— Wiadro?
— Wiadro.
— Będę do tego... zbierać zwierzynę, prawda?
— Ryby, będąc dokładnym. Twoim pierwszym celem będzie złowienie tych dziwnych stworzonek w jak największej ilości a potem przyniesienie ich tutaj. Niestety, Xawier ma rację i mamy ostatnio braki w zapasach a liczba pysków do wyżywienia się nie zmniejsza.
Hana wzięła oddech, aby zaoponować, jednak coś wyraźnie jej to odradzało. Z trudem posłuchała swego wewnętrznego doradcy w postaci dobrego przeczucia i przekrzywiła jedynie łeb. Dawno nie łowiła istot, których łuski zawsze śmiesznie strzelały pomiędzy kłami - zawsze jakaś odskocznia od szczurów i myszy. Swojego zaskoczenia nie ukrywała, choć spodziewała się, że zostanie wysłana w pogoni... za czymś większym. Że pomoże bardziej, aniżeliby łowiąc jedynie kilka ryb. Miała świadomość, że jest warta trochę więcej niż wiadro karasi.
— Dam z siebie wszystko! — odezwała się i pozwoliła, aby jej pysk wkroczył raźny uśmiech.
Jeśli ma łowić ryby, złowi ich całe wiadro a kto w drodze powrotnej zabroni jej doskoczyć z zamiarem upolowania innych zwierząt? Pokaże, że jest przydatna a po za tym, respektowała słowa czarnej. Czuła do niej wszelako rozumiany szacunek, spowodowany między innymi tym, że to właśnie ona wprowadziła ją do sfory i tłumaczyła nawet najdrobniejszą rzecz, która Hance nie dawała spokoju.
— Tylko wróć w całości, dobrze? — głos Blodhundur odbił się echem w wagonie — Sfora nie potrzebuje kolejnych martwych trucheł. Nie szwendaj się też nigdzie daleko, bo niczego tu nie znasz.
— Zrozumiano, dziękuję za radę — odpowiedziała i dość chaotycznie zakręciła się w kółko — Postaram się wrócić przed zmierzchem. To... do zobaczenia!
Hana wzięła uchwyt w zęby i skrzywiła się, gdy zimna rączka zjechała jej na dziąsła. Ostatni raz spojrzała się na siedzącą sukę, posłała jej uśmiech przekrzywiony trzymanym przedmiotem i wyskoczyła z wagonu, wprost na jej pierwszą wyprawę. Nie, żeby była podekscytowana, ale... no cóż. Może trochę rozpierała ją energia.
Hanka wypuściła z pyska wiadro i oblizała wargi jęzorem, chcąc choć na chwilę pozbyć się metalicznego posmaku naczynia. Mlasnęła kilkakrotnie w reakcji na swędzące podniebienie i rzuciła wściekłe spojrzenie ciemnemu tunelowi, przed którym zatrzymała swe łapy. Mroczna wyrwa sama w sobie nie straszyła Haneczki swym istnieniem, sukę bardziej przerażał syf czy istoty, jakie towarzyszyły temu miejscu.
— Niebiosa ukochane, sprawcie, aby biel na mojej sierści bielą pozostała i żeby nic po drodze mnie nie zjadło — suczka wymamrotała błagalnie z przymkniętymi powiekami i wydała z siebie coś w rodzaju fuknięcia — Komu w drogę, temu czas.
Dość szybkim krokiem ruszyła w stronę ciemności i gdy tylko znalazła się poza zasięgiem światła, wyraźnie przyśpieszyła. Droga przebiegła dość spokojnie a Hana żadnych przeszkód fizycznych nie napotkała. Bo o dzikiej walce, jaką w sobie toczyła, gdy musiała po brzuch zanurzyć się w niezidentyfikowanej i jakże śmierdzącej wodzie, nie trzeba wspominać. Suka jednak podniosła wtedy wysoko łeb, aby nie ubrudzić względnie czystego wiaderka i z zapałem brnęła dalej. Jedyną rzeczą, co doprowadzało Cynthię do szału, było skrzypienie. Przeklęte piski wydobywające się z uchwytu wiadra za każdym razem, kiedy tylko łowczyni poruszyła łbem. Każdy krok naznaczony był cierpieniem Hankowych uszów i tylko wspomnienie wartkiej wody pozwalało jej odetchnąć spokojnie.
Gdy tylko Hana ujrzała pierwsze promienie słońca, jej umysł przepełniła mimowolna radość. W ślepiach zabłysnęły ogniki, które od kilku tłumione były przez panujący w ruinach metra półmrok. Od niedawna należała do sfory i choć łatwo było się jej przyzwyczaić do tego trybu życia, to te duszne korytarze wysysały z niej życie. Nie narzekała, źle by się czułą, gdyby to robiła, ale brakowało jej tej ogromnej przestrzeni i świeżego powietrza, które dawała jej leśna knieja. Hana otworzyła szerzej oczy, kiedy zobaczyła postrzępione dachy ludzkich budowli i gęste obłoki snujące się leniwie po niebie. Błękitny nieboskłon uraczył ją przepięknym widokiem, za którym tak bardzo tęskniła. Haneczka upojnie zachłysnęła się powietrzem, które miało w sobie coś więcej aniżeliby dominującą woń stęchlizny. Wypuściła z pyska wiadro, które z brzdękiem upadło na żwir i potoczyło się wprost pod ścianę. Hana natychmiast spięła mięśnie i całkowicie straciła zainteresowanie swymi myślami. Nie może stracić głowy dla jednej, głupiej chmury, prawda? Przecież ma misję do wykonania. Rozejrzała się po okolicy i stwierdziła, że chwilowo jest bezpieczna. Tunel doprowadził ją przed walący się budynek, który otoczony wysokim płotem, odgradzał ją od dość sporej ulicy widocznej przez szpary pomiędzy pojedynczymi szprychami. Wzrok suki zatrzymał się na leżącym w kącie ręczniku. Materiał wydawał się wytrzymały i na tyle gruby, by bez problemu utrzymać ciężar wiadra. Młode dziewczę szybko rozpatrzyło w głowie wszystkie za i przeciw, o dziwo, wygrała myśl, aby ów przedmiot pożyczyć. Ręcznik powinien dobrze posłużyć jako izolator pomiędzy biednymi wargami suczki a metalicznym posmakiem - dodatkowo może uda się jej dzięki temu stłumić to irytujące skrzypienie? Hana złapała go za róg i pociągnęła w swoją stronę, tarmosząc po kamiennym podłożu.
— Zobaczymy, czy się na coś przydasz, stara szmato.
Haneczka rozwinęła zmiętolone płótno i czule położyła metalowy węborek, co nie okazało się jakimś przesadnie trudnym zadaniem.
Jednak pewna myśl uderzyła Hanę niczym grzmiąca iskra z nieba, nie dając suczce choć chwili spokoju. Jak do tej rzeki dość? Wprawdzie Blodhundur wspominała coś o dwóch traktach, ale to właśnie do łaciatej należał ostateczny wybór trasy.
— Hanka, do cholery, myśl.
Opcje były dwie. Przedmieścia i centrum miasta. Dwie odmienne drogi o różnych obliczach. Suka przez chwilę siedziała w ciszy, mamrocząc coś pod nosem. To najłatwiejsze zadanie, mówili. Nic trudnego, mówili. Niech sobie te "mówili" w rzyć wsadzą, bo ona musi tutaj działać i wybrać, którą drogą do tej rzeki dojdzie. Nie żeby chciała się popisać przed niebieskooką, ale przynajmniej sprawić, że ta nie poczuje zawodu jej osobą. W końcu przyjmując ją do sfory nie liczyła, że dostanie bezwartościowe truchło marnujące zapasy, prawda?
Hana westchnęła, podniosła się z pozycji siedzącej i odbiła na prawo, w stronę centrum miasta. Nie chciała ryzykować wejściem na nieznane tereny, jeśli ma możliwość przejścia przez te, które już kiedyś na oczy widziała - w uszach dudniła jej też rada ciemnej. Perspektywa straty niezwykle cennego czasu i wejścia na być może niebezpieczne przedmieścia nie za bardzo wpasowywała się w jej schemat działania. Nie chciała ryzykować bardziej, niż było to konieczne - miała ambitny plan powiększyć zapasy sfory nie tylko o ryby, ale może o jakieś ptactwo? Wszystko lepsze, byleby nie te szczury... Hana nie miała do końca pewności, czy były one w ogóle zdatne do spożycia i czy ktokolwiek powinien na nie polować. Te cholery żarły wszystkie resztki, jakie zostawili po sobie długonodzy i uwierzcie, pożerały nawet to, co pokryła już dawno zgnilizna.
Samica bardzo ostrożnie pochwyciła końce materiału, podniosła pakunek do góry i ruszyła w stronę najbliższego budynku, który straszył dawnymi ludzkimi zdobieniami. Wyblakłe już kolory chyliły przed Haną czoło, kiedy ta przekroczyła próg pomieszczenia i rozejrzała się w poszukiwaniu niebezpieczeństwa czy rzeczy, które mogą przydać się sforze. A kto wie, czy nie znajdzie błyszczącego się pojemnika o sycącej zawartości? Człowiek, który nazywał ją Cynthią, miał ich kilka i były wyśmienite - przywódcy sfory na pewno by wiedzieli, jak je otworzyć bez pomocy dziwnych narzędzi. A po za tym, kły dość silnego psa powinny wystarczyć... To dziwne mięso było niebotycznie sycące - sprawiało, że po jednym takim posiłku mogłeś biegać przez cały dzień!
Posmak tkaniny sprawiał, że Hana niemal zwróciła szczura sprzed kilku dziesięciu godzin. A może to był gołąb...? Suka połknęła to, co podeszło jej do gardła i cicho zaskomlała. Ale cóż, wszystko wymaga poświęceń a ona w tej sytuacji była do nich podejrzanie skłonna.
Hana wybiera się w stronę rzeki przez centrum miasta.
Bonus
dodatkowa nagroda za +1000 słów
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz