mięśnie i zeskoczyła miękko z pomieszczenia, w którym mieściło się jej nowe legowisko.
— Bludhundur — zawołała w stronę psa, zdając sobie sprawę, że nie powiedziała rzeczy najważniejszej — Dziękuję, że mnie przyjęłaś do sfory. Jestem naprawdę wdzięczna.
Hana rozejrzała się wokoło i zaciągnęła się powietrzem, przesiąkniętym zapachem starego drewna i kurzu. Suka kichnęła i niepewnie wskoczyła przez otwarte drzwi. Czuła zapach innego psa, ale pokój na kołach był w całości pusty; jedynie gdzieniegdzie leżały koce czy kawałki materiałów. Hana zbladła, dostrzegając, jaki bałagan i chaos tu panuje.
Nagle zdała sobie sprawę, że Blodhundur zostawiła ją samą. Odwróciła się gwałtownie, nie zwracając uwagi na kłębiące się wokół niej pajęczyny i wychyliła łeb z wagonu kolejowego, próbując dostrzec znajomą sylwetkę. Ku szczęściu borderki, ta zdążyła odejść tylko na kilka kroków. Hana spięła mięśnie i zeskoczyła miękko z pomieszczenia, w którym mieściło się jej nowe legowisko.
— Bludhundur — zawołała w stronę psa, zdając sobie sprawę, że nie powiedziała rzeczy najważniejszej — Dziękuję, że mnie przyjęłaś do sfory. Jestem naprawdę wdzięczna.
Niebieskooka?
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz