— Prosiłam cię, żebyś nie zostawiał tych pierdolonych szczurów pod drzwiami naszego wagonu. Ile ty masz lat? Dwa? Czy czujesz się skrycie kotem i przynosisz mi to świństwo w ramach podziękowania? Mirage, przestań się śmiać, mówię poważnie. — Nastroszyłam się, obserwując jak śmieje mi się prosto w pysk. — Ugh! — fuknęłam, kiedy pies zaczął imitować nieudolnie kocie miauknięcia.
Odwróciłam się energicznie i ruszyłam w przeciwną stronę, mamrocząc wulgarne określenia. Nie miałam do tego dupka pretensji, jego poczucie humoru doskonale wpasowywało się w moje. Przeszkadzał mi za to odór gnijących szczurów spod drzwi, a czasem ukrytych po kątach wagonu. Po dziurki w nosie miałam wdychania smrodu, jaki wydzielały zwłoki, a on zostawiając swoje "niespodzianki" wkurwiał nie tylko mnie, ale i Malcolma razem z Xavierem, którym wystarczająco podpadł swoim ostatnim wybrykiem. Bronienie go przed ich ciętym nastawieniem po krytycznym ciosie, jaki zadało nam spisanie na straty niemal całej Sfory było jednym, ale usprawiedliwianie tego mdlącego odoru jako "żarcików"... przerastało moje dyplomatyczne zdolności. Miałam ochotę to pierdolnąć i pozwolić im skopać zad Mirage tak, jak sobie zasłużył. Ale przecież był moim bratem, nie mogłam pozwolić skrzywdzić kogoś, kto ratował mi życie, zanim się ustatkowaliśmy.
Westchnęłam głęboko, nie zauważając nawet, że przestałam przeć naprzód niczym taran, tupiąc łapami ze złości, zaś przystąpiłam do kręcenia się w kółko i intensywnego myślenia. Trochę ochłonęłam, zaczęłam trzeźwo myśleć.
Panuj nad sobą. Jeszcze pieprzniesz w trakcie furii coś o nosicielstwie, a przecież...
Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy pod nogami przebiegły mi dwa szczury. Świetnie, brakowało mi tylko widoku tych gryzoni, które ostatnimi czasy stanowiły jedynie problem. Coś musiało je spłoszyć, i chyba nawet wiedziałam, kto za tym stał. Zakręciłam oczyma.
— Mirage, możesz po prostu podejść, nie musisz się czaić. Już mi przeszło. Poważnie.
Cisza. Słyszałam tylko pojedyncze krople, które skapywały z sufitu w kałużę na ziemi. Dźwięk niósł się echem, a w tych okolicznościach słyszałam wszystko dwa razy intensywniej niż zwykle. Zastrzygłam uchem i wstrzymałam oddech. Moje źrenice rozszerzyły się, gdy zorientowałam się, dokąd zawędrowałam. Wschodnie skrzydło metra, w dodatku przed dzisiejszym patrolem szeptaczy. Odwróciłam się wolno, ze wszystkich sił pragnąc nie wydać przy tym nawet najmniejszego hałasu. Wlepiłam spojrzenie w ciemność, ulokowaną teraz przede mną. Zmrużyłam oczy i pochyliłam głowę, czując jak sierść na karku wolno zaczyna się jeżyć.
— Mirage? — spytałam po raz ostatni, wyczekując odpowiedzi.
Coś w ciemności poruszyło się niespokojne, płosząc kolejnego szczura. Uniosłam łapę, by ten mógł pod nią przebiec, popiskując przy tym. Zaraz potem z mroku wyłoniła się zgarbiona, wykrzywiona sylwetka zombie, charczącego i bulgoczącego, kiedy dławił się własną śliną wyciekającą spomiędzy tego, co pozostało po jego wargach. Z jego głowy zwisał naderwany płat skóry, zdążył stracić wszystkie włosy. Oczy, pozbawione blasku, były zapadnięte w poturbowanej czaszce. Prawdopodobnie miał wybitą żuchwę. Tylko tyle zaobserwowałam, nim ruszył z jękiem ku mnie, gdy tylko poczuł mój zapach. Cofnęłam się o krok i podkurczyłam łapy, gotowa do wyskoku i powalenia szwendacza.
Poczułam delikatny podmuch na karku, a sekundę później poszybował nade mną potężny pies, któremu powalenie potwora nie sprawiło najmniejszego trudu, podobnie zresztą zmiażdżenie czaszki po chwyceniu jej między kły. Samiec oderwał przy tym uszkodzoną żuchwę trupa i splunął nią w bok, wpatrując się w swoją ofiarę. Z jego gardła wciąż dobiegał warkot, kiedy wwiercał swoje mordercze spojrzenie w zombie, a po jego pysku ściekała brunatna krew. Jaką siostrą bym była, gdybym nie rozpoznała własnego brata, nawet w tych egipskich ciemnościach? Byłabym skłonna wychwycić jego warczenie nawet w środku nocy, wyrwana gwałtownie ze snu.
— Hej, ten był mój. — Podeszłam bliżej. Uśmiechnęłam się do niego, ścierając łapą ciecz z jego pyska. — Zabierasz robotę Xavierowi, nie pierwszy raz. W końcu się wkurwi.
— Nic ci się nie stało? — spytał, kompletnie ignorując wszystko, co zdążyłam powiedzieć, ale nie miałam mu tego za złe, bo po prostu się troszczył, tak jak to miał w zwyczaju. — Skurwiel nie podszedł wystarczająco blisko, żeby cię zranić? — Okrążył mnie, oglądając mnie z każdej strony i wypatrując ran.
— Nie. Wszystko gra. Wybacz, że się przypieprzyłam o te szczury. Po prostu, wiesz, Xavier i Malcolm mają dość tych jebiących gnojków, które wszędzie upychasz. Mają jakiś problem, więc czegokolwiek byś nie zrobił, prawdopodobnie będą się jeżyć. — Przetarłam łapą po pysku, zostawiając na nim smugę krwi, którą starłam niedawno z brata.
Mirage?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz